"turn on, tune in, drop out"
detale
raporty crimson tide
"turn on, tune in, drop out"
podobne
Ostatnio nastąpił mój drugi raz z substancją daną nam dzięki wysiłkowi Hamiltona Morrisa. Tym razem poszedł mix - 65 mg metoksy ze 120 mg DXM + browarek. Więcej nie chciałem, to metoksa miała rozdawać karty przy tym psychostoliku. Poprzednim razem wciągałem 60 mg i było skromniutko, teraz załadowałem te 65 pod jęzor.
Godzina lekko po północy. Po 15 minutach walki z gromadzącą się śliną dałem za wygraną i przełknąłem białe diabelstwo. Smak gorzkawy, ale znośny. Język miałem cały od razu pięknie znieczulony. Po około 20 minutach poczułem delikatne smyranie oznaczające zaproszenie do innego świata i ległem spowity kablami od mp3. Na pierwszy ogień numer Perimeters, Aes Dana oczywiście. Uwielbiam ten kawałek, jest doskonały podczas oczekiwania na mocniejszy wjazd. Wejście pianinka w 5:18 zawsze tworzy klimat tajemniczości i subtelnie buduje napięcie. A wzrosło ono po kolejnych 20 minutach, ale wjazd ten pozamiatał wszelakie moje oczekiwania i od razu zatarł wspomnienie z poprzedniego, średnio udanego tripa. Zostałem dosłownie wystrzelony z mojego ciała w kosmos, gdzie wokół planet usiane były sieci przezroczystych tub połączonych ze sobą w tunele, którymi się przemieszczałem, podziwiając cały nasz układ planetarny z dowolnego miejsca! Samą Ziemię okrążyłem parę razy, bo zorientowałem się po paru chwilach, że mogę sterować tą jakby kamerą, którą się stałem. Coś przepięknego, rękami niemal sięgać gwiazd. To była najbardziej niesamowita rzecz z całej podróży.
Otworzyłem oczy za jakiś czas, lampa była jakby oderwana od sufitu i dopiero po paru chwilach przykleiła się z powrotem na swoje miejsce, pełne klatkowanie obrazu. Pokój, jak to przy takich substancjach, nabrał ogromnych rozmiarów, końcowa ściana będąca w rzeczywistości 3 m ode mnie zdawała się ciągnąć gdzieś hen na horyzoncie. Skromne światło z wygaszacza monitora ożywiało szafkę naprzeciw niego, która stała się ekranem a monitor został projektorem kinowym. Jednak jedyny film jaki chciałem obejrzeć tej nocy był pod moimi powiekami, więc z powrotem je zamknąłem. Metoksa porywa natychmiast, nie daje chwili na odpoczynek, lecz jest to subtelne i piękne porwanie. Rzekłbyś, że kurwa romantyczne nawet. Tańczy z tobą i igra swobodnie flirtując z synapsami.
Łóżko zdawało się wibrować delikatnie, a ja spadałem i spadałem w ciepłą i jasną otchłań. Niektórzy to już pewnie znają, to zapadanie jest magiczne i cudowne. Taaaaak, pomyślałem, niech to trwa wiecznie, teraz przywitamy peak. I miałem rację, ale tego kalejdoskopu i wędrówki po wielu światach opisać już nie sposób, to trzeba przeżyć. Druga sprawa to to, że sam z tego okresu mam jedynie migawki, ale jestem wdzięczny i za to. Browar jednak zrobił swoje, podbił sytuację, lecz jednocześnie wpłynął na pamięć. Pamiętam najwyraźniej przelot przez ogromny wodospad przy jakiejś jaskinii. Ale o dziwo odkryłem też, jakby to ująć, terapeutyczne właściwości metoksy. Rozpatrywałem parę sytuacji z przeszłości w mej głowie, przeżywająć je na nowy, lepszy sposób, co dało mi impuls i inspirację, jak rozwiązać kilka mniejszych problemów w przyszłości. Ciekawy i niespodziewany efekt.
