Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

psychofizyczny terror

detale

Substancja wiodąca:
Apteka:
Dawkowanie:
1,5 g
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
wieczór w dniu ostatniego meczu Polaków na euro, mieszkanie ojca dziewczyny z właścicielem w środku, położone w centrum ruchliwej dzielnicy metropolii, nastawienie dosyć pozytywne, samopoczucie również niczego sobie.
Wiek:
19 lat
Doświadczenie:
Wśród środków, które przynajmniej teoretycznie powinny wywoływać halucynacje, wpływać znacząco na odbierany obraz rzeczywistości oraz powodować brak możliwości logicznego wytłumaczenia własnej sytuacji, próbowałem LSD, DOC, DOB, DOI, DXM, oraz 2 razy przed opisywanym tripem benzydaminy (1g i 2g, rok i pół roku temu)

psychofizyczny terror

Kiedy teraz o tym myślę, nie mam pojęcia co mnie podkusiło, żeby zaproponować na tamten wieczór benzydaminę. Z jednej strony wciąż pamiętałem jak fatalnie czułem się po cipaczu ostatnim razem, z drugiej strony – po serii nieudanych eksperymentów z fenetylaminami, miałem ochotę na coś co pokaże mi coś czego na co dzień nie widać., a jeśli chodzi o benzydaminę, już pół roku temu nabrałem pewności, że ona to potrafi. Oprócz 6 paczek Tantum Rosa kupiliśmy też opakowanie Asco Ruticalu – dzięki niemu aplikacja benzy okazała się w sumie bezbolesna, ale o tym za chwilę.
Wszystko zaczęło się na początku meczu Polska – Chorwacja, który razem z dziewczyną i jej ojcem oglądaliśmy w TV. Choć nie dotyczy to bezpośrednio 'tripu', później na pewno trochę na niego wpłynęło. Każdy kto wie, jak działa alkohol z benzydaminą, pewnie czytając to zdanie uśmiecha się pod nosem. Tak, mecz bez alkoholu to mecz przegrany i to niezależnie od wyniku, więc także i tym razem nie obyło się bez procentów, jednak na całe szczęście było tego bardzo mało, zaledwie po lampce wina dla każdego.
W przerwie meczu poszedłem przygotować specyfik. Benzydamina leżała już od kilku godzin na kartoniku i schła, kiedy zacząłem ją dzielić i ładować w kapsułki po Asco Ruticalu była jednak jeszcze trochę wilgotna. 1,5 grama zmieściło się do pięciu kapsułek, tak więc przez 15 minut przerwy zrobiłem dziesięć cipaczowych dawek, które zresztą tuż przed rozpoczęciem drugiej połowy zjedliśmy. Tak jak przypuszczałem, obyło się bez odruchów wymiotnych, krzywienia się i histerii na samą myśl o smaku, który może zagościć w ustach przy okazji jedzenia benzy. Fakt, że przed załadowaniem w kapsułki benza nie zdążyła do końca wyschnąć, sprawił, że niewielkie jej ilości przykleiły się do kapsułek, jednak zaowocowało to jedynie odczuciem charakterystycznego smaku, bez innych przykrych akcji. Trucizna spożyta, czas wracać na mecz.
Drugiej połowy już nie oglądałem, siedziałem przy kompie i przerabiałem jakieś zdjęcia na aukcje allegro. Co jakiś czas spoglądałem na dziewczynę i gdy mecz miał się już ku końcowi, dawała mi czytelne znaki, że zaczyna coś zaczyna się dziać. Zaraz po ostatnim gwizdku wstałem z krzesła i poszedłem do naszego pokoju, wyszedłem na balkon by poszukać jakiś efektów działania benzydaminy w krajobrazie czarno-świetlistej ulicy. Oczywiście standardowo – pojawiły się świetliste i półprzezroczyste, latające smugi i punkty, coś na kształt zacinającego deszczu lub śniegu walącego obficie z nieba czy lekkie stukania gdzieś w ścianach. Po chwili na balkonie znalazła mnie dziewczyna i jak się okazało po krótkiej wymianie wrażeń – na razie efekty odczuwamy identyczne. Po chwili wpatrywania się w niebo, pojawiła się pierwsza konkretna halucynacja. Widziałem stado ptaków lecące gdzieś wysoko ponad miastem, widoczne jako niewielki obłok, składający się z pracowicie machających skrzydłami zwierząt. Cóż, gołębie czy wrony to w miastach norma, nie zainteresowałem się więc tym zbytnio, jednak kiedy kłębowisko ptaków naglę eksplodowało na tysiące ciemnopomarańczowych iskier – stwierdziłem, że efekt jest całkiem niezły. Nie byłem jeszcze pewny, czy ptaki były prawdziwe a jedynie efekt wybuchu powstał w mojej głowie, jednak kiedy stada ptaków pojawiały się raz po raz w tym samym miejscu, przekonałem się, że wszystko było efektem działania substancji służącej do irygacji pochwy. Z przejścia podziemnego zaczęli wychodzić kibice, a raczej głupie kurwy, które same siebie kibicami nazywają. Oczywiście cała ulica momentalnie zaczęła rozbrzmiewać ich inteligentnymi pieśniami ku chwale policji i sędziego Webba, tudzież jego rodziny, aż do dziesiątego pokolenia. Ośrodek w mózgu odpowiedzialny za umiejscowienie w odbieranej przez nas przestrzeni źródeł dźwięku naglę zaczął wariować i już po chwili kibice nie śpiewali pod moimi stopami dwa piętra niżej, tylko tuż za moimi plecami, w pokoju, korytarzu, gdzieś w głębi domu. Ten efekt był jednym z powodów, dla którego moja zabawa z benzydaminą tej nocy, zyskała bardzo negatywny wydźwięk, jednak o tym dopiero będzie mowa.
