160 grzybków (by leyus)
detale
raporty pokolenie
- Spotkanie z Krasnalem (by Daft)
- Mój pierwszy papierek (by Yephee)
- To tylko pół kasztana (by Kubek)
- 160 grzybków (by leyus)
- Czekając na oświecenie (by Gothsoul)
- Krew, grzyby, śmierć... (by Homer Huśtawka)
- W pokoju u M. (by Kuba)
- Pierwsze spotkanie z Pnączem Duchów - Ayahuasca (by heja)
- Pure Bliss (by Black Panther)
- Baba na rowerze (by aleXander)
160 grzybków (by leyus)
podobne
Zaznaczam, że tekst ten nie ma na celu namawiania nikogo do zażywania narkotyków ani instruowania jak to robić. Tekst ten służy wyłacznie celom edukacyjnym i doinformowaniu.
Postanowiłem opisać jedno z moich najgorszych doświadczeń z narkotykami, którego nigdy nie chciał bym powtórzyć a jednocześnie patrząc na to z perspektywy czasu dużo mnie to nauczyło i pomogło mi zmienić moje nastawienie do życia. Nikomu też nie polecam powtarzania mojego czynu gdyż sam nigdy nie odważyłbym się zrobić tego ponowanie może to zaowocować chorobą psychiczną lub samobójstwem.
Działo się to około rok temu dlatego nie pamiętam wszystkich szczegółów tego zdarzenia. Był akurat sezon grzybkowy, co owocowało tym, że wielu zbieraczy grzybów oferowało swój towar po bardzo niskich cenach tym bardziej leniwym, którym nie chciało się przejść/przejechać na oddaloną o kilka kilometrów łąke pełną grzybów halucynogennych. Należałem zawsze właśnie do tych leniwych i zgodnie z dewizą, że 8-15 zł za 100 grzybów to nie jest drogo, zakupowałem od różnych ludzi magiczną substancję. W tym czasie miałem w domciu około 90 sztuk małych grzybków które leżały tam od czasu jak zakupiłem 150 sztuk i na dzień dobry wrzuciłem z nich około 40. Były wyśmienitej mocy nie pozostawiającej nic do życzenia.
Zawsze lubiłem grzybki, były dla mnie lepsze i milsze niż zioło, jak tylko przychodził sezon byłem w swoim żywiole, jadłem co tydzień w ilościach 20-70 sztuk i przepalałem najczęściej marihuaną, nie zważając na ostrzeżenia w internecie które mówiły wyraźnie, że nie powinno się ich zażywać częściej niż raz na miesiąc i nie powinno się ich przepalać (www.hyperreal.pl - koniecznie zajrzyjcie zanim cokolwiek zjecie). Wcale mnie to nie martwiło bo jadłem je przez 3 lata i nic mi nie było. Nie obchodziły mnie też opowieści znajomych o bad tripach (złych podróżach - bardzo nie przyjemnych, złych jazdach, depresyjnych z myślami samobójczymi i paranojami) i "zapaściach" (tak to u nas lokalnie się nazywa, chodzi o stan transu do jakiego dążyli szamanie a zjadaczom grzybków zdażało się go czasem łapać mimowolnie co było niezwykle nieprzyjemnym przeżyciem dla ludzi nie wiedzących czym jest ten stan i nie potrafiących się odnaleźć w innym świecie), gdyż poprostu przez te 3 lata nigdy tego nie zaznałem. Święte grzyby obchodziły się ze mną bardzo łagodnie, dając mi przyjemne oddalenie od rzeczywistości połączone z niesamowitą wręcz euforią i zawsze docenianym przezemnie rozszerzeniem świadomości. Jakże więc można było ich nie lubić.
