na psylocybinowym krańcu
detale
raporty wszystko energią
na psylocybinowym krańcu
podobne
Był grudzień 2015, wieczór.. śnieg. Było zimno na zewnątrz. Siedziałam z chłopakiem *Tomkiem i naszym kumplem *Przemkiem w mieszkaniu tego pierwszego i kosztowaliśmy sobie właśnie oparów ganji z bongo, gdy nagle jeden z nich dostał sms-a. Koleś proponował nam ususzone grzybki . Byliśmy już dosyć mocno ujarani,ale postanowiliśmy pojechać po nazwijmy to..temat. Gdy już byliśmy spowrotem odliczylismy sobie po okolo 50 (oni po trochę więcej z racji tego ,ze ja jestem drobna i podatna,a oni..faceci) . Tomek nie raz już kosztował grzybków i innych psychodelikow,więc byl raczej doswiadczony w tego typu przeżyciach ,ale Przemek to był laik w naturalach. Gustowal bardziej w chemikach, plus ziolo. Nastawienie od poczatku mialam sredniawe. Ochota na przeżycie czegoś, powiedzmy mistycznego była niemała, lecz jakos z drugiej strony towarzyszył mi dziwny strach, obawa.. nie wiem, intuicja? W każdym bądź razie postanowiliśmy zjeść już te grzyby. Chłopcy wybrali sposób "zupka grzybowa", a ja nie lubie owijać w bawełnę ,więc zjadłam "na sucho". Ok. Zaaplikowaliśmy.. Kolejny krok,to było czekanie na efekty. Żeby nie było to takie oczekiwanie,to włączyliśmy sobie jakis film, chyba było to o jakichś 3 kolesiach w las vegas,czy gdzieś tam, nie pamiętam, wiem ,że z racji wcześniej palonych zielonych lisci wkręciłam sie w film..
Ci (mam na myśli tych dwóch moich towarzyszy) po jakichś powiedzmy 40min zaczęli COS TAM CZUC. A ja nic... i wkręciło im sie wyjście na zewnątrz.. do lasu.. wspominalam juz, ze był grudzień i śnieg? Jezu.. do dziś pamiętam jak mi się nie chciało... Ubraliśmy się mega ciepło i ruszyliśmy. Ledwo wyszlismy pod klatke , a ja już się trzęsłam z zimna jak pinokio w trocinach. Wszystko wyglądało normalnie, tak jak zawsze. Zero jakichkolwiek obcych odczuć. Jedynie to nieswoje uczucie ,że robię coś nie do końca zgodnego z moim ,nazwę to Wyższym Ja. Pokierowaliśmy się w stronę lasu, który był bardzo blisko, jakieś 10min pieszo. Już wcześniej robiłam tam tripa z Tomkiem i było mega, ale o tym może w innym wpisie. Po wejściu do naszego miesca mocy zaczęłam odczuwać lekkie efekty wzięcia grzybków, ale nie były to takie same odczucia,jak poprzednim razem. Raczej coś w stylu "nieprzyjemnego bycia sobą" . Po prostu dalej, ale bardziej intensywnie czułam ,że jestem w złym miejscu ,w złym czasie i w ogóle w złych okolicznościach,ale kompletnie nie mogłam sobie z tym poradzić. Koledzy czuli się dobrze, bawili się tym stanem, czuli się olbrzymami, śmiali się z tego ,jakie wszystko jest małe, a jacy oni są wielcy. Coś mówili o torach ,ktore przebiegały wzdłuż drogi , mówili coś, że "łaaaał jakie one są wysokie".. tory.. były wysokie wg nich... a ja? Wkurzona na siebie, na nich.. żałowałam, ze wzięłam za mało.. a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało ,bo dalsza część przygody być może będzie świadczyła o tym, że może za dużo.. ale czytajcie dalej. Chodziliśmy po lesie, a ja nagle się zorientowałam, że moi koledzy mają swój wspólny świat, a ja swój. Inny niż ich. Tak jakbyśmy odbierali na innych falach. Tzn oni na swoich, zajebistych i szczęśliwych ,a ja na tak zdołowanych i ..zranionych.. że nie mam słów, by oddać to uczucie na piśmie,ale powiem tylko tyle.. cokolwiek Oni by do mnie nie mówili, ja tego nie rozumiałam. Słyszałam,ale nie słuchałam. Nie dało się. Chciałam im powiedzieć,że coś sie ze mną dzieje ,ale nie umiałam po pierwsze wymyśleć słów ,ktorymi mogłabym to przekazać,a po drugie nie mogłam wydobyć z siebie ani słowa. No i w sumie po trzecie.. niby co mialam im powiedziec? Nie byli wtedy ze mną połączeni na żadnym stopniu komunikacyjnym. Wyobrażacie to sobie? Ja czułam się SAMA w lesie, w nocy, w zimę! Ciemno nie było,bo na grzybkach da się kontrolowac(nazwę to dosyć prostym sposobem) poziom światła w świecie, czyli jak jest nawet ciemno jak w D.. to możesz włączyć sobie światło. Nie wiem jakim cudem ,ale naprawdę na grzybkach tak jest. Udawało mi sie to za pierwszym tripem i na szczęście udało mi się to teraz.. być może po prostu