alfa spadła mi z nieba
detale
raporty suchezebra
alfa spadła mi z nieba
podobne
Maj 2015, istna tragedia. Dostałam od jakiegoś gościa na bilet do domu, ale kierowca w autobusie nie miał jak wydać, więc musiałam kupić dwa, w związku z czym znowu mi brakowało tych 2zł na pociąg. W kieszeni paczka z ostatnim papierosem, zapalę sobie pod dworcem i poszukam wzrokiem ofiary, która byłaby chętna dorzucić mi się do tego nieszczęsnego biletu. Łowy przerwała mi jakaś starsza pani chcąca się dowiedzieć co nieco o historii miasta, w którym się znajdowałyśmy, ale niestety nie mogłam jej w tym pomóc, bo nasza wiedza na ten temat była raczej zbliżona do siebie. Ona, również niestety, mnie także nie pomogła, także jakbym stała w kropce. Kątem oka udało mi się dostrzeć jakiegoś kolesia zerkającego w moją stronę, to też nie czekając dłużej i z odrobiną nadziei w sobie podeszłam grzecznie przepraszając z prośbną o te głupie 2zł, ten ochoczo zaczął przebierać w drobnych znajdujących się w jego kieszeni. Po kilkunastu sekundach stwierdził, że w sumie to mu się nudzi i może mnie zawieźć. Dość dziwna i niecodzienna oferta, ale spoko, czemu nie? Byleby jak najprędzej dostać się do domku.
Gdzieś w połowie drogi podczas rozmowy zeszliśmy na temat narkotyków, a kierowca, nazwijmy go A, zaproponował abyśmy zjechali z drogi i zażyli posiadany przez niego stymulant. Ze względu na swój stan, chętnie się zgodziłam, bo jakoś właśnie tego mi w danym momencie brakowało. Spytałam cóż to za specyfik, nazwy nie podał, za to zapewnił mnie o mocy działania. Substancja była delikatnie żółtawo-pomarańczowa, pomyślałam sobie, że to pewnie jakaś feta, dlatego też nie zaczęłam od odpowiedzialnych dawek.
Kiedy dojechaliśmy już pod blok, w którym mieszkam, doszłam do wniosku, że w sumie to wcale nie chce mi się jeszcze wracać do domu i moglibyśmy jeszcze gdzieś siąść na piwku. A zgodził się po chwili kalkulowania wszystkich za i przeciw, a ja wybrałam ładne i ciche miejsce nad Białką, gdzie spędziliśmy parę godzin rozmawiając o życiu i w ogóle wszystkim. Bardzo przyjemnie się prowadziło rozmowę, wszystkie negatywne odczucia zgubiłam gdzieś po drodzę. Postanowiliśmy później pojeździć sobie przed siebie, tak o, żeby jakoś spędzić czas, oczywiście cyklicznie dociągając.
Wieczorem zaczął do mnie wydzwaniać znajomy, który był dla mnie wtedy jak zbawienie, bo A zaczynał się jakoś dziwnie zachowywać i coraz słabiej powstrzymywać od jakichś zalotów w moim kierunku. Zgodził się mimo wszystko mnie do niego podwieźć, tylko ja jak na złość ciągle prowadziłam w jakieś złe uliczki i jeździliśmy przynajmniej godzinę szukając właściwej drogi. W głowie coraz bardziej panikowałam, nie wiedząc jak się zachować, a A w pewnym momencie skręcił na jakiś parking, gdzie została mi złożona niemoralna propozycja. Prędko odmówiłam i w końcu zdecydowałam się skorzystać z pomocy nawigacji, która była moją ostatnią deską ratunku. Było coraz mniej czasu, bo A w trakcie jazdy bez przerwy usiłował położyć rękę tam, gdzie nie trzeba, a moje możliwości obrony były wątpliwe. Kiedy dojechaliśmy w końcu na miejsce, bałam się, że nie zostanę wypuszczona, ale w końcu udało mi się uciec. Nie miałam pojęcia która godzina, bo bateria w telefonie umarła już jakiś czas wcześniej, chciałam jak najprędzej dotrzeć do tego znajomego, który wcześniej się ze mną kontaktował. Na drodze prowadzącej w umówione miejsce rosło mnóstwo różnego rodzaju roślin, a te tworzące zielony płot po lewej i prawej stronie dróżki, zaczęły mnie bez skrupułów atakować. Nacierały na mnie z obu stron, więc musiałam się trzymać jak najbliżej środka, gdzie i tak dosięgały. Usłyszałam głosy moich znajomych, wiedziałam gdzie dokładnie siedzą, chociaż wtedy wydawało mi się to jakimś złudzeniem, jakby ktoś chciał, żebym poszła w tamtym kierunku, a ich wcale miało tam nie być. Popłakałam się mysląc co mam dalej począć, ale w końcu się "kopnęłam" i ruszyłam w zupełnie odwrotnym kierunku. Niestety, tam też czychało na mnie niebezpieczeństwo.
