Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

wewnętrzny demon

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
4g
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Set: Dobry, chęć przeżycia czegoś nowego
Setting: Mieszkanie, Wolny czas, Słoneczne czerwcowe popołudnie
Wiek:
19 lat
Doświadczenie:
mdma, amp, 2-cb, dxm, thc, lsd, benzo, alkohol, kofeina w niebezpiecznych dawkach

raporty mikissj2

wewnętrzny demon

Chciałem się z wami podzielić moim bad tripem, gdyż liczę na porady co zrobiłem nie tak.

Nie lubię skreślać używek, i chciałbym spróbować jeszcze raz ale coś muszę zmienić i liczę na waszą pomoc w komentarzach.

 

Wstałem rano z nastawieniem, że dzisiaj przeżyje coś super, nie mam dużego doświadczenia z psychodelikami, ale nastawienie było bardzo dobre, oczekiwałem takiego kwasu tylko, że na wolno.

Wstałem, ogarnąłem wszystko co musiałem tego dnia, na ostatnim miejscu było podjechanie po grzybki, oczekiwałem na ich wyrośnięcie, a potem wysuszenie chyba z miesiąc.

Spotkałem się z dziewczyną ''zielarza'' (którego nazwiemy S.), która dała mi sporą kulkę foli aluminiowej.

Po powrocie do domu zostawiłem grzybki, by następnie udać się do sklepu po cytrynę, gdyż dostałem poradę, aby zmielić grzybki, oraz potrzymać je z 30 min w soku z cytryny, aby żołądek nie musiał się tak męczyć.

Grzybki dokładnie posiekałem i według zalecenia trafiły do soku z cytryny. Przez cały trip była ze mną moja dziewczyna (nazwijmy ja K.), która w zamyśle miała mnie pilnować. Podróż odbyła się w moim mieszkaniu.

Nic nie miałem na głowie, byłem na początku dłuższego wolnego.

 

T + 00:00

Można powiedzieć, że wypiłem 4g grzybków z sokiem z cytryny.

Smak był okropny, z każdym łykiem miałem odruch wymiotny, ale dałem rade.

Wróciłem do sypialni gdzie z K. czekałem na pierwsze efekty.

 

T + 00:20

 

Są pierwsze efekty, ale to nie do końca to, czego się spodziewałem, wszystko faluje, jakbym się ostro nawalił.

Cały świat się kręci, jakbym był na kolejce w wesołym miasteczku, ale na razie nie panikuje.

Nagle karuzela zwalnia i wszystko zaczyna ''oddychać'' kolory wzmożone no i oczywiście te wszystkie twarze gdziekolwiek bym nie spojrzał.

Jest tego za dużo (przynajmniej wtedy tak uważałem) zaczyna się stres przechodzę się po mieszkaniu, wracam i jestem pewny, że chce z tego wyjść (XD).

Mówię K. że mi się to nie podoba, że jest tego za dużo, ona próbuje mnie uspokoić mówi, że jestem w domu, że wszystko jest w porządku, że to tylko faza, że najadłem się grzybków i to przejdzie.

Ja przytłoczony tym wszystkim decyduje się na wymioty, pobiegłem do toalety palce w gardło i lecimy. Palce mogłem włożyć tak głęboko, że jakbym się postarał to bym całą reke tam wsadził :p.

W końcu udało mi się wywołał wymioty, no i zgadnijcie, nic nie pomogło, faza jak była tak trwała dalej w najlepsze. Przypomniałem sobie, co mówił S. żebym nie jadł nic słodkiego, bo faza to mi zejdzie momentalnie.

I może jest to prawda, ale nie miałem jak się przekonać, gdyż jak próbowałem coś zjeść, z automatu miałem odruch wymiotny. Teraz wam opisze to jeszcze raz, ale z perspektywy mojej głowy, przyjąłem sobie na banie, że grzybki niechcący uwolniły w mojej głowie demona, który ukazywał mi się w szczególności przez te wszystkie twarze, demon mówił mi tylko: nie, nie dasz rady uciec.

 

Wiem co nieco o psychodelikach może nie z doświadczenie, ale lubię wiedzieć, co biorę więc cały hr oraz ng zostały przeze mnie przebadane na temat grzybków.

Byłem świadom, że to tylko faza, że to przejdzie, że muszę z tym popłynąć, to wtedy będzie super.

 

T + 00:50

 

Mniej więcej pogodziłem się z tym, że nie ucieknę przestałem próbować, ale to nie znaczy, że przestało mnie to przytłaczać, poszedłem z dziewczyną na balkon.

