Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

[dxm] dysocjacyjne spojrzenie wstecz

detale

Substancja wiodąca:
Natura:
Apteka:
Dawkowanie:
35 x 15mg DXM = 535mg co przy masie 75kg daje okrągłe 7mg/kg m. ciała
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Własny dom, późny wieczór, piwko, blancik, kumple, odpoczynek po męczącym dniu przy malowaniu drzwi i framug w domu. Chill
Wiek:
18 lat
Doświadczenie:
Kofeina (codziennie)
Alkohol (z reguły przynajmniej raz na tydzień)
Nikotyna (czasami)
Marihuana (dość często)
Amfetamina (raz)
BB-22 (ok 15g mieszanki 1:30)
AB-FUBINACA (ok 20g mieszanki 1:30)
MXE (ok. 10 razy)
Pentedron (ok 10g)
a-PVP (ok 2g)
2C-P (4 razy)
3-MMC (najwięcej z wszystkich b-k, nie wiem ile)
5-MeO-MiPT (10 razy)
ETH-CAT (ok. 5g)
5F-AKB-48 (2-3 razy)
Etylofenidat (ok 0,5g)
4-PO-DMT (2 razy)
4-MMC (3 razy)
Tianeptyna (Coaxil) (Kilkukrotnie)

[dxm] dysocjacyjne spojrzenie wstecz

Na wstępie napiszę tylko, że pierwotnie nie chciałem pisać z tego TRu. Jednak z perspektywy czasu uznałem, że jest to dość wartościowe przeżycie i powinienem podzielić się nim z innymi, jednak po dwóch miesiącach, nie pamiętam już wszystkiego tak dobrze jak zaraz po przeżyciu, stąd TR nie będzie tak barwny i dokładny jak te pisane zaraz po czy też w trakcie.
Jak już napisałem, S&S przyjazny, towarzystwo doborowe, człowiek zmęczony, nie myśli już o niczym innym niż tylko o zimnym browarze i typowym MJ-owym posmaku w ryjku.

Nie jest to mój pierwszy raz z dyso, lecz jest to mój pierwszy raz z kaszlokiem.
Wcześniej tego samego dnia kupiliśmy 3 paczki Acodinu.

+0 m T (minuta tripa) - Wywalam z blistra wszystkie tabletki. Sobie zarzucam 35, kumplowi 55 (różnica mas 75 - 120). Skręcam bata i nalewam sobie soku, wrzucam do gardła tabletki porcjami, zapijam i połykam. Kiedy procedura jest już skończona wychodzimy na ogród i palimy ukręconego wcześniej J'a. Otwieram browara, rozsiadam się na kanapie i spokojnie się chilluję w dobrym humorze czekając na to co przyniesie mi DXM.

+35 m T - zaczynam odczuwać pierwsze efekty znane mi już z działania MXE - lekkie problemy z podstawowymi czynnościami i koordynacją psychoruchową, innymi słowy, składanie zdań i chodzenie zaczyna być już lekko utrudnione. Zaczynam odczuwać lekkie zmiany percepcji, prawdopodobnie lekkie zmiany w odbiorze kolorów i ostrości obrazu. A. (kumpel, który walił razem ze mną DXM, ten sam z tripreporta o 150mg MXE) twierdzi, że nic nie czuje. Widzę po nim, że jedynie zachowuje się jak lekko podpity - głośniej mówi i częściej śmieje się z iście bezsensownych żartów - typowe.

+50 m T - powoli pojawia się dość specyficzne odrealnienie, nie wiem czy z powodu samego DXM, czy też jego pomieszania z wciąż działającą MJ. Kładę się opróżniając wcześniej drugiego browara do dna, puszczam elektroniczną muzykę - soundtracki z gier. Gaszę światło, siedzimy w prawie całkowitej ciemności, trzeźwy kumpel (N.) stwierdza, ze pobawić się na moim kompie w sąsiednim pokoju i gdyby coś się działo nie tak, mamy go wołać. Okej. Ja zamykam oczy, pojawiają się CEVy. Na razie dość proste wzorki geometryczne o bliżej nieokreślonych kolorach, poruszają się w rytm muzyki. Ciekawe...
Oddaję się temu uczuciu.

