Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

daleka podróż na kwasie

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
150ug w bloterze
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
dobre nastawienie przychiczne, chęć przeżycia przygody na kwasie i sprzyjająca ku temu okazja z powodu wolnej chaty przyjaciela
Wiek:
18 lat
Doświadczenie:
THC, Klefedron, Metaklefedron, Hexen, Alprazolam, Etizolam, MDMA, MDEA, Tramadol, Amfetamina, 2C-B, Kodeina, LSD, Mefedron, Alkohol

daleka podróż na kwasie

Jakoś kilka tygodni temu zakupiłem cztery blotery LSD: po jednej dla mnie, dwóch przyjaciół i jednej przyjaciółki. Jeden z kumpli akurat wtedy miał na całą noc wolną chawirkę, więc szybko nadarzyła się okazja, żeby ten kwas przetestować. Początkowo kupujemy czteropak i idziemy do domu, gdzie połykamy blotery, które koło 20 wszystkim już się dobrze rozpuściły. Oglądamy Brickleberry i trochę się denerwujemy, bo upływa sporo czasu, a efektów nadal nie widać. Mija 40 minut i odczuwam potworny bodyload. Kiedy wszyscy łapią srogą śmiechawę przy serialu, ja siadam na krześle z nudnościami, ściśniętym gardłem, podwyższoną temperaturą i z nie po kolei ułożonymi myślami w głowie, wgapiając się w podłogę. Widzę jak wyrzeźbione w drewnianych panelach wzory znikają rozdrabniając się na malutkie kropeczki, które przemieszczając się po całej podłodze znów układają się w liście i łodygi. Ten widok uspokaja trochę mój bodyload, ale nadal myślę, że zaraz się zrzygam. Mówię do towarzyszy tripa: "idę się zrzygać", po czym udałem się do toalety, gdzie srogo kaszląc siedziałem z 5 minut, kiedy przyjaciel zaczął krzyczeć: "ej mordo, nie rzygaj!" no to ja energicznie się prostuję i odkrzykuję "Dobra, to ja nie rzygam!" i nagle nudności zniknęły jak ręką odjął. Praktycznie wszystko poza natrętną gonitwą myśli mi przeszło, ale ignorując to rzuciłem tylko, żebyśmy wyszli na dwór. Znajdowaliśmy się na obrzeżach miasta przy dosyć nowym osiedlu, więc zaraz koło bloku znaleźliśmy miłą polanę, przez którą szło się do lasku. Usiedliśmy na kupie kamieni i zaczęliśmy wymieniać się przeżyciami. Wpatrywałem się w falujące krzaki i drzewa, których szum był dla mnie czymś pięknym. Świat wyglądał jak namalowany farbkami olejnymi. Rozmawiamy o tym, że czujemy się jak w filmie, palimy papierosy i dużo się śmiejemy. Atmosfera jest coraz lepsza, wpatruję się w piękny krajobraz aż tu nagle kwasowe miłe doświadczenia psuje...

...Wiertarka. Jakiś typ akurat teraz wymyślił sobie, że postawi sobie w domu nowy płot i zaczął tak głośno napierdalać tą wiertarką, że aż postanowiliśmy wrócić do domu. Tutaj zaczęła się najlepsza część tripu. Po jakiejś chwili już w trójkę z dwoma kumplami postanowiliśmy wyjść na dwór, będąca z nami przyjaciółka uznała, że woli zostać w domu i trochę boi się nas puszczać samych na dwór, co później okazało się dosyć słuszną obawą:p.

Nie potrafię powiedzieć ile czasu minęło, ale było jeszcze jasno. Bierzemy browary w rękę i wychodzimy. Korytarz wydaje mi się być jakoś dłuższy niż poprzednio, więc trochę nieudolnie schodzę po schodach. Na dworzu znów czuję się świetnie. Idziemy przez polanę do lasku ścieżką, która jest idealna na trip na LSD. Ścieżka była strasznie wąska, z wszystkich stron porośnięta krzewami i małymi drzewami, co dawało mi wrażenie, jakbym był w jakiejś dżungli daleko od domu (a tak naprawdę znajdowaliśmy się jakieś kilkaset metrów od polanki, znajdującej się zaraz przy bloku). Docieramy do malutkiej zapory wodnej rzeczki, gdzie postanawiamy usiąść. Szum opadającej wody jest bardzo przyjemny, podobnie jak sam jej wygląd. Uderza nas prawdziwa śmiechawka. Ktoś wymyśla, że tu na spacery przychodził Krzysztof Kopernik, a rzeką przepływał sam Mikołaj Kolumb, który rezydował w tutejszym zamku. Okropnie się z tego śmialiśmy, co musiało być dziwne dla sporadycznie przechodzących tędy dzieciaków. No, ale ruszamy dalej. Wydaje mi się, że idziemy naprawdę długo przez las, po drodze pijąc piwo i śmiejąc się z naprawdę głupich rzeczy. Widzę przy okazji, że po przeróżnych kwiatach i krzewach przemieszczają się jakieś czarne, duże kropki, wpada mi do głowy, że to może pająki i czuję się z tego powodu dobrze, bo chciałem osiągnąć taki efekt. Idziemy tak dalej ścieżką, czując się dalej jak w tropikalnym lesie aż nagle kumpel staje i mówi, żebym dał mu papierosa. Percepcja była dosyć dobrze zaburzona, więc w rzeczywistości stał trochę dalej niż przewidywałem, dlatego tylko wyciągnąłem rękę w jego kierunku, patrząc aż podejdzie po papierosa z paczki, którą trzymałem. Drugi kumpel będący z przodu też się zatrzymał. Wszyscy staliśmy w odstępie może 3-4 metrów od siebie. Ja czekałem aż kolega z tyłu poda mi zapalniczkę, on czekał aż ja mu podam papierosa, a pierwszy nieudolnie zaczął wymachiwać ręką, żebyśmy szli za nim. Nagle wszyscy spojrzeliśmy w lewo i to co ujrzaliśmy powstrzymało na chwilę głupawkę. Okazało się, że doszliśmy pod jakieś działki znajdujące się przy tym lasku, a my staliśmy dokładnie przy płocie jednej z nich. Zaraz przy nas, na terenie tej działki bawiła się mała dziewczynka, która patrzyła na nas z przerażeniem. Trochę dalej od niej jej rodzice. Trochę przypał, więc czym prędzej idziemy dalej. Za tymi działkami trafiamy na jeszcze lepszych ludzi. Mianowicie, teraz ścieżka przebiegała niedaleko wielkiego, piasczystego dołu, przy którym siedziały typowe pato seby w dość dużej grupce. Naprzeciw nim wychodzimy my: nastolatki z kolczykami, pomalowanymi włosami i ubrani w ciuchy, które takie osobnicy skwitowaliby jednym słowem: "pedalskie". Mówię, że teraz cicho i przejdziemy bez słowa koło nich, no ale nie wytrzymałem i mówię po chwili "Hahaha, znaleźliśmy legowisko zwierząt". Nie wiedzieliśmy czy to usłyszeli, ale patrzyli się na nas dziwnie, więc prędko stamtąd odeszliśmy. Szliśmy trochę osiedlem domków jednorodzinnych, aż wróciliśmy do domu.

