na krawędzi człowieczeństwa
detale
Muzyka: ambient, psytrance, medytacyjna
Towarzystwo: trójka przyjaciół
na krawędzi człowieczeństwa
podobne
Ciekawość po raz kolejny popchnęła mnie do ryzykownego eksperymentu – tym razem dawka mojej ulubionej substancji wyniosła dokładnie 375micro gram.
Niniejszy trip-raport, podobnie jak poprzedni będzie dotyczył przemyśleń, które wykiełkowały podczas tej niezwykłej podróży. Dotyczy on więc nie tylko przemyśleń podczas samej kwaśnej podróży, ale także tych, które zostały zapoczątkowane na niej i później skonfrontowane z rzeczywistością za pomocą różnych źródeł naukowych. Jest to niezwykle pozytywny dla mnie efekt działania kwasu – w ogromnym stopniu pobudza moją ciekawość i zmusza do refleksji w codziennym życiu. Problemy, które postawiło przede mną LSD sprawiły, że sięgnąłem po wiele ciekawych książek. Zalecam zawsze robić research po takich ekscytujących przeżyciach. Warto zachować przy tym otwarty a równocześnie sceptyczny umysł. Śmiało mogę powiedzieć, że nie tylko normalne podróżowanie poszerza horyzonty.
Na wstępie zaznaczę, że nie polecam nikomu takich dawek. Mimo że doświadczenie było niezwykłe to jednak trudno zakwalifikować je do czegoś całkowicie pozytywnego. Peak charakteryzował się bardzo silnym splątaniem i niemal całkowitym brakiem spójnego myślenia. Bardzo trudno czerpać satysfakcje ze stanu, który jest obdarty z jakiegokolwiek logiki. Trójka moich towarzyszy podróży była na dokładnie takich samych dawkach i komunikacja między nami niemal całkowicie upadła. Żarty, szyderstwa i inne tego typu rzeczy, które towarzyszyły nam do tej pory niemal przy każdym tripie, tym razem były niemożliwe. W pewien sposób było to dołujące – czułem cię całkowicie obdarty z człowieczeństwa, wszystko co czyni nas ludźmi, czyli zdolności analityczne, interpersonalne i kognitywne były bardzo mocno ograniczone. Czułem się zwykłą „breją komórek i neuronów” lub workiem śmierdzącego mięsa. Nie istniało coś takiego jak „ja”, całkowicie zagubiłem poczucie własnej tożsamości, niektórzy mogą nazwać to rozpuszczeniem ego - tak pożądane przez wyznawców new age zjawisko dla mnie było bardzo dziwnym przeżyciem, gdyż nie wierzę w żadnego rodzaju byty astralne i duszę. Ta bezosobowość objawiała się jako poczuciem bycia pewnego rodzaju procesem. Skojarzyło mi się to nieco z terminem pochodzącym z buddyzmu – samsarą, jednak nie w sensie reinkarnacji a po prostu z cyklem przemian. Nie istnieje nic trwałego, wszystko przemija i nieustannie się zmienia. Ma to nawet fizycznie uzasadnienie - żyjemy w rzeczywistości relacyjnej. Zgodnie z złożeniami fizyki kwantowej nie da się określić tego gdzie znajduje się dana cząstka, a jedynie w jaki sposób objawia swoje istnienie innym (Polecam książkę świetnego fizyka Carlo Rovelli „Rzeczywistość nie jest tym czym się wydaje” o najnowszej teorii grawitacji kwantowej). Rzeczywistość jest więc zredukowana do relacji. Implikuje to brak jakiejkolwiek trwałości materii – to nie rzeczy wchodzą w relacje, ale relacje tworzą w pewnym sensie grunt dla pojęcia „rzeczy”. Świat kwantów nie jest więc światem obiektów, a jedynie światem zdarzeń. Każdy obiekt jest więc nieustannym procesem – nasza świadomość również. Jest to trudne do pojęcia, przyzwyczajeni jesteśmy do obserwowania świata w większej skali, niestety jest to bardzo złudne. Nasza percepcja i perspektywa jest w dużym stopniu ograniczona, obserwowane przez nas procesy są tylko wypadkową procesów występujących w mikroskali. Natura rzeczywistości jest niezwykle złożona i skomplikowana. Na LSD nasz umysł działa bardzo sugestywnie, myślenie jest abstrakcyjne i często łatwo uprościć wiele kwestii. Nigdy nie podejmuję się rozwiązywania w tym stanie jakichkolwiek problemów, gdyż zwyczajnie nie ma to sensu. Bardzo łatwo można dojść do błędnych wniosków z pozoru mogącymi wydawać się słusznymi. Uczucie towarzyszące rozwiązywaniu pewnych kwestii może wywoływać niemal stan uniesienia i zachwytu, jednak gdy upojenie narkotykowe mija można łatwo zorientować się jak bardzo niedorzeczne były nasze pomysły. Ważne jest by zachowywać dystans wobec zniekształconej percepcji.
Wrażenia wizualne były bardzo przytłaczające i silne – niemal całkowita zupa fraktalna. Niestety stan, psychiczny w którym się znajdowałem nie pozwalam mi docenić tych estetycznych doznań. Spędziłem pół godziny bez otwierania oczu, jednak nie mogę stwierdzić by te pojawiające się wizje były czymś pięknym. Obserwowałem całą serie różnych dziwactw, zauważyłem silną korelacje między myśleniem słownym i obrazowym – sieć skojarzeń determinowała wiele wizji, jednak niektóre zdawały się całkowicie przypadkowe. Mocno zarysowane stało się również zjawisko synestezji – muzyka ambient i psytrance, której słuchaliśmy prowokowała wiele różnorakich wyobrażeń. Brak spójności powodował, że niemal wszystkie nie zakodowały się w mojej pamięci. Jeżeli miałbym do czegoś porównać te wizje to myślę, że najtrafniejsze jest zjawisko fizjologiczne pojawiajace się tuż przed snem - omamy hipnagogiczne, jednak dużo bardziej intensywne. Z resztą nie należę do wzrokowców toteż wrażenia te stanowią dla mnie jedynie tło dla doznań cielesnych.
