kwaśny sobotni wieczór
detale
raporty obsoletebody
kwaśny sobotni wieczór
podobne
"Go banging about with a psychedelic drug for a Saturday night turn-on, and you can get into a really bad place, psychologically. Know what you’re using, decide just why you’re using it, and you can have a rich experience." - PiKHAL
"Eee tam." - ja
---
Czas: luty, miejsce: obce miasto w pewnym francuskojęzycznym kraju. Od niedzieli wprowadzam się do nowego mieszkania, a w sobotę wieczór pojawia się wybór: jeszcze jedna noc w hotelu czy lokalne sajtransy? Do miejsca pracy na uczelni mogę wejść o dowolnej porze, wjazd + jakaś substancja finansowo wychodzi porównywalnie do hotelu, wybór robi się oczywisty. A ponieważ zaraz po wejściu pojawia się opcja na kwasik, no to będzie kwaśno. W środku jest niesamowicie gorąco i nie ma chillroomu, na zewnątrz można siedzieć i jest zimno.
---
W pewnym momencie siedzę na zewnątrz, nie odczuwam zimna i mimo uporczywych wysiłków nie udaje mi się skręcić papierosa. Ludzie dookoła rozmawiają, i nie umiem powiedzieć w jakim języku: tak jakby francuski przechodził w polski, albo jakbym był w stanie rozumieć jeden jako drugi. Albo jakby oni mieli glosolalię. Nie znam francuskiego. Po jakichś 10 minutach udaje mi się ogarnąć na tyle, że dociera do mnie że 3 osoby obok rozmawiały po polsku, kolejne gdzieś dalej po francusku; ale wciąż zdania po francusku jakby powoli przechodziły, choć nie do końca, w zdania po polsku. Wciąż nie udaje mi się skręcić papierosa.
Z powrotem w środku: parkiet jest jak wybieg na którym tłoczą się ludzie i polują na siebie nawzajem. Zachowania godowe. Zwykle mam filtr na takie rzeczy, nie zauważam ich w ogóle; teraz to główna cecha ludzi dookoła, której nie da się odłożyć na bok. Ich zachowanie wydaje mi się zimne i mechaniczne, i wychodzę. Jest na tyle wcześnie że jeśli chcę mogę wejść z powrotem na teren imprezy.
---
Powrót do biura to chwila w której mój mózg postanawia że to najlepszy moment na dorzucenie porządnej dawki lęku do solidnej depersonalizacji, i żebym zdał sobie sprawę że cierpię na syndrom oszusta. Nie wiem kim jestem, ale czuję się jakbym był w powieści Dicka: uciekam przed kimś (przewija się kilka twarzy i sytuacji), ukradłem coś, rodzina/znajomi/osoby z uczelni szukają mnie i są mną rozczarowane, martwią się; mam trupa w walizce; klucz w mojej kieszeni - wydaje mi się że jest do biura, ale po chwili myślę że jest do hotelu albo do czyjegoś mieszkania, po kolejnej: do mieszkania obcych ludzi, a jeszcze po kolejnej że nie jest dokądkolwiek; że chociaż wydaje mi się że dojdę do bezpiecznego punktu, to poczucie jest tylko iluzją która zniknie zaraz do po dojściu na miejsce. Zastanawiam się kim jestem, i kolejne rzeczy na których mógłbym się oprzeć przez chwilę są trwałe, a potem jakby wywracały się na drugą stronę i znikały w tęczowej siatce, która jak źródło hologramu rzutuje projekcję otoczenia dookoła mnie.
W tym mieście w wielu miejscach chodniki są z cementu zmieszanego z małymi kawałkami szkła, które odbijają światło latarni. Jestem tym zachwycony bardziej niż zwykle, i spędzam trochę czasu robiąc krok do przodu, krok do tyłu, i patrząc na chodnik. Z perspektywy czasu chodniki okazały się pomocne, koncentrując na sobie moją uwagę: myślę że byłem blisko czegoś podobnego do zespołu Capgrasa, tyle że skierowanego wobec samego siebie, nie wobec innych ludzi. Dopóki ktoś na mnie nie wpada, jestem przekonany że ludzie dookoła omijają mnie z daleka i z odrazą.
---
Spędzam trochę czasu leżąc na podłodze i oglądając Powaqqatsi, a potem The Forbidden Planet. Żal mi Altairy, która w toku wydarzeń zostaje wciągnięta w opresywną monogamiczną ziemską kulturę. A przychodzi do pracy - A ma małe dziecko, więc pojawia się o dziwnych porach, i chyba jest trochę zdziwiony że widzi mnie o 7 rano w niedzielę. Ja też jestem zdziwiony.
Potem w łazience długo patrzę w swoje pulsujące źrenice.
---
Chciałbym dodać nieco przemyśleń o bad tripach.
Czy to był bad trip?
Czasami rozróżnia się tripy oddziałujące sensorycznie od tripów dziejących się bardziej w głowie. Wydaje mi się że wielu użytkowników szuka tripów pierwszego rodzaju, i trip drugiego rodzaju zostaje niemal automatycznie zakwalifikowany jako bad trip.
Czasami bad tripy charakteryzuje się po prostu jako nieprzyjemne doświadczenia. Nie umiem powiedzieć czy to było nieprzyjemne: dopóki trwało, było jakie było; kiedy się skończyło, mogę myśleć o tym jako o czymś przyjemnym albo jako o czymś nieprzyjemnym. To zresztą kiepska charakteryzacja: nawet miły ale długo trwający trip może się zrobić nieprzyjemny, jeśli zaczynasz mieć dosyć tego że otoczenie faluje.
Czasami bad tripy charakteryzuje się jako połączenie napadów lęku, urojeń i halucynacji. W tym sensie to pewnie był bad trip. Wydaje mi się jednak, że granica między solidną depersonalizacją a bad tripem w tym sensie jest bardzo mocno rozmyta.
Czy unikać bad tripów? Osobiście powiedziałbym że paranoja włączająca się po paleniu marihuany na klatkach schodowych jest pod wieloma względami gorszym tripem niż depersonalizacja z urojeniami - z tego ostatniego można, co do zasady, wynieść coś ciekawego; z tego pierwszego, nie sądzę.
Ja na przykład wyniosłem ważną naukę: dobrze zawsze mieć przy sobie paczkę gotowych fajek.
- 8416 odsłon
Odpowiedzi
dobrze
Bardzo ciekawa opowieść. To otoczenie w którym obracałeś się podczas tej podróży było zapwne fascynujące. Ze swojego doświadczenia wiem, że w przypadkach gdy zażywa się takie substacje w samotności, energia kieruje się bardziej do wewnątrz ponieważ proces myślowy przyśpiesza, ale przecież wiesz że jesteś i jesteś tego świadomym. Jesteś pewien oczywistości tego co czujesz i widzisz ale nie możesz się tym z nikim podzielić. Proponuje przy kolejnej podobnej okazji poruszyć w rozważaniach jakiś ważny dla Ciebie temat, ważny dla Twojego jestestwa. Na przykład coś zawsze ci w sobie przeszkadzało. A potem gdy już sie przez to przeorasz, dochodzisz do sedna bytu, jesteś kreatorem. Moim zdaniem bad trip przeżywa ktoś kto nie jest gotowy na to co może spotkać w zakamarkach swojego umysłu. Nie spotyka nas nic czego nie mamy w sobie. A to wszystko może płynąć, a my możemy na to patrzeć z boku. I kreować