Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

...i niech wam się nie wydaje, że parę czarnych nasionek to za mało!

detale

Substancja wiodąca:
Natura:
Dawkowanie:
10g Ipomoea Violacea w postaci zawiesiny wodnej. Zmielone na proszek nasiona wrzuciłem do zimnej wody i zostawiłem na 2h. Potem wypiłem wszystko razem z "fusami"
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Z jednej strony się bałem, ale z drugiej miałem ogromne nadzieje wobec tej rośliny, a raczej jej nasion. Nastawienie miałem zdecydowanie pozytywne.
Wiek:
20 lat
Doświadczenie:
To moje pierwsze doświadczenie z psychodelikami. Poza tym próbowałem wielu etnobotanicznych okazów roślin oraz Acodinu :)

...i niech wam się nie wydaje, że parę czarnych nasionek to za mało!

Jest godzina 16:24. Właśnie wypiłem cały kubek wodnej zawiesiny magicznych nasion. Zawartość kubka ma mętno-zieloną barwę. W smaku i konsystencji jest bardzo zbliżone do siemienia lnianego, albo krochmalu. Postaram się pisać raport na bieżąco. Z ledwością przełknąłem oślizgłą końcówkę. Mimo że zmieliłem wszystko na proszek i przed wypiciem zamieszałem, to całość od razu opadła na dno, formując kleistą, rzadką kluchę, która z ledwością przeszła mi przez gardło.

16:34 - wyczuwalne lekkie mdłości. Stopniowo narastają. Współlokator idzie zaraz do sklepu i poprosiłem go żeby kupił mi sok grejpfrutowy. W międzyczasie wypiłem ostatnią szklankę soku pomarańczowego. Mam nadzieję że nie zwrócę wszystkiego zanim kumpel wróci. Na szczęście już po chwili czuję pewną ulgę.

16:50 - Czuć że zaczyna działać. Ręce mam jakby z waty. Strasznie mnie to bawi, gdy teraz piszę o tej wacie. Na głowie czuję coś w rodzaju magicznego hełmu. Strasznie mnie wkurza gdy gada do mnie współlokator. Jest strasznym gadułą, a teraz nie jestem już w stanie ani trochę tolerować jego pieprzenia od rzeczy i dziwnych pytań, np. czy teraz piszę do rodziny... Żeby to wkurzało, nie trzeba chyba być naćpanym, prawda? Zastanawiam się czy dam jednak radę wytrzymać pisząc ten raport na bieżąco. Obawiam się że będę musiał odbyć długą podróż w łóżku. Chyba zapuszczę sobie zaraz Pink Floydów albo Klausa Schultze.

17:03 - Jednak wstaję i mam ciekawą rozkminę: Głowa człowieka - jajko; głowa psa - łopatka barania, ew. brokuł, zależnie od rasy; głowa konia - łopatka barania. Kolory nabierają dziwnej mocy i potęguje się ich nasycenie. Mam wrażenie że wszystko na co patrzę, jest jakby fotografią HDR. Mdłości nie mijają, ale słabną. Kolega z pokoju otworzył lodówkę i zaczyna jeść. Właśnie zdałem sobie sprawę, że nie tylko kolory, ale także zapachy są niezwykle zintensyfikowane. Czuję co je, mimo, że zasłania to plecami. Kromka z pasztetem :) Poza tym capi cebulą z lodówki.

17:25 - Odbywam pierwszy eksperyment z muzyką. Żeby było łatwiej, zamykam oczy. Teraz wreszcie rozumiem co to prawdziwa synestezja. Słucham najpierw Pink Floydów. Z ich muzyki emanuje chaos, przeważa zieleń przy organach, żółć przy perkusji, fiolet przy głosie wokaisty. Wszystko się miesza, z podłogi wizji wychodzą neuronalne, różowe, półprzeźroczyste macki. Średnio mi się to podoba, więc przełączam na Bacha.