Ciekawe jest to, że każdy trip niemal zmusza mnie do egzystencjalnych przemyśleń. Znaczenie własnej egzystencji przytłacza mnie swoim ciężarem. Jak już wspominałem w moim poprzednim trip raporcie rozważanie nad znaczeniem życia z naukowego punktu widzenia jest pozbawione sensu. Jesteśmy ślepym wytworem procesów ewolucyjnych, które funkcjonują bez żadnego celu i namysłu. Służymy jako „pojazdy” zaprzęgniętymi przez geny. Od samego początku ewolucji działają te same procesy automatycznej selekcji wśród rywalizujących cząsteczek według kryteriów długowieczności, płodności i kopiowania. Geny nie posiadają zdolności przewidywania, po prostu trwają (Polecam książkę „samolubny gen” Dawkinsa). Z czysto obiektywnego punktu widzenia życie ludzkie jest więc pozbawione jakiegokolwiek sensu. Nie istnieje żaden boski zamysł ani plan - natura rzeczywistości wcale tego nie wymaga. Jakiego znaczenia byśmy nie przypisali naszemu życiu, obiektywnie będzie ono jedynie złudzeniem. Wszelkiego rodzaju religie i kultury to jedynie wymyślone koncepcje istniejące tylko w zbiorowej wyobraźni ludzkości. W pewien sposób podczas tripowania może być to mocno przytłaczające, jednak nasze pobożne życzenia nie zmienią rzeczywistości. Możemy walić pięściami w ziemię, ale rzeczywistość będzie pędzić dalej w swej utartej koleinie. Bardzo dobrym lekarstwem na ból istnienia może być filozofia wschodu. Buddyzm zen opiera się na założeniu, że ostateczna odpowiedź na pytanie o sens życia nie może być zawarta w myśli. Osiągnięcie „oświecenia” wymaga odrzucenia wielu konstrukcji umysłu. Natura naszego umysłu sprawia, że prowadzi nas on bardzo często do cierpienia. Jesteśmy narażeni na nieustanne huśtawki emocjonalne. Nasz umysł chwyta się i lgnie do wszystkiego. Kompulsywnie myślimy – tzw. overthinking zwłaszcza mocno może dać się we znaki podczas psychodelicznej podróży. Najłatwiej zwalczyć go po prostu uważnością – obserwować proces myślowy bez osądzania i oceniania, ze współczuciem do samego siebie. Takie „odpuszczenie” jest jednak niezwykle trudne, zwłaszcza w tym stanie, jednak należy pamiętać, że samo myślenie o problemie go nie rozwiąże. Trip powinien być przyjemnością, dlatego należy starać skupiać się na teraźniejszości - chwila obecna jest wolna od zmartwień. Ciągłe rozdrapywanie ran z przeszłości lub zamartwianie się przyszłością nic nam nie da. Nie mam tu na myśli uciekania przed problemami, ale raczej zaakceptowanie ich i nieroztrząsanie. W tym stanie naprawdę łatwo się zapętlić, dlatego należy być ostrożnym. Czasem trudnym emocjom najlepiej się po prostu uważnie przyjrzeć z pewną dozą dystansu, bez wpadania w lawinę myśli, a następnie odpuścić. LSD nie idzie w parze z logiką, dlatego nie rozwiążę naszych problemów, ale może dać nam cudowne doznania i właśnie w taki sposób należy wykorzystywać jego działanie. Poczuć swoje ciało, skanować je i czerpać z tego satysfakcję. To niesamowite jak zwykłe oddychanie może sprawiać tak niesamowitą przyjemność. Spokój i wewnętrzna harmonia to to do czego należy dążyć. Niestety tak duże dawki LSD ze spokojem nie mają prawie nic wspólnego. Kompulsywne myślenie było tak silne, że nic nie było w stanie go zatrzymać, ciągle miałem wrażenie, że nie mogę się zrelaksować, bo muszę przewałkować jakieś myśli, przypominało to nieco nerwice natręctw i splątanie. Znacznie więcej przyjemności czerpałem z tripów na dawce poniżej 300 micro g. Większa dawka wcale nie sprawiła, że świadomość stała się bardziej poszerzona, wręcz przeciwnie – poczułem, że w pewnym sensie została ona zagłuszona nadaktywnym i zniekształconym procesem myślowym. Przez pewien czas miałem wrażenie, że moje myśli były przypadkową rozsypanką słów bez żadnego znaczenia. Słowa gubiły całkowicie sens. Myśli słuchowe i wzrokowe pojawiały się w bardzo chaotyczny sposób i wzajemnie się przeplatały. Dało mi to do zrozumienia, że doświadczenie może dotrzeć do świadomości tylko wówczas gdy zostanie postrzeżone i uporządkowane w terminach pojęciowego systemu. System ten jest skorelowany z racjonalnym umysłem, dlatego poszerzenie świadomości nie jest możliwe, gdy umysł nie działa właściwie. Dopiero po około 3 godzinach byłem zdolny do głębokiej introspekcji świadomości. Za każdym razem nie mogę się nadziwić jak bardzo jej natura jest niezwykła. Fakt, że jesteśmy tak niewielką częścią materii świadomą samej siebie, wydaje się czymś wręcz absurdalnym i niesamowitym. Świadomość w pewnym sensie wymyka się nauce, gdyż jest w swej naturze zjawiskiem subiektywnym, podczas gdy nauka dąży do maksymalnej obiektywności. Mam wielką nadzieję, że kiedyś mechanizm powstawania świadomości i jej funkcjonowania zostanie dokładnie wyjaśniony naukowo, jednak jej naturę możemy również badać sami - przez doświadczanie jej. LSD i medytacja są do tego świetnymi narzędziami. Wgląd w naturę własnego istnienia może stać się pewnego rodzaju wyzwoleniem. Wolność jest dawaniem swobody dla wszystkich impulsów tkwiących w nas samych. Stanem całkowitego dostrojenia do rzeczywistości na zewnątrz i wewnątrz. Filozofia buddyzmu uczy wrażliwości i otwartości na doświadczenie rzeczywistości takiej jaka jest, bez wpadania w pułapki dogmatów i zniekształceń spowodowanych naszym myśleniem. Wiele naszych problemów to zwyczajne iluzje, istniejące jedynie w naszych umysłach, przemijające i nietrwałe. Postrzeganie rzeczywistości bez zbędnej konceptualizacji, dążenie do maksymalnego obiektywizmu bez deformacji powodowanych przez pragnienia i lęki - obserwowanie rzeczy takimi jakie są – to właśnie sztuka, której naucza filozofia wschodu.