moje zwierzęce instynkty przetrwania w tym momencie nabyły taką MOC,bylebym mogła jakoś to przetrwać.. Po jakimś bliżej-nie-określonym-czasie pobytu w lasku, nagle ogarnęli (jak będę mówiła o NICH to znaczy o *T i *P) , że mam bad tripa w ch.. Ten mniej doświadczony, Przemek, zaczął mi gadać teksty typu "weź sie ogarnij, my się dobrze czujemy, ja pierd.le weź.." i w ogóle ciągle cisnął, że mam się normalnie zachowywać i bardzo próbował to na mnie wymusić, co podziałalo jeszcze gorzej i tylko jeszcze bardziej mnie przybiło. Na szczęście Tomek miał nie raz styczność z bad tripami i wiedział jak się zachować. Gdy odeszłam od nich spory kawałek, by po prostu zrzucić z siebie ten bagaż pretensji ,ktory na sobie czułam, to *T podszedł do mnie i powiedział żebym usiadła na trawie. Zrobiłam to. Było mi bardzo źle. Czułam ,ze chcę wymiotować i umrzeć. Chcialam zniknąć i po prostu przestać się tak czuć. On mnie cały czas uspokajał, wychodziło mu to bardzo dobrze, bo pomimo mojego stanu psychicznego i fizycznego ,dzięki spokojnej rozmowie, w jakiś sposób do mnie docierał.. Poczułam nić porozumienia. Byłam za to jemu bardzo wdzięczna. Nagle poczułam sam strach i nic więcej. W oczach zrobilo mi się biało, nie widziałam kompletnie nic. Sama 'biała biel'.. Kazał mi się położyć na ziemię - tak uczyniłam i w tym momencie - jakby prawie pewność o tym , że właśnie schodzę z tego świata, ogarnęła mój umysł i ciało. Krzyczałam, że nic nie widzę, zatracilam kontakt z rzeczywistością, myślałam,ze przechodzę, na drugą stronę. Naprawdę...!!!!!!! zapewniam Was nie po to, by się usprawiedliwić,ale żeby wam dać do zrozumienia powagę tej całej sytuacji. K.rwa!! Co to było za uczucie, nie życzę nikomu.. zaczęłam się dusić ,czułam jak mnie w ziemię wciska, wciąga, myślałam, że mnie jakieś złe byty wciągają.. pewnie tak było,dlatego, że byłam w takim stanie ,że na pewno byłam dla nich łatwym łupem. Tomek złapał mnie za rękę, zachował zimną krew, za co go podziwiam, i cały czas utrzymywał ze mną kontakt rozmawiając, uspokajając mnie. Tłumaczył mi ,że wzięłam grzyby i mam teraz takie halucynacje, że zaraz mi przejdzie.. oboje wiedzieliśmy ,że jeśli uwierzymy, że to nie są halucynacje, to bedzie tylko gorzej. Dlatego woleliśmy podświadomie i jednocześnie świadomie unikać negatywnych stwierdzeń tej całej skrajnej sytuacji. Kolejna sytuacja z desperackim, a jednocześnie tak bardzo odpowiednim i potrzebnym w tej chwili zwierzęcym instynktem przetrwania. Dzięki Bogu,że mamy takie ukryte "zapasy" Boskiej Mocy ,którą możemy wykorzystać w awaryjnych sytuacjach. :) Po jakimś czasie ,powiedzmy, po około godzinie, zaczęłam dochodzić do siebie. Zaczęłam widzieć kolory, zaczęłam kontaktować gdzie w ogóle jestem ... ten Przemek , jeśli ktoś chciałby wiedzieć ,to cały czas tylko w tym czasie gadał do nas, że mamy się ogarnąć i ogólnie nie rozumiał NIC. Wprowadzał bardzo napiętą atmosferę. Gdy mi przeszło już na tyle, że mogłam wstać to udaliśmy się do domu. Morał z całej wyprawy taki..
-Nie czujesz , ale to naprawdę nie czujesz,żeby tripowac ,to tego nie rób. Może się to skończyć tak jak u mnie.
-Zawsze tripuj z osobą doświadczoną, przewodnikiem, kimś kto będzie Cie wspierał w razie "w".
-Nigdy nie tripuj z "typowym Przemkiem"... od razu sobie daruj ;)
A jeśli spotka Cię taka sytuacja,że ktoś z twoich towarzyszy załapie bad'a ,to postaraj się zachować spokój. Wspierając tą osobę możesz uratować sytuację. Panikując, krzycząc, wymuszając i oczekując od niej czegokolwiek możesz zafundować jej hardcore nie z tego wymiaru. Mam nadzieję, że się podobało.
Ps. Ogólnie polecam grzybki, bardzo. Ale w odpowiednich okolicznościach.
- 14300 odsłon
Odpowiedzi
na psylocybinowym krańcu
Prawda to, należy bardzo starannie wybierać towarzystwo do grzybów. Ludzie zbyt wciągnięci w Babilon niewiele kumają i bardzo dobrze wychodzi im pogarszanie sytuacji.
Życzę Ci, by następny trip z psylo był bogaty w przyjemne bodźce i mistycyzm ;)
from babylon to zion
Ja natomiast najgorsze grzybowe tripy przeżywałam w obecności syjońskich oszołomów. Odkrywczy wniosek: ekstrema/głupota nie idą w parze z sajko.