Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

esencja słodkości świata

detale

Substancja wiodąca:
Chemia:
Dawkowanie:
2x 1mg 25I-NBOMe
2x 1mg 25B-NBOMe
Oraz każdy kartonik miał dodatkowo nie wiadomą ilość cyklodekstryny.
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Otoczenie :

Wieczór, weekend, ciemny pokój rozjaśniony lekko filmem (Piraci z Karaibów : Skrzynia Umarlaka) by powstała niesamowita gra cieni w moim "sanktuarium".
Okno zasłonięte.

Umysł :

Wielotygodniowe przygotowanie psychiczne pod pierwszy mój mocniejszy psychodelik.
Chęć poznania własnego ja.
Doświadczenie:
Marihuana - setki razy (palę od paru lat własne zioło, czasami codziennie po kilka razy)
DXM - około 20 razy (co 2 - 3 tyg. w dawkach 30 - 90 tabletek)
Benzydamina - 1 raz w ilości 2g po ekstrakcji
Alkohol - parę razy , b. rzadko z kolegami tylko.

esencja słodkości świata

Waga : 83 kg , wzrost 182cm

 

~13:00

W marcu roku 2013 przyszedł do mnie wreszcie mój upragniony list z Ameryki zawierający niezwykłą przesyłkę, a konkretnie cztery kartoniki nasączone psychodelicznymi substancjami o których tak marzyłem ukryte w aluminiowej folii. Nie miałem wtedy jeszcze pojęcia co mnie czeka.

~19:45

Będąc w moim pokoju starannie układam na górnym dziąśle dwa kartoniki z substancją 25I-NBOMe oraz dwa kolejne z 25B-NBOMe myśląc, że na pierwszy raz tyle starczy (Myślałem, że po benzydaminie nic nie będzie w stanie złamać mojej psychiki, bardzo się myliłem.) W smaku są takie dziwne, nie potrafię tego teraz za bardzo określić lecz po paru chwilach przestałem czuć i smak i miejsce w którym one były.

~20:30

Poczułem lekkie mdłości, można powiedzieć, że ledwo wyczuwalne. Zauważyłem, że substancja zaczyna wchodzić więc połknąłem ślinę którą cały czas w ustach przez prawie godzinę trzymałem i wyciągnąłem kartoniki. Poszedłem wziąć przysznic i umyć włosy jako, że jeszcze ogarniałem w miarę normalnie. Świat zaczął robić się taki... wygładzony coś jakby zamieniał się w grę komputerową. Płynąca woda sprawiała mi ogromną przyjemność więc tkwiłem tak parę minut pod prysznicem w bezruchu zachwycając się tym. Lecz nagle patrzę na kafelki przedemną które są na ścianie, wpatruję się w ich wzorki... Tam są czaszki, wszędzie wokół mnie są czaszki, one są piękne, nie wystraszyły mnie. Postanowiłem wyjść, wytrzeć się, ubrać i udać się do pokoju.

Czas nie znany

Gdy wróciłem do pokoju, zamknąłem drzwi, włączyłem film i wszystko zacząłem widzieć w barwach RGB. Poszczególne cienie, kontury i przedmioty przeplatały się w uścisku tych przepięknych trzech barw. Usiadłem na łóżku, moje myśli zaczęły zanikać w bezkresnej pustce różnych kolorów i stworzeń w mojej głowie. Doświadczyłem wspaniałych CEVów jak i OEVów. Przestałem odróżniać która jest godzina, tło zegarka było fioletowe i przeplatało się z innymi barwami, liczby co chwilę zmieniały się, formowały się w inne kształty. Spojrzałem na sufit, panele zmieniały się na materac taki jak w psychiatryku na filmach jest w pokojach. Patrzę na moje biurko, obok biurka z cienia forumuje się karton, duży karton chociaż go tam nie ma. Objawiła mi się pojedyncza myśl w moim umyśle "minecraft". W ścianach zaczęły formować się rudy węgla, żelaza i diamentów, było to coś pięknego. Żyły zaczęły mnie boleć okropnie, tak jakby były zardzewiałe i to strasznie mocno lecz nie przejmowałem się tym. W filmie poszczególne kolory łączyły się w jedność, ciężko to słowami wyrazić, nie zwracałem za bardzo uwagi na to.

Godzina śmierci - czy ja nie żyję?

