Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

i jak powstrzymałeś się żeby wdupcyć dwie następne?

i jak powstrzymałeś się żeby wdupcyć dwie następne?

Wróciwszy do domu z woreczkiem piguł miałem przeczucie, że ta noc nie skończy się tak jak większośc znich. Moja bezsenność i naprechowanie nie chciały na to pozwolić. Pomimo tego poszedłem spać a myśli o tripie odłożyłem na weekend.

23;20

Stwierdziłem, że chuja mi zależy. Zwłaszcza gdy moje życie nie jest podporządkowane ściśle ograniczeniom czasowym ;) Jako, że sen jeszcze nie przychodził, ani nie wyłaniał się z pośród konstelacji, dostałem z centrali informację o gotowości na ekspedycje, która to rozeszła się po całym centrum lotów międzygalaktycznych. Jako, że jedyna frakcja chcąca przełożyć lot robiła to ze względu na trudności z powrotem, staliśmy krok od tego. Niestety, dlatego że wszyscy już żyli tą wiadomością a oni sami nic nie zdziałali, stało się jasnym, że o ile nie przypuszczałem tego to wszystko było postanowione wcześniej. Dlatego półtorej ładunku załadowano do kapsuły.

23;30

Siedzę, oglądam filmiki na laptopie. Ogólny czill i dobre nastawienie.

00;20

Z moich "intuicyjnych obliczeń" wygląda, że powinienem już odczuwać pierwsze efekty. Nic takiego się nie dzieje, a Ja lekko poirytowany tym faktem biorę kolejną pikse która miała być na dorzutke. Po czym odpalam se gierke, żeby ją zaraz potem wyłączyć bo szybko mnie nuży.

00:50

Leże na łóżku. Słucham "Museum of Conciousness". Zbroję się w cierpliwość.

1:20

Ani płyta ani temat nie wchodzi. Szukam, więc w pamięci przyczyny. Przypominam sobie jakoby każda pixa miała mieć po 35 mg mdm. "Pfff no tak narkotyki w Polsce, ja pierdole" - pomyślałem. Więc żeby uzyskać optymalną dawkę wziąłem jeszcze półtorej piguły więcej by byc po okolo 120 mg w żołądku. A co jest w tym najśmieszniejsze i zarazem najbardziej przejebane to jak się później okazało, że one nie maja po 35mg tylko wążą 0,35 g sztuka, czego nie wiedziałem bo złapałem zawieche jak mi ziomek o tym przewijał.

1:50 

Już delikatnie mnie trzaska. Robi jak mały szniff. Jest już przyjemnie. Czas powoli przestaje mieć znaczenie. Myśli niczym wagon zaczynają wchodzić na jakąś krzywą bocznicę intelektualną. Telepią się i wymykają spod kontroli. Stwierdzam, że skoro minęło już tyle czasu a zjadłem dopiero 120 mg to moge robić dorzutke 60mg i na dzisiaj fajrant. Mówisz masz.

2;00

Jako, że ta substancja lubi muzykę, wbijam na yt i robie sobie przegląd różnych nutek o psychodeliczno-magicznym-przenosząco-dojebanym brzmieniu. I wybieram spośród różne perełki. Na pierwszy ogień, gwoli ciekawości leci tajemnicza prolog choć jak się później okazało nie brzmi szczególnie wyjątkowo po emce.

I tu już czasu nie mierze, bo to co się zaczęło odpierdalać to moje.

Wchodzę do łazienki przejrzeć w lustrze swoje oczy. Wpatrując się przez kilka sekund bez mrugnięcia w swoje czarne patrzałki odczułem silną depersonalizację i derealizacje, mignęło mi przed oczami kilka powidoków z sobą samym na granatowoym tle otchłani stojąc jak mieniące się eteryczne bóstwo. Całość w krótkim czasie odbiło kilka refleksów świetlnych w przezroczysto-kryształowej gamie barw bliżej nieokreślonych kolorów. Lustro razem z opalizującymi pustynnymi kafelkami spotęgowało efekt. Aczkolwiek ten krótki moment zdawał się trwać z dobrą minutę. Kurwa zaczyna się.

Robie sobie wspomniany wyżej odsłuch. Muzyka zdaję się być głębsza i szersza pod względem gamy dźwięków. Odczuwam uczucie sunięcia przez obłoki i falowania. Każdy utwór zdaje się posiadać własną esencję, w której pływam. Intensyfikacji ulegają odczucia związane z ładunkiem uczuciowym odbieranym z tekstu. Po po jednym zdaniu zasłyszanym w piosence przeszywa mnie dreszczem jego znaczenie i doznaje emocjonalnej ekstazy dzięki której zdaje mi sie, że odzuwam na własnej skórze jego treść. Zalewa mnie fala empatii dzięki czemu wchodzę w najgłebszy, wręcz transcendentny kontakt duchowy z artystami. Daje to ogromne spełnienie i satysfakcję kiedy ktoś taki jak Ja, który na co dzień jest zimny i nieczuły bardziej niż polskie pielęgniarki może na chwile w szale estetycznego uniesienia tak przejąć się czyimś światem, żeby zapomnieć o sobie samym. 

W rozkoszy wtulam się się w pościel i rozjebany kontempluję teraźniejszość. Efekty powoli przybierają na sile. Wystarczy podążyć za jakąś myślą aby zaraz stracić orientację czasowo przestrzenną i ku własnemu zdziwieniu ocknąć się w łóżku. Dzieje się to z taką częstotliwością jak opadanie przy noodowaniu.

W międzyczasie, nie wiem jak do tego doszło, zjadłem kolejne dwie pixy co już w sumie uczyniło osiem.