Chciałbym tu jeszcze poruszyć temat religii i Boga, który za każdym razem mnie prześladuje. Uproszczone rozumowanie w kwasowym stanie umysłu nieraz podsuwa różnego rodzaju argumenty za istnieniem wyższej siły. Wynika to z poczucia mistycznego stanu i niezrozumienia natury rzeczywistości. Pole widzenia na pozór zmienione i nawet poszerzone nadal pozostaje mocno ograniczone. Zwłaszcza jedna rzecz zdawała się szczególnie niewygodna: dlaczego istnieje raczej "coś" niż "nic"? Zagadnieniem tym zajmuje się specyficzny dział filozofii – ontologia, jest to dział filozofii, w który nie wgłębiałem się mocno - wydaje się dość mocno zagmatwany, jednak w dużym uproszczeniu można powiedzieć, że po prostu niebyt nie istnieje. Ta nicość jest jedynie ideą - pewną koncepcją. Wszechświat jako byt nie ma granic ani brzegów mimo skończonych rozmiarów, jednak nie ma potrzeby pokonywać niebytu, bo tego po prostu nie ma. Istniejące nieistnienie to sprzeczność. Fizyka kwantowa nie dopuszcza do istnienia doskonałej próżni. Istnieje jedynie próżnia kwantowa pełna fluktuacji kwantowych, czyli bez przerwy pojawiających się i znikających par cząstek. To wszystko na lsd wydaję się niedorzeczne, ale może właśnie taki jest świat. Koncepcja osobowego Boga jest czymś dla mnie absurdalnym, jednak rozumiem jak wiele może upraszczać w życiu człowieka. Daje poczucie istnienia sprawiedliwości i oparcia. Jak lekkie może stać się życie, a zwłaszcza starość, gdy posiadamy poczucie życia po śmierci i to wolnego od cierpienia? Jednak czy ten dysonans poznawczy spowodowany ciągłym unikaniem konfrontacji z prawdą naukową nie daje ludziom stanu nieprzyjemnego napięcia psychicznego? A może indoktrynacja zaszła już daleko, że pewne osoby nie dostrzegają już nawet sprzeczności w religiach? Może warto zaufać nauce, w końcu to właśnie umiejętność logicznego opisywanie rzeczywistości tak mocno odróżnia nas od innych zwierząt i dała nam tak szerokie możliwości. Religie obarczone są dogmatami i ciężkimi założeniami, wiarą w autorytety i wymagają przyjmowania „prawdy objawionej” zawartej w pismach nieznanego pochodzenia i niepopartych żadnymi dowodami, natomiast nauka popychana jest do przodu tylko dlatego, bo pewne wybitne umysły potrafiły z pokorą przyznać się, że czegoś nie wiedzą. Ta właśnie pokora i sceptycyzm umożliwia ciągły rozwój. Gdy pojawi się „teoria A” lepiej opisująca rzeczywistość niż „teoria B”, poparta odpowiednimi rozważaniami i empirycznymi obserwacjami nikt nie będzie dalej upierał się przy tej drugiej teorii, po prostu zostanie ona nią zastąpiona. Natomiast religia bardzo nieudolnie i na siłę próbują przeinterpretować swoje księgi i dopasować się do rozwijającego świata. Jednak czy w te metafory w ogóle można jeszcze wierzyć? Nie lepiej po prostu przenieść do całej reszty mitologicznych opowieści i spróbować zaakceptować świat taki jaki jest? Nie twierdzę, że nauka posiada już całkowity i kompletny opis otaczającego nas świata, jednak właśnie na tym polega jej piękno, że potrafi przyznać, że czegoś nie wiemy.
Zapraszam do dyskusji
- 85234 reads
Comments
...
Dyskusja, którą proponujesz, będzie de facto kontynuacją tej z TR Wielki Kreator.
Niezależnie od nałożonej kalki (na której możemy wszystko narysować) naszego postrzegania na pustą matrycę rzeczywistości, konceptualnie nie zrozumiemy istoty owej matrycy. Innymi słowy jest sobie czyste płótno, a my mamy pędzel i farbki i to od nas zależy, co namalujemy, mając przestrzeń i wszelkie możliwe formy. Co jest za matrycą dowiemy się (lub nie), gdy śmierć zaprosi do tańca (czy w ogóle coś jest).
Zastanawia mnie dlaczego odrzucasz istnienie bytów eterycznych i astralnych. Przypomina to poddawanie w wątpliwość istnienia mrówek (nie mówiąc o ludziach) przez bakterie. Nie mówię o dywagacjach, na temat ich natury, bo trudno, żeby bakteria mogła zrozumieć człowieka. Sądzisz, że człowiek jest ostateczną formą? Przecież zawsze znajdzie się zarówno jeszcze mniejsza cząstka, jak i jeszcze większa.
Sama nauka nie pozna nigdy odpowiedzi na "Wielkie pytanie o życie, Wszechświat i całą resztę" (Douglas Adams - "Autostopem przez galaktykę"). To leży poza horyzontem ludzkich możliwości poznawczych. Fizyka kwantowa to owszem potencjał zjawisk, lecz zauważ, że wpływ obserwatora jest tak ogromny, że z potencjału tworzy się konkretne zjawisko. Poza tym to też tylko wycinek całości (przecież mamy wiele rodzajów matematyk, jak chociażby paraboliczną, a nie tylko euklidesową, wiele systemów liczbowych (dwunastkowy, trzynastkowy itd. i tak samo jest z fizyką - klasyczna, kwantowa etc...)
