pośród piękna
detale
Setting: Z samego początku mieszkanie w bloku. Następnie, gdzie odbyła się większa część podróży - łąki, lasy i góry. To był słoneczny, wiosenny dzień. Cały czas byłem z trzema znajomymi, z tymże jedna z tych osób była mi szczególnie bliska - był to mój przyjaciel.
Sporadycznie w przeciągu 11 lat: amfetamina, mieszanki ziołowe, grzyby psylocybinowe, szałwia wieszcza, efedryna, dxm.
Po trzy razy ok. 10 lat temu: bieluń, inhalanty, gałka muszkatołowa.
Raz w życiu: prometazyna, chlorpromazyna, zolpidem, lsd, butylon.
raporty konkormir
pośród piękna
podobne
Wstałem rano z myślą, że to właśnie dziś jest ten dzień. Czekałem na niego pół roku, nie śpieszyło mi się. Wiedziałem, że jeśli chodzi o psylocybinę nie ma się co pośpieszać - w końcu nadejdzie odpowiedni moment.
T -60 do -30 minut
Wypiłem nektar z czarnej porzeczki.
T 0
Zjadłem z przyjacielem po około trzy i pół grama ususzonych cubensisów.
T +20 minut
Zacząłem odczuwać pierwsze efekty działania grzybów. Ponaglałem resztę by jak najszybciej wyjść z domu. Chciałem przebywać wśród przyrody. W międzyczasie dołączył do nas jeszcze jeden znajomy i zjadł swoją porcję.
T około +40 minut
Wyszliśmy z domu, czułem już dość mocno działanie grzybów. Zaczęły się lekkie rewolucje w żołądku. Razem z nami postanowił udać się na spacer jeszcze jeden znajomy, ale nie przyjmował grzybów.
T około +1 godzina
Koniec problemów z żołądkiem. Szliśmy już pośród łąk, wszystkie kolory wydawały mi się mocno nasycone. Byłem pełen energii, razem z przyjacielem wyprzedziliśmy mocno pozostałą dwójkę osób. Co jakiś czas wybuchaliśmy śmiechem.
T około +1 godzina i 10 minut
Dotarłem z przyjacielem na wzniesienie przy kamieniołomach. Obserwowaliśmy z zachwytem rozległą panoramę. Po jakimś czasie dołączyła do nas pozostała dwójka. Pozostaliśmy tu jakiś czas. Grzyby działały już mocno, jednak to nie było jeszcze tym, na co czekałem.
T około +1 godzina i 30 minut do 5 godzin
Wyruszyliśmy dalej. Weszliśmy do lasu, znałem go bardzo dobrze. Czułem bardzo bliską więź z otaczającą naturą, bolał mnie tylko widok porozrzucanych gdzieniegdzie śmieci. W końcu znaleźliśmy się w głębi lasu, tutaj wszystko wydawało się nietknięte przez człowieka. Dotarliśmy na szczyt pobliskiej góry, gdzie znajdowała się polana, zatrzymaliśmy się tu.
Czułem energię bijącą z lasu, chłonąłem ją. Zaczęliśmy rozmawiać na tematy związane z życiem. Zastanawiałem się nad swoim. Zobaczyłem wtedy jasno i wyraźnie, że zmierzam w dobrym kierunku i bardzo dobrze uczyniłem porzucając alkohol i marihuanę. Dostrzegłem alkohol jako truciznę świadomości, truciznę ciała. Cieszyłem się, że już nie piję. Pomyślałem też o marihuanie, której kiedyś znacznie nadużywałem. Zobaczyłem, że również znacznie mi szkodziła. Z racji tego, że jej również nie paliłem ucieszyłem się dwukrotnie. Poza tym zdałem sobie wreszcie sprawę z owoców niemal czteroletniej pracy nad sobą, które ciężko mi było wcześniej dostrzec. Szczególnie w biegu całego społeczeństwa. Biegu, który nie ma żadnego celu poza materialnym posiadaniem.
Współczułem tego ludziom i współczułem też sobie. Czasami po prostu trzeba się zatrzymać, odetchnąć i dostrzec piękno świata, jego poszczególnych elementów i całości. Dostrzec piękno życia, bo życie jest nad wyraz piękne i... bardzo proste. Zrozumiałem, że przez tę prostotę życie może być postrzegane jako niezwykle skomplikowane, czego sam wcześniej doświadczałem. Dostrzegłem siebie we wszechświecie jako jego nierozerwalną część, która była z nim od zawsze i będzie zawsze. Patrząc na siebie jako człowieka ujrzałem tylko chwilową formę w jakiej przyszło mi istnieć. Wiedziałem, że świadomość jest ponad ciałem, ponad czasem. Czasem, który wydawał się nie spełniać żadnej roli, po prostu był obok mnie.