Bach to coś zupełnie innego! Kawa z czekoladą i białym mlekiem! Rozbrzmiewa Praeludium pro organo pleno in Eb. Nie ma nic piękniejszego niż bitonalne wariacje przy fugach. Jeden głos goni drugi, dwie wstęgi, kawa i mleko, tańczą pięknie w okół siebie łącząc się i rozszczepiając... Wszystko leci tak szybko że nie nadąża i na wstęgach pękają tylko wypustki niczym te na mackach ośmiornicy... kamera za nimi nie nadąża, wszystko spada w dół i już więcej tego nie widzę. Jednocześnie wstęgi wytryskują ciągle ku górze niczym strugi z fontanny i mogę cieszyć się coraz to nowszymi ich przemianami. Przeklinam teraz w myślach twórców wizualizacji w odtwarzaczach muzyki. Teraz pojąłem jakże bardzo odbiera to człowiekowi inwencję twórczą przy własnych wizjach. Wizualizuję, ale obawiam się że może to nie być oryginalne, tylko odtwórcze. Z drugiej strony chyba żaden program nie oddaje tego tak wspaniale jak to, co teraz czuję. O dziwo w profesjonalnym nagraniu słyszę teraz że fałszuje tercja w organach, psując mi obraz doskonałej harmonii, jaką oddaje muzyka Bacha @.@

Muzyka dalej leci, a ja zdaję sobie sprawę że dziwnie się trzęsę... no tak! przecież ja cały czas byłem spięty... W ogóle, przez całe życie! Po co to człowiekowi?! Czuję jakąś dziwną ulgę, ale z drugiej strony tego mikroskopijnego trzęsienia się nie da się całkiem wyeliminować.

18:00 - Kolega prosi żebym wytłumaczył mu coś z programowania. Mówię mu że chyba zwariował że ja w takim stanie coś ogarnę. O dziwo widzę dynamiczne struktury danych tak, jakby moje oczy śledziły pamięć komputera. Mimo że nigdy nie ogarniał programowania, to teraz bez problemu mu tłumaczę alokację pamięci dla tablicy wielowymiarowej w C. Gdy doszło do 4 wymiaru to kolega już nie nadążał a ja widziałem hiperstruktury. Jemu na szczęście do zdania kolokwium wystarczą 2 wymiary. Mój głos jest jakoś dziwnie zmieniony, czuję się jakbym był jakimś gadopodobnym stworem i to jest bardzo fajne :3. Po chwili z jego komputera dobywa się sztandarowa melodia pokemonów. Kumpel ciśnie na emulatorze w Pokemon Crystal!

18:22 - Czuję suchość w ustach. Teraz widzę, że ta wasza czcionka na Neurogroove przy pisaniu raportu jest chyba celowo taka neutralna! W momencie gdy piszę i jednocześnie czytam to, co pojawia się na ekranie, nic nie dzieje się z moim wzrokiem. Z kolei gdy pisałem inną czcionką do mojego kumpla na gg, to tekst dosłownie falował i wsysał moje oczy! Bóg wam zapłać za tą czcionkę. Inaczej bym pewnie nie dokończył :)
Boże! Jakaż to radość że wcześniej ustawiłem sobie kompozycję Aero w Windows 7 na czerwone barwy i na tapecie jest taki wielki czerwono fioletowy kwiatek! Te kolory napawają mnie takim optymizmem że to wręcz niewyobrażalne. Okna wydają się trójwymiarowe! Tego nie da się opisać. Próbowałem przeciągnąć je ręką ale niestety nie udało się :(.

18:40 - Jedzenie paluszków to czynność niewyobrażalnie wręcz trudna! Nie mam w ogóle śliny. Woda na szczęście przychodzi mi z pomocą niczym błogosławieństwo z nieba. Z kolei smak paluszków (zanim wezmę łyka wody) jest wręcz niesamowity! Czuć smak mąki, drożdży, soli! Wszystko takie prawdziwe jakbym widział jak je wypiekają, ale z drugiej strony wiem jak to wygląda na prawdę... robi mi się trochę smutno, ale z drugiej strony te kolorowe okna systemu Windows ciągle mnie pobudzają swą drżącą malinową radością. Jest dobrze. Wręcz za dobrze. Wszystko eksploduje taką synestezją, że boję się, że będę musiał ten raport niestety później przeredagować. To zaczyna powoli zamieniać się w książkę! Z drugiej strony jeśli ciągle go czytacie, drodzy redaktorzy, to miejcie świadomość, że mało co będzie mu mogło dorównać szczegółowością opisywanych przeżyć. Pisanie sprawia mi wielką przyjemność.

Teraz zdałem sobie sprawę z tego że linijkę wyżej styknęło 1101 słów, a to binarnie 13. Dzisiaj mamy 13 marca! To musi być jakiś znak! Niesamowite zjawisko! Nie wierzycie to policzcie! Mówię całkiem poważnie - jest dokładnie 1101. Swoją drogą - czy w tle waszej strony są fraktale? Teraz z tekstem zlewają mi się ich przedłużenia. Widzę Mandelbrota! Te kółka z dołu się wylewają. To niesamowite!