Co się tyczy nieustannych, wiecznych zmian, to pełna zgoda. To właśnie jest czas - gdyby cokolwiek miałoby być niezmienne, to nie istniałby dla tego czas. - "W naturze mamy ciągły ruch".
Duszę potraktuj, jako świadomość i moim zdaniem wszystko ma duszę (ściany wychwytują wibracje zdarzeń, które miały w ich przestrzeni miejsce - stąd np. nawiedzone domy, które "widziały" straszne rzeczy, lub świątynie, które były świadkami duchowych uniesień).
Co do mitów... Gdzie znajduje się rozbrat mitologii z historią? Przyjmuje się Troje, ale czy na pewno? Nasza obecna historia też stanie się mitologią... Gdzie znajduje się granica między magami, alchemikami, a naukowcami? Przyjmuje się, że ostatnim alchemikiem był Isaac Newton, ale czy na pewno? Nie ma magów, alchemików? To skąd to całe RC...
Jeszcze tylko słowo odnośnie ewolucji - błąd. Ewolucja zradza się z błędu. W tej materii polecam obejrzeć "Westworld" - dużo tam też odniesień do samsary. Co do innych filmów, które mogę polecić (sądzę, że większość tutaj je widziała), to: "Enter the void", "Blueberry", "W objęciach węża", "Lucy", "Na skraju jutra", "Incepcja", czy chociażby "Gwiezdne Wojny".
Co do literatury (dzięki za podanie kilku pozycji), to polecam Carlosa Castanedę ("Nauki don Juana" można odpuścić - radzę zacząć od "Odrębnej rzeczywistości"), Timothy'ego Leary'ego "Modlitwy psychodeliczne" (warto zabrać tę pozycję na tripa kwasowego, bądź grzybowego - dlaczego? Przeczytaj!;-) ), tudzież Uśpieńskiego "Tajemnice nieznanego nauczania" (ta książka może Ci przypaść do gustu, mimo iż moim zdaniem lekko się jej nie czyta - zagadnienie jest rozpatrywane w osobliwy, "naukowy" sposób. I jeszcze lekka, bardzo pozytywna pozycja - "Chiński zen".
Ciekawe masz przemyślenia - Pozdrawiam.
To tylko sen samoświadomości.
...
"... konceptualnie nie zrozumiemy istoty owej matrycy"
Nie byłbym tego taki pewien. Nauka nie wyjaśniła wszystkich zjawisk, ale to nie znaczy, że nie jest to możliwe. Wprawdzie z oczywistych względów nie możemy zajrzeć do całego wcheświata nie pozwalają poznać nam całego wszechświata, ale to wciąż nie oznacza, że nie możemy poznać jego mechanizmów.
"Zastanawia mnie dlaczego odrzucasz istnienie bytów eterycznych i astralnych. Przypomina to poddawanie w wątpliwość istnienia mrówek (nie mówiąc o ludziach) przez bakterie."
Koncepcja bytów astralnych to moim zdaniem jedynie bardzo trudna do zweryfikowania hipoteza. Nie widzę sensu w tworzeniu hipotez, które opierają się na ciężkich założeniach i są poparte jedynie ludzkimi subiektywnymi odczuciami. W nauce nalezy przyjmować jakąś metodyke badań i wnioskowanie. Najlepiej stosować tzw. "brzytwę ockahama", czyli zasadę mówiącą, że w wyjaśnianiu zjawisk należy dążyć do prostory i nie wprowadzać zbędnego balastu trudnych zalożeń.
"Sądzisz, że człowiek jest ostateczną formą? Przecież zawsze znajdzie się zarówno jeszcze mniejsza cząstka, jak i jeszcze większa."
Dopóki ewolucja postępuje nic nie jest ostateczną formą. A co do cząstek to nie końca to prawda. Materia jest skwantowana, a więc może istnieć najmniejsza możliwa czastka. Z resztą z teorii grawitacji kwantowej wynika, że również przestrzeń może być skwantowana i mogą istnieć jej najmniejsze fragmenty. A więc praktycznie nie istnieje nic co byłoby nieskończenie małe.
"Sama nauka nie pozna nigdy odpowiedzi na "Wielkie pytanie o życie, Wszechświat i całą resztę" (Douglas Adams - "Autostopem przez galaktykę"). To leży poza horyzontem ludzkich możliwości poznawczych.
Byłbym ostrożny w przyjmowaniu takich twierdzeń. To, że czegoś w tym momencie nauka nie potrafi wyjaśnić to nie znaczy, że nigdy tego nie zrobi. Nauka rozwija się właśnie przez to, że pewni ludzie potrafili przyznać przed samym sobą, że czegoś nie wiedzą, ale równocześnie, że da się to wyjaśnić.
"Fizyka kwantowa to owszem potencjał zjawisk, lecz zauważ, że wpływ obserwatora jest tak ogromny, że z potencjału tworzy się konkretne zjawisko."
No właśnie, tylko czym jest ten obserwator? To może być cokolwiek, niekoniecznie świadomy obserwator - funkcja falowa może załamać się np. przez oswietlenie wnętrza pudełka, które jest poddawane obserwacji.
"Poza tym to też tylko wycinek całości (przecież mamy wiele rodzajów matematyk, jak chociażby paraboliczną, a nie tylko euklidesową, wiele systemów liczbowych (dwunastkowy, trzynastkowy itd. i tak samo jest z fizyką - klasyczna, kwantowa etc...)"
Matematyka jest tylko narzędziem. Można za jej pomocą tworzyć abstrakcjne pojęcia, nie muszą one odnosić się do obserwowanej rzeczywistości. Jednak dla fizyki może stać się cennym narzęciem. To, że istnieje wiele działów fizyki to nie znaczy, że nie mogą być one między sobą kompatybilne. Faktycznie między fizyką klasyczną i kwantową są pewne rozbieżności, jednak fizyka klasyczna (newtonowska) jest teraz traktowana jako pewna aproksymacja rzeczywistości dla ciał o małych prędkościach. Za to już ogólna teoria względności okazała się trafnie opisywać rzeczywistość, wciąż niestety nie współgra całkiem z założeniami fizyki kwantowej, jednak to nie znaczy, że nie powstanie kiedyś kompletna teoria, która będzie od początku do końca spójna - teoria kwantowej grawitacji jest już temu bliska, powoli wyłania się z niej zarys "teorii wszsystkiego".
