Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

pomarańczowy roboci krok do szaleństwa

pomarańczowy roboci krok do szaleństwa

Set & Setting : Pokój własny, łazienka

Substancja : 450mg DXM oralnie + 200mg DPT donosowo

Wiek/waga : 20/80kg

Doświadczenie : Alkohol, Avio, Efedryna, Kodeina, DXM (maks. 900mg), THC, nikotyna, dragonfly, LSD, LSA, Salvia Divinorum, Psylocybina, 4-HO-MET, 2C-E

Jak tu żyć w spokoju, gdy wieczór długi, senności żadnej i spora ilość DPT w szufladzie...

Na podkładzie DXM (450mg) przeczekałem niecałe 2h, jeszcze lekkie mdłosci i ciężar na żołądku. Ale idzie DPT donosowo - 100mg. Okrutny spływ, połączony z mdłościami z żołądka zamyka w ciasnym kącie bez ruchu. Fatalnie ;/ Ani popić bo żołądek wywali górą zawartość, ani przeczekać, bo spływ niszczy receptory odczytujące gorzkość tryptaminy.

Po jakimś czasie fizyczne objawy do ogarnięcia. Mija godzina od podania tryptaminy. W miksie z DXM mimo wszystko, słabo. Wizualnie wręcz niewyczuwalne.

Godzina pierwsza w nocy, wstaje po kolejne 100mg DPT. Kolejny spływ, masakra... ale przeżyłem. Kłade sie... czekam lekko zniecierpliwiony...

Wtem słysze szyderczy śmiech DPT. Chciałem zabawy na luźną nocke, będziesz miał psychodele życia...

Jak WESZŁO! PIERDOLNĘŁO! POZAMIATAŁO pokój rozbadźgany, wygięty w pastelowych kolorach, miesza sie i gnie w azteckich wzorach... tyle mnie było. Z początku ekscytacja, droga już wyuczona, lece w kierunku owej cudownej świadomości ogółu... znów pojawia sie czyste zrozumienie boskości, kolorowe anegdoty przed oczami których słowne wyjasnianie mija sie z celem, metaforyczne wizuale przedstawiające zależności, schematy... Bóg jest doskonały, Bóg sie bawi. Nic innego poza nim nie istnieje. To my, To Ty, To ja. To JEDNO.

Co chwile sprawdzam czy wyłączyłem odtwarzacz... bo muzyke wszechświata ciągle słysze. Nawet nie wiem kiedy zdjąłem słuchawki, Shpongle sie umywają przy ciszy istnienia. Hehe...

Trwam w tym stanie... powoli zatracam pamięc o swej wyszczególnionej roli "Tomka". Nigdy sie tego nie bałem, wyuczony dystans na medytacji, spokojnie, ego niech sie rozpłynie...

Stwierdzam że robi sie nie zdrowo. Załapałem najbardziej masakrycznego bad tripa z jakim było mi dane obcować. Żadnych potworów itd... nie, schizofrenia na skraju, brak życia, brak normalnego myślenia... bałem sie. Myślałem o psychiatryku, do tego mysli o cierpieniu rodziców w tym wypadku. Wiem że mogą zaraz wejsć (że co??? w środku nocy? cicho jest... jest?!)... wedją a ja sie skule w pozycje embrionalną i zaczne płakać.

Zero kontaktu z rzeczywistością. Delikatny ruch głową przesuwa obraz, baaardzo wyraźne smugi zostają nie dając rozpoznać podstawowych przedmiotów, nie wiem gdzie szafa, gdzie okno a gdzie moja noga.

Wiedziałem że powrót będzie ciężki. Wiedziałem że potrzebuje pomocy. Głupie myśli by iść do rodziców, wiem że leki nasenne wyłączyły by po części działanie tryptaminy. Ale czy zdążę?

Musze isć do łazienki. Drzwi malutkie gdzieś przy mojej stopie, czy zdołam przejść? Klamka gdzieś pływa po suficie... nie no, choćbym miał sie czołgać, musze isć do łazienki. Nie zleje sie w baty przecież. Schody płyną, dochodzi do tego "roboci" ruch po dexie. Czuje brak kontroli. Ale na chwile przynajmniej zapominam o psychice zniszczonej. Dotarłem, odlałem sie, przy czym na chwile łazienka mnie pochłonęła, kafelki zlały sie z lampą sufitową, lustro stworzyło drugą łazienkę, zaczynam sie gubić. Po bliżej nie określonym czasie docieram do łóżka. Uf, bezpieczeństwo. Jeszcze z godzinę borykam sie na skraju boskości i szaleństwa, nie potrafię się skupić i oglądać psychodelicznej kreacji, nie potrafię już walczyć, nie potrafię ogarnąć... nie mam siły... odpływam... nie wiem co sie dzieje. Stałem sie psychodelą, cudowną w swym tragizmie. Obojętność. Świadomość że przepadłem... już sie nawet nie boje. Oddycham spokojnie...

Jest jedna wielka psychodeliczna maź, a umysł "zbiera do kupy" mały skrawek i ujawnia jako rzeczywistość. Jesteśmy wszystkim i wszędzie...

Rozmyślań zbytnio nie ma sensu rozpisywać ;) ostatnio próbowałem i cóż, nie wyszedł z tego trip raport a jedynie stek bzudr, których i tak wyrażenie i zrozumienie przez słowa jest nierealne.

Powoli zaczyna przechodzić... i czuje przebłyski rozszarpanej normalności, chyba mam szanse. Oświecam światło, wtedy już nie odpływam tak często, walcze... wciąż staram sie odzyskać choć część swej społecznej istoty. Zabawa w życie trwa dalej :) Pojawia sie radość, śmiech z samego siebie... nie ma śmierci ;-) jest zmiana. Haha, Bóg sie bawi :)

Koło 5 zaczynam sie czuć normalnie. Trochę szczena telepie, jak zawsze po dexie.

Rano do szkoły, zakończenie roku. Siedzimy na auli, przygaszają światła do przedstawienia. Znajomy zauważa że mam wyjebane źrenice. Cóż... przeszły po chwili.

Nawet zmęczony nie jestem. Wieczne tu i teraz, kreacja trwa. Popołudniu kłade sie na 2h. Śpie głębokim snem. Wieczorem spotkanie klasowe na rynku. Dwa burny wypite. Później klub. Wpadam w trans podczas tańca, nie odczuwam zmęczenia... Koło 3 chwila przebłysku, rozglądam sie, znajomi znikneli już. Wychodze na zewnątrz, spotykam ich. Powoli sie zbieramy do domu. Śpie do 10

Bawie sie dalej w życie :) teraz maturkę napisać, potem można szaleć

Substancja jak homet. leciutka i przyjemna. TRYPTAMINY rządzą :)

Ocena: 
chemia: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media