Moim celem było jak najprędzej się skryć przed złym, a najbliżej mnie znajdował się most, pod którym mogłam usiąść. Nie chcąc zdradzić swojej obecności siedziałam tak w bezruchu przez ~godzinę-dwie. W tym czasie widziałam jak zza komisariatu po drugiej stronie rzeki wychodzą ludzie świecący latarkami w moim kierunku, pewnie mnie szukali, ale nie mogłam sobie pozwolić na znalezienie. Absolutnie. Gdy spece z na przeciwka ustali, z rzeki zaczęły wyłaniać się jakieś szkaradne ciała i wspinały się w moim kierunku. Kiedy byli zbyt blisko, musiałam podnieść się i zacząć uciekać. Biegłam tak przed siebie, ale coś mi nie pasowało. Czułam na sobie wzrok przynajmniej 20 osób. Rozejrzałam się i miałam rację, na dachach fabryk po mojej prawej stronie byli rozsiani jacys komandosi, wielkie nieba. Czego oni ode mnie chcieli i dlaczego oni też mierzyli we mnie latarkami? Zwolniłam kroku i spojrzałam w lewą stronę, tam gdzie rzeka płynęła. To już jakaś przesada, naprawdę! W wodzie było mnóstwo martwych ciał unoszących się na górze, a z nimi porozbijane jajka. O co chodzi? Ominęła mnie jakaś batalia? Chyba tak, pewnie wojska z obu stron rzeki ze sobą walczyły. Szkoda.
Musiałam sobie jakoś zdać sprawę z tego, co się w ogóle dookoła mnie dzieje. Jaki dziś dzień? Sobota albo niedziela... Ach, przecież dzisiaj Noc Muzeów, to wszystko musi mieć z tym jakiś związek. No przecież, jak mogłam się wcześniej nie domyślić, głupia ja. Noc Muzeów polega na tym, że całe miasto uczestniczy w grze, w której muszą się zakamuflować, najlepiej gdzieś na dachach czy na drzewach i polować na tych, którzy się nie ukryli i chodzą bezstrosko po drodze, jak ja właśnie. O nie, nie dam się złapać tak łatwo, mimo iż mają zdecydowaną przewagę. Przetrwam.
Zaczęłam szukać wzrokiem kolejnej kryjówki i długo mi to nie zajęło. Przede mną kolejny most, mogłabym zejść drabinką na dół i się schować. Spojrzałam za siebie i nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie zobaczyłam. Jezus za mną szedł, gonił mnie, a do tego w zakrwawionych szatach. Cóż za bezczelność. I znowu musiałam biec i uciekać, a gdy znalazłam się nieco bliżej upatrzonego przeze mnie mostu, okazało się, iż w miejscu, gdzie zamierzałam się ukryć, czekają już na mnie jakieś ciemne postacie, pewnie wszyscy się zgadali przez krótkofalówki i na mnie polują. To biegnę dalej, przebiegam przez rondo, rozglądam się dookoła siebie, a wszędzie drzewa, a na tych drzewach oczywiście rodziny z dziećmi, nie mają co robić w nocy? Dlaczego ciągają ze sobą potomków do wiszenia na drzewie i męczenia niewinnych obywateli? Tego już za wiele. W tym momencie dałam się sprowokować i z moich ust wypływało coraz to więcej wyzwisk i obelg kierowanych do tych wszystkich nieodpowiedzialnych rodziców. Jakby tego wszystkiego było mało z jakiejś dziury w ulicy wydobył się głos Z, którą przecież wcześniej słyszałam z pozostałymi. Dlaczego ją w to też zamieszali? Kto tym wszystkim kieruje?
