to nie był zwykły weed
detale
alkohol
MJ wiele razy
raporty king kong
to nie był zwykły weed
podobne
Hejka.
Piszę swój pierwszy raport w życiu, chociaż miałam sporo doświadczeń z MJ. Zdedcydowałam, że napiszę, ponieważ spotkała mnie sytuacja, która weszła mi na psyche. Możecie to potraktować edukacyjnie, jako ostrzeżenie albo jako wpis z osobistego pamiętnika. Raport piszę mniej więcej 3 tygodnie po tej akcji, bo długo się wahałam, ale uznałam, że muszę to z siebie wyrzucić, a może komuś się przyda.
Na wstępie chciałam powiedzieć, że ogólnie palę od prawie 4 latach. Nigdy nie miałam bad tripa przez zioło, aż do teraz. Ale wszystkiego się dowiecie po kolei. Często miałam zgony po alko tzn. nie znałam umiaru, jak piłam to piłam dużo, z MJ nigdy nie miałam takiego problemu. Zawsze było super, umiałam kontrolować swoje fazy, przekazywać je mentalnie innym. Dlatego już dawno ograniczyłam alko bo "po gs jest lepiej".
Mój chłopak (z którym mieszkam) zaprosił do siebie 3 nowo poznanych kumpli ze studiów. Nazwijmy ich kolega1, kolega2 i bartek (tamci nie są istotni w tej historii). Chłopaki wypili bardzo mocne zagraniczne alko, a ja dwa desperadosy bo akurat były w lodówce. Ale, że od dłużeszego czasu alko nam nie siedzi, to zaczęliśmy kminić temat. Mój chłopak ogarnął w końcu kmine od Patryka, swojego kumpla z pracy, który przyniósł go nam pod same drzwi i wbił na chwilę. Powiedziałam do mojego chłopaka, żeby skręcił dwa giby, bo było nas 6, ale on trochę nie ogarną, że chciałam tak zrobić, żeby rozłożyć towar, a nie żeby było go więcej. Prawdopodobnie mogło to być 0.6 grama, trudno mi powiedzieć dokładnie. Nie dużo jak na 6, nie?
Skuny poszły w obieg. Braliśmy po 2 buchy. Po takiej jednej kolejce już czułam, że się zjarałam, było całkiem spoko. Nie tylko ja. Wszyscy byli porobieni po 2 buchach. W sumie wzięłam 5 buchów i spasowałam bo było idealnie. Nagle nikt nie chciał palić i kolega1 został z dwoma połówkami gibów w rękach. Chodziłam po całym mieszkaniu ogarniać jakieś rzeczy typu zasłaniałam firanki. Zawsze boję się ciemności bo mam psycho wyobrażenia, ale akurat wtedy czułam się mega wychillowana i nie miałam żadnego stresu. Kiedy wróciłam do salonu do chłopaków ogarnęłam, że minęło jakieś 20 minut od palenia. W chuj szybko ( w tym czasie chwilę się pośmialiśmy i ogarniałam mieszkanie). Strasznie się trzęsłam, nie mogłam ustać w miejscu, całe moje ciało się trzęsło, więc uznalałam, że usiąde. Koledzy powiedzieli, że będą zwijać na chatę. Został tylko Patryk i Bartek, który uznał, że przekimie na sofie. Typ po prostu zasnął. Kiedy inni powiedzieli, że idą uznałam, że w sumie spoko bo zaczęło mi się robić jakoś dziwnie.
Siedzieliśmy tak w 4: Patryk, Bartek, który spał, ja i mój chłopak. Siedzieliśmy chwilę i ogarnęłam, że strasznie mocno i szybko bije mi serce. Słyszałam je pomimo muzyki. Patryk poszedł gadać z kimś przez telefon. W sumie chyba nic z chłopakiem w tym czasie nie mówiliśmy, a zwykle mamy mega beke i słowotok. Patryk wrócił, ale telefon znów zadzwonił, tym razem rozmawiał przy nas. W tym czasie ogarnęłam, że strasznie ucieka mi wzrok, nie mogę się skupić na żadnym konkretnym punkcie, czułam się jak na karuzeli, ale nie kręciło mi się w głowie. Tylko, że przy tym wszystkim obraz mi się klatkował. Tak jakbym mrugała kiedy przenosiłam wzrok. Ogólnie było coś mocno dziwnie. Zupełnie inaczej niż na zwykłej fazie. Czułam taki niepokój. Wtedy podłapałam rozmowę Patryka:
- stary, to nie jest zwykłe palenie, coś jest z tym nie tak, serio. - jakiś typ w telefonie
- serio? ale ja też to teraz mam i jest spoko, no nie wiem - Patryk
- nieee, na prawdę. Musimy to razem sprawdzić, serio coś jest nie tak- ten typ
I wtedy w mojej głowie wszystko okazało się jasne. Pamiętam ten moment jak dziś, gdy jedyne co naprawdę zrozumiałam to "ooo kurwa, to są dopy!". Jako, że sporo jarałam w życiu, to starałam się to jakoś ogarnąć w głowie. "Może przesadzam, wydaje mi się." Po takiej analizie doszłam do wniosku, że nic sobie nie wmawiam, bo było mocno nie tak, nie umiałam kontrolować fazy jak zazwyczaj. Nie wiem co to było konkretnie, na pewno jakiś syntetyk, ale nie znam się na takich tematach. Tyle co czytałam jakieś artykuły w necie. Patryk powiedział, że spada bo zrobiła się dziwna atmosfera. Bartek spał więc zostaliśmy w dwójkę.
