meskalina- słupy białego światła
detale
Ja- ok. 85kg zdrowego, aktywnego fizycznie mężczyzny
raporty glitch
meskalina- słupy białego światła
podobne
Opisane doświadczenie było moim drugim z trzech poważnych przeżyć mistycznym pod wpływem substancji psychoaktywnych. Było o wiele bardziej klarowne i o wiele dłuższe od pozostałych. Miałem wcześniej raz do czynienia z tą substancją, jednak wtedy nie do końca zrozumiałem ten stan i dodatkowo wydawał mi się płytszy z powodu okoliczności w jakich go doświadczyłem (ja na mesce, grupa znajomych na grzybach które nie bardzo ich porobiły). Do opisania wielu doświadczeń w trakcie tego dobowego tripa brakuje mi zwyczajnie słów, a duża ich część jest zwykłym poodkładaniem we właściwe szuflady śmieci które zaczynają się rozsypywać po głowie podczas zwykłych dni.
Jestem w domu sam z psem, współlokatorzy w pracy, wstaję specjalnie ok. siódmej by coś zjeść i wracam do łóżka na godzinę. O ósmej wstaję by wypić eliksir. Postępuję według porad kolegi który stworzył owe dzieło: biorę do ust pasek mlecznej czekolady i starannie rozsmarowuję w całej japie ustnej by uniknąć intensywnego smaku substancji, wypijam syropowatą, ciemno brązową ciecz, intensywnie pachnącą drewnem i ziołami. mimo tego zostaje w ustach posmak który z początku nie przeszkadza, jednak po czasie irytuje i zagryzam go kostką czekolady. Butelkę napełniam wodą i zeruję. Włączam w laptopie playlistę z minimal techno/psytrancami i wracam do spania. Budzę się po dwóch godzinach wstaję i wychodzę z psem, w trakcie okrążania bloku czuję że coś mi zaczyna czule gwałcić mózg. Klatka schodowa wydaje się bardziej przestrzenna, kolory i falowanie zaczyna nienachalnie wjeżdżać, nie przypomina mi to innych znanych OEV'ów, obraz pokoi przypomina czasem zdjęcia typu "rybie oko" w drugą stronę. Tradycyjnie pojawia się gęsia skórka (moja myśl: kiedyś zamarznę od tego ćpania). puste przestrzenie między obiektami wydają się obszerniejsze niż w zasadzie są, wszystko jest jeszcze bardziej trójwymiarowe. Zjadam grejpfruta i wypijam energetyka, czuję się jakbym się nawciągał tu tu, więc idę się położyć i delektować się CEV'ami.
Krzyżuję nogi i kładę się na łóżku. Na początku pojawiają się jasne rozbłyski o różnych kształtach, nie są płaskie, jedne wydają się pojawiać zaraz obok mnie, inne z kolei jakby pół metra ode mnie. Zarówno czas jak i wszystko poza moim umysłem przestaje istnieć, teraz jestem w czarnym oceanie przestrzeni kosmicznej, a moje ciał znajduje się na kładce, wyraźnie czuję jak woda wokół mnie się kołysze i faluję. Jasne błyski są dostrzegane już tylko kontem oka, a po czasie zastępują je migające sceny z jakiś miejsc. Mimo ciągłego uczucia spokoju czuję że coś się zbliża. Kompletna ciemność, nie słyszę muzyki (w rzeczywistości ciągle grała), a po chwili zaczynam widzieć jasne punkciki. Gwiazdy? wraca muzyka, nie znam jej, przypomina ta która leci ale słowa mimo że je w podświadomie słyszę jednak wydają się oznaczać co innego i być skierowane do mnie z perspektywy lektora, mówią o szaleńcu zamkniętym w ciemnej celi bez okien, zagubionym w swoim szaleństwie do tego stopnia że już nie wie co jest prawdąa co iluzją. Wiem że to o mnie, jestem naraz lektorem i bohaterem lirycznym. Czuję że ciemna cela traci ściany, zamieniają się w ciemną nieskończoność z jasnymi punktami w oddali, szaleństwo w tym momencie nagle mija i postępuje. Zapadam się w swoim umyśle niczym jakbym zeskoczył z kładki w czarne jezioro które okazuje się jednak próżnią. Moje ego spada długi czas, zaczyn się robić coraz jaśniej, aż w końcu biała klatka zamienia się w obserwacje kuli przypominającej planetę, obracającą się powoli. Muzyka staje się intensywniejszy, głębsza, obraz planety zaczyna się oddalać i przybliżać w rytm muzyki, powierzchnię ziemi przebijać zaczynają nieregularne promienie białego światła uwalniające się spod skorupy. Wszystko dzieje isę w rytmie shpongle. Obraz znika przysłonięty jednym ze "zdjęć" które widziałem kątem oka. Drabina? Już jest tylko ciemno i błyski.