-W, chodź, schowaj się tutaj- mówiła, ale ja wiedziałam, że to tylko podstęp, że ją wykorzystują w jakimś chorym celu, żeby mnie zwabić do swojej nory. Kilka sekund po tym zdarzeniu jakiś człowiek jadący samochodem się zatrzymał obok mnie i zaproponował podwózkę. W tej samej też chwili zdałam sobie sprawę, że w kółko jeździ tą drogą, którą idę i mnie obserwuje. O nie, cóż za kolejny przejaw bezczelności. Podziękowałam i odmówiłam, żeby się nie domyślił, że ja już o tym wszystkim wiem.
Tego wszystkiego już naprawdę było zbyt wiele, musiałam to jakoś zakończyć. Stojąc w miejscu analizowałam zasady gry i znalazłam to, czego szukałam. Przecież osoba, która popełni najgorsze z możliwych przestępstw, zostanie zawieziona przez policję do domu. Co takiego więc mogłabym zrobić? Ha, przede mną jakiś katolicki pomnik, więc jeśli na nim usiądę i poczekam to pewnie zaraz po mnie przyjadą. Do dzieła więc, podbiegłam do niego i grzecznie zasiadłam. Najpierw jakieś dziecko siedzące na drzewie do mnie przemówiło, że jego rodzice zaraz wrócą, że wszystko będzie dobrze, ale nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo już wrócili. I zniknęli, pewnie zmienili miejsce obserwacji. Zaczął padać deszcz i choinka stojąca po mojej prawej przeserdecznie się do mnie uśmiechnęła i swoim czubkiem zasłoniła mnie przed opadami. Kochana! Tylko że ja już tak siedzę i siedzę, a policji nie ma. Ech, pewnie też są ustawieni. W takim razie dalej muszę iść sama i stawić czoła tym wszystkim złym ludziom. Dzielnie wyruszyłam, a każdego kolejnego gościa będącego na dachu z latarką obdarzałam wyzywającym spojrzeniem i tak całą drogę, aż do domu.
Ostrożnie, powoli i po cichu otworzyłam drzwi do klatki, wbiegłam do środka i jak najprędzej zatrzasnęłam za sobą drzwi, wyjrzałam przez okno na zewnątrz, a największego drzewa na osiedlu zaczęły zeskakiwać jacyś 10letni ninja i biec w moją stronę. To ja pobiegłam na górę i równie ostrożnie otworzyłam drzwi do mieszkania. Cicho. Wszyscy śpią. To dobrze, może ich chociaż nikt nie będzie atakował przez resztę nocy. Przebierając się, stanęłam przy oknie, żeby zaobserwować, czy jeszcze kogoś tam nie ma. Oczywiście, zauważyłam i to niejednego potwora, ale nie zasunęłam rolet, co by myśleli, że ja nie wiem. Po wszystkich przykrych doświadczeniach z tego dnia i poprzedniego w końcu udało mi się położyć w swoim łóżku, chociaż nadal nie mogłam się czuć biezpieczna. Jak mogłabym się tak czuć, kiedy ktoś mnie znowu bezczelnie dotyka? I zasnęłam.
- 18118 odsłon
Odpowiedzi
Klefedron
Na prawdę świetny raport, przyjemnie się aż to czyta. Czekam na więcej.
dziękuję!
dziękuję!
Ehh
Alfy to chyba najbardziej schizowy drag , paranoja to chleb powszedni po zażyciu a nawet na odstawieniu. Dobrze ,że nic Ci się nie stało. Mój kumpel po ABC czołgał się przez las bo myślał ,że ma paraliż nóg.
I ten fragment jak zdecydowałaś się jechać z obcym kolesiem, który Cie obczajał wzrokiem na dworcu, potem dziwisz się ,że chciał się do Ciebie dobierać :D Skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie.
Hrrr...
N / Kato / 97