Oczywiście wszystkimi moimi przemyśleniami dzieliłem się z innymi. Był taki moment, że razem z dwoma znajomymi, którzy spożyli grzyby, stanęliśmy w trójkącie i dyskutowaliśmy. Czułem wtedy z nimi bardzo silną więź, jak gdyby nasze umysły dostrajały się do siebie próbując stworzyć jedną świadomość. Trwało to około kilkunastu minut. Następnie jeden ze znajomych odszedł z tego trójkąta, po czym ta więź została zerwana. Czwarty towarzysz tylko nas obserwował. Nie mógł zrozumieć niczego o czym rozmawialiśmy. Wiedziałem, że on w tym momencie nie będzie potrafił dostrzec tego co my (tym bardziej, że nie miał żadnego doświadczenia z rozwojem duchowym, czy chociażby enteogenami). Pewnie działo się to też dlatego, ponieważ wiele nie dopowiadaliśmy w naszych rozmowach. Często słowa były zbędne, gdyż nasza trójka rozumiała się bez tego doskonale. Pamiętam dobrze gdy poruszaliśmy temat dotyczące wszechświata, czasu, świadomości i cywilizacji.
Jak nigdy wcześniej poczułem wtedy ogromną wieź z naszą Matką - Ziemią. Dostrzegłem jej siłę, wiek, płodność i zmienność. Wszechświat jawił się jako miejsce pełne życia, przystanek świadomości. Choć, co często się zdarza w przypadku stanów poszerzonej i odmiennej świadomości, brakuje mi słów na opisanie tego przeżycia, określenia tego postrzegania.
Po jakimś czasie powróciłem myślami do swojego życia kiedyś, teraz i w przyszłości. Jeszcze wyraźniej dostrzegłem zmiany, jakie nastąpiły we mnie w ciągu ostatnich kilku lat. Zobaczyłem co może mi przynieść życie, jeśli tylko dalej będę szedł drogą, jaką obrałem. Poczułem ogromną ulgę, wielką radość. Kochałem wszystkich, kochałem siebie. Było po prostu pięknie - to najbliższe określenie słowne stanu w jakim się znajdowałem.
Po bliżej nieokreślonym czasie postanowiliśmy pójść dalej, na drugą górę. Spakowaliśmy się, posprzątaliśmy po sobie i wyruszyliśmy. Razem z przyjacielem znowu pozostawiliśmy w tyle pozostałą dwójkę. Czułem, że dzięki tej podróży osiągnąłem znacznie więcej niż zamierzałem, byłem zaskoczony. W pewnym momencie, podczas rozmowy, zacząłem wszystko postrzegać jeszcze inaczej. Po raz pierwszy w życiu doświadczyłem czegoś takiego, poczułem się jakbym został... oświecony. Wszystko miało sens, widziałem to wyraźnie. Każde życie i wydarzenie miało znaczenie. Nic nie było czystym przypadkiem. Zastanawiałem się, jakby to było zawsze postrzegać w ten sposób, nie chciałem tego stracić. Wiele o tym myślałem i w międzyczasie rozmawiałem z przyjacielem.
Ciągle byliśmy mocno z przodu i co jakiś czas musieliśmy się zatrzymywać oczekując na pozostałą dwójkę, która nie miała na nic siły. Za to ja razem z przyjacielem nie byliśmy w ogóle zmęczeni. Zdałem sobie sprawę, że udało nam się całkowicie zignorować potrzeby naszych ciał. Powiedziałem, że musimy uważać i baczniej zwracać uwagę na siebie. Szliśmy dalej, ale zaczeliśmy się oszczędzać. Uzgodniliśmy razem, że nie idziemy na drugą górę, ale nad jezioro kilka kilometrów dalej. Wyszliśmy z lasu i wędrowalismy pośród łąk kierując się do sklepu, który był po drodze. Wróciłem myślami do stanu postrzegania, jaki udało mi się osiągnąć, trwał cały czas.
Poczułem, że mam wybór. Mogę zachować ten stan, albo zacząć wracać do wcześniejszego siebie. Podzieliłem się tym z przyjacielem. Rozbawiło nas, że gdybym zachował ten stan umysłu, mółbym wylądować na jakimś oddziale dla psychicznie chorych. Pomyślałem, że jakaś część osób z takich szpitali może być zupełnie zdrowa, to społeczeństwo jest chore, boi się ich i nie pozwala im żyć w zgodzie ze sobą. Doszedłem do wniosku, że jednak wracam do "standardowego" siebie. Mam zbyt wiele niedokończonych spraw, które muszę załatwić i w dzisiejszym świecie mogę nie dać rady żyć w ten sposób, a raczej społeczeństwo nie da mi żyć w sposób, o jakim wtedy myślałem. Osiągnąć taki stan będę mógł zawsze. Jeżeli nie spożywając grzyby, to poprzez rozwijanie medytacji, albo ostatecznie po śmierci mojego ciała. Ten stan postrzegania mi minął, zacząłem również odczuwać zmęczenie.