+1h T - CEVy przybrały na sile, uczucie odrealnienia i totalnej niechęci do jakiegokolwiek poruszania się i/lub mówienia wzmogło się. Przed oczami zaczęły lecieć mi już nie geometryczne figury, a cały kalejdoskop kolorowych obrazów - obrazów z życia. Przechodziły jeden w drugi, od czasu do czasu wplatając w to jakieś słowo dochodzące gdzieś z moich myśli. Wszystko to miało jakoby składać się w jedną całość, jednak ja tego nie potrafiłem pojąć. A. Dalej praktycznie nic nie czuje, N. siedzi w drugim pokoju grając na kompie. Ja tymczasem nie mam ochoty ani siły mówić, poruszać się, nawet otworzyć oczu. 

+1h 20m T - z drugiego pokoju przychodzi N. Pyta się jak jest. Odpowiadam (chyba), że dobrze. Ten tylko powiedział, że widzi, że dobrze, po czym zapytał się, czy nie chcemy rozłożyć sobie kanapy. A. ochoczo wstał, ja powiedziałem, że nie mam siły. W końcu jednak N. przyszedł ponownie, poprosić mnie o wpisanie hasła do Origina. Poszedłem iście robo-walk'owatym krokiem do własnego pokoju, siadłem przed komputerem i zacząłem pisać. Wpisałem hasło. Źle. Drugi raz. Źle. Trzeci. Źle. Ósmy. Źle. Kurwa!
Zacząłem pisać w oknie, gdzie znaki nie zamieniają się w kropki. O kurwa. W zasadzie, dopiero teraz zauważyłem, że nie patrzę nawet na to co piszę. Bo kurwa nawet nie miałem jak! Litery na klawiaturze były zbyt niewyraźne. Chuj. Przecież potrafię pisać bez patrzenia. Wiem gdzie jaki znak jest. Cóże z tego, skoro hasło (przykład) ,,kalejdoskop1234" zmieniło się w ,,kasjgsaiwl6512". Ni chuja nie potrafiłem wpisać hasła. Co gorsza, nie potrafiłem też go wymówić. W końcu wróciłem do dużego pokoju, gdzie A. dalej borykał się z rozłożeniem kanapy. I tu stał się cud. Ja zamknąłem oczy i odpłynąłem sobie, podczas gdy moje ciało (jak wynika z relacji N.) - w stu procentach trzeźwo, nie robo-zginająco - zaczęło rozkładać kanapę. 15 sekund i gotowe, łóżko całe dla tripowiczów! Łyknąłem sobie soku, zapaliłem szluga, co lekko mnie wynurzyło. Zgasiłem z powrotem światło i położyłem się. Ciemność. Muzyka. CEVy - obrazy.

+2h T - tym razem wiedziałem co mój mózg mi pokazuje. Co DXM mi pokazuje. Co MJ (może) mi pokazuje. To były flashbacki z wszystkich dotychczasowych tripów oraz czasu dziejącego się pomiędzy nimi. Mój mózg pokazywał mi co dzieje się w nim, co dzieje się we mnie, że bania tak naprawdę nigdy się nie kończy. Że odkąd zacząłem bawić się z substancjami psychoaktywnymi, nigdy tak na prawdę nie wytrzeźwiałem. Obrazy przechodziły między sobą, męcząc mnie moimi własnymi doświadczeniami, pokazując mi, że to do niczego nie prowadzi, że jestem niebezpieczeństwem, że nie powinienem wychodzić do ludzi, prowadzić pojazdów. Pokazywał mi, że niczego się już nie nauczę, że nie zdam w tym roku matury, że nie znajdę sobie nigdy pracy, a z obecnej mnie wyjebią, że używki mogą tylko niszczyć. I pokazywał mi zniszczenia. Niszczenie. Tłumaczył, że to złe, że to się nie kończy i, że tego nie da się skończyć, zaczynało mnie to męczyć, zaczynałem w to wierzyć. Zaczynało mnie to boleć. Leciałem w tym czasoprzestrzennym flashbackowym wirze, aż w końcu dotarł do dnia dzisiejszego. W głowie pojawiło się pytanie ,,co dalej?".
Zacząłem się śmiać. ,,Hahahahha, kurwa, ale pierdolenie. Czaisz, że własny mózg pierdoli mi takie głupoty, że aż się z niego śmieję?" - powiedziałem na głos. A. burknął coś tylko, prawie spał. Co teraz? Bomba! powiedziałem sam sobie w myślach i wstałem. 
... a raczej się wyjebałem. Chuj! Kurwa.! Przecież nic nie widzę. Światełka z telewizora i dekodera były wszędzie. I nigdzie. Rozmyły się i skopiowały na cały mój obszar widzenia. Powoli i ostrożnie podniosłem się, chwiejąc się wymacałem włącznik światła i... I ŚWIATŁOŚĆ ! TAK!