19:10 - Rozmawiam ze współlokatorem o jego wewnętrznych uprzedzeniach. Myślę że ta dyskusja da mu sporo do myślenia, bo był cholernie zdziwiony gdy zacząłem mu o tym nawijać. Poza tym jest osobą strasznie skrytą, sztucznie uprzejmą i miłą, a w zasadzie nie wiadomo jaki jest w środku. Powiedział że mógłbym zostać psychologiem. Raczej go nie obraziłem. Po tym powoju czuję się jakiś bardzo mądry, ale zdaję sobie jednocześnie sprawę z tego że to tylko narkotyk i wszystko może być zwyczajną ułudą. W tej chwili wszystko jest już tak dziwne i wyolbrzymione, a jednocześnie dochodzi z tego taka głębia, że nie jestem już w stanie pisać. Myślę że to nie ma na razie sensu i lepiej będzie gdy poczekam z tym do momentu, w którym wytrzeźwieję. Już i tak powoli zbliżam się do limitu Rafaello. Faza nabiera już zresztą takiej mocy, że w słojach sztucznej okleiny drzewnej widzę ukryte słowa złożone z kropek, które wirują z zawrotną szybkością. Zamykam oczy i mogę je odczytać: "tStili". "słojach" wydaje się być synonimem "słowach".

19:28 - Teraz wszystko co czytam, widzę i odbieram za pomocą zmysłów jest dla mnie już zbyt potężne. Daję sobie spokój z pisaniem. Patrzę na zdjęcie pewnej gwiazdy, czy też mgławicy i widzę tam twarze... Specjalnie zaznaczyłem je w paincie żeby mieć odniesienie jak wytrzeźwięję. Pewnie na trzeźwo nic tam nie ujrzę. Kolega mówi że nic nie widzi. To przytłaczające. Jest tyle wzorów, które możemy przeoczyć a jest w nich ukryta taka głębia! Człowiek jest ślepy mimo oczu. Wpatrując się w te wzorki, które są tłem waszej strony widzę także twarze. Ukryte w liściach. Takie starożytne piękno rzymskich rzeźb. Mój mózg ma dość. Załadowałem wszechświat do działa i wystrzeliłem wszystko prosto w środek czaszki. Jeden taki trip to za wiele na jedno istnienie ludzkie. Czuję że LSA jest jak otwieracz do puszek a tą puszką jest mój mózg... Ja to nawet widzę.

20:52 - Zdecydowanie nie da się po tym zasnąć. Co gorsza - wewnątrz mojej głowy jest zbyt ciasno. Wolę z kimś gadać żebym miał pewność że wytrzeźwieję bo boję się że może mi tak już zostać! Po prostu nie wierzę że w jakichś cholernych nasionkach jest taka moc. We wszystkim jest jakiś zacięty rytm, wszystko tętni barwami i kolorami i nie mogę tego zatrzymać. Teraz ta faza jest już ostro męcząca. Mam dość.

21:15 - Nawet przy zatkanych uszach atakują mnie zapętlone koszmarnie bodźce słuchowe. Nie myśleć o niczym - źle, skupić myśli na rzeczywistości, też źle bo się boisz że ją może zniekształcić i nie będziesz w stanie stwierdzić co sobie wyobraziłeś, a co dzieje się na prawdę. Na przemian myślę o tym żeby przestać myśleć a potem żeby jednak skupić się na rzeczywistości. Mam nadzieję że jak teraz puszczę Bacha to moje myśli znajdą ukojenie.

21:53 - Dobrze że ciągle to piszę. Pójście do kibla wydawało mi się czymś, co mogłoby mnie przerosnąć, ale bogu dzięki kibel nie zaczął do mnie mówić i wróciłem szczęśliwie do bazy, którą jest mój pokój. Pisanie tego raportu z powrotem wkręca mi dobry nastrój i mam nadzieję że z takim dam już radę zasnąć, chociaż nastąpi to pewnie nieprędko.

Pisanie znowu jest niemożliwe ponieważ myśli rozbijają się na tysiące drobniejszych i scalają na powrót. Wydaje mi się że wiem co mogą czuć ludzie cierpiący na schizofrenię. Słyszę dźwięki i głosy znikąd. To co widzę nie pokrywa się z tym co słyszę, a to jest dość przerażające żeby było straszne. Wszystko jęczy i wrednie zgrzyta zaciętym rytmem... Jak popsuty gramofon. Słyszę jak moje fale mózgowe zamieniają się w okropny biały szum. Nie mogę ich wyciszyć.