Siedzieliśmy na przeciwko siebie. Kiedy popatrzyłam na mojego chłopaka (od kilkunastu minut w ogóle nie zwracałam na niego uwagi) to byłam przerażona. Miał skórę jak trup. Bardzo bladą, błyszczącą. Oczy mega podkrążone i czerwone, usta sine. Wiedzieliśmy co jest grane, ale nie potrzebowaliśmy mówić o tym wprost. Aby się wychillować powiedziałam do niego:
- pogadajmy o czymś
- taaak :) pogadajmy - mój chłopak
I dalej siedzieliśmy w ciszy. Więc po kilku mintach powiedziałam znowu
- pogadajmy o czymś :)
- okej, tak pogadajmy
I dalej nic nie mówiliśmy. Nie byłam w stanie skupić się konkretnie chociaż na moment, nie byłam w stanie wymyślić żadnego tematu do rozmowy. Wzrok dalej mi krążył. Uznałam, że jak będę tak siedzieć to zaraz wyjebie mnie w czarną dziurę. Zaczęłam kminić czy nie dzwonić na pogotowie. Wiem, że to może wydawać się Wam chore. Ale w tamtej sytuacji na prawdę byłabym do tego zdolna, tym bardziej gdy widziałam jak wygląda mój chłopak, którego bardzo kocham. O niego bałam się najbardziej. Wiedziałam, że jak zacznę gadać o tym co się dzieje, to jemu będzie gorzej i zacznie się wkręcać. Uznałam "dobra ogarnij się, umiesz kontrolować psyche, jesteś twarda" zaczęłam sprzątać. Ogarniać kuchnię. Trochę chujowo mi się chodziło bo nie miałam stabilności. Wtedy mój chłopak zawołał o miskę. Wymiotował wodą. Poszedł do toalety. Ogarniał co się dzieje w okół niego, po prostu było mu niedobrze. Ja wciąż sprzątałam, ale w między czasie zaglądałam czy wszystko z nim okej.
Jako, że znałam Bartka od mniej więcej 3h, uznalam, że przygotuję mu wodę, miskę i papier toaletowy "na wszelki wypadek". Mój chłopak powiedział, że idzie się położyć. Wymiotował wcześniej kilka razy, więc trochę się bałam, że jak się położy to będzie gorzej. Poszłam z nim ale nie byłam w stanie leżeć. Przez ostatnie 20 minut i przez kolejne kilka godzin nasze rozmowy wyglądały tak:
- już jest lepiej :)
-taak, już jest super :)
-taaaak :)
W ogóle nie było lepiej. Gadaliśmy tak mniej więcej co 10 minut. Co jakiś czas chodziłam do toalety bo mega chciało mi się siku. Kiedy byłam sama w łazience analizowałam w głowie mój stan i w ogóle nie było lepiej, cały czas tak samo, może wzrok spierdalał trochę mniej. Minęło już może 2 lub 3 godziny od palenia. Zaczęłam obstawiać różne opcje "a co jeśli jutro się obudzę i to nie przejdzie, i za tydzień i za miesiąc" "a co jeśli mój kochany się nie obudzi" ale wiedziałam, że to nie możliwe i powtarzałam sobie, że jestem matką w moim domu, jestem twarda, wszystko ogarniam i wygram z tym gównem.
Próbowałam się kłaść, ale za każdym razem mnie wypierdalało do innego wymiaru (w ten zły sposób). Może po 4 godzinach od zapalenia w końcu udało mi się połozyć, ale do tych już słabszych "drgawek" miałam straszny "zespół Tourette'a" tak mówimy z chłopakiem na niekontrolowane ruchy częściami ciała. Miałam conajmniej dwa dziwne od ruchy rękami lub nogami na sekunde. Tak nie dało się zasnąć.
Za każdym razem kiedy Bartek wstawał szłam do niego sprawdzić czy wszystko w porządku. Z nim serio było spoko, nie ogarniał czemu co chwilę o to pytam i po co za każdym razem wstaję. W pewnym momencie chciał zgasić światło w pokoju którym spał, ale nie wiedział jak więc je zgasiłam, a na zewnątrz było już jasno. Podejrzewam godzina 6, a to gówno dalej mnie trzymało. Jaraliśmy jakoś 24:30. Było faktycznie lepiej ale dalej byłam ućpana. W końcu zasnęłam.