W pewnym momencie zacząłem słyszeć brzęczenie w uszach coraz to głośniejsze i nagle... te brzęczenie "eksplodowało". Straciłem przytomność, byłem pewny, że chyba przez chwilę nie żyłem. W tym momencie faza miksu "NBOMów" rozpoczęła się dopiero. Przestałem myśleć umysłem, a zacząłem całym światem. Byłem przez chwilę jednością ze wszystkim, rozumiałem wszystko. Siedząc na łóżku i machając rękami wydawało mi się, że robię fascynujące rzeczy, czasami jakieś pojedyncze słowo w moim umyśle pojawiało się. "Wtapiałem" się w łóżko i otaczającą mnie ścianę, było to coś dziwnego. W pewnej chwilii zdecydowałem się wstać, wydawało mi się, że jestem starym mędrcem, patrząc oczami które przeżyły "więcej" niż którykolwiek człowiek na świecie podszedłem do okna opierając się jedną ręką o niewidzialną laskę. Odpycham wolną ręką roletę i patrzę na budynki. Kiwam głową w uznaniu, budynki po kolei odlatują i znikają, wszystko to wydaje się dla mnie normalne. Księżyc jako ostatni zamienia się w białego smoka i odlatuje , zostaje pustka, wracam do łóżka, czuję ból w żyłach, serce także mnie boli lecz nadal nie zwracam na to uwagi. Widzę przez sufit gwiazdy, niezliczone gwiazdy i podziwiam jaki ten wszechświat jest wielki.

Esencja słodkości świata - zejście?

Czuję , że faza zaczyna się zmniejszać. Próbuję usnąć lecz beskutecznie. Cała pozostała faza nagle się zmieniła w bad tripa. Zamykam oczy i przyglądam się kolorowym CEVom. Wszystko jest takie słodkie i "pedalskie". Widzę przy zamkniętych oczach jednorożce, drogi i najróżniejsze rzeczy w kolorach tęczy. Chcę żeby to się wreszcie skończyło, nie podoba mi się to, otwieram oczy, wszystko jest nieznośnie kolorowe, każdy cień, czarny kolor przestał istnieć dla moich oczu. Ogarnia mnie uczucie złości i strachu. Nie rozumiem samego siebie, żyły mnie bolą... W myślach błagam o śmierć, chcę umrzeć. Próbuję udusić się poduszką lecz bezskutecznie. Zamknąłem oczy i schowałem się pod kołdrą targany myślami samobójczymi. Z pomocą przyszedł do mnie sen, ledwo wytrzymując leżąc z zamkniętymi oczami wkońcu usnąłem. Obudziłem się po południu.

 

 

Ogólnie mimo negatywnych przeżyć pod koniec tripu spróbowałem parę miesięcy potem kolejnego NBOMa. Uważam , że te substancje zażywane z rozwagą mają spory potencjał lecz są w stanie złamać psychikę każdego człowieka nie ważne za jak bardzo odpornego on by się uważał. Największym plusem tych substancji jest to , że pamiętasz prawie wszystkie szczegóły tripu.

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Set and setting: 
Otoczenie : Wieczór, weekend, ciemny pokój rozjaśniony lekko filmem (Piraci z Karaibów : Skrzynia Umarlaka) by powstała niesamowita gra cieni w moim "sanktuarium". Okno zasłonięte. Umysł : Wielotygodniowe przygotowanie psychiczne pod pierwszy mój mocniejszy psychodelik. Chęć poznania własnego ja.
Ocena: 
Doświadczenie: 
Marihuana - setki razy (palę od paru lat własne zioło, czasami codziennie po kilka razy) DXM - około 20 razy (co 2 - 3 tyg. w dawkach 30 - 90 tabletek) Benzydamina - 1 raz w ilości 2g po ekstrakcji Alkohol - parę razy , b. rzadko z kolegami tylko.
Dawkowanie: 
2x 1mg 25I-NBOMe 2x 1mg 25B-NBOMe Oraz każdy kartonik miał dodatkowo nie wiadomą ilość cyklodekstryny.

Odpowiedzi

następnym razem jak będziesz brać jakiegoś nowego psychodelika po którym są ofiary śmiertelne to również polecam robienie tego w samotności oraz zajebanie sobie dawki 4x większej niż polecana ;) elo

ciekaw jestem trip raportu :)

Zdaje się, że w wypadku NBOMów nawet sitter może nie pomóc. Chyba, że ma na podorędziu pełen zestaw do resustytacji.

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media