"Duszę potraktuj, jako świadomość i moim zdaniem wszystko ma duszę (ściany wychwytują wibracje zdarzeń, które miały w ich przestrzeni miejsce - stąd np. nawiedzone domy, które "widziały" straszne rzeczy, lub świątynie, które były świadkami duchowych uniesień)."
Bardzo cenię sobie świadomość, jest niezwykłym ona niezwykłym zjawiskiem. Poświęciłem mnóstwo czasu na medytację, więc rozumiem ludzi, którzy widzą w niej coś wiecej niż tylko pewien biologiczno-chemiczny proces w móżgu. Dla mnie jest ona przestrzenią, w której pojawiają się wszystkie doznania, jednak nie potrafię dać wiary w jej nadfizyczność.
Twierdzisz, że wszystko ma świadomość("duszę"). Jednak wysuwając taką hipoteze należałoby najpierw odpowiednio ją zdefiniować. Jeżeli przyjąć ciekawą definicję, jaką zaproponował Micho Kaku: "Świadomosć jest liczbą pętli sprzężenia zwrotnego wymaganych do stworzenia modelu swojego położenia w przestrzeni w stosunku do innego radzaju materii i czasu" to masz trochę racji. Na tej podstawie już np. termostat będzie posiadał pewną jednostke świadomości, gdyż wyczuwa temperaturę wokół niego.
"Co do mitów... Gdzie znajduje się rozbrat mitologii z historią? Przyjmuje się Troje, ale czy na pewno? Nasza obecna historia też stanie się mitologią... Gdzie znajduje się granica między magami, alchemikami, a naukowcami? Przyjmuje się, że ostatnim alchemikiem był Isaac Newton, ale czy na pewno? Nie ma magów, alchemików? To skąd to całe RC..."
Dla mnie między mitologią a historią granica jest wyraźna. Historia to fakty - zdarzenia, które naprawdę miały miejsce, a mitologia to tylko efekt bujnej wyobraźni pewnych osób.
"Jeszcze tylko słowo odnośnie ewolucji - błąd. Ewolucja zradza się z błędu."
Coś w tym jest - to właśnie błędy, które były korzystne dla genu były przyczyną jego utrwalania (na tym polega właśnie dobór naturalny).
Z przytoczonych filmów i seriali, oglądałem "Westworld, "Enter the void", "Lucy", "Gwiedzne Wojny" oraz "Incepcje". Jak LSD już schodzi to ze znajomymi bardzo lubimy oglądanie filmów, więc może spróbujemy któregoś tytułu, który proponujesz (:
Dzięki za propozycję literatury, zwłaszcza "Chiński zen" mnie zaciekawił - dodam do kolejki książek do przeczytania. Od siebie polecę:
"Krótka historia czasu" Hawkinga, "Kosmos Einsteina" Micho Kaku, "Buddyzm Zen i psychoanaliza", "Duchowość bez religii", "Drzwi percepcji", "Mindulness - Trening uważności", "Nieświadomy mózg", "Sapiens, od zwierząt do bogów", "Potęga teraźniejszości", "Nowa Ziemia"
Chłopaki, pragnę tylko
Chłopaki, pragnę tylko przyponieć że hipoteza obserwatora wpływającego na kolaps funkcji falowej jest tylko jedną z wielu interpretacji w mechanice kwantowej. Kiedyś wybrano ją jako "najpopularniejszą" w drodze... głosowania. Zapewne dla jaj. Więc za bardzo się do tego obserwatora tworzącego rzeczywistośc nie przywiązujcie...
Absolutnie przywiązuję się do
Absolutnie przywiązuję się do tej interpretacji. Uważam, że słowo "obserwator" wprowadza wielu ludzi w błąd. Wspomniałem już we wcześniejszym komentarzu, że funkcja falowa może załamać się na skutek samego oświetlenia pudełka, ale czy światło można nazwać obserwatorem? W trip raporcie interpretuje to nie jako wpływ obserwatora, a po prostu zwykłą relacyjność zjawisk.
Nie ma znaczenia, jak
Nie ma znaczenia, jak określisz obserwatora. Dziś fizycy skłaniający się ku interpretacji kopenhaskiej są w mniejszości, bo jest po prostu niedorzeczna. Jest tyle innych rozsądniejszych...
Ach ta nauka...
Oczywiście nawet pudełko może być obserwatorem. Chodzi o informacje przechowywaną w pamięci każdej cząsteczki każdej struktury (tak, jak wyżej wspomniałem o nawiedzonych domach i świątyniach). To się wszystko ze sobą wiąże, te wszystkie fale, które odbieramy w malutkich pasmach zmysłami, jak dźwięki (fale centymetrowe do metrowych), czy światło (nanometrowe), czy ciepło (nieco dłuższe od światła [podczerwień]) itd. Jednak są pasma istniejące, a przez nas nie odbierane. Stąd istoty eteryczne, czy astralne, które zobaczyć/poczuć można przy maksymalnym wzmocnieniu percepcji zmysłów - np. dzięki medytacji, psychedelikom. Ale to wszystko jest ze sobą splątane.
Dlatego uważam, że nauka nie pozna wszystkich odpowiedzi. I nie sądzę, aby było coś takiego, jak najmniejsza cząsteczka. Kiedyś sądzono, że to atom, później, że neutron, później, że kwark, później, że kwarki dzielą się na kolory (które z kolorami oczywiście nie mają nic wspólnego) i tak będzie w nieskończoność; i nie ma największych, bo kiedyś to były Gwiazdy, galaktyki, gromady, nadgromady, supergromady, Wielka Ściana w Herkulesie i co jeszcze? Najmniejsze jest największym - przecież Słońce ze swoją heliosferą wygląda, jak komórka z jądrem; albo ze swoimi planetami, jak atom z elektronami i protonami - może na elektronach żyją ludzie? Fraktale renderują już do 500-miliardowego zoomu i końca nie widać.