Przy Lone Deranger od mister Posforda odleciałem kompletnie. Pamiętajcie, muzyka jest najważniejsza, to ona jest kluczem. W ogromnym stopniu steruje tripem, choć sami mamy na niego o wiele większy wpływ niż na deksie. Przykład? Przy remixie Gamma Goblins widziałem zielone, śmiejące się skrzaty w jakimś prehistorycznym lesie z ogromnymi paprociami. Jaja jak u McKenny. Kawałek Orphic Trench z kolei przeniósł mnie na statek kosmiczny. Eksterioryzacja całkowita. Statek nie taki stereotypowy, znany z opowieści o porwaniu przez UFO, bo był to ku mojemu zaskoczeniu dokładnie taki sam statek, jak w grze komputerowej Prey. Różnica była jedna, ale zasadnicza. Nie działo się na nim nic nieprzyjemnego. Ot, jakby muzeum do zwiedzania. Masz tu chłopcze bilet i cukierka i pędź przed siebie organicznymi korytarzami. Poezja! Nawet bary szybkiej obsługi były, za ladą oczywiście kosmici, uśmiechnięci i przyjaźni. Moja dusza śmiała się z tych wizji razem z nimi, a mózg jej wtórował. Drug oferuje ogromne możliwości, to tylko parę przykładów.
Możliwość bad tripa w moim przekonaniu przy takiej ilości nie istnieje na metoksie. Wystarczy otwarcie oczu i jesteś z powrotem w domciu, który jest nieco inny, ale to jednak Twój dom, a nie pozaziemski świat. Zamykasz klapki i pac, nie ma Cię, jesteś gdzie indziej albo jesteś nigdzie. Inny wymiar wiruje, wykręca się i Ciebie przy okazji, przemieszcza się nieustannie kpiąc z praw fizyki. Nie wiesz dokładnie gdzie przebywasz, nie wiesz czy jesteś sobą, ale nie chcesz, aby się to kończyło. Deks mi tego nie zaoferował nawet w dużych dawkach, to jest raczej kolejny level, ewolucja dzieje się na naszych komórkach mózgowych. W końcowych chwilach "budziłem" się co chwilę z kolejnych wizji, doznając za każdym razem lekkiego szoku, że jestem tylko i wyłącznie w swoim łóżku. Oczywiście czas nie ma znaczenia, podróż w świecie zdająca się trwać 3 godziny okazywała się być 6 minutami rzeczywistości. So powerful, so sweet.
Zaznaczam, że nie ma żadnego strachu, ani razu nie odczułem wrogości. Było wręcz przeciwnie - ciepło, przyjacielsko i tak, jakby prowadził Cię ktoś za rękę pomiędzy wymiarami. Efekt wyjścia z ciała jest przyjemny i to ogromnie. Ja nie miałem jak niektórzy myśli, czemu nie jestem sobą, kiedy wrócę itp. Byłem ogromnie zadowolony z takiego stanu rzeczy, że jestem tylko jakąś latającą parą oczu, która może wszędzie dotrzeć i wszystko zobaczyć. Siebie jednak nie zobaczyłem ani razu. Następuje też widzenie poprzez przymknięte powieki. Wiem jak to brzmi, ale tak to właśnie wygląda. Trip ciągnąl się i ciągnąl, powoli zmęczenie robiło swoje, aż w końcu usnąłem jak niemowlak po ssaniu cyca.
Rano obudził mnie ból głowy i pulsujące mocno skronie. Niewidzialne imadło ściskało mi głowę, ale napór na szczęście nie był za mocny. Trwało to dwie godziny i było rzecz jasna nieprzyjemne, ale to jedyna cena, jaką zapłaciłem za podróż w dalekie zaświaty. Po 12 wzrok się unormował w pełni, ale chodzenie dopiero około 14 przypominać zaczęło chód trzeźwej persony. I to by było na tyle moi drodzy psychonauci, następnym razem opowiem wam legendę o starciu znieczulonego jęzora z 85 mg białego smoka, tym razem bez domieszek od szewczyka Deksa. Wniosek? Tylko jeden - nie bać się, testować, zapadać się i wirować. Niech muzyka będzie z wami, przyjaciele.
- 14129 odsłon
Odpowiedzi
To, to!
To jest opis prawdziwej, pięknej metoksy. Tak to właśnie wygląda. Lepiej bym tego nie ujął. Patrzcie, tak oto działa metoksy. :)
Fan mocnych wrażeń, z życiem tragicznym.
Godamn chce tego pragne porządam na łożu śmierci
choćby i dziś tu i teraz, ten swiat nic nie znaczy choć łape się czytając te tripy że co rusz jakiś troll odzywa się we mnie i muszę coś z tym jeszcze zrobić żeby mu zamknąc ryj raz na zawsze.