[dxm] najdłuższy spacer mojego życia
detale
[dxm] najdłuższy spacer mojego życia
podobne
Set & Setting :
Pora roku – wiosna, 9 maja
Lokacje - wielka polana, miasto, las, krzaki nad jeziorem
Nastrój - świetny
Cel - przeżycie kolejnej przygody z moją ulubioną substancją
Dawkowanie:
Dawka - 630mg Dekstrometorfanu
Waga - 90kg = 7mg DXM/kgmc
2 tabletki Acodinu co 1min
Wiek: 17 lat
Doświadczenie : Dekstrometorfan, Benzydamina, Thc
UWAGA: Nie jest to raczej trip, który zmieni wasz światopogląd ale sądzę jednak ze jest on wart przeczytania.
Była to cudowna, słoneczna sobota ja ani mój kumpel, którego będę nazywał K nie spodziewaliśmy się że tego dnia będziemy się zajadać cuksami z apteki. W planach miałem wybrać się na ognisko lecz gdy okazało się że to nie wypali od razu rzuciłem do K „Idziesz do apteki” i tak zaczęła się majowa przygoda.
~ 15:00 - Aplikacja, K wrzuca 25 tabletek bo już mu się cofa gdy próbuje wrzucać kolejne, ja natomiast po za wchłonięciem standardowych 30 dorzuciłem jeszcze 5 przygotowanych dzień wcześniej rozpuszczalnych ampułek z których wysypałem stare lekarstwo a wrzuciłem rozkruszony acodin na 1 taką wychodziło 30mg DXM. (mam zamiar częściej to praktykować bo zamiast 30 tabletek wychodzi 15 i prawdopodobnie szybciej się wchłania ze względu na to że jest rozkruszone.
~ 15:30 - Oczekiwanie, etap którego po prostu nie znoszę gdyż umie się przeciągać nawet do 2h. Wraz z K stwierdzamy że czas pospacerować trochę więc wybraliśmy się posiedzieć na pomniku z którego jest niezły widok na miasto i tam poczekać aż wszystko się wchłonie.
~ 16:30 - Pierwsze subtelne zmiany percepcji, trochę się rozluźniłem i ciężej się chodziło bo musiałem wstać by się załatwić w pobliskich krzaczkach, „przestałem” myśleć, już nie zastanawiałem się co powiedzieć po prostu mówiłem jak leciało przez co zawsze mi się wydaje że moja głowa jest zakorkowanym zlewem przy którym ktoś zapomniał zakręcić kran i woda z się z niego wylewa właśnie ustami.
~ 16:35 - K już roznosi radość co jest równoznaczne z tym że musimy się przejść, ja jednak wciąż jestem dosyć spokojny. Droga mija nam bez niespodzianek ciągle gadamy o wszystkim i o niczym.
~ 17:00 - Docieramy do galerii gdzie spotykamy znajomych, którzy planują wybrać się na ognisko, o którym wcześniej wspominałem, mimo tego że byłem spizgany stwierdziłem że to świetny pomysł bo lasu jeszcze w tym stanie nie zwiedzałem, K decyduje się iść w swoją stronę ze względu na to że to nie jego towarzystwo... Droga do lasu mija w miarę spokojnie, udaje mi się sprawnie dyskutować i o dziwo nie gubię co chwila wątku.
~ 18:30 - W końcu upragniony las, jeszcze nie nadszedł punkt kulminacyjny, którego z niecierpliwością oczekiwałem. Idziemy więc leśną ścieżką na miejsce spotkania a ja coraz bardziej nie ogarniam sytuacji, wszystkie rzeczy o którym mówią moi towarzysze wydają się strasznie wyrwane z kontekstu i nie mają dla mnie głębszego sensu, dochodzi do tego zerowa orientacja, nie ma mnie w lesie - jestem częścią lasu, czas przestał istnieć cała droga wydawała się trwać nieskończoność.
~ 18:45 - Jesteśmy na miejscu, ale szybko moja radość z dotarcia do celu zostaje stłumiona ze względu na to że na miejscu jest pełno nieznajomych osób, które mogły by nie zaakceptować spizgusa w towarzystwie. Z tego etapu podróży nie pamiętam nic po za tym co widziałem, przez chwile odbierałem świat tylko przy pomocy oczu.
~ 19:00 - Z powodu braku właściwego towarzystwa decydujemy się opuścić ognisko i wybieramy się na inne które ma miejsce... uwaga... 5km drogi z miejsca w którym aktualnie się znajdowaliśmy
lecz nawet nie byłem sobie tego wstanie uświadomić dopiero po powrocie do domu stwierdziłem „kur... ile ja km narobiłem”.
~ 19:15 - Wracając przez las tą samą drogą spotykamy grupkę osób, z którą nie wiem czemu zaczęliśmy rozmawiać (tzn. Moi kumple ja nie byłem w stanie) rozmawiali o muzyce i nagle jeden z z nowych „kolegów” zaczął robić pig squealing (odgłosy świni) a następnie wydawać odgłosy orków z Wordl of Warcraft! Wydawało mi się to strasznie nierealne, miałem wrażenie że to sen i zaraz się obudzę rozłożony na tym pomniku bądź w galerii. W końcu rozstaliśmy się z grupką „kolegów” i ruszyliśmy dalej. W pewnym momencie chcąc opisać koledze co czuje powiedziałem „Mostro” gdyż naraz pchały mi się na usta słowa „moc” i „ostro” natychmiast kazałem im to zanotować i uznałem że to słowo będzie określało punkt kulminacyjny podróży.
~ 20:00 - Po drodze spotykamy K i naszych wspólnych kumpli, którzy od razu się do nas przyłączyli. Na widok K poczułem do niego „braterską miłość” to było piękne, niesamowicie cieszyłem się że spotkałem kogoś kto mnie rozumie!
~ 20:30 - Już prawie u celu, parę osób poszło się odlać a ja sobie usiadłem i gdy zamknąłem oczy pojawił się gigantyczny tunel niebieskiego światła, coś pięknego, poczułem że się unoszę myślałem tylko „tak! Oobe! HELL YEAH” i nagle „Marian... Wstawaj! Idziemy...” Kosmicznie mnie to zirytowało, przerwali mi cudowne doświadczenie ale nie byłem w stanie się z nimi kłócić.
~ 21:10 - Tu już spokojnie, wszystko jest wciąż odrealnione ale nie ma żadnych zaskakujących motywów.
Subtelne efekty działania DXM odczuwałem jeszcze na dzień następny ale jednak byłem w stanie już normalnie funkcjonować.
Ciekawostka : „Mostro” w języku włoskim znaczy „Potwór” co ciekawie się składa i niesamowicie odpowiada jako podsumowanie punktu kulminacyjnego bo naprawdę wtedy człowiek staje się potworem... ciekawa rozkmina no nie? Z ręką na sercu, nigdy w życiu nie słyszałem tego słowa.
Pozdrawiam Pana „K” ;)
- 18752 odsłony
Odpowiedzi
......
Znam to uczucie niedosytu, kiedyś siedziałem na ławce, zamknołem oczy widziałem piękną droge w którą płynołem, czułem to całym ciałem (piękne uczucie), gdy nagle ostro sponiewierany typ koło mnie mówi, że z tąd idzie wstaliśmy poszliśmy, jak potem zamykałem oczy już tego nie było.
.......
Hah, chociaż ktoś rozumie mój ból!