Chodząc po domu w ciemności wszędzie widziałem fraktalizujące wiry z fioletowo-zieloną poświatą. Małe ludziki chodziły w powietrzu, a kątem oka widziałem jakieś egipskie bóstwa, które chowały się przede mną w domu. Trochę to przypominało dyfenhydraminę. Gdy nalewałem sobie wody, butelka, względnie kubek wydłużały się i zmieniały kształty. Co było dość zabawne gdy nalewając wody do połowy butelki nagle ochlapywało mnie bo okazywało się, że już bo okazywało się, że już była pełna.

Za którymś razem gdy szykowałem sobie coś do picia, moją uwagę przykuł dziwny niepodobny do niczego przedmiot, który właśnie trzymałem w ręce. Zafascynowało mnie to i zacząłem się zastanawiac co to jest. Dotykam, obracam go, przyglądam się i próbuję rozstrzygnąć tą kwestię.Hmm... co to jest. Dziwne takie. Ani to nie jest gąbka, ani mokra husteczka, ani kawałek mięsą... aha cytryna, co ją miąłem wcisnąć  :D Tylko do czego? Nie wiem. Odchodzę do pokoju i kładę się z nią do łóżka. Żeby za chwilę doznać przebudzenia i uświadomić sobię, że do kubka. Ide i śmieję się z siebie jaki jestem nierozgarnięty. Później przypadkowo rozlałem kubek i  musiałem ścierać wodę z podłogi co było trudnością, bo ciężko było się zorientować gdzie leżała woda a gdzie jej nie było. Poszedłem po więcej papieru. Wracam, patrzę i myślę "no to już jest przegięcie". Pod moimi nogami walały się krewetki. No i weź to teraz zbieraj. Kucam i zmartwiłem lekko widząc na podłodze rozrzucone kawałki cytryn gdyż nie miałem niczego więcej dodać do picia by za chwilę wybuchnąc śmiechem widzac, że to tylko mokre husteczki. Ogólnie to momentami kisłem ze śmiechu. Haluny określiłbym jako wizyjne i wyraziste. Nie jest to taki rozpierdol jak po thc lecz losowe obrazy. Pod powiekami pole widzenia było wyraźnie większe. Widziałem defilujące przybrane w jaskrawo-ciemne stroje postacie, na przemian ze ścianami kolorowych wzorów krajobrazami kosmosu, obrazami w stylu psychodelicznego dandyzmu bądź surrealizmu. A wszystko migało jedno za drugim jak słynne klatki filmowe. Jedną z ciekawszych wizji były narysowane na płaszczyznie, przechodzące w 3D dwie położone obok siebie góry kartonowych pudełek. Po lewej stały żółte, po prawej fioletowe. Wchodząc w kawałki dla zjarusów zadziwił mnie pewien ukryty przekaz. W jednym z ujęć teledysku ujrzałem rozsypane na całym blacie różowe misie haribo z MDMA. "A więc to tak". Utwór o Marii a pokazują Molly. Jaracze solidaryzują się z chemicznymi triperami. I to jeszcze jak. Cały pierdolony blat piguł. To przełom. Choć zaraz się skapłem co jest pięć i odetchnąłem.

Później wykręcało mnie na łóżku w poszukiwaniu wygodnej pozycji. Moja szczęka latała jak szufla od węglarki do pieca.

Około piątej-szóstej dało się odczuć okropne zejście. Czułem dreszcze jak po amfetaminowym zjeździe, przegrzanie i cały czas pociłem się jak w gorączce, musząc przecierać pot co chwilę. Dla lepszego samopoczucia opaliłem lufkę doznając przy tym flashbacków z początku nocy. Cały następny dzień był obmierzły, obrzydliwy i nie budzący żadnej nadziei. Wypłukałem się z sero całkowicie. Szczęka bolała mnie jeszcze przez dwa dni do przodu. Jednak gdy po poludniu poszedłem spać odzyskałem dobre samopoczucie. 

Piszę to mniej więcej dwa miechy po fakcie i od tamtego czasu nabrałem do MDMA respektu i obojętności zarazem. Faza zdawała się taka pusta i bezosobowa o ile śmieszna i przyjemna. Jakoś mnie z powrotem nie ciągnie. Może dlatego, że sama myśl o zwale budzi we mnie obrzydzenie.

 

 

 

 

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
18 lat
Set and setting: 
Wszystko co istotne jest w raporcie.
Ocena: 
Doświadczenie: 
Z emką małe, z innymi psychodelikami tez.
Dawkowanie: 
8 żółtych south parków

Odpowiedzi

No wjebać 8 pik to trzeba miec albo słabą wtyke albo nasrane w bani. Dobrze ze nic ci się nie stało na dluzsza mete bo ema to neurotoksyczns gowno jakis malo. Tez lubilem swego czasu ale podobnie jak ty nabralem obojetnosci, faza emkowa jest troche pusta, czujesz sie przesycony pustym szczesciem które ogarnia sie z kazdej strony lecz wciaz to tylko puste szczescie. 

Chuj, a nie neurotoksyczne. Zamiast siać dezinformację to się doucz, propagandowy pajacyku. 

MDMA nie wpierdala się samotnie w ilości ośmiu tablet chłopczyku. 

Spoko, tylko że nie wiedziałem że ten wieczór się tak skończy. Poza tym jestem aspołeczny i zazwyczaj tripuje samotnie.

"Zbyteczność: był to jedyny związek jaki mógłbym ustalić pomiędzy tymi drzewami, ogrodzeniem, kamieniami (...) A ja wiotki, osłabiony sprośny, trawiący, chwiejący się od ponurych myśli - ja także byłem zbyteczny."

J.P Sartre "Mdłości"

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media