o zdekszonych szafach, bananie i śmierci...
detale
Dxm
Thc
Grzybki psylocybki
1p-LSD
Kokaina
Kodeina
Hex-en
raporty psychonaut4
- dzień typowego marychłanisty
- Trzeźwienie dla opornych, czyli urodzinowe grzanie gówna.
- jestem umęczonym odkupicielem waszych grzechów.
- W inny świat po trawie
- dragidragidragidragole!
- Groza i euforia czyli oxo i candyflip.
- O zdekszonych szafach, bananie i śmierci...
- Zdekszonymi ruchami wspiąłem się na szafe słuchając wibracji
- Kwaśna rzeczywistość ludzi epoki kamienia łupanego.
- Wyprawa we fraktalne odmęty czyli remedium na kaca
o zdekszonych szafach, bananie i śmierci...
podobne
Zjedzenie acodinka było po eraz kolejny decyzją spontaniczą którą zdeterminowała nuda, zadaje sobie pytanie czy już jestem uzależnionym ćpunem czy tylko osobą która lubi spędzać kreatywnie czas, jednak po zjedzeniu całej paczki trudne pytania odeszły w niepamięć, zjadłem całe świństwo o godzinie 21:00 podczas tripa towarzyszy mi astralnie znajoma którą nazwę E.
Sumienie jednak po zjedzeniu nadal przez chwilę nie dawało mi spokoju "znów ćpunie jeden zamiast narysować coś ładnego na portfolio to bawisz się w jednodniowego turystę, ty chory pojebie..."
tłumaczyłem sobie że to po prostu część mnie i jak nie potripuje raz na miesiąc (to dużo? Niee.. Chyba nie) to nie będę kurcze sobą mimo że mam już banie psychodelą podszytą.
Czekając na fajerwerki sprzątałem pokoik, jestem niesamowitym bałaganiarzem i zajęcie się trolownią zajęło mi tą jakże pustą lukę w życiu ćpuna - ładowanie się substancji.
21:40 Zaczynam czuć jak pan deks podaje mi przystawkę w postaci uczucia wypicia litra wódy dzięki czemu sumienie mniej gryzie i chyba nawet podaje mocny uścisk ręki panu deksowi.
Powracając do E zrozumiałem że nie ma się czym przejmować skoro dzisiejszy wieczór zaczęła od kody+dxm+alko+zioło, dotarło mi do łba że jak nie zaczynam wieczoru od 4 substancji to jeszcze nie jest źle, dawkowania nie znam ale wiem że rozpoczęła równo ze mną.
Jak chodzi o taniec to z pewnością jestem eunuchem w tych sprawach, mimo tego muszę przyznać że po dxm zamieniam się w biomase co by tylko tańczyła, w tle leciał chuck berry a ja wywijałem nieporadnie kończynami co musiało wyglądać przykro, ponieważ tańczę tylko po dexie, wtem jakiś tańcowy weltschmerz mnie dopadł, próbowałem w tym stanie wytłumaczyć czym jest w ogóle taniec, w głowie zrodził się obraz drgających cząsteczek z napisem "that's how it started, babe"
Nie. Jak mogłem na to wpaść? Na trzeźwo o tym pomyśle, będąc w transie miałem jeszcze obrazy czarnoskórych plemion i szybko zdekszony mózg podpowiedział mi że takowy tancerz zapewne powiedziałby że to sprawia radość. Wtem mnie olśniło czym jest taniec - szczęściem.
Jeśli ktoś myśli inaczej jego problem, czarnoskóry tancerz wie wszystko i nie musimy brnąć dalej w interpretacje, bo po kiego??
Chuck berry się skończył i włączyli się doorsi do których tańczyć nie umiem i w dodatku E dała znaka, doznała silnych mdłości, byłem pewien że umiera a ja mam zaszczyt być ostatnią osobą z którym ma kontakt, naszły mnie refleksję na temat śmierci i czym ona w zasadzie jest.
Jednak nie było tu żadnych większych czy złotych myśli jak we wcześniejszym przypadku, po prostu nie wiemy co jest po drugiej stronie i chuj, kiedyś się każdy dowie, ale na pewno nie teraz bo teraz czas na randez vous z abstrakcyjnym i sprośnym kolegą o nazwie pan deks!
Otóż to. Nie chcemy myśleć o śmierci, boimy się jej i tego tematu, spychamy go na samo dno, rzygamy na ten temat plujemy i traktujemy wszystkimi innymi substancjami fizjologicznymi byle by tylko nie zapszątać nim sobie główki, proste rozwiązanie, uznałem że i ja narazie podziękuje, mimo że to złe bo trzeba też popadać w refleksję na ten temat, skutkiem czego powstała myśl że będę żył pełnią życia, nie będę sikał do kubka po deksie i będę cieszył się z każdego blasku słońca podcierając się pieniądzem dla którego się tak poświęcamy i niechże słowo ciałem się kurde stanie!