Minęły już praktycznie trzy, a może i czas mi się popierdolił i minęły cztery godziny tripa, kij z tym. Jestem zmęczony, jutro trzeba żyć, a po deksie pono jest kac. Poszedłem do N. do swojego pokoju, rozłożyłem leżankę (jemu kazałem kłaść się na swoje [wygodniejsze] piętrowe łóżko, gdyz sam nie byłem w stanie na nie wleźć) i położyłem się na niej. Wszystko sprawiało mi trudność, świat widziany wrócił już do normy, jednak CEVy dalej dawały o sobie znać, co skutecznie utrudniało mi zaśnięcie. W końcu jednak po około 30 minutach N. wyłączył muzykę i kompa i sam poszedł spać, po paru minutach sam odpłynąłem już w kolorową nicość.

Następnego dnia zastnaawiałem się nad sensem tego co mówił mi mój mózg na bani. Doszedłem jednak do wniosku, że to naprawdę pierdolenie. Przy częstotliwości mojego tripowania i względnej odpowiedzialności z jaką do tego podchodzę, oraz tego jak bardzo zależy mi na codziennych obowiązkach (znaczy się, żeby niczego nie zjebać, ma się rozumieć :) ), nie ma takiej możliwości, żeby używki zepsuły mi życie w obecnym tempie. Poza tym... teoria o wiecznej nietrzeźwości jest bujdą z każdego punktu widzenia, słyszał ktoś kiedyś o używce działającej tydzień? dwa? miesiąc? Chyba nie... :) [no, to pierwsze jeszcze może jakoś mieć rację bytu]

Przeżycie było bardzo ciekawe i pouczające, nie spodziewałem sie takiej mocy i takiego odcięcia bo DXMie zmieszanym z MJ. Człowiek uczy się całe życie...

Pozdro!
 

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
18 lat
Set and setting: 
Własny dom, późny wieczór, piwko, blancik, kumple, odpoczynek po męczącym dniu przy malowaniu drzwi i framug w domu. Chill
Ocena: 
Doświadczenie: 
Kofeina (codziennie) Alkohol (z reguły przynajmniej raz na tydzień) Nikotyna (czasami) Marihuana (dość często) Amfetamina (raz) BB-22 (ok 15g mieszanki 1:30) AB-FUBINACA (ok 20g mieszanki 1:30) MXE (ok. 10 razy) Pentedron (ok 10g) a-PVP (ok 2g) 2C-P (4 razy) 3-MMC (najwięcej z wszystkich b-k, nie wiem ile) 5-MeO-MiPT (10 razy) ETH-CAT (ok. 5g) 5F-AKB-48 (2-3 razy) Etylofenidat (ok 0,5g) 4-PO-DMT (2 razy) 4-MMC (3 razy) Tianeptyna (Coaxil) (Kilkukrotnie)
natura: 
Dawkowanie: 
35 x 15mg DXM = 535mg co przy masie 75kg daje okrągłe 7mg/kg m. ciała

Odpowiedzi

Słyszałem o tripie trwającym kilka miesięcy ;P Gościu wziął 13 gałek muszkatołowych i go trzymało przez kilka miesięcy, przez co wylądował w psychiatryku :) Niemniej teoria o wiecznej nietrzeźwości jest bzdurą- tu masz rację. Bardzo dobry trip raport, daję 5 gwiazdek =)

Pozdro!

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media