haszysz - pytania i problemy
detale
haszysz - pytania i problemy
podobne
Moja przygoda z haszyszem zaczęła się już rok wcześniej przed opisywanym tripem, paliłem to w miarę często bo i było dobrze dostępne, kopało i ogólnie dostarczało masę pozytywnych wrażeń, przynajmniej wtedy gdyż od tamtego czasu zacząłem bawić się w chemole regularnie. Mieszanki ziołowe, syntetyki wszelkie oraz benzo zmieniły mój sposób postrzegania świata, odkąd dowiedziałem się o derealizacji zacząłem się o nią bać, bałem się tego że zacząłem dostrzegać u siebie objawy zaburzeń schizotypowych - to bardzo ważne w kontekście opisywanego tutaj tripa.
Tak więc kupiłem sztukę haszu, sprawdziłem malutką część w wodzie, wydawał się w porządku więc nabiłem lufę. Pierwsze co mnie uderzyło to smak, nie wiem czy tak teraz kurwa smakuje prawdziwy hasz, ale smakował dosłownie tak jak wyglądał, czyli przypominał w smaku gówno, można by było przyrównać to jeszcze do smaku nie wiem, znicza bo tak też palony hasz smakował. Nabiłem pierwszą lufkę troche sytą, więc zrobił mi się w niej taki plastyczny popiół że nie mogłem tego palić, udałem się do sklepu po drugą lufę.
Droga do sklepu to typowe już dla mnie od jakiegoś czasu objawy, które domyślam się że są placebo, czyli kołysanie nóg, uczucie zwolnienia czasu, za pierwszym razem kiedy mi się tak zrobiło to się tym przeraziłem i droga do domu wyglądała jak męczarnia, dosłownie traciłem poczucie gdzie jestem, miałem mrówy na rękach i nogach, czułem buzującą krew, teraz wydawało mi się nawet przyjemnie.
Wróciłem, nabiłem znowu lufkę, tym razem mniej gęstą i spaliłem, odkąd poszedłem do sklepu minęły dwie godziny (szedłem jakieś pół kilometra dwie godziny!) i właśnie zdałem sobie sprawę że kończy mi się czas i trzeba będzie pójść pomóc w domu przygotować wieczerze wigilijną, spaliłem w krótkim czasie jakichś 20 minut kolejne 3 lufy (w międzyczasie dzwoniło do mnie z 5 osób, ale uznałem że w wigilie nie będę się nigdzie szlajał). Ucieszyłem się na myśl w sumie długiej drogi do domu, żeby poczuć przyjemne uczucie zanikania w ciele i kołysania nóg, ale tym razem nie potrafiłem utrzymać równowagi. Po prostu wyłożyłem się na bok i nie mogłem wstać z dobre 5 minut. Po wstaniu znowu czułem że brakuje mi jakichkolwiek sił witalnych więc musiałem przycupnąć na schodach, przyjemne uczucie kołysania w nogach zamieniło się w denerwujące wystukiwanie jakieś chorej melodii przez moje nogi, jakbym chodził po śniegu (oczywiście śniegu w wigilię nie było parę dobrych lat), strasznie mnie to denerwowało.
Tutaj kluczowe dla fazy myślotoki, po prostu wyobrażałem sobie nie wiadomo jak głupie rzeczy, żeby zganić się w mojej głowie że podkręcam sobie niebezpiecznie fazę, a następnie zganić się za to że zganiam się za to i powoduje jeszcze większe myślotoki. Starałem się uciekać myślami, ale wiadomo jak to jest starać się nie myśleć o białym niedźwiedziu.
W domu leżałem na tapczanie, myślotok mnie zalewał, usta mi podobno posiniały, próba zaśnięcia skończyła się wymiotami które trwały dość długo i przez które nie byłem przy stole wigilijnym.
- 11563 odsłony