E jednak nie wylogowała się z programu kulka.exe, mdłości okazały się szarą codziennością E gdyż zawsze po nich tak ma i zapewne 4 substancje naraz sprawiły bardzo nie miłe ładowanie się.
Obawiałem się że za czwartym razem dzisiejsza dawka nie będzie już tak mistyczna jak przedtem i ledwo posmyra ale wierzyłem że tabletki trzepią mocniej niż subtelny syropek.
Kolejne dziwaczne myśli spowodowała kontemplacja szafy która robiła z byle powodu dźwięki, na deksie to nie tylko szafa, ale to już deksowa szafa, czy szafa jakby była na deksie tak by się widziała? Czy szafa nie kryłaby zdekszenia i również wydalałaby płyny do kubka od najukochańszej dziewczyny? Szafo, jesteś w stanie sobie wyobrazić ten stan? Skoro jesteś materią czyli energią jak ja która robi pojebany dźwięk jak zasypiam albo fazkuje to jesteś, prawda?
Zastanawiał mnie wówczas fakt co byłoby gdyby ludzie ciągle byliby zdekszeni, w której to epoce byśmy się zatrzymali, dla porówniania jamajczycy są ciągle zjarani i są w stanie wysilić się i mieszkać pod dachem ze słomy, czy po dexie w ogóle ewolucja zabangla i człek takowy przystosuje otoczenie do swego zdekszenia? Z wzajemnością?
Pan deks wyjątkowo dziś się postarał! W żadnym stanie nie miałem tak pokrętnych myśli, chwilę potem znalazłem odpowiedź na te ważne dla nas pytanie.
Człowiek takowy spocząłby na rozwoju z XX-lecia międzywojennego a dadaiści zarządzali by krajami, religie takie jakie znamy dziś by nie powstały, bogiem zapewne byłby marcel duchamp. A jak to się ma do innych substancji? Na amfie zapewne byśmy już dawno osiągneli cywilizację 3 stopnia, gdy tworzyłem teorię o mdma zdekszony mózg mi się przegrzał a fizjologia dała znać, na całe szczęście kubek nie był potrzebny bo jeszcze jako tako potrafiłem chodzić.
Jakże wielki był mój smutek gdy okazało się że pójście do kibla było po prostu pójściem do kibla a nie podróżą - tak jak to było w ostatnim dekszeniu, oddając uroki fizjologiczne machnąłem telefonem i zrobiłem ogromne oczy gdyż smugi były teraz bardzo długie, zmyłem się z tego paskudnego miejsca jak najszybciej, z E od 21:00 oglądamy film nagi lunch na którym nijak mogę się skupić bo bardziej jestem przejęty tym czy E włączyła film w tym samym czasie co ja mimo wszystko byłem pod wrażeniem prezycji z jaką ukazano abstrakcyjny umysł Williama S. Borroughsa w filmie, miałem wrażenie że i ja jestem bohaterem tegoż filmu, ponieważ i ja zmuszony zostałem pisać raporty ale z obecnego stanu i zamiast pisać na robaczku to pisałem na bananie, zgadza się, banan powrócił.
Normą jest że po deksie piszę na bananie, na początku nie mogłem sklasyfikować jaki jest to przedmiot ale okazał się mój telefon smakowitym owocem, a moje zdysocjonowane dłonie pisały jakby same będąc pod urokiem banana skrytego w telefonie, nie mogę się nadziwić że deks powoduje takie zniekształcenia czuciowe, czując to oficjalnie stałem się głównym bohaterem nagiego lunchu który nękany jest intrygami jakimi są telefony - banany, oraz zdekszone szafy, ważną rolę odegrała E która po skończonym seansie postanowiła zadzwonić.
Pan deks chyba dziś mnie jednak nie rozczaruje, zadowalając banana palcami, nagle całe moje łóżko odkryło w sobie cyrkowy talent i obracało się bezczelnie razem ze mną, zrozumiałem że tak musi być i tylko mogę się pogodzić z obecnym stanem rzeczy. Czyli jednak nie najgorzej dziś deks wszedł.
E zadzwoniła i banan wcale w tym nie pomagał, niewiedziałem jak go trzymać bo chyba nie jestem zbyt wprawiony w odbieranie banana, przez co był problem z porozumieniem się z E bo mnie nie słyszała.