Następnego dnia obudziłam się koło 12. Czułam niesamowity zjazd emocjonalny. Miałam mega schizy. Myślę, że to gówno gdzieś tam dalej się utrzymywało w ciągu dnia. Depersonalizacja, dezorientacja, derealizacja, depresja - tak czułam się następnego dnia. Jak obgadaliśmy wczorajszy temat z chłopakiem to nawet się poryczałam, bo czułam się tak źle. Ale równocześnie byłam z siebie dumna, bo wiem, że psychicznie się spiełam i dałam radę. Myślę, że niekażdy poradziłby sobie na moim miejscu.
Tak jak wspominałam od zawsze bałam się ciemności, teraz to zrobiło się gorsze. Bałam się być wieczorami sama w domu, bo miałam schizy.
Mijały kolejne dni i po woli przestawałam o tym mysleć. Po tej akcji trochę bałam się jarać, więc lekko przystopowaliśmy. Mieliśmy etap, że jaraliśmy codziennie, teraz palimy raz na kilka dni.
Wiem, że to strasznie głupie, ale to co nam zostało po tym wieczorze, jeszcze spaliliśmy w nastepne dni, ale w znacznie mniejszych dawkach. Niby ok, ale bardzo ciężko schodziło. Co potwierdza moją teze, że to nie był zwykły weed. Możnaby było pomyśleć, że zadziałało na nas tak chujowo bo piliśmy alkohol, ale nie. Kiedyś mieszałam z alko i nigdy nie było tak. To był mój pierwszy bad trip w życiu i na serio BAD.
Dzisiaj jest już spoko. Minęły jakieś trzy tygodnie. Szkoda tylko, że to co najbardziej lubiłam -Mj - już nie jest takie samo. Dzięki, że mogłam się tym podzielić. Bardzo proszę o komentarze co o tym myślicie, czy zgadzacie się z tytułem. Sorry, że tak dużo. Trzymajcie się.
PS: Bartek przespał całą fazę. Patryk i tak jest poryty, a spalił najmniej, więc nic mu nie było. Kolega1 jak wyszedl z taxy to żygał. Kolega2 wziął tylko 2 buchy i musiał się bardzo pilnować w taxie, żeby nic nie odwalić, ale dał radę.
- 19971 odsłon
Odpowiedzi
Niezły bad trip
Wow. Wyobraziłam sobie całą akcję dokładnie, miałam w swoim życiu podobne stany, najgorsze były drgawki i uczucie, że traci się kontrolę nad swoim umysłem, że popada się w obłęd..
masz rację, jesteś silna, nie jeden by zwariował...
Na mnie działa zazwyczaj zjedzenie czegoś słodkiego i picie wody, wiem, że to błahe, ale czasem bywało jedynym punktem zaczepienia, którym mogłam się uratować i zmniejszyć sobie ten ciężki do opisania stan „rozwalenia” świadomości
Trzymaj się, z fartem
Heniek
Dobry TR
Bardzo dobrze się czytało tego TR'a. Tak jak kolega wyżej napisał, polecam zjeść coś słodkiego i pić wodę. Jeżeli to nie pomaga to próbować gadać na siłę i zajmować głowę czymś innym :-)
To normalna konopia
To nie żaden dop, bo na 90% wylądowalibyście na sorze (jeśli ktokolwiek by was znalazł %-D). To normalna konopia tylko że mocna i przepaliliście sie. Jesteś na 100% pewna że tak wyglądała ta rozmowa przez telefon? Bo przesłyszenia przy przepaleniu to normalna sprawa, tak samo jak drgawki, rzyganie i większość rzeczy które tam napisałaś. Tak jak koledzy wyżej mówią - cukier pomaga.
...
xDDD kocham jak osoby które o dopalaczach słyszały tylko z tvp info pisza takie rzeczy. Sam miałem nieprzyjemność palić syntetyka kilka razy i na złych jazdach i rzyganiu sie skończyło. Dop jest tym mocniejszy im wiecej gówna w niego napchasz. Jak napchasz niewiele to nikt na sorze nie skończy. Nie, rzyganie i drgawki po paleniu konopii to nie "normalna sprawa". Nie pisz bzdur.