Znajomy akurat zrobił plony i rozprowadzał świetny towar po dość niskiej cenie. Kupowałem od niego po kilka gramów dziennie i paliłem non stop. Właśnie wracałem z jakiegoś wielkiego palenia, strasznie upalony z połówką grama w kieszeni. Spotkałem znajomego który z miejsca spytał czy nie chcę czegoś kupić. Odpowiedziałem mu, że zioło i grzyby mam więc nic nie chcę. Spytał skąd mam zioło i czy dobre. Skąd oczywiście mu nie powiedziałem bo nie wszyscy wszystko muszą wiedzieć, ale pokazałem mu pół grama jakie miałem. Koleś od rana nic nie palił bo zamiast poszukać kogoś z towarem pojechał na łąke zbierać i zaoferował mi zamianę.Około 70 świeżych grzybków za mój towar. Powiedziałem, że nie bo grzyby mam a rano nie będę miał co palić (tak, tak starzy bakacze wiedzą co to znaczy nie mieć rano co palić :(). Stwierdził, że mogę sobie zostawić lufę a reszta (około 2 lufy) idą dla niego, wtedy on będzie miał co palić i ja będę miał co palić. I tak oto stałem się posiadaczem kolejnych 70 grzybków co dawało razem 160. Ucieszony tą jakże korzystną tranzakcją poszedłem, już upalony dopalić jeszcze połowę z resztek marihuany jaką posiadałem. Totalnie upalony wróciłem do domu i mimo swojego stanu niezbyt kontaktowego dość szybko zorientowałem się, że starzy gdzieś wyjeżdżają i wrócą późno. Ucieszyło mnie to bardzo i w mojej ujaranej głowie zrodził się pomysł zjedzenia grzybków.
Gdy tylko wyszli (około 30 min. od momentu mojego powrotu), otworzyłem kartkę w którą było zapakowane 70 grzybków i siedząc wygodnie na tapczanie zacząłem pałaszować je na sucho. Standardowo piłem wywar i nie przepadałem za wolnym wchodzeniem i zbyt długim i trudnym do określenia czasem działania grzybów jedzonych na sucho. Ale tym razem nie zrobiłem wywaru bo uznałem, że zanim mi wejdą faza ziołowa trochę mi opadnie i nie będę miał zbyt ostrej jazdy bo 70 gzrybów to nawet jak na mnie było dość dużo, a muszę zaznaczyć, że w tym sezonie to było dopiero moje czwarte czy piąte grzybienie. Tak więc moja tolerancja na tą substancję nie była zbyt wysoka. Pożarłem je i wtedy przyszedł mi kolejny szalony pomysł, zjeść 90 ususzonych grzybów które leżały w moim pokoju (rzecz jasna ukryte przed starymi :). Pomyślałem (pewnie dlatego, że byłem zjarany na trzeźwo raczej zachowałbym umiar), że jak się bawić to na całego i zjadłem też resztę. Nie pamiętam czy jadłem cokolwiek normalnego przed jedzeniem tych grzybów ale najwyraźniej tak bo wchodziły bardzo długo co świadczy o tym, że pewnie miałem pełny żołądek.
Po około godzinie z kawałkiem zacząłem z lekka już zniecierpliwiony odczuwać efekty. Były nadzwyczaj miłe. Zgodnie z moim grzybowym doświadzczeniem postanowiłem się czymś zająć. Wiedziałem, że nie może to być telewizor bo nakręcał strasznie nieprzyjemne jazdy i włączyłem go po grzybach tylko raz prawie od razu wyłączając, zdawało mi się wtedy, że wyżera moją duszę i kradnie mój czas (na trzeźwo też nie lubię telewizji, ale spalonym całkiem miło ogląda mi się teledyski, a na spidzie wszelkie polityczne dyskusje bo mogę sobie wtedy równo pobluzgać :), nauczony tym wcześniejszym doświadczniem nawet nie patrzyłem w jego kierunku (i nikomu nie polecam).
Przypomniało mi się jak to kiedyś po grzybach brałem prysznic ( z reguły z takimi czynnościami czekałem aż wytrzeźwieję bo w wannie np. schodziła mi jazda po marihuanie, a jak paliłem w wannie nawet dobre zioło to mnie nie kopało w ogóle) i było to niezwykle przyjemne bo jak lałem wodą po głowie zdawało mi się że glowa mi odlatuje i po chwili wraca. Postanowiłem tym razem wziąć kąpiel. I nie zawiodłem się, ta rutynowa czynność była niezwykle zajmująca i skomplikowana, sprawiała mi nie bywałą przyjemność i momentami zdawło mi się, że pływam w oceanie albo jakimś morzu. Nie wiem jak długo to trwało po grzybach zawsze tracę poczucie czasu i nie umię posługiwać się zegarkiem, nawet elektronicznym (trochę techniki i człowiek się gubi :) więc zgodnie z dewizą : Szczęśliwi czasu nie liczą, zacząłem kręcić się szukając sobie innego zajęcia.