Było już trochę ciemno, wszyscy trochę zmęczeni już kwasem leżeliśmy i oglądaliśmy Las Vegas Parano. Cały czas doskwierał nam dobry humor, nawet jak koleżanka zaczęła się krztusić od wody, ja powiedziałem tylko kumplowi "no i widzisz co odjebałeś?", a po chwili śmiech z tego. Ciężko mi było tak wytrzymać, miałem ochotę na jeszcze jedno wyjście. Udałem sę z jednym z przyjaciół na dwór pod pretekstem wyjścia po fajki i colę. Wychodzimy na dwór, percepcja nadal szwankuje, ale po schodach schodzę już lepiej. Jedynie patrząc na znaki i przejścia dla pieszych jest mi jakoś ciężko się połapać, ale tragedii nie ma. Idziemy tak i idziemy, aż nagle dostrzegłem coś dziwnego. Ulicą przejeżdżał samochód, gdzie na miejscu pasażera siedział nieprawdopodobnie gruby człowiek. Strasznie mnie to zdziwiło - nie wiedziałem, czy gość jest tak gruby, czy może kwas trochę mu dodał brzucha, bo z tej pozycji dokładnie się przyjrzeć nie mogłem. Idę tylko taki przyciszony, aż w końcu kumpel pyta co ze mną, a ja wtedy tylko "kurwa, też widziałeś tego grubasa?", po czym znowu śmiech nie do opanowania. Mija nas radiowóz, trochę zwalnia, a twarze z samochodu nas obserwują, ale w sumie nic się nie dzieje, na chwilę udajemy normalnych, żeby potem znów oddać się kwasowej głupawce. 

Spotykamy trzy koleżanki, ale niespecjalnie chce nam się z nimi przebywać. Prosimy ich żeby kupiły papierosy, po tym siedzimy trochę razem aż w końcu wymyślamy jakąś wymówkę, żeby tylko stąd iść. W międzyczasie kumpel pisze smsa do reszty: "wracamy do azylu". Bawimy się trochę pistoletem na kapiszony, ale prędzej przypominamy mocno pijanych aniżeli skwaszonych. Efekty wizualne są już znikome, jedynie mam wrażenie jakbym patrzył na świat przez dodawane do gazetek okulary 3D. Nic większego już się nie dzieje, wracamy na chwilę do domu, po czym odprowadzamy przyjaciółkę, a sami jeszcze trochę w drodze powrotnej łapiemy głupawkę, która trzyma nas aż do zaśniecia. Wracamy już na dobre, siadamy radośni i zmęczeni na krześle, dopijamy piwa i zasypiamy koło drugiej - trzeciej, czyli jakoś sześć albo siedem godzin po pojawieniu się pierwszych objawów.

Ciężko było wszystko opisać, bo w ciągu kilku minut było tyle myśli i rozmów, że nie jestem w stanie dobrze tego ująć słowami - kto brał psychodeliki ten wie jak to jest ;). Mówiąc krótko, na początku trochę się poschizowałem i źle czułem, potem było już jednak coraz lepiej, a LSD wspominam jako moje najlepsze przeżycie z narkotykami.

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
18 lat
Set and setting: 
dobre nastawienie przychiczne, chęć przeżycia przygody na kwasie i sprzyjająca ku temu okazja z powodu wolnej chaty przyjaciela
Ocena: 
Doświadczenie: 
THC, Klefedron, Metaklefedron, Hexen, Alprazolam, Etizolam, MDMA, MDEA, Tramadol, Amfetamina, 2C-B, Kodeina, LSD, Mefedron, Alkohol
Dawkowanie: 
150ug w bloterze

Odpowiedzi

Ciekawy tripek. Fajnie sobie czasem przeczytać coś bardziej zabawnego niż poważne przemyślenia jakiegoś kwaśnego filozofa xD

Podróże to moja pasja

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media