powojowa noc
detale
raporty suicideboomer
powojowa noc
Akcja tripa miała miejsce całkiem niedawno, bo 4 miesiące temu (chociaż ja mam wrażenie jakby minęły wieki). Był wtedy lipiec, ja chciałem troszkę potripować z kumplem z którym od dawna się na powój ustawiałem. Niestety nie mogłem się z nim dogadać. cały czas coś mu wypadało. Ostatecznie stwierdziłem, że się z nimi nie dogadam i postanowiłem, że sam potriupuję w domu.
Nie potrafię już teraz dokładnie stwierdzić która była godzina kiedy wypiłem wcześniej przygotowany wywar z 5 nasion powoju hawajskiego. Na pewno były to godziny wieczorne, coś koło 20/21. Pijąc magiczny napój miałem nadzieje ze przyniesie mi on odprężenie, ciekawe choć nie za mocne doznania psychodeliczne. Doznania faktycznie nie były aż tak mocne, ale na pewno nie były odprężające. No, ale po kolei.
Kiedy zacząłem odczuwać pierwsze efekty działania specyfiku, postanowiłem że może by tak pochodzić po dworze. Mimo, że to był lipiec, to wieczorem wcale nie było tak ciepło, a zważywszy na to, że powój zawsze sprawiał, że było mi chłodno nawet w ciepłych pomieszczeniach, postanowiłem założyć kurtkę. Nie był to najgorszy pomysł, bo faktycznie było mi ciepło, ale nie mogłem się zdecydować czy lepiej mi w czapce czy bez. Gdyby ktoś wtedy ze mną był stwierdziłby, że zachowuję się komicznie, bo co chwila ją zakładałem i zdejmowałem. Nie musiałem się jednak przejmować tym co ktoś o mnie pomyśli, mieszkam na zadupiu, było już ciemno, więc nie musiałem się przejmować, że ktoś mnie zauważy i zacznie się zastanawiać nad moim zachowaniem.
Skupiłem się na otaczającym mnie świecie. Muszę stwierdzić, że miejsce do psychodelicznych tripów mam genialne. Są to pola i łąki, jest tam dużo miejsca do spacerowania i ładnych widoków. Dodać należy, że była wtedy jasna, księżycowa noc. Będąc pod wpływem powoju, świat wydawał mi się bardzo duży. Zabawne jest że faza na tym etapie bardziej przypominała mi tą na grzybkach niż te powojowe. Właściwie to nie była ona ani grzybowa, ani powojowa taka specyficzna. Zaczęło mnie to zastanawiać, czemu mam takie pomieszanie doznań?Pomyślałem, że może na pewnym etapie korzystania z różnych psychodelików dochodzi się do momentu w którym wszystkie zaczynają działać do siebie podobnie. Bądź co bądź, podobieństwo do grzybowego tripa, zasiało we mnie mały niepokój. Wszystko dlatego, że moje ostatnie przygody z grzybami zapewniły mi serię badtripów. No więc, chodziłem tak lekko zaniepokojony o dalszy przebieg podróży wśród przyrody którą oświetlał blask księżyca. Zaczynały mi już doskwierać charakterystyczne dla powoju dolegliwości żołądkowe. Wtedy właśnie postanowiłem wrócić do domu.
W mieszkaniu zaczęło się najgorsze. Żołądek doskwierał mi niemiłosiernie, i mimo że takie ekscesy są dla powoju raczej normalne, to jednak zdziwiła mnie ich intensywność. Miałem już kilkakrotne doświadczenia z powojem, ale nigdy aż tak mocnych dolegliwości ze strony żołądka, a teraz przecież wcale aż tak dużo tych nasionek nie zjadłem. Co jakiś czas tak mnie mdliło ze musiałem usiąść przed muszlą klozetową. W końcu coś tam ze mnie wyszło. Wtedy zrozumiałem, że jest źle, i że tym razem ból żołądka tak szybko nie minie. Wpadłem również w niemałą panikę, kiedy stwierdziłem, że mimo iż tego co znajduje sie na dnie muszli klozetowej jest niewiele, to jednak to coś ma czerwonawy kolor. I wtedy przeszła mnie myśl, że to skrzep. A skoro tak, to raczej jest źle! Natychmiast siadłem do internetu i szukałem w google co to może oznaczać. Odpowiedzi znalazłem dwie i obie mi sie nie spodobały. Pierwsza to, wrzody żołądka, druga rak żołądka/przełyku. Ogarnęła mną panika, która była dodatkowo wzmagana działaniem powoju. Zacząłem nad tym intensywnie myśleć. Co teraz mam robić? Iść z tym do lekarza, ale może coś źle zauważyłem, w końcu jestem na haju, no ale z drugiej strony nie na takim haju żeby mi się kolory myliły.... . Typowa gonitwa myśli.
Było już po północy, w końcu odechciało mi się ślęczenia nad netem i postanowiłem, że wyłączę kompa. Jeszcze trochę modliłem się nad kiblem, ale już nic więcej nie wyrzygałem. Poszedłem do łóżka i usiadłem na nim w skulonej pozycji w której znajdowałem się już od jakichś dwóch godzin. Już na tą godzinę tripa dolegliwości żołądkowe powinny ustępować, ale tym razem nic z tego. Zacząłem się zastanawiać ile to jeszcze potrwa. Liczyłem godziny kiedy zaczął sie trip, i kiedy szacunkowo powinien się skończyć, no ale wszelkie działania matematyczne po zażyciu psychodelików są bardzo trudne. Panika mi troszkę przeszła, ale na jej miejsce pojawiło się coś innego. Ciężkie przemyślenia egzystencjonalne. Chciałem od tego uciec, myśleć o czymś/zająć się czymś innym. Niestety na tamtą chwilę wszystkie czynności, myślenie o czymkolwiek wydawały mi sie bezcelowe, kompletnie nie mające znaczenia. Siedziałem tak przez kilka godzin w skulonej pozycji na łóżku. Najgorsze w tym wszystkim nie był stan w jakim się wtedy znajdowałem, tylko brak wiary w to, że jeszcze kiedyś będzie dobrze. Chodzi o to, że wiedziałem, że faza mi w końcu minie, ale kompletnie nie widziałem sensu we wszystkich czynnościach dnia codziennego. Nie widziałem sensu w mojej pracy, w kontaktach ze znajomymi, w jakimkolwiek działaniu. Ach byłem zmęczony, jedynym moim pragnieniem na tamtą chwilę był sen.