Postanowiłem przeglądać fotografie. Leżałem na moim łóżku z dośc solidnym już kopem i przez dużo czasu oglądałem kilka fotografi. Śmiejąc się sam do siebie i przypominając sobie oraz wymyślając różne rzeczy o osobach widzianych na zdjęciach spędziłem dużo czasu (i znowu nie wiem ile, chyba przy następnym grzybieniu będę odpalał stoper może wtedy się połapię po jakim czasie co się działo bo z zegarka naprawdę nie sposób policzyć co gdzie i kiedy w takim stanie). Wszystko co najgorsze zaczęło się kiedy odkładałem zdjęcia na półkę. Nagle nastąpilo gigantyczne rozszerzenie świadomości (z takich olśnień nie wiele się z reguły pamięta ale co nieco przytoczę), takiego nie zanałem jeszcze nigdy w życiu. Uświadomiłem sobie działanie systemu, są ludzie pracujący dla niego nieświadomie, ogłupieni przez tych którzy pracują dla niego świadomie. Tacy ludzie święcie wierzą w to, że politycy chcą dobrze - tylko nie mogą, policjanci - zawsze szybko pomagają i zwalczają przestępczość bez cienia kompromisu, sędziowie - są nieprzekuni i sprawiedliwi, przestępcy - zawsze zostają ukarani prędzej czy później, wykształcenie - jest konieczne, potrzebne i to jemu wszystko zawdzięczają. Ogólnie, że nasze państwo jest rządzone dobrze i sprawiedliwie, oni mają ciepło, średnie zarobki a żule pod sklepami, ćpuny na dworcach, bezrobotni i biedni, sami są sobie winni bo się nie uczyli i źle postępowali. Ale tacy ludzie dostają tylko ochłapy systemu. Przez system naprawdę wynagradzani są ludzi pracujący dla systemu świadomie. Specjalnie wykańczają oni wszelkie przejawy indywidualizmu, myślenia i niewłaściwego (ich zdaniem) postępowania. Przez media, kościół i propagandę budują w wielu ludziach przeświadczenia, że z nimi jest coś nie tak bo nie żyją tak jak jest to pokazane. Budzą w nich wyrzuty, że żyją niemoralnie, niezgodnie z prawem, nie zgodnie ze zdrowym rozsądkiem. Są inni, niepotrzebni, odrzuceni przez społeczeństwo, mają inne gusta i przekonania ( i ukazują je w magazynie internetowym o nazwie "Bunt" co też jest nienormalne :). Ludzie którzy w ten sposób świadomie pracują dla systemu są przez niego obsypywani pieniędzmi, żyją w bogactwie i luksusie, mają wysoką pozycję społeczną wśród omamionych ludzi którzy na nich pracują. Do tych ludzi należą: politycy, księża i ludzie zajmujący wysokie stanowiska. Napędem systemu jest kasa, to ona to wszystko kręci powoduje, że ludzie donoszą na siebie, zabijają, kradną, gwałcą i szmacą się dla pieniędzy. Ludziom systemu wszystkie machlojki, kradzieże na gigantyczną skalę, życie za nie robienie niczego (głownie politycy, o przepraszam oni dużo robią, to znaczy dużo kłamią) przechodzi płazem, niezauważone i odbywające się przy niewiedzy i podziwie tłumów. Uświadomiłem sobie, że istnieją ludzie, anarchiści, ekolodzy, myśliciele, buntownicy, którzy przez społeczeństow uważani są za ewenement, za waritów, którzy walczą z systemem, ze złem które powduje, z niesprawiedliwością i odbieraniem prawa do głosu najmniejszym i najsłabszym. Oni są przez system wciągani w pułapki, rzucane są i pod nogi kłody, trafiają na złych ludzi, którzy za wszelką cenę nie próbują ich zniszczyć czy zabić, bo to by zwróciło uwagę ludzi na ich poglądy i ich samotną walkę, lecz ośmieszają ich i zagłuszają. My buntownicy nie mamy w tej walce narazie większych szans ale któregoś dnia Babilon upadnie a my zwyziężymy. Ale dosyć o tym bo zbaczam z tematu.
Uświadomiłem sobie to i wiele więcej w ułamku sekundy, tak jakby otworzyła się w moim mózgu brama przez którą to wyleciało silnym i zwartym potokiem tak, że myślałem, że zwariuję. Byłem przyzwyczajony do potoku myśli jaki następuje po zażyciu grzybów i rozszerzenia świadomości ale to przechodziło wszelkie normy i łamało wszelkie bariery. Zatkałem sobie uszy w nadziei, że to coś pomoże ale nic. Myśli dalej pędziły, cały czas coraz bardziej uświadamiałem sobie wady systemu, zło świata i przede wszystkim to jak silnie niszczy nas pieniądz, obejrzyjcie tylko telewizję, wszystko tam bazuje na pieniądzach i ukierunkowuje nas na ich zdobywanie i gromadzenie. Postanowiłem, że muszę coś z tym zrobić, że muszę przestać o tym myśleć bo oszaleję.