Swoją drogą, to nie wiem, czy bawiliście się automatami komórkowymi, które na płaszczyźnie 2D świetnie przedstawiają życie (John Conwey - Gra w Życie). Udowadniają one między innymi, że prędkość ponadświetlna jest możliwa ( statek można przenieść z prędkością 32 iteracji do 28=prędkości światła). Są stany początkowe rozwijające się w nieskończoność, tworzą się statki różnych rozmiarów, nawet takie tworzące statki, tworzące szybowce, a gra w życie, to tylko dwa algorytmy, a są inne odmiany (inne wymiary). Po prostu tworzą się organizmy złożone z pozornego haosu, z konkretnego układu. A są też ogrody Edenu, które losowo powstać nie mogą, czy oscylatory etc.
Z innej beczki, przeprowadzono taki eksperyment: Wpuszczono myszy do olbrzymiej przestrzeni z praktycznie nieograniczoną ilością pożywienia. Populacja szybko rosła, aż osiągnęła fazę krytyczną. Powstały gangi, pojawił się homoseksualizm, pojawili się "pięknisie" - narcystyczne myszki dbające tylko o swój wygląd itp., aż nagle cała populacja wymarła - jest to gdzieś na Youtubie po angielsku, ale nie chce mi się szukać. Zanim poznamy odpowiedź to wymrzemy, albo się unicestwimy. Może chodzi o to, aby ciągle pytać?
Badałem kiedyś liczby pierwsze, szukając klucza ich występowania (miałem fioła na punkcie matematyki, która jest KRÓLOWĄ nauk). Wypisywałem je na kartkach, tworząc obszary 3D, 4D i 5D - do tych ostatnich (5D) miałem największe nadzieje, bo hiperkula piątego wymiaru posiada największą objętość. Z tego wszystkiego doszedłem do jednej konkluzji... - NIC NIE WIEM!
I tu znów zataczamy koło. No bo gdzie jest ta granica między mitami, a historią? Troja to mit, czy fakt? Historią manipulują rządy i tak za 40 lat to będą polskie obozy śmierci, a za 200 (o ile cywilizacja przetrwa) to Hitler będzie bogiem, stąd mity są nawet bliższe prawdzie, bo są bardziej esencjonalne. Datowanie czegokolwiek na podstawie połowicznego rozpadu węgla - no sorry, ale toż to bujda, bo doświadczalnie nie zmierzymy, czy węgiel się w połowie rozłoży w 20 tys, czy 5 mln lat, bo nasza cywilizacja nie trwa na tyle długo, a poza tym to bardzo zależy od warunków. Bywałem w muzeach, gdzie widziałem figurki człowieka na zauropodzie podpisane "człowiek na koniu". Kiedy wybudowano piramidy? Te w Egipcie, te zatopione u wybrzeży Japonii. Jak? Za pomocą narzędzi z miedzi, jak twierdzą egiptolodzy? Ludzie... spróbujcie wyciosać granit miedzią... I tak po prostu to chuja wie cała ta nasza buńczuczna technologiczna cywilizacja.
A prawdę każdy ma w sobie. Każdy ją może odnaleźć. Bo matryca jest pusta, a my możemy ją wypełnić czym chcemy. Wszechświaty rodzą się i umierają, jak cząsteczki prany, widocznej na tle błękitnego nieba. Tylko atom trwa dla nas ułamek sekundy, a Wszechświat miliardy lat, bo to zależy od skali, która definiuje postrzeganie czasu.
Rozmawiajmy o Kosmosie, a nie o Wszechświecie.
To tylko sen samoświadomości.
Kiedyś sądzono, że to atom,
Czy jest sens wyowiadać się o fizyce, skoro nie ma się o niej pojęcia? Wszystkie cząstki modelu standardowego (czyli między innymi wymienione przez Ciebie kwarki, które "dzielą się" w sensie takim, jak ludzie dzielą się na białych, czarnych i żółtych) nie posiadają wielkości, SĄ PUNKTAMI. Czy wiesz ile jest 0 podzielić przez dowolną liczbę? Powinieneś wiedzieć, bo interesowałeś sie matematyką. To ZERO. Więc nie będzie "tak w nieskończoność", bo ani kwarka, ani elektronu ani neutrina ani punktu nie ma jak podzielić! Z pustego i Salomon nie naleje...
Tak to jest kiedy ktoś
Tak to jest kiedy ktoś próbuje być mądry
?
To powinienem próbować być głupi, czy w ogóle się nie starać??? Co polecasz?
To tylko sen samoświadomości.
:-)
Gdybyśmy mieli mówić tylko o tym, o czym mamy pojęcie, to cała ludzkość by zamilkła.
Rozumiem co to znaczy dzielić zero przez dowolną liczbę. To znaczy, że zero zawiera nieskończenie wiele zer i o tym piszę (najmniejsza cząsteczka jest największą). Wyjątek stanowi dzielenie zera samo przez się, bo 0÷0=0, ale każda liczba podzielona przez siebie jest równa jeden, więc 0÷0=1. Jest to olbrzymi problem dla matematyków, gdyż wykonując odpowiednie działanie można przypisać każdej liczbie dowolną wartość. Dlatego "zabronione" jest dzielenie przez zero (ale zero można śmiało dzielić). Punkt jest abstrakcyjny, zero neutralne. To, że termometr pokazuje zero, to nie znaczy, że nie ma temperatury.
Może dla lepszego zrozumienia, zamiast zwrotu "dzielą się na" powinienem użyć "składa się z".
Rozumiem, że kwanty w założeniu są niepodzielne. Rozumiem, że teoria strun w założeniu ma przynajmniej 10 wymiarów itd. Rozumiem też dogmaty tych założeń. Zwracam tylko uwagę, że żadna teoria z samego faktu bycia teorią, nie jest prawdziwa. Urodzi się nowy Planck, stworzy nową fizykę i znów trzeba będzie pisać nowe podręczniki.
https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Gra_w_życie
https://m.youtube.com/watch?v=xP5-iIeKXE8
Linki z telefonu, więc wykreślcie sobie "m."
To tylko sen samoświadomości.