Deks wymazał mi zdolności komunikacyjne, przez co ograniczyłem się do powtarzania "fuck ale pojebana fazka fuuuuck" nie rozumiałem za bardzo co E ma mi do powiedzenia, odpowiadała mi równie elokwentne rzeczy, do momentu aż klarowna rozmowa była mrzonką, odkryliśmy język ludzi pierwotnych, komunikacja nim jest niezwykle prosta, co mogę gorąco polecić każdemu, paskudną rzeczą jest ciągła zabawa w formę, bo czym ona jest? Tworem innych ludzi, więc możemy formę stworzyć sami - tak więc rozmawianie tym językiem sprawiło mi ciekawą satysfakcję gdyż uwolniłem się z ucisku narzuconych norm społecznych, okazało się że przeprowadziłem godzinną rozmowe wypowiadając niezrozumiałe łajno któremu nikomu nie życzę aby słuchał bez dxm, dyskusję małp przerwała cisza, chyba przytłoczyłem E elokwencją, banan wyszeptał mi nerwowy głos mężczyzny, okazało się że E obudziła najwyraźniej swojego ojca, gdy E wróciła do rozmowy próbowaliśmy ją skończyć ale nie łatwo było pogodzić się z faktem że to nie będzie trwało jednak już cały czas i z ciężkim trudem było mi przerwać rozmowę, nie ma to związku z przyjemnością jaką dała mi ta rozmowa ale po prostu nie wiedziałem jak się pożegnać w tym języku, E bardziej wprawiona z małym wysiłkiem pożegnała się a ja znów wziąłem banana w dłonie.
Byłem już nieco sfrustrowany bo miałem wrażenie że w tym momencie wracam do rzeczywistości, postanowiłem zamknąć oczy, okazało się że pan deks postanawia pokazać mi wszystko co ma dziś w menu, dlatego do E odpisywałem z przerwami która to była w błogostanie po cudownym mixie a będąc poważnie odklejona od rzeczywistości wytrzymała besztanie co jest nie lada wyczynem w tym stanie.
E zaproponowała abym spotkał się z nią astralnie, zdanie to podziałało że dex pokazał mi się od jaknajlepszej strony, zamykając oczy czułem oderwanie od ciała, widziałem siebie w pokoiku podczas dnia mimo że jest po północy, ucieszyłem się jak małe dziecko w święta.
Co ciekawe czułem astralną bliskość E albo po prostu wmawiałem sobie do zaćpanego mózgu że mam lepszego tripka niż zwykle, nie wiem czy E podzielała zdanie, tak czy inaczej trip nabrał niezwykle mistycznego charakteru, przestał być już tak dziwaczny oraz abstrakcyjny, mistyka to teraz moje drugie imię, ba! Nawet sobie chyba zmienię, efekty fizyczne były bardzo zabawne, czułem jakbym to wsiadł do latającego pojazdu rodem z jetsonów, niestety nie robił takich zabawnych dźwięków przemierzając przestrzeń, mój pojazd był chyba zepsuty bo leciał w randomowym kierunku czasem tak szybko że bałem się że wypadnę z niego i wypadłem w czarną przestrzeń po czym znów dosiadłem statku bo tak sobie zażyczyłem. Okazało się że zanim jeszcze zacznę coś wymyslać to kelner o nazwie pan deks przyjdzie pośpiesznie i za mnie dokończy myśl w taki sposób jaki dokładnie chciałem, co było niezwykle fajne i dało duż frajdy bo jak myślałem nad geometrycznym wzorkiem to dxm za mnie wymyślał jego resztę, co jest piękne, bo nawet trawka nie współgra ze mną, przepalając się nachodzą mnie myśli których nie chcę jak np. Mój kumpel z głową w kształcie przodu samolotu a po dexie są te wizje dużo bardziej przyjazne.
Przeżyłem bardzo klarowną harmonię z dexem, jednak na chwilę straciłem kontrolę nad myślami - dobrowolnie i przed oczami miałem rzeczy które w pełni były skutkiem niepozornych tabletek.
Pan deks zaserwował mi danie główne i przed oczami miałem bardzo przyjemny czerwony kolor przypominający krew dodatkowo posypaną cukrem wizja ta nie trwała jakoś długo ale była najbardziej intensywna i niezwykle mi się podobała, nie czekałem długo tylko wziąłem banana w dłonie i chwaliłem się E jak to cudnie dex zadziałał, silnie czułem jej obecność, co było bardzo miłe, po pochwaleniu się kontynuowałem seans i postanowiłem wrócić do latającego pojazdu, w którym to udało mi się dotrzec na stacje kosmiczną w której to nie zabawiłem długo bo zapierdalanie kosmicznym pojazdem okazało się milutką odmianą od problemów i codziennej monotoni.
Kończąc rozmowę z E miałem wrażenie jakby rzeczywiście sobie poszła, na pocieszenie została mi błoga satysfakcja po tripie, przez resztę nocy leżałem czując przeogromną satysfakcję, uśmiechając się sam do siebie czekałem aż zacznie świtać, było to cudne, jest to uczucie jak po boskim seksie tyle że to trwa dłużej, czułem wręcz dumę że osiągnąłem taki stan, trip bardzo żywo wspominam a zwłaszcza przemierzanie przestrzeni latającym pojazdem.
- 7831 odsłon