O dziwo ciągle byłem świadom tego co się dzieje i tego gdzie się znajduję. Poszedłem do kuchni coś zjeść, ale każdy kto jadł grzyby wie, że zjedzenie po nich czegoś konkretnego to całkowita abstrakcja więc szybko wróciłem. Zacząłem rozkładać łóżko z nadzieją, że uda mi się usnąć (kolejny absurd, po grzybach nie da się zasnąć chyba, że się dużo przepali). Położyłem się do łóżka i wpadłem na pomysł na czym się mogę skupić. Wziąłem książkę i zacząłem czytać. Po kilku minutach uświadomiłem sobie, że czytam w kółko to samo zdanie, co doprowadziło mnie do jeszcze gorszej paranoi. Wstałem i zgasiłem światło. Położyłem się i zacząłem się bać, wstałem i zapaliłem ponownie światło. Położyłem się, otworzyłem na tej samej stronie i zacząłem znowu czytać to samo zdanie (o dziwo na drugi dzień doskonale pamiętałem jaka to była strona i co za zdanie), znowu wstałem zgasiłem światło i znowu zacząłem się bać. Czynność tę powtórzyłem kilka razy a gdy zdałem sobie z tego sprawę popadłem w jeszcze gorszą parnoję.
Postanowiłem, że za wszelką cenę muszę usnąć. Ostatecznie zgasiłem światło i zamknąłem oczy. Wtedy dostałem tzw. "zapaści". Przed sobą ujrzałem miliony kolorowych wzorów pomiędzy, którymi pływałem, słyszałem głosy, wszystko było jasne, pomarańczowe jak ogień i świeciło wspaniałą zielenią nie do opisania, nie czułem swojego ciała, nie znałem już czegoś takiego jak myśl, wszystko było energią, ja byłem energią. Byłem pewny, że są tam też inne byty takie jak ja, ale choć bardzo się starałem nie mogłem się z nimi skontaktować. W pewnym momencie mając to za majak senny czy coś w tym rodzaju zechaciałem się obudzić, otworzyć chodź na chwilę oczy by zobaczyć gdzie jestem bo straciłem całkowicie poczucie istnienia i miejsca w którym została moja ziemska powłoka i..... niemogłem. Uświadomiłem sobie (nie słuchałem niczyich bezdetów o zapaściach itp. bo jak wtedy uważałem mnie to nie dotyczyło i stąd nie wiedziałem, że to tylko stan transu), że zwariowałem, w jednej chwili wszystko przestało być kolorowe, wirujące i piękne, a stało się złe, brzydkie i nieokreślone. Dominującymi kolorami stał się zgniło zielony, czerwień i czerń a zamiast światłości istaniało coś jakby cień. Uświadomiłem sobie co to wieczność (teraz już tego nie rozumiem znowu, nie pamiętam czym jest wieczność a wiem, że wiedziałem) i przeraziło mnie to bo wiedziałem, że wieczność dla mnie będzie właśnie taka. Uświadomiłem sobie, że palę za dużo marihuany, że za dużo ćpam, że tracę i marnuję przez to czas, w którym mógłbym lepiej wykorzystać.
Podkreślam, że nadal nie było czegoś takiego jak myśl i wszystko objawiało mi się jakby przez energię która teraz była mroczna i zła. Zdałem sobie sprawę, że byłem zbyt egoistyczny, że za dużo biorę dając z siebie za mało , że krzywdzę ludzi i siebie takim postępowaniem, uświadomiłem sobie, że w ten sposób także pracuję dla systemu, pogarszając los swój a przez to i innych. Nie mogłem tak dłużej żyć. Postanowiłem radykalną zmianę, bycie dobrym dla ludzi, zawsze pomocnym dla innych, niegoistycznym, nie upierającym się przy swoim, bardziej tolerancyjnym i pozwalającym każdemu mieć własne poglądy, oddającym to czego mam nadmiar i nie ćpającym by nie marnować przez to cennego czasu danego nam tu na ziemi (z tym nie ćpaniem to przegiąłem, żeby nie ćpać w ogóle, teraz też ćpam, ale już nie przesadzam i nie jest to moim jedynym całodobowym zajęciem). Kiedy to wszystko sobie uświadomiłem poczułem się znacznie lepiej, ale nie zmieniło to stanu rzeczy nadal byłem zawieszony w tym dziwnym, energetycznym i nieprzyjaznym świecie.