Masz zainstaluj se i wyżyj
Masz zainstaluj se i wyżyj się na fizyce :P
http://powdertoy.co.uk/
Nawet gra w życie zaimplementowana
Nie, dzielenie 0/0 nie jest
Nie, dzielenie 0/0 nie jest "olbrzymim problemem" dla matematyków. Wynik tego działania jest po prostu nieokreślony. Jeśli gdzieś wyczytałeś inaczej, to chyba musiała być to książka z cyklu "Zakazana matematyka" Deanikena :D
Wynik.
Wynik jest nieokreślony, no przecież. Nie zmienia to faktu, że stanowi to olbrzymi problem w matematyce. Na dzień dzisiejszy dzielenie przez zero to błąd. Wychodzą z tego niezłe kwiatki. Samo zero jest w ogóle bardzo różnie interpretowane i tak dla jednego będzie liczbą naturalną, dla innego nie. Inaczej zero "zachowuje" się w algebrze, inaczej w arytmetyce.
Matryca rzeczywistości jest pusta. Wszystko, co chcesz, możesz na niej ułożyć ze wszelkich dostępnych form. "Z pustego Salomon nie naleje", ale do pustego wlać można wszystko.
To tylko sen samoświadomości.
Działanie "dzielenie" nie
Działanie "dzielenie" nie istnieje. 1/5 to "liczba, która pomnożona przez 5 daje jeden" i tylko tyle znaczy ten zapis! Więc teraz powiedz mi, jeśli napiszesz "1/0" to JAKA LICZBA POMNOŻONA PRZEZ ZERO DAJE JEDEN?
Oczywiście - nie istnieje taka. I ani nie ma w tym nic dziwnego, ani nie stwarza to w matematyce żadnego "problemu"...
Dzielenie.
Jeśli do granicy ciągu dasz zero w dzielniku w wyniku otrzymasz nieskończoność. Oczywiście relatywnie miałoby to być 0,(0)...1, żeby wystąpiła zgodność w przestrzeni euklidesowej, ale nawet tu 0,(9) =1. To tak, jak suma kątów w trójkącie w matematyce euklidesowej jest równa 180°, ale w parabolicznej już zawsze mniej, niż 180°. Cały czas toczą się dyskusje, bo zero jest bardzo różnie interpretowane w zależności od zagadnienia, od działu.
Z czysto liczbowego punktu widzenia dzielenie przez zero jest bezcelowe, ale pragnę przypomnieć, iż to Ty zacząłeś rozważanie atomu, jako punktu, którym oczywiście nie jest.
To tylko sen samoświadomości.
Obliczanie granic nie ma nic
Obliczanie granic nie ma nic wspólnego z dzieleniem. Punktami są cząstki elementarne modelu standardowego, nie atomy.
Punkt.
Hehehe. No i zatoczyliśmy koło. Cząstkami elemantarnymi, kiedy powstało to pojęcie były elektrony, protony, neutrony i fotony (jako kwant pola elektronagnetycznego) - to z tego miało składać się wszystko. To one miały być niepodzielne. No ale z biegiem czasu zaobserwowano/wywnioskowano/zaproponowano miony, bozony, kwarki, lepiony, neutrina, grawitony, mezony, hiperony itp. itd. i oczywiście ich antycząstki i każda miała być niepodzielna, a jakoś jest i dalej znajdują te "niepodzielne" i co jakiś czas ogłaszają: "to już na pewno najmniejsza, niepodzielna"... i tak będzie w nieskończoność.
Dokładnie o tym pisałem, a Ty stwierdziłeś, że to punkty. Serio? To punkt ma masę? Punkt jest abstrakcyjnym pojęciem zależnym od skali, bo i cały Wszechświat jest punktem w tym sensie. Wiem, że ludzie mają problem z wyobrażeniem nieskończoności, bo nie zmieści się ona w głowie. NAJMNIEJSZA CZĄSTKA JEST TEŻ NAJWIĘKSZĄ. Jak spojrzałem na fraktal na kwasie, to od razu to zrozumiałem.
Znajdują kolejne prawa fizyczne w zależności od skali, wymyślają setki teorii, dzielą fizykę jak tylko się da i tak też będzie w nieskończoność, bo nie da się wszystkiego sklasyfikować, choć nasza ludzka natura każe nam próbować, a efekty całego tego rozwoju, to przenoszenie ludzi w świat wirtualny, wycinanie drzew na potęgę (za 50 lat to z lasów deszczowych zostanie pustynia amazońska - tak, jak teraz sahara) i zatrucie środowiska.
Nie chce mi się z Tobą już droczyć. Jak wyrenderują koniec fraktala, to mnie obudź i podzielimy go razem przez zero, hehe. Pozdrawiam panie Rydzyk;-)
To tylko sen samoświadomości.
Elektron i foton NADAL są
Elektron i foton NADAL są cząstkami elementarnymi. Cząstki, o których piszesz już od lat wiadomo, że składają się z niepodzielnych, elementarnych składowych. SZEŚCIU kwarków, SZEŚCIU leptonów, CZTERECH bozonów cechowania i jednego bozonu Higgsa.
I tak - punkt ma masę. Zamiast się dziwić, wystarczy przeczytać:
In quantum mechanics, there is a distinction between an elementary particle (also called "point particle") and a composite particle. An elementary particle, such as an electron, quark, or photon, is a particle with no internal structure. Whereas a composite particle, such as a proton or neutron, has an internal structure (see figure). However, neither elementary nor composite particles are spatially localized, because of the Heisenberg uncertainty principle. The particle wavepacket always occupies a nonzero volume. For example, see atomic orbital: The electron is an elementary particle, but its quantum states form three-dimensional patterns.
Nevertheless, there is good reason that an elementary particle is often called a point particle. Even if an elementary particle has a delocalized wavepacket, the wavepacket is in fact in a quantum superposition ofquantum states wherein the particle is exactly localized. This is not true for a composite particle, which can never be represented as a superposition of exactly-localized quantum states. It is in this sense that physicists can discuss the intrinsic "size" of a particle: The size of its internal structure, not the size of its wavepacket. The "size" of an elementary particle, in this sense, is exactly zero.
