Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

muzyczny orgazm po 25c-nbome

detale

Substancja wiodąca:
Chemia:
Dawkowanie:
1,3mg
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Lekko deszczowy wieczór. Miejsce: Wynajmowana przeze mnie
stancja, na której obecnie jestem sam. Nastawienie: Chęć spróbowania
czegoś nowego, poczucia nowych psychodelicznych doznań.
Wiek:
20 lat
Doświadczenie:
THC (wiele razy), DXM (kilka razy), Benzydamina (3 razy), Etanol (wiele razy), Nikotyna (wiele razy, lecz zawsze wyłącznie okazyjnie), Dimenhydrynat (1 raz)

muzyczny orgazm po 25c-nbome

17:34

Siedząc przed kompem biorę jeden malutki magiczny kartonik pod górne dziąsło. W oczekiwaniu na pierwsze efekty czytam sobie opisy przeżyć innych użytkowników tego specyfiku.

18:05

Czuję, że faza zaczyna powoli wchodzić. Po chwili gdy patrze na dywan w pokoju, ten zaczyna delikatnie falować. Przeglądając facebooka, widzę że ktoś ze znajomych wrzucił G N' R - "Sweet Child O' Mine". Puszczas sobie tę piosenkę i zaczynam sobie uświadamiać jak bardzo działa na odbiór dźwięków mały kartonik, który przed chwilą wziąłem. Nagle stały się one niezwykle bogate i piękne. Całą swoją uwagę skupiłem na muzyce. W chwili gdy usłyszałem solówkę moje uszy przeżyły muzyczny orgazm.
Gdy piosenka się skończyła, postanowiłem pograć sobie na gitarze. Gdy wziąłem ją do rąk nagle wydała mi się jakby mniejsza, a gryf dużo węższy niż zwykle. Włączyłem wzmacniacz i zacząłem grać "Czarne Zastępy" zespołu KAT. Jednak po chwili uznałem, że jest znacznie za cicho, więc zwiększyłem głośność. Teraz było dobrze. Grając czułem ogromną moc płynącą z tego instrumentu, czułem jak napełnia moje ciało energią, czułem pochodzące od strun przyjemne impulsy elektryczne na prawej ręce. Moje ciało było wypełnione granymi przeze mnie dźwiękami, jednoczyło się z nimi. Później zagrałem sobie kila utworów KSU, Bathory i jeszcze kilka innych KATa. Zauważyłem, że najprzyjemniej się gra te szybkie utwory, chociaż równie przyjemnie grało mi się spokojny wstęp do "Głosu z ciemności" KATa. Na koniec zagrałem jeszcze raz "Czarne Zastępy" i odłożyłem gitarę. Grałem tylko trochę gorzej niż na trzeźwo.

Puściłem sobie muzykę z kompa i rozkoszowałem się nią leżąc na łóżku. Miałem wyjątkowo dobry nastrój, czułem się bardzo przyjemnie, pozytywna energia po prostu się ze mnie wylewała. Miłem uczucie pełnego szczęścia i błogostanu. Zacząłem myśleć o tym, że wszyscy ludzie to tak naprawdę banda debili ślepo podążająca za narzuconym i utrwalonym od wieków sposobie życia i zachowania, którzy nie posiadają własnego rozumu i ślepo powtarzają wmówione im prawdy. Czułem się lepszy i mądrzejszy od nich,  czułem że jestem wysoko ponad nimi.

Znowu wróciłem na kompa, na monitorze było bardzo dużo małych szlaczków i znaczków, podobnie na dywanie. Gdy ruszałem myszką po ekranie, ta zostawiała delikatną smugę po sobie. Pogadałem trochę z kumplem (nazwijmy go I.) na gg, on wysłał mi piosenkę hip-hopową, która podobała mi się wtedy (choć na codzień nie słucham tego gatunku) i 2 reggae, które naprawdę przyjemnie się słuchało w takim stanie, pozwoliły mi się jeszcze bardziej odprężyć.

Zachciało mi się jeść (ostatni posiłek jadłem jakieś 8 godzin wcześniej), więc poszedłem do kuchni usmażyć pierogi. Zacząłem się zastanawiać, czy jestem na tyle ogarnięty, żeby smażyć coś na gazie, ale stwierdziłem, że skoro w ogóle nad tym się zastanawiam, to znaczy że jestem. Faktycznie przez cały czas miałem pełną świadomość tego co robię. Gdy zjadłem pierogi, zobaczyłem że w lodówce mam jeszcze ciasto od mamy. Smak miałem bardzo podobny jak po marihuanie. Wszystko było lepsze, szczególnie słodkie rzeczy, dlatego też zjadłem dosyć sporo ciasta. Wychodząc z kuchni sprawdziłem jeszcze kilka razy, czy na pewne wszystkie palniki w kuchence są zakęcone.

Gdy wróciłem do pokoju popisałem trochę z I. On zaczął opisywać swoje preżycia o tym, jak prawie wszedł w OOBE ostatniej nocy, lecz mi nie chciało się wtedy tego dokładnie czytać, więc obiecałem, że przeczytam wszystko dopiero następnego dnia, po czym włączyłem Pink Floyd - Echoes i położyłem się na łóżko. Przy początkowych dźwiękach pojawiły mi się jakieś negatywne myśli, ale szybko uciekłem od nich. Słuchając dalej utworu szczególną uwagę zwróciłem na partię basu, jeszcze niegdy nie był on dla mnie aż tak wyraźny i głęboki.