Otwieram oczy i obserwuję przez okno chmury. Są idealne, zawsze widzę w nich twarze przypominające te z komiksów. Coś typu "spojżenia bohaterów którzy w ostatniej chwili dostrzegli że ktoś podejrzany ich śledzi". Pora sprawdzić facebooka i iść się przejść, pogoda jest naprawdę genialna. Do ubierania się puszczam 1200 Mics - Mescaline. Drażni mnie, wręcz jej obrzydliwość kuje mnie w mózg. Pies zostaje w domu, tez mnie by drażnił. Jestem przed blokiem i jem czekoladę, nie pamiętam jak schodziłem, wracam sprawdzić czy zamknąłem na pewno drzwi. Zamknięte, ale i tak wracam bo zapomniałem soku pomarańczowego i grejpfruta. Można iść do parku. Miasto takie piękne, wszędzie leżą żółte i pomarańczowe liście, trawa nadal zielona, ludzie tacy brzydcy, starzy i zezwierzęceni. Już wiem jak czuli się rycerze jadąc konno wsiami i obserwując mijany motłoch, który zatrzymywał się by oglądać z otwartą bezzębną paszczą mijającego ich Pana. Jeden facet spojrzał mi w oczy i zaczął coś parskać pod nosem, ewidentnie wiedział co jest ze mną grane.
Okrążając park dwa razy w poszukiwaniu najlepszego miejsca jem resztę czekolady i grejpfruta. Jej smak jest bardzo głęboki, sprawia przyjemność. Czuję ze cytrusowe posiłki sprawdziły się, odczucia wizualne pogłębiają się. Jakiś czas siedzę i obserwuję drzewo, jest takie majestatyczne, podróbka Axis Mundi. To musi Być jeden z tych jasnych strumieni, teraz czuję jeszcze bardziej że wszystko staje się oczywiste, kontynuuje przemyślenia z jednej poważnej grzybowej fazy. Słowo jest dźwiękiem, dźwięk falą energii, można go zamienić w ciało stałe. Można kreować słowami. Um jako dźwięk powstawania rzeczywistości? spiralna fala fraktali jako oś łącząca wymiary? (Kiedyś byłem pod wrocławską halą stulecia, projektował to jakiś mason, wszystko wydaje się tam takie kosmiczne, szczególnie ta pogańska iglica). Wracam do domu, nie zniosę tego, dzieci krzyczą, a trenująca psa laska musi piszczeć tą przeklętą piłeczką. Jest już po siedemnastej, czuję w sobie szaleństwo z laptopa zaczyna lecieć Schpongle- Unstoned. Gdyby NSDAP miało tą zupkę, na pewno świat by wyglądał inaczej.
Kumpel wraca z pracy, gadamy jakiś czas o tym jak tam trip, nie mam problemów z komunikacją, każde słowo jest jakby wielokrotne przemyślane przed wypowiedzeniem. Wracam do pokoju, włączam ambient i zapadam się w nieskończoną biel. skupiam się głównie na przemyśleniach, CEV'y są już na drugim planie, mija tak parę godzin. Ok. szóstej wstaję napić się soku, oczy nadal mam sowie. Długość tripu wcale mnie nie męczy, bez problemu mogę zapadać w ten psychodeliczny półsen. Nie wiem kiedy zasypiam, na oko po trzech godzinach. Wstaję po siedemnastej, czuję się nowo narodzony, w lustrze wyglądam bardzo zdrowo, jedynie jestem bardzo głodny.
W najbliższym czasie muszę to powtórzyć w gronie znajomych. Cała faza jest specyficzna, trudno ją nazwać przyjemną lub nieprzyjemną, co jakiś czas zmienia kierunek, miejscami wydaje się naraz przyjemna i obrzydliwa. Ciągle czułem że mój mózg pracuje o wiele szybciej i nie sprawia mu to problemów. W gestach i spojrzeniach mijanych ludzi dostrzegałem to co czują, w mignięciu oka wyobrażałem sobie jak rosły gałązki na mijanym żywopłocie, jak jego nasiona rozniosą się dalej i wyrosną kolejne jego kopie, fraktale na poziomie sensu istnienia innych organizmów.Sęs życia: samodoskonalenie i powielenie. Ustawienia systemowe mózgu przywrócone.
- 15082 odsłony
Odpowiedzi
Czyta się nienajgorzej,
Czyta się nienajgorzej, aczkolwiek masowe błędy ortograficzne rażą.
Niemniej jednak, zapragnąłem znowu poczuć tę psychodelę, która zawsze tak bardzo mnie przytłacza... może już czas?