22:24 Jest już powoli trochę lepiej. Jak na coś patrzę, to wzory nie wirują, ale z drugiej strony coś co widzę może być czymś całkiem innym.

22:42 We wszystkim ciągle widać jednak matmę. Na szczęście już jest mnie fraktalnie a bardziej logicznie.

22:58 Jest! Wreszcie zaczyna docierać do mnie rzeczywistość. Nic nie jest już tak straszne, jakim się wydawało. Zauważyłem jednak, że wkręcone sobie wcześniej wzory, dalej się powtarzają, jeśli popatrzę na to samo. Tak więc albo umysł ma pewne stałe powiązania na podstawie których te wzory tworzy, albo ja zdążyłem już zapomnieć jakimi były te wzory wcześniej i tylko dorabiam sobie wizje.

23:58 Jednak nie do końca :( Teraz wszystko pokrywają wzory z liter... Na co bym nie spojrzał, wszystko ma półprzeźroczystą literową nakładkę. Nawet jak te przedmioty się obracają, to nakładka zostaje. Trip iście potężny. Mam nadzieję że szybko zejdzie bo to jest kosmos! Odkryłem fraktal własnego umysłu. To trójkątne strzałki. Strzałki są złe, bo kłują. Wolałby żeby były to kółka, ale nie mam na to wpływu. Ten fraktal jest taki bardzo nowoczesny i designerski. Strzałki zbiegają się symetrycznie z 4 albo 6 wierzchołków wielokąta foremnego, który tworzy granicę wizji, a następnie kręcą, przeplatają i wracają do pozycji pierwotnej zbliżając i oddalając. Na każdej ścianie strzałki są losowe litery, których nie potrafię odczytać.

Spojrzałem jeszcze raz na to zdjęcie gwiazdy, czy też mgławicy – teraz jest trójwymiarowe. Zdjęcie wychodzi poza ramę monitora i zaczyna się lekko obracać. Wysilam wyobraźnię i już widzę je z drugiej strony!

06:21 Obudziłem się zlany potem. Czuję się jak po maratonie, tylko że to nie moje ciało, a mój umysł przebiegł te 40 kilometrów. Trip się skończył. Nie jestem jeszcze całkiem trzeźwy, bo gdy próbuję się wyciszyć, w głowie ciągle słychać zgrzyty i jęki. Na szczęście nie widać już wzorów. W ustach mam sucho. Jedno wiem na pewno - nie spałem. To, co działo się przez noc pewnie zawsze pozostanie dla mnie nie jasne, gdyż współlokator już spał, a ja niczego nie pamiętam. Obudziłem się o 6 rano zlany potem. Jedyne co jeszcze sobie przypominam, to że o północy faza była już w apogeum. Nie da się tego opisać słowami. Siedziałem i widziałem w ciemności samego siebie, który siedzi skulony i uśmiecha się do mnie. Co dziwne nie bałem się. Gdy leżałem z laptopem na brzuchu, róg kołdry wydawał mi się wychodzącą z perspektywy nogą kameleona która zmienia barwy. Pamiętam też że próbowałem ogarnąć doświadczenie na dzisiejsze laborki z fizyki. Wszystko mi się wtedy ruszało i zmieniało kolory. O dziwo dzisiaj dokładnie pamiętam o co chodzi w tym eksperymencie, wraz ze wzorem na wyznaczanie stosunku energii do masy elektronu na podstawie średnicy anody, katody i parametru beta solenoidu. Mimo to, jakoś ciężko zebrać myśli. Mówię sobie w myślach że już wszystko dobrze, ale z drugiej strony nie pamiętam co ja wczoraj mogłem odwalać. Czy nie poszedłem na korytarz i nie zacząłem gadać do ludzi? W sumie raczej mało prawdopodobne, bo po godzinie dwunastej nie mogło tam być zbyt wiele osób, ale mimo wszystko nieprzyjemne myśli zostają. Pewnie nigdy się tego do końca nie dowiem, o ile ktoś mi tego nie powie lub nie będzie się na mnie dziwnie patrzył.

16:30 Jestem strasznie zmęczony ale faza już całkowicie przeszła. Zastanawiam się czy ktokolwiek dobrnął z czytaniem aż do tego momentu.

