Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

bad trip - level hard.

detale

Substancja wiodąca:
Natura:
Dawkowanie:
Jedno, porządne zaciągnięcie się.
Rodzaj przeżycia:
Wiek:
19 lat
Doświadczenie:
Małe. Marihuana - w życiu około 4-5 razy.

raporty pani na a.

bad trip - level hard.

Witam, jestem tu nowa i chciałam podzielić się z wami swoją historią. Jestem młoda, niedoświadczona etc.. nieświadomie, ale jednak, miałam derealizację kilka ładnych lat. Pierwszy raz spotkało mnie to bodajże w 1 klasie gimnazjum, ale to zignorowałam. Później co jakiś czas miewałam owo odczucie, zaczęłam się martwić, latałam po kardiologach, neurologach i nic... Nikt nie wiedział co to, ja również. Dawałam sobie z tym radę, paliłam rzadko, lecz regularnie po 3-4 buszki ze skręta, było fajnie, miło, aż do czasu...

 Kilka miesięcy temu - matury mojego faceta. Ogarnął jakiś temat, więc postanowiliśmy go spalić ładnie i kulturalnie. Zgarnęliśmy moją przyjaciółkę i poszliśmy za blok. Paliliśmy z rury. Zaciągnęłam się raz, wszystko poszło do płuc i zaczęłam się krztusić. Kaszląc ciągle, poszłam do garażu się napić i kiedy wróciłam do faceta i przyjaciółki, zaczęło wchodzić. Czułam takie zajebanie. Krztusiłam się nadal i kiedy sąsiad zaczął kosić trawę, ja zaczęłam się drzeć, że musimy stąd uciekać - bo jeśli nas zobaczy, to będzie przypał, trawa jest skoszona tylko do połowy. Towarzystwo zaczęło mnie uspokajać, że nic się nie dzieje. Z opowiadań wiem, że upuściłam klucze i mój chłopak zaczął mnie lekko klepać po plecach, żebym się nie krztusiła już, a ja zapadałam w zamułkę. Przytulił mnie i stałam w bezruchu, a on tylko mówił, że będzie dobrze, uspokajał mnie i masował plecy. Ja już totalnie zajebana patrzyłam w jeden punkt (pamiętam, że to był 'pingwin' kosz  na śmieci i bardzo dużo zieleni), a przyjaciółka na mnie spojrzała i zapytała mojego faceta "ona oddycha?", on spojrzał na mnie i takie "o kurwa...".

Muszę wtrącić, że oczy miałam ciągle otwarte, nie mrugałam, miałam wielkie źrenice. Widziałam i słyszałam wszystko co się działo, TR będę opowiadała z mojej perspektywy.

Chłopak położył mnie na ziemię i zaczął uderzać po policzku bym się ocknęła, kazał koleżance iść po wodę, a mi robił usta usta. W między czasie zapomniałam kim oni dla mnie są, coś, jakbym oglądała film, może bardziej śniła... Za moment przypomniałam sobie, że to mój chłopak i przyjaciółka. Widząc, jak bardzo się przejęli i przeżywali mój stan, pragnęłam im "pomóc", chciałam się ocknąć - cokolwiek - by się nie martwili, ale ja wciąż patrzyłam w jeden wcześniej wybrany punkt. Byłam podobno biała, sztywna, zimna (trup praktycznie). Myślałam, że umarłam. Autentycznie. I sobie pomyślałam "jak tak ma wyglądać śmierć, to co... zakopią mnie, a ja będę wszystko widziała z mojej perspektywy, w moim ciele?". I tak sobie to rozkminiałam w czasie, kiedy chłopak próbował mnie jakoś "wybudzić". Nalał mi wody do ust i wtedy "wybudziłam się" z owej zamuły. To było coś na kształt "wyjścia z wody". Nie umiem tego dokładnie opisać. Czułam, że dusza i ciało są odłączone od siebie, ale moje ręce wykonywały polecenia mózgu, mimo iż wydawało mi się, że nie mam kontroli. Wszystko wykonywałam automatycznie, wszystkie polecenia współtowarzyszy, lecz w ogóle się nie męczyłam. Wypiłam ok 1-1.5 l wody na raz. Moim pierwszym pytaniem, takim na lajcie było: "co się kurwa stało?". Tłumaczyli mi że zemdlałam, a ja: "tosz nie wkręcajcie mnie, bo to nie była utrata przytomności", ale szli w zaparte. Strasznie chciało mi się spać. Miałam ochotę zasnąć na ziemi (przypominam, że nadal jesteśmy za blokiem na trawniku, ludzi nie ma). Mówili żebym coś zjadła, ale ja nie miałam siły nawet wstać... 