Włączyłem telefon i zobaczyłem, że rodzice do mnie dzwonili, szybko go wyłączyłem, wiedząc, że nie mogę z nimi rozmawiać w takim stanie. Ale po chwili zacząłem się zastanawiać, czy naprawdę coś po mnie widać (jedynie oczy miałem jak 5 złotych). Zadzwoiłem do kumpla na skype i zapytałem, czy normalnie mówię. Okazało się, że rozmawiam absolutie zwyczajnie, tak jak na trzeźwo, zadzwoniłem więc do rodziców. Przez 5 minut rozmowy z mamą nie wzbudziłem żadnych podejrzeń.

Postanowiłem wyjść na miasto. Gdy wyszedłem na zewnątrz wszystkie latarnie zdawały się świecieć przyjemnym zielonym światłem (wcześniej, gdy w lustrze oglądałem swoją twarz, moje oczy też wydawały się razić głęboką zielenią, normalnie mają kolor coś pomiędzy szarym, a zielonym). Było już dosyć ciemno, wszędzie były mokro po deszczu, który padał wcześniej. Gdy przechodziłem obok Lidla, z niego też zdawało się bić zielenią. Usiadłem na przystanku autobusowym, miałem wrażenie, że chłopak stojący obok dziwnie się na mnie patrzy, ale zdałem sobie sprawę, że tylko mi się wydaje, bo przecież chodziłem normalnie, wyraz twarzy też miałem normalny i nic nie powinno wzbudzać niczyich podejrzeń. Wszystko wydawało mi się śmieszne, momentami z trudem powstrzymywałem się od nagłego wybuchnięcia śmiechem. Wsiadłem do autobusu i jadąc zobaczyłem, że tak jak zielony budzi u mnie pozytywne uczucia, tak czerwony negatywne. Dlatego też bardzo nie podobały mi się czerwone światła, sygnalizacji świetlnej. Wysiadłem w środku miasta. Idąc, wszystkie latarnie dalej wydawały mi się świecić miłym dla oczu zielonym światłem, pozatywne uczucia wzbudził także świecący zielony napis Banku Ochrony Środowiska. Za to z pewną niechęcią patrzyłem na salon Orange, który świecił na mnie złą czerwienią! Połaziłem jeszcze trochę, po czym wróciłem na na przystanek, w drodze mijając zielone drzewa, które stały się dla mnie absolutnie przepięknym cudem natury. Wsiadłem do autobusu i zacząłem wracać na stancję. Gdy mijaliśmy karetkę na sygnale jej przerażający dźwięk przeszył całe moje ciało. W autobusie nie było zbyt wielu ludzi, ale od razu zacząłem ich dzielić na zielonych i czerwonych. Kobieta w czarnym żakiecie (który wydawał mi się wtedy czerwony) i 2 inne  czerwonymi włosami budziły moją odrazę i niesmak. Za to kobieta z dwiema małymi dziewczynkami, z których jedna miała zieloną kurtkę wydawały się mi miłe i przyjazne. Stwierdziłem, że moja czarna bluza jest tak naprawdę cimnozielona.

ok. 22:00

Gdy wróciłem na stancję zdałem sobie sprawę, że działanie substancji zaczyna słabnąć, wykorzystując ostatnie chwile słuchałem muzyki, gadając z I. Pozostały już tylko subtelne efekty tego co czułem wcześniej. Muzykę cały czas odbierało się przyjemnie, ale już nie tak bardzo jak przedtem. Faza niemal całkowicie zeszła ok. 1:00 w nocy. Gdy położyłem się spać, miałem lekkie problemy z zaśnięciem i zasnąłem dopiero po ok. godzinie leżenia w łóżku. Na drugi dzień nie miałem żadnego kaca, ani innych negatywnych efektów.

25C-NBOMe bardzo mi się spodobał i na pewno spróbuję go kiedyś jeszcze raz. Tym razem planuję go wziąć na jakiś koncert, aby w pełni wykorzystać jego wspaniałe oddziaływanie na odbiór dźwięków.

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
20 lat
Set and setting: 
Lekko deszczowy wieczór. Miejsce: Wynajmowana przeze mnie stancja, na której obecnie jestem sam. Nastawienie: Chęć spróbowania czegoś nowego, poczucia nowych psychodelicznych doznań.
Ocena: 
Doświadczenie: 
THC (wiele razy), DXM (kilka razy), Benzydamina (3 razy), Etanol (wiele razy), Nikotyna (wiele razy, lecz zawsze wyłącznie okazyjnie), Dimenhydrynat (1 raz)
chemia: 
Dawkowanie: 
1,3mg

Odpowiedzi

  W tej chwili będę nieznajomą, przynajmniej w swoim określeniu, ale spróbuję wyrazić w Twoim kierunku słowa, a to ponoć wymaga dosłowności, ale to nic odsunę ją, bo zawsze odczuwam wtedy niedosyt, chcę wyrazić wszystko jeszcze dosadniej, tak byś mógł to odebrać, jako narkotyczny wyraz przy nienaćpanym fizycznie ciele. Orgazm, przeżyj go ze mną, duchowo, bo pobudzasz każdą cząstką swojego przeżycia. Mnie inaczej mógłbyś nazwać, bo jestem I, ale również K. Ostatnim razem byłam aniołem zesłanym na Ziemię, by wskrzecić ludzi, bo oni poumierali, a jeszcze wcześniej kwasem. A Tobie kim będę?

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media