Na balkonie tylko machałem głową i oczami, bo bałem się, na czym kolwiek skupić. Wszystko się poruszało, no i do tego te twarze, które im bardziej się bałem tym, były bardziej złowieszcze. Prosiłem, żeby K. do mnie mówiła, trochę mnie to uspokajało. K. pisała z S. jak może mi pomóc, jedyną porade jaką dostała to żeby puścić mi coś w telewizji dać mi jedzonko i że nie długo (z faktu że zwymiotowałem wszystko po 30 min od zjedzenia) powinno mi powoli schodzić. Problem z jedzeniem był taki, że nie mogłem nic przełknąć, w telewizor też nie mogłem patrzeć, bo to, co działo się, wokół telewizora zbytnio mnie przytłaczało. Faza nie zaczynała słabnąć tylko była coraz grubsza, nie mogłem nawet spojrzeć na K. bo jej twarz mieniała kolory i kształty.

Nie mogliśmy dłużej siedzieć na balkonie, bo wyglądałem, jak bym się naćpał ( :p ) machając głową i zapierdalając wzrokiem. Wchodząc do domu jeszcze bardziej mnie wszytsko przytłoczyło, co za skutkowało typowym atakiem paniki. Probowałem się uspokoić wymuszając wolniejszy oddech, lecz tańczące mieszkanie dosyć mi to utrudniało. Nawet polewałem głowę lodowatą wodą, żeby dać bodziec na bodziec, ale nic to nie pomogło, w końcu K. wpadła na pomysł, aby mnie przytulić. Na szczęście przytulenie i spokojny ton K. pomogły i wyszedłem z ataku paniki. Przez następny 20 min chodziłem jak pojebany kuchnia-salon-kuchnia-salon-... . W końcu usiadłem i zamknąłem oczy głęboko oddychając, co wyrwało mnie z transu kuchenno-salonowego. Położyłem się blisko K., wjebałem jej się pod koc i oglądałem z nią TikToka, raz zerkając w telefon, raz na to, co się dzieje wokół. Myślą, która przodowała w tamtym momencie, było: okej, już się uspokoiłeś teraz z górki, i faktycznie było z górki.

 

T + 02:30

Dziewczyna z faktu, że widziała, że jestem spokojny przysnęła, bo miała potem coś do załatwienia a niańczenie mnie trochę ją zmęczyło. A ja 1,5h leżałem pod kocykiem, oglądałem film, który po opuszczeniu mojej głowy przez demona, puściły mi grzybki. Wszystko było piękne, poruszało się idealnie nie za szybko nie za wolno, najwięcej czasu patrzyłem się na panele i na obrus w kwiaty. Gdy wszystko powoli zaczęło schodzić, to wstałem i zacząłem podziwiać inne rzeczy, które na kanapie w salonie były poza moim polem widzenia.

 

T + 03:10

Końcówka fazy była trochę jak afterglow po mdma, taki trzeźwy, ale wszystko jest piękne, wsumie źrenice były wyjebane jak po molly. K. poszła załatwić co musiała, a ja zostałem w sypialni patrząc na panele i słuchając muzyki, która przez prawie całego tripa była nieznośna.

 

Przez resztę dnia byłem otępiały i łapałem trzachy, ale czułem się dobrze, nie żałuje tego tripa, chociaż były momenty, w których bałem się o swoje życie, to z chęcią go powtórzę tylko potrzebuje od was rady co zrobiłem nie tak, że początek był, jak istny horror.

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
19 lat
Set and setting: 
Set: Dobry, chęć przeżycia czegoś nowego Setting: Mieszkanie, Wolny czas, Słoneczne czerwcowe popołudnie
Ocena: 
Doświadczenie: 
mdma, amp, 2-cb, dxm, thc, lsd, benzo, alkohol, kofeina w niebezpiecznych dawkach
Dawkowanie: 
4g

Comments

Załadowałeś sobie na pierwszy raz dawkę sporo powyżej progu "heroicznej", aż się trochę dziwię. Mówisz, że czytałeś całego hr, a wymoczyłeś na pierwszego tripa 4g suszonych grzybów w soku z cytryny.

Sok z cytryny rozkłada psylocybinę do aktywnej psylocyny. Wykonuje ten proces, który wykonuje Twój żołądek. Jak wypijesz takiego "drinka", to wjeżdżasz od razu w peak, który jest sporo mocniejszy od takiego po podobnej ilości grzybów zjedzonych normalnie. Można powiedzieć, że Twój trip odpowiadał 6, może nawet 7 gramom tych samych grzybów, gdybyś wziął je bez udziału cytryny, był tylko trochę krótszy.

Na początek powinno się wziąć 2 gramy suszonych, taka ilość daje pełnię efektów jednocześnie umożliwiając zachowanie kontroli nad doświadczeniem.

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media