Podsumowując - nie był to na pewno bad trip w oczywistym tego słowa znaczeniu. Owszem - wkręciłem sobie złe wizje, ale to nie znaczy że całe doświadczenie było złe. Wręcz przeciwnie - otworzyło mój umysł na wiele rzeczy, a przesadziłem jedynie z ilością jak na początek. Zadałem sobie w tamtym stanie wiele pytań, na które nie potrafiłem wcześniej sobie odpowiedzieć. Poddałem swoją osobowość retrospekcji i dokładnej analizie, czego na trzeźwo nie byłbym w stanie zrobić poprzez wewnętrzne zahamowania i uprzedzenia. Z drugiej strony - brania narkotyków mam już dość, przynajmniej na dłuższy czas :) Synestezja i jedność ze wszechświatem, którą wtedy czułem była uczuciem wręcz mistycznym, ale jednocześnie tak potężnym, że muszę dobrze od tego odpocząć, przynajmniej przez jakiś czas. Uważam też, że wzięcie tak wielkiej ilości powoju na pierwszy raz nie było zbyt rozsądne. Gdybym nie miał się do kogo odezwać, sprawa mogła by się potoczyć znacznie gorzej. Łatwo mogę sobie wyobrazić siebie skaczącego np przez okno. W tym stanie człowiek nie wie co się dzieje i czego można się spodziewać. Tak jak wspomniałem - wiem chyba co może czuć schizofrenik. Pamiętam postacie które były obok (np widmo mnie samego). Wydawalo mi się także że ktoś szepcze, mimo że nikt nic nie mówił. Najlepiej mieć ciągle jakiś sprawdzian rzeczywistości, albo kogoś, kto może poprowadzić przez najgorsze momenty tripa żeby się nie załamać. W apogeum wizje były tak silne że dosłownie zaciskałem zęby i cały się trząsłem.

Jeszcze jeden wniosek - gdyby ktoś przy was był pod wpływem LSA - uważajcie na sugestie jakie tej osobie wkręcacie. Wszystko w tym stanie jest tak subtelne i wieloznaczne, że podatność człowieka na sugestie ulega niezwykłemu wyolbrzymieniu. Można komuś bardzo łatwo coś wmówić, albo go porządnie nastraszyć, ale równie dobrze można komuś wkręcić bardzo pozytywnego tripa.

...I niech wam się nie wydaje, że parę czarnych nasionek to za mało!

 

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
20 lat
Set and setting: 
Z jednej strony się bałem, ale z drugiej miałem ogromne nadzieje wobec tej rośliny, a raczej jej nasion. Nastawienie miałem zdecydowanie pozytywne.
Ocena: 
Doświadczenie: 
To moje pierwsze doświadczenie z psychodelikami. Poza tym próbowałem wielu etnobotanicznych okazów roślin oraz Acodinu :)
natura: 
Dawkowanie: 
10g Ipomoea Violacea w postaci zawiesiny wodnej. Zmielone na proszek nasiona wrzuciłem do zimnej wody i zostawiłem na 2h. Potem wypiłem wszystko razem z "fusami"

Odpowiedzi

Witaj, świetny TR, bogate przemyślenia i ogolnie miodzio :), podaj proszę dokładną nazwe firmy odraz gatunek powoju :D

Gość sprzedaje na Allegro. Obiecałem mu go polecić, tak więc proszę bardzo: http://allegro.pl/ipomoea-violacea-heavenly-blue-10g-niepryskane-i218612... Gdyby link przestał działać, to jego nazwa użytkownika to Stoliman. Powiedział że ma to sprowadzane z Kanady czy gdzieś z zagranicy. Sam nie mam zielonego pojęcia co to było. Walnęło mnie z taką mocą, że myślałem na początku że ktoś to uprzednio maczał w kwasie.