For example, for the electron, experimental evidence shows that the size of an electron is less than 10−18 m.[6] This is consistent with the expected value of exactly zero.
Ale.
Ok, ale co się stało z niepodzielnym neutronem? Podzielił się na kwarki biedaczek... Jak mi przykro.
To tylko sen samoświadomości.
https://www.ted.com/talks
https://www.ted.com/talks/garrett_lisi_on_his_theory_of_everything?langu...
Wow.
Super. 8 wymiarów i skręcający się wzór. Czemu nie 5444 wymiary? Czemu nie 5826388 wymiarów? Wymiarów jest nieskończona ilość. Żadna teoria nie jest prawdziwa. Przypomniał mi się Nassim Haramein z jego wykładem "przekroczyć horyzont zdarzeń". Przeczytajcie sobie "Autostopem przez Galaktykę" Douglasa Adamsa. W tej książce jest wszystko.
42.
To tylko sen samoświadomości.
a ile masz rąk? czemu nie 3 i
a ile masz rąk? czemu nie 3 i 2/5?
Zauważ że gość nie mówi o
Zauważ że gość nie mówi o wymiarach przestrzennych. Tu chodzi o model.
Eksperyment myślowy.
Wypuszczam strzałę w tarczę. Strzała pokonuje połowę drogi, później połowę połowy itd. w nieskończoność, a mimo tego trafia w cel. Dlaczego? Bo 0,(9) =1. Ręce mam dwie, a każda ma po pięć palcy, a każdy ma setki linii papilarnych etc.
To tylko sen samoświadomości.
TO już nie jest nauka, a
TO już nie jest nauka, a filozofia. Matematyka to tylko rzeczywistość wpisana we wzór dla nas łatwy do zrozumienia. Tak naprawdę to nie istnieje. Metafory potrafią byćtrafne, ale zazwyczaj nie są, właściwie prawie nigdy, a im bardziej coś skomplikowane tym mniej są trafne.
Jedno bajoro, pełno mułu,
Jedno bajoro, pełno mułu, utopiona dyskusja.
Intensywnie szuka się dowodów
Intensywnie szuka się dowodów na to, że są one, te cząstki efektem wspólnego mianownika, wibracji wielowymiarowych strun, czy nie?
Jak już PanSzaman wspominał o
Jak już PanSzaman wspominał o Uśpieńskim to polece książke jego guru :) - G. I. Gurdżijew - Opowieści Belzebuba dla wnuka
Kilka rzeczy mi się na mysł
Kilka rzeczy mi się na mysł nasunęło ale nie pamietam wszystkich i późno już
Jak dla mnie ok dawka wysoka i było splątanie... ale z tym że w tej dawce nie ma już "oświecenia" się nie zgodzę... po prostu złapałeś badtripa. Ja brałem dawki ~200 kilka razy było mega, a raz zdarzyło się dokładnie takie splątanie pozbawione sensu i to niekoniecznie zależało od dawki, mam też znajomego który wziął jeszcze więcej niż ty i miał jak najbardziej pozytywne i oświecające doświadczenie. A przy zwiększeniu dawki szansa na badtripa jest dużo większa i właśnie jak dla mnie poprostu go złapałeś, co nie znaczy że następnym razem tak będzie... chciaż u mnie było tak że jak juz raz złapałem bada na dużej dawce to potem kazdy powrót go powodował... potem już nawet zmniejszanie dawki nie pomagało... a obecnie już psychodelikó nie biorę.
Kiedyś miałem takie same rozkminy, po 1000-kroć i więcej, aż kilka razy było za dużo... za mocno... za bardzo... ale ciągle mózg szukał odpowiedzi na egzystencję... aż się zawiesiłem po niekoniecznie dużej dawce... ale coś się splontało za bardzo i juz 8-smy rok w bajce mija :P
A co do Boga, to uważam że każdy powinien doświadczać Boskości samodzielnie i samemu tworzyć sobie wyobrażenie o niej, ale subiektywnie uważam że brak wiary w kogoś tam w górze do którego można się odezwać jak jest chujowo to 'głupota'... po prostu niewykorzystywanie tego co nam dała natura, czyli poczucia się lepiej za friko. Mówię że mi źle do swojego wyobrażenia Boga i mi lepiej. Jasne że to trochę naginanie rzeczywistości, ale co mam siedzieć i umierać z myślą "będę silny wytrwam to, następnym razem jak się to powtórzy będę silniejszy"... i następnym razem znowu chujowo "kurde jest chujowo tak bardzo źle... ale lepiej niż było kiedyś... znowu nabiorę doświadczenia i będę silniejszy" i znowu cierpienie, a wiarą w tego kogoś kto tam jest, nawet jak oszukujemy sami siebie to to działa i tak można całe życie... oszukiwać siebie i odkładać te cierpienie... odkładać .... odkładać... mimo zę one tam jest i to kompletnie nie przerobione, bo nigdy nie dopuszczone do głosu... pod koniec życia nam to lotto, i właśnie na tym polega wiara ;), a mozę dodatkowo okaże się że za wiarę przejdziemy przez bramę Edenu.
Wiec w złych chwilach było źle ale miałeś się stosunkowo 1000x lepiej od kogoś kto siedzi se z tym bólem sam, niewykorzystując tego czym obdarowała nas natura, bo wierzyłeś że tam ktoś słucha i cie otula, a na koniec jeszcze się okaże że to prawda i do Edenu Cię wpuszczą :D
Nie wiem jak to zabrzmiało co napisałem bo się śpieszyłem ale to tak po krótce. Pozatym we własnym wyobrażeniu łączę fizykę kwantową i najnowsze odkrycia z Bogiem, bo czemu by nie? Jednocześnie odkrywam czym jest egzystencja a jak trzeba to mam do kogo się wyżalić. 3 in 1 bo jeszcze te wpuszczenie do edenu :D
Trochę tak jakby dostać na
Trochę tak jakby dostać na początku życia pigółgę "wieczne szczęście" i z niej nie korzystać :D
A piszę to bo kiedyś byłem zagorzałym ateistą i tak kiedyś w smutku pomyślałem ale po co mi tak się męczyć?
Pages