T około +5 do 6 godzin
Dotarliśmy do sklepu. Postanowiłem kupić coś do jedzenia. Pani sprzedawczyni wydawała się mocno zdenerwowna. Byliśmy w dość ciemnym pomieszczeniu, popatrzyłem przyjacielowi w oczy... Zrozumiałem wszystko. Wyszliśmy ze sklepu i udaliśmy się na przystanek, dwoje znajomych chciało wracać do domu, a ja z przyjacielem mieliśmy iść dalej. Udaliśmy się niedaleko za przystanek, aby usiąść na trawie i poczekać na autobus, jakim mieli odjechać znajomi. Kiedy z przymusu zjadłem batonika, to poczułem jeszcze większe zmęczenie, byłem totalnie padnięty, tak jak i mój przyjaciel. W końcu postanowiliśmy wrócić wszyscy.
T około + 6 godzin i kilkanaście minut
Wszedłem do domu, nikogo nie zastałem. Usiadłem na chwilę przy komputerze. Popatrzyłem na odbicie w monitorze, coś się zaczęło ruszać. Zamknąłem oczy i ujrzałem jakieś psychodeliczne obrazy. Nie dowierzałem, że jestem jeszcze pod tak silnym wpływem grzybów. Chwilę później poszedłem spać, byłem wykończony.
Podsumowanie
Powyższy trip raport napisałem dzień po przyjęciu grzybów. To podsumowanie piszę po ponad sześciu tygodniach od przyjęcia (plus kilka poprawek w raporcie). Ciekawym jest fakt, że podczas najbardziej intensywnej części podróży nie doświadczyłem żadnych imaginacji (towarzysze również). Może dlatego, iż dawka była zbyt niska (choć z drugiej strony po powrocie do domu coś tam się pojawiło, a poza tym już dość słabo odczuwałem działanie grzybów). Może też dlatego, że nie chciałem żadnych wizualizacji, nie na tym mi zależało i potrafiłem nakierować kolegów na to, co najpiękniejsze w grzybach. Kilka dni po tripie rozmawiałem z przyjacielem i spytałem się go o naszą dyskusję w trójkącie. Okazało się, że on też odebrał podobnie tą sytuację - czuł jakbyśmy stawali się wspólną świadomością.
Patrząc na ten trip z perspektywy wcześniejszego przyjmowania grzybów, zdałem sobie sprawę, że jest kontynuacją podróży rozpoczętej prawie trzy lata wcześniej przez rodzime łysiczki. Podróży, która sprawiła zmianę mojego światopoglądu. Kiedyś byłem ateistą, teraz już nie. Jednak nie widzę żadnej religii, do której mógłbym czuć jakąś przynależność, najbliższy jest mi panteizm i filozofie wschodu. Zastanawie mnie jedna rzecz - czy rzeczywiście mogłem pozostać w stanie oświecenia, czy było to tylko złudzenie? Czy słabnące działanie psylocybiny spowodowało powrót do "normalnego" postrzegania, czy była to rzeczywiście moja decyzja? Czy może po prostu jeszcze nie byłem na to gotowy? Czy to w ogóle tak naprawdę było oświecenie, skoro w jakiś sposób obawiałem się tego? Na pewno ciekawe było to, że "powrót" nastąpił niemal od razu po podjęciu przeze mnie decyzji. Wtedy naprawdę czułem, że mam wybór. Poza tymi rozważaniami wiem jedno - dostałem o wiele więcej niż oczekiwałem i przyjmuję to z dużą radością.
- 21542 odsłony
Odpowiedzi
.
Nie było to oświecenie, był to stan czystego umysłu, w którym uważności nie zakłóca typowy strumień emocji i myśli. Umysł "odczepia" się wtedy od wielu błędnych poglądów i może spojrzeć na rzeczywistość taką jaką ona naprawdę jest, tu i teraz.
Medytacja natomiast polega na utrzymywaniu skupienia na tu i teraz w efekcie czego uzyskuje się bez ćpania stan czystego umysłu. Praktykowana regularnie pozwala utrzymać ten stan na codzień ale bez fazy, dzięki czemu nie przeszkadza (wręcz odwrotnie) w życiu codziennym. Ćpanie jest drogowskazem, pokazuje do czego można dojść i jaką drogą.
Stan czystego umysłu, o
Stan czystego umysłu, o którym piszesz, udawało mi się nie raz osiągnąć. Właśnie przez medytację, choć przez pierwszych parę lat nie wiedziałem, że to właśnie jest medytacja (zdarzało mi się sporadycznie podczas przebywania samotnie wśród natury). Dopiero jak zacząłem interesować się tematem, wtedy uświadomiłem sobie o tym fakcie. Podczas opisanej podróży osiągnąłem taki stan wcześniej niż to, co przyszło później. Pewnie masz rację, że nie było to oświecenie. Ja to po prostu wtedy tak właśnie odebrałem. Jednak było to coś innego niż to, o czym piszesz. Może taki psylocybinowy psikus. Nie wiem. Kiedyś może będzie mi dane się o tym przekonać. W każdym bądź razie wtedy byłem przekonany o tym, że taki stan osiąga każdy po śmierci ciała.