W końcu zaczęło mi przechodzić. Wyczekiwany przeze mnie moment kiedy moc nasion zacznie słabnąć w końcu po kilku godzinach nadszedł. Dolegliwości żołądkowe również ostatecznie zaczęły ustępować (niestety w osłabionej sile towarzyszyły mi do końca podróży). Udało mi się w końcu dojść do tego, że minęło około 7 godzin. Postanowiłem więc, że pościele sobie łóżko. Ścieliłem je około godziny (haha, niezły wynik). Położyłem się do łóżka, ale nie mogłem w nim znaleźć wygodnej pozycji. Trochę się jeszcze pomęczyłem, kiedy już poczułem sie na tyle zmęczony ze mogę w końcu zasnąć, napotkałem na problem. Mając zamknięte oczy cały czas przed oczyma przechodziły mi psychodeliczne wizualizacje. Nigdy wcześniej nie były one dla mnie problemem, a nawet je lubiłem. Zawsze w takich momentach się nimi bawiłem i delektowałem się bogactwem kolorów i figur. Jednak tym razem, strasznie mnie one męczyły i drażniły. Długo tak się z nimi męczyłem co chwilę otwierając oczy aby wydostać się z psychodelicznego świata. W końcu wpadłem na pomysł aby otworzyć okno. Okazało się to zbawienne, gdyż dźwięki jakie dobiegały z zewnątrz (szum wiatru, szczekanie psa w oddali, itp) jakoś tą psychodele stłumiły i pozwoliły zasnąć.
Cóż, po tym doświadczeniu długo zastanawiałem się czy nie udać się na zabieg gastroskopii. Uczucie bezsensu wykonywania jakichkolwiek czynności jeszcze przez jakiś czas mi towarzyszyło. Miałem już wcześniej kilka nieprzyjemnych przygód z psychodelikami, ale to skutecznie mnie do nich zniechęciło. Na chwilę obecną raczę sie tylko piwkami, a i to w niewielkich ilościach. Nie mówię, że jeszcze kiedyś ich nie spróbuję, ale na chwilę obecną w ogóle nie planuję z nimi spotkania. A przecież kiedyś myślałem o tripowaniu bardzo często. Zastanawiałem się co tu jeszcze spróbować, kiedy i z kim potripować, a teraz? Skupiłem się na czym innym, typu zacząłem czytać książki (wcześniej raczej to mi się nie zdarzało), postanowiłem troszkę zacząć pracować nad moim angielskim, zacząłem bardziej pracować nad moja formą fizyczną (staram się dużo biegać) itp. Mam oczywiście dużo miłych wspomnień z psajko, ale na chwilę obecną mam też sporo tych nieprzyjemnych. Na prawdę nie sądziłem, że to kiedyś może się stać, że tak mogę zmienić do nich podejście.
- 20172 odsłony
Odpowiedzi
Zacząłem poprawiać
Zacząłem poprawiać (interpunkcja absolutnie awangardowa! No i "odczówać"?!...), ale im dalej w las, tym więcej byków. Weź się za ten tekst.
"Będąc pod wpływem powoju świat wydawał mi się bardzo duży." - świat nie powinien więc brać tyle powoju! :D
Raport bardzo dobry,
Raport bardzo dobry, autentyczny, ale co najważniejsze- bardzo szczery i bez idiotycznego fantazjowania. Nie ma też żadnych sloganów rodem z poradni odwykowych. Ja tutaj bardzo mało czytałem raportów, więc mam małe rozeznanie, ale to jest chyba pierwszy raport uczciwy, bez fantazjowania i bez sztucznego moralizowania. A teraz uwaga. Mimo prostych słów, oraz mimo braku jakiś wymyślonych sensacyjnych akcji, to ten raport czyta się bardzo dobrze, dlatego jeżeli podobno w tekście były nawet jakieś błędy, to przy czytaniu byłem tak pochłonięty, że zupełnie ich nie dostrzegłem.
Dziękuję za miłe słowa
Nie jestem zwolennikiem moralizowania, a w raporcie starałem się przedstawić wszystko tak jak w rzeczywistości to wyglądało. Niestety, nie jestem tak dobry w ukazywaniu emocji tak jak niektórzy użytkownicy tutaj. Nie wiem czy udało mi się dostatecznie dobrze przedstawić poziom beznadzieji jaki mi w tym doświadczeniu towarzyszył, ale nie chciałem żeby ten raport wyszedł komicznie, a wydaje mi sie ze jakbym próbował lepiej przedstawić ten dramat to mogło by właśnie tak wyjść. Co do uwagi rydzyka, to przejrzałem jeszcze raz tekst i pewne rzeczy tam poprawiłem.
"Wszystko dlatego, że moje
"Wszystko dlatego, że moje ostatnie przygody z grzybami zapewniły mi serię beadtripów".
Serię czego ? Niezły raport ale popraw to cudo.
PS: Fiesta dalej acetylujesz opium i uciekasz od terapii mogącej naświetlić twoje schizofreniczne problemy ?