Najzabawniejsze jest to, że dzwoniłem do gościa i spytałem ile wziąć. Odpowiedział że 5g to będzie mało i żebym wziął 10. Po tym tripie zadzwoniłem do niego ponownie i mówię mu, że 10g to było jakieś szaleństwo i cieszę się, że nie wyskoczyłem po tym przez okno, a ten się zaczął śmiać i powiedział że na niego to w ogóle tak mocno nie działa i żeby tak miał to musiałby zjeść ze 20g. Wnioskuję z tego, że albo on jest jakimś powojowym nałogowcem, albo ja mam po prostu tak ogromną wrażliwość na LSA. Ogólnie mam małą tolerancję na prawie wszystko. Po 1 paczce Acodinu prawie mam zejście bo nie jestem w stanie nawet chodzić, zamiast mówić to bełkoczę i dostaję zeza rozbierznego.

dzięki...zapraszam na priv... :-)

Ananda 

Kusisz tym raportem, kusisz ;)

df

Ten raport (tak samo jak każdy inny raport który napisałem) ma na celu przybliżyć czytelnikom działanie danej substancji, a nie kusić do jej spożycia. Doświadczenie po LSA było wręcz potężne, ale zaznaczam, że po tym cholernie łatwo jest przeżyć taki koszmar, że można się po tym nie pozbierać przez wiele miesięcy - dlatego też zalecam szczególną ostrożność i jakiegoś opiekuna. W życiu nie wziąłbym tego samemu - a już na pewno nie w tak dużej dawce, jak opisywana.

Oczywiście, w końcu na tym polegają te raporty, natomiast nie da się zaprzeczyć, że po takim opisie przeżyć i twoich uwagach dotyczących bezpieczeństwa, powój hawajski staje się wystarczająco atrakcyjny, by chcieć kiedyś go spróbować.
W każdym razie - świetny TR. Dzięki! 

df

Jak chcesz pogadać o LSA to możesz do mnie napisać na gg:3767627

Ipomea Violacea to nie Powój Hawajski tylko Morning Glory, a tak to ciekawy opis napewno będziesz wspominać ;)

czyta się wybornie, masz bardzo lekkie piórko, aż chciałoby się prosić: ćpaj więcej, pisz więcej! ;) podoba mi się bardzo fragment "Wolę z kimś gadać żebym miał pewność że wytrzeźwieję bo boję się że może mi tak już zostać!" - aż mnie dreszcz przeszdł, przypomniało mi się ostatnie zejście po 4-aco-dmt, kiedy nad ranem już gadałam z kumplem i musiałam mówić cokolwiek, o czymkolwiek, bo ciągle czułam niby cienką granicę między "tamtym" światem a "normalnym", która zdawała się być wtedy nie do przejścia. koniecznie muszę spróbować tej substancji, to niesamowite jak pięknie można widzieć muzykę. dzięki za wskazówki w raporcie i za link do sprzedawcy, przyda się i mam nadzieję, że już całkiem niedługo.

___________________________
'And you know I'm fine
but I hear those voices at night'

Po tej przygodzie z LSA stwierdziłe że mam w dupie tzw. Research Chemicals i wolę nie próbować żadnych 4-aco-dmt ani am-2201 (tego drugiego już próbowałem) bo to ryje mózg i nie wiadomo co się do końca po tym może stać, nie mówiąc już o efektach dłuższego zażywania. Po AM-2201 miałem zaniki pamięci i problemy z koncentracją przez kilka dni. Skoro rośliny mają w sobie tak potężną moc to po co sięgać po nieznane proszki i bawić się w królika doświadczalnego..? Niech sami sobie to jedzą ci co to produkują.

Zajebisty TR :)) lekko sie czyta i wiele ciekawych informacji zawarłeś w tym raporcie:))) chętnie bym spróbowała tego specyfiku , chociaż boje sie ze po prawie 9 miesięcznej przerwie mogło by mnie nieźle wyjebać z butów, poza bramy normalności heh ;P pozdro dla Cb i dzięki ;))

Az niewiem co powiedziec,tak to mna wstrzasnelo. Jedno jest pewne-trzeba sprobowac LSA.

ipomea violacea=wilec trójbarwny=morning glory

powój hawajski = argyreia nervosa = hawaian baby woodrose

  

Ananda 

Widze, że poza podróżowaniem masz wszechstronne zainteresowania i duża wiedze, co wyraźnie widać w twoich raportach. Przejście z Pink Floyda na Bacha, dość duży skok w epoce. :) Też lubie potripować przy dobrej muzyce, harmoni Bacha. Moim zdaniem cały opis dużo wnosi, jestem po raz kolejny pod wrażeniem. Pozdrawiam

_______________________________________________________________________________________________
Jeżeli nigdy nic nie brałeś, a chcesz spróbować... to daj sobie spokój! To jest tylko dla wybrańców.

Moim zdaniem majhu zasługuje na bana, a jego "komentarze" powinny zostać usunięte

Zrobione :)

Fajny tekst, który miło się czyta. 

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media