shit
Człowieku przepaliłem tyle dopalaczy żę głowa mała,więc nie pierdol mi smętów ,po paleniu weed jak jest bardzo mocne mogą zdarzyć się drgawki i wymioty ,sam miałem kilkarazy takie jazdy po swojej wychodowanej odmiane amnesja haze,oczywiście 4 tygle przed ścinką robiony był flush,merry różnie działa na ludzi jeden będzie miał spokuj po zapaleniu a drugi będzie miał paranoje i wymioty tym bardziej że nie wiadomo kto jaką ma psychike a jeśli do tego dochodzą różne zaburzenia nerwicowe lub deprersyjne etc etc to jeszcze większe można mieć schizy po merry i jedna najważniejsza żecz,paliłem w chuj dopów i żaden mnie nie trzymał +/- 4h ,więc nie pierdol takich smętów ,że od merry nie można mieć dziwnych schiz ,niektóre odmiany merry na prawde mogą mocno wjechać w bani i trzymać nawet do 3-4 h,jak popalisz 15 lat merry tak jak ja to się odezwij w kom i powiedz czy nie masz schiz w bani lub luk w pamięci,oczywiście mówie o intensywnym jaraniu 3-5 g dziennie ,elo!!!!!!!!!!
Smakosz92
Tak rozmowa przez telefon
Tak rozmowa przez telefon wyglądała tak a może nawet gojrzej, bo dopiero po kilku tygodniach się okazało, że po drugiej stronie słuchawki byli nasi znajomi, którzy z tego samego towaru mieli gorsze i bardziej powalone akcje.
Nie mówię, że to musiał być syntetyk, ale akurat u większości w tym samym czasie było mega słabo.
Na pewno nie dop,po prostu
Na pewno nie dop,po prostu trafiliście na zajebiście dobry sort,możliwe że wziełaś bucha za dużo i wjechała paranoja,mi w takim wypadku pomaga wypicie 2-3 piw lub melisy i jest git,teraz to wgl jak pale na sucho to mi dzikie wkręty wchodzą ,a jak wypije 2-4 piwa przed to jest git,chyba GABA mam zaorane już XD,spoko raport pozdro.
Smakosz92
Spory o jakość
Z tego co wiem, syntetyk, dop czy inny syf nie musi być pod jedną skondensowaną postacią prawda? (tak jak pisał sirskrrrt) Co z tego, że zioło gatunkowo dobre jak może się okazać jakimś lipnym nakropem? Nie chcę propagować herezji, no ale jednak te pseudo naukowe atykuły na internecie o syntetykach+zioło w Polsce skądś się biorą. Jeden ratownik SORu otatnio się wypowiadał na yt, prosząc aby ludzie w obecnym okresie "nie próbowali nowych narkotyków" bo jest z tym przypał na obecną chwilę.
Nie twierdzę, że to co paliłam było dopem, no bo nie mam takiej wiedzy, dlatego mega sztos, że dajecie różne komentarze. Z drugiej strony no tak jak pisałam, dużo osób uczestniczyło w tym zdarzeniu, a moja kontrolowana psycha, nie była zbyt kontrolowana. Jak pisałam, trochę coś w życiu popaliłam i było to dla mnie nowe doświadczenie.
Clou całej akcji - ewenement w doświadczeniach
PS. Wielkie dzięki za wszystkie komenatrze, bo jak pisałam to mój pierwszy TR.
First time? XD Ja mam takie
First time? XD Ja mam takie fazy już za każdym razem :/ Tylko że chyba to faktycznie kwestia podrasowanego zielska. Wcześniej myślałem, że to przez moją słabą psychikę, ale być może faktycznie większa zawartość THC w modyfikowanym zielsku jest winna, bo jak mieszkałem w PL, fazy były w miarę fajne i potrzebowałem z osiem buchów z lufy, żeby się ujebać, albo dwa spore wiadra. Teraz mieszkam w Szwecji i po dwóch buszkach z lufki jestem upierdolony jak święty Mikołaj po wyjściu z komina :D A po wiadrze... ja jebię, never again. Też już chciałem dzwonić po karetkę xD Uczucie ogromnego zimna, drgawki, zespół Toureta też miałem xD Bałem się być sam, bałem się wyjść do ludzi. Musiałem non stop coś robić, tak jakbym musiał być w ruchu. Wstałem. ALE PO CO? Usiadłem. Ej, co ja robię? Wstałem, poszedłem do lustra. Wróciłem na kanapę. Wstałem. Napiłem się wody... i tak w kółko.
Raz po ujaraniu się miałem ostrą schizę, że coś mnie opętało xD Wieeeelokrotnie schizuję, że umieram.
Chyba przestanę palić to gówno xD
A, no i też na badtripach jestem blady jak chuj, słabo mi,wzrok ucieka i tak dalej. Rozumiem w pełni Twoje przeżycie. Pozdro i udanych faz życzę!
Ps- warto sobie zrobić detox na jakiś czas, żeby zielsko działało znowu tak, jak na początku. Szczególnie po tak zjebanej fazie.
Miłość ma tyle form, a tak trudno je rozwinąć.
Umierała stokroć, wciąż nie może zginąć.