Wtedy przyszła kolejna wiązka energii.... z przesłaniem: umarłeś. Byłem przerażony, ponownie uświadomiłem sobie czym jest wieczność (jakże żałuję, że teraz nie wiem, ale może to dobrze, może nie jest dane mi to wiedzieć, może moja psychika nie wytrzymała by takiego ciężaru) i że to właśnie mnie teraz czeka w tym nieprzyjaznym otoczeniu. Zacząłem się modlić, uświadomiłem sobie, że muszę jutro wstać do szkoły a oni znajdą mnie martwego albo bez cienia świadomości, że przgiąłem, że wszystko minęło i nic już nie wróci, nie bardzo byłem w stanie przypomnieć sobie jak się nazywam, a miejsce zamieszkania było dla mnie już całkowitą abstrakcją. Modliłem się coraz gorliwiej i o dziwo doskonale pamiętałem słowa modlitw. I wtedy pojawiło się bardzo jasne światło i ocknąłem się. Cieszyłem się jak dziecko, że żyję, że jutro wszystko zacznę od początku. Wstałem spojrzałem na zegarek i zobaczyłem, że jest 3:00 w nocy. Podniosłem się, wygrzebalem resztki marihuany z kieszeni i z ostrymi zaburzniami widzenia (myślenie już zniknęły), ruszyłem do ubikacji. A droga ta była dziwna, pełna dziur w podłodze i rysunków, którymi pokryte były ściany. Nie zdziwiony tym wszystkim, nie dziwiący się już niczemu po takich przejściach doszedłem do kibla i przechodząc koło pokoju moich starych zobaczyłem, że śpią. Wszedłem do kibla, wrzucilem do niego resztki marihuany i posatnowiłem nie ćpać więcej (oczywiście na postanowieniu się skończyło ale robię to umiarkowanie :). Położyłem się spać i zasnąłem po godzinie 5:00 (wtedy pamiętam po raz ostatni spojrzałem na zegarek).
Jeszcze przez około miesiąc nie byłem do końca normalnym człowiekiem, zachowywałem się dziwnie a wieczormai w mojej głowie pojawiały się wizje i zdawło mi się, że coś czai się koło łóżka. Z czasem jednak wszystko to minęło i wróciłem do normy. No może nie do końca, to co wtedy sobie uśwaidomiłem odbiło się głęboko w mojej psychice i uczyniło mnie lepszym człowiekiem. Oczywiście nie jestem idealny, nieraz zawiodłem to co wtedy przekazały mi grzyby, jeszcze nie raz dałem się poznać innym od złej strony, ale od tamtej pory walczę, walczę o to by zmienić siebie, bo zaczynając od siebie mogę zmienić świat.
Lejus
leyus@o2.pl
kanał #trawa na IRC-u
P.S.
Proszę was nie jedzcie nigdy tylu grzybów, przekazałem wam wszystko co mi to dało (chociaż wszsytkiego sam nie pamiętam) i wszystko co przeżyłem, miejscami wygląda to sielankowo i wspaniale się skończyło ale tak się skończyć NIE MUSIAŁO. Np. dwie osoby z mojego miasta się "zawiesiły" (dostały schizofrenii) od za częstego jedzenia grzybów. I uwierzcie mi w większej części to był prawdziwy koszmar, którego nigdy nie zapomnę. Ale w tym sezonie też zjem grzybki, tylko tym razem obiecuję nie więcej niż 40 i tylko parę razy. A poza tym boję się czasem jeść grzybki od czasu tego wydarzenia i częściej miewam bad tripy. To już nie jest dla mnie taka sielanka, często popadam w paranoje. Od tego czasu jadłem grzybki tylko dwa razy.
- 6432 odsłony
Odpowiedzi
Grubo, bardzo grubo
Na szczęście z niektórych bad tripów można wyciągnąć wnioski, tak było i tym razem. Też miałem kilka bardzo podobnych stanów, że czułem się energią i myślałem, że umarłem, ale akurat po DXM xD Grzybków chciałbym kiedyś spróbować, ale na bank nie 160, to czyste szaleństwo :D
Miłość ma tyle form, a tak trudno je rozwinąć.
Umierała stokroć, wciąż nie może zginąć.