Może teraz kilka słów o miejscu w którym mieliśmy spędzić fazę. Do dyspozycji mieliśmy dwa pokoje, jeden z łóżkiem, w którym normalnie mieszkamy i drugi, który jeszcze tego samego dnia, tyle że wcześniej, zamieniliśmy na magazynek, w którym dzieliśmy, spisywaliśmy i wycenialiśmy ruską biżuterię, chamskie podróby srebra i złota, które chcieliśmy sprzedać. Dosłownie cała podłoga była zapełniona błyskotkami – chodziło się po bransoletach, naszyjnikach, łańcuszkach, kolczykach i innych gadżetach dla uboższej arystokracji. W pokoju tym łapaliśmy wi-fi, więc spędziliśmy tam na początku dużo czasu. Pokój w którym mieszkamy na co dzień stał w pełnym mroku tuż za otwartymi drzwiami od magazynka i miał posłużyć do obserwowania halunów, które miały zrodzić się w ciemnościach. Dosyć istotną sprawą jest chyba to, że droga do kuchni i łazienki prowadziła przez całkowicie ciemny korytarz.
Wróćmy do efektów wywołanych przez benzę. Smugi, typowe, benzydaminowe, przezroczyste kształty, różne błyski i co najgorsze dziwaczne przesłyszenia, nabierały intensywności, nie było wręcz chwili, kiedy nie byłbym otoczony przez całe stado duchów, krążących wokół mojej głowy. Zapewne dzięki wypitemu wcześniej winu, zdolności motoryczne dostały trochę po dupie, np. podczas wstawania, wręcz zataczałem się, nie mogąc ustać na nogach, na szczęście kiedy już mi się to udało, chodzenie nie nastręczało trudności. Również komunikacja z dziewczyną stawała się coraz trudniejsza, ona nie rozumiała mnie, ja jej, czasami wręcz kilka razy musieliśmy powtarzać jakiś wyraz, czy zdanie. Pamięć krótkotrwała również nie wyszła bez szwanku, więc nawet kiedy już udało się nam dogadać, po minucie już nie pamiętaliśmy o czym rozmawialiśmy. Trochę siedzieliśmy przy kompie, trochę leżałem na tapczanie stojącym naprzeciwko otwartych drzwi do zaciemnionego pomieszczenia. Kilka słów o tym co się działo w ciemności. Dosłownie w całym pokoju wręcz kotłowało się od 'duchów', co jakiś czas przelatywała chmara piszczących nietoperzy, gdzieniegdzie po ścianie przebiegał czarny punkcik, który mógł być pająkiem lub karaluchem, jednak z odległości z której na niego patrzyłem, pozostawał jedynie czarną plamką. Na samym końcu tego pokoju, stoi szafa, na której jest miejsce na tv, obecnie jest tam duży, jasny karton z jakimiś napisami i trochę rzeczy ustawionych po jego bokach. Z mojej pozycji w drugim pokoju, karton ten i jego otoczenie, już po kilku sekundach zamienił się w plazmowy telewizor, który po chwili zaczął wyświetlać migawki z wodospadem, prostymi fraktalami i zmieniającymi położenie, przelewającymi się niebieskoszarymi plamami. Stojące na szczycie szafy kwiatki ożyły, zmieniając się w małe dinozaury, ptaki i trudne do określenia (pełzacz ścierwojad z gier Baldur's Gate) stworzenia, które nieustannie ze sobą walczyły, gryząc się i dziobiąc. Przy odrobinie skupienia, mogłem wpływać na przebiegi walk, zwiększając lub zmniejszając wielkość oponentów. Po kilku minutach leżenia na łóżku, zacząłem odczuwać lekkie nudności, dosyć przykre uczucie w brzuchu (nie tylko w żołądku, zdawało mi się, że zatrute mam również jelita na całej długości) odwracało moją uwagę od wymagających jej halucynacji, na rzecz nieustannie bombardujących mnie widmowych kształtów. Jako że skończyły się nam papierosy, towarzyszka poszła do swojego ojca, pożyczyć kilka sztuk. Co prawda sklep był blisko, jednak perspektywa wycieczki po ulicach pełnych pijanych i ciężko zrozpaczonych po przegranej naszej reprezentacji (grali jak skończone kurwy, dobrze, że nie przeszli dalej) kibiców, wśród których duży odsetek stanowili morderczy gimnazjaliści, skutecznie odstraszała. W momencie, kiedy moja dziewczyna opuściła pokój, klimat się drastycznie zmienił i już w tamtej chwili, należy się chyba upatrywać początków najgorszego bad-tripu, jakiego doświadczyłem do tej pory. Skupcie się uważnie czytając następne linijki, może ktoś z was, który czyta ten tripreport w celu poznania działania benzydaminy przed jej pierwszym zjedzeniem, zastanowi się jeszcze dwa razy przed eksperymentem.
W ciągu całej fazy, dosyć dużą rolę grały halucynacje słuchowe, jednak tak długo, jak byłem w pokoju z dziewczyną, tak długo odróżnienie prawdziwych głosów od urojonych jako-tako, miało rację bytu. Kiedy zostałem sam, a wszystkie docierające do mnie dźwięki pochodziły z ulicy, ryzyko krzywej wkręty wzrosło kilkukrotnie. Nie minęło chyba nawet 5 minut nieobecności towarzyszki, kiedy usłyszałem wyraźnie, jak rozmawia ona ze swoim ojcem stojąc przy otwartych drzwiach jego pokoju, lub na korytarzu.