 W ciągu 10 minut facet mnie zaniósł do domu, ale podobno w połowie chciałam iść sama i jakoś mi się to udało. Weszliśmy do domu, było mi bardzo zimno, zagrzali mi barszczu, nakarmili, ale jakoś nie miałam ochoty jeść... Zadziwia mnie tutaj moja postawa "zaradności". Powiedziałam, żeby dali mnie pod prysznic to może mi przejdzie, bo wiedziałam że to już końcówka. Polali mnie zimną wodą i podobno zachowywałam się już spokojniej. Położyłam się, chłopak przy mnie, przyjaciółka zaś poszła do domu. Leżeliśmy, a ja potrzebowałam bliskości, chciałam, żeby mnie dotykał - żebym czuła, że jest przy mnie, podczas, gdy ja będę zasypiała. Niestety nic mylniejszego! Zaczęłam sobie wkręcać, że nie oddycham i wtedy się budziłam. 83972385728940293 razy pytałam czy mogę zasnąć i czy się obudzę, bałam się, że tak się nie stanie i umrę. Za każdym razem otrzymywałam odpowiedź "możesz". Miałam strasznie krótką pamięć i pytałam co dwie minuty o to samo. Była godzina 19-20, a ja zasnęłam dopiero o 23. Nie poszłam do szkoły, ogólnie źle się czułam. Miałam lęki że ktoś jest obok, duchy i tak dalej.

 "Dobrzałam" jakieś tydzień/półtora, aczkolwiek nie do końca, gdyż lęki i derealizacja pozostały, wręcz się kumulowały, występowały codziennie, wszędzie. MASAKRA. Za 2 miesiące miałam wesele, niestety tak mnie derealizacja złapała, że wylądowałam w szpitalu, gdyż zaczęłam sobie wkręcać to i owo. Pić alkoholu również nie mogłam, upijałam się już 2 kieliszkami czystej. Zaczęłam interesować się, co się ze mną dzieje. Wówczas odkryłam, że to DEREALIZACJA. Zaczęłam z nią walczyć SAMA i wiecie co? Możecie być ze mnie dumni. Potrafię to gówno kontrolować, potrafię ją "włączyć" i "wyłączyć". :) Pomogło mi samozaparcie i... Bóg. Wiem że istnieje, kiedyś nie wierzyłam w niego przez całe życie. Teraz jestem już pewna. Często z nim "rozmawiam" na zasadzie monologu, ale wiem, że mnie wysłuchuje. Od tamtego momentu nie zapaliłam, aczkolwiek chciałam. Może w przyszłości. :) Pić mogę i czuję się normalnie, bez głupich wkrętów.

 

Jestem bardzo szczęśliwa, że z tego wyszłam. Cieszę się, bo to naprawdę niszczy życie, nie daje radości i jest mega uciążliwe.

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
19 lat
Ocena: 
Doświadczenie: 
Małe. Marihuana - w życiu około 4-5 razy.
natura: 
Dawkowanie: 
Jedno, porządne zaciągnięcie się.

Odpowiedzi

Zastanawiam się jak bardzo trzeba być nieodpowiedzialnym i głupim, by odczuwając psychiczne dolegliwości przez kilka lat, doprawiać się trawą. Wnioski nasuwają się same. Wrzucam dla potomnych.

przypominam, iż nie wiedziałam, że to psychiczne dolegliwości. myślałam, że to serce, wątroba czy cokolwiek. pozdrawiam

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media