-Ćpałaś coś.
-Oj, no wiesz, to jest ta benzydamina, środek do irygacji pochwy.. ale to jest
niegroźne, to nie jest narkotyk.
-Skąd to miałaś?
-Kupiliśmy z .

Po tym, nastąpiła seria szybkich, słyszanych co jakiś czas wymian zdań. Padały tam sformuowania typu 'zapierdole go', 'niech się pakuje', 'nie chce go widzieć w tym domu', 'więcej go nie zobaczysz'.

Rozmowy miały zdecydowanie nerwowy charakter, a co najgorsze, dobiegały dokładnie zza zamkniętych drzwi. Panika, która mnie nagle ogarnęła, była tak silna, że momentalnie skuliłem się na łóżku i na każdy nowy odzew jednego z dwóch głosów wręcz podskakiwałem. Do rozmowy, zaczęły dołączać odgłosy chrobotania lub stukania w ściany, dziwne sapanie, raz usłyszałem nad sobą paskudny gulgot, po którym omal nie wyskoczyłem ze skarpetek. Wszelkie ciekawe, bądź zajmujące efekty zniknęły, wszystko stało się przytłaczająco negatywne. Wizualizacje na jakiś czas osłabły, ustępując miejsca nowym dźwiękom. Również rozmowy z ulicy miały dziwne tematy, śmiem twierdzić, że na moment zupełnie przestałem słyszeć prawdziwe dźwięki, zamiast tego odbierając silnie zniekształcone, bądź wygenerowane bezpośrednio w moim mózgu, bez pośrednictwa kanałów słuchowych. Paranoja narastała, naraz zaczął odkrywać się przede mną obraz następnych kilku minut. Ojciec mojej dziewczyny wpadnie tu, wpierdoli mi, albo każe się pakować i wypierdoli w środku nocy, naćpanego na miasto. A może weźmie mnie na osobność i spróbuje porozmawiać? Ta opcja była najlżejsza do przełknięcia. Usłyszałem jak drzwi do ciemnego pokoju się otwierają (przez niego trzeba wyjść z magazynku na korytarz), a potem głos mojej dziewczyny wołający jej kota. Sekunda – i kolejna wizja – ojciec wrzuca do pokoju gaz łzawiący by mnie zmusić do wyskoczenia przez okno, albo wpadnięcia w stanie szmaty prosto na niego. Głosy rozmowy znów narastały, nagle pojawił się szloch dziewczyny 'moooja głowa, co się stało z moją głowąą'. Przed oczami staje obraz: moja dziewczyna, którą kocham, stoi z głęboką raną na czole i wystającym z niej kawałkiem lustra, potem widzę, jak ojciec szyje jej tą ranę, na końcu słyszę jego głos: 'no, to jeszcze rozjebię łeb o szybę i będziecie do siebie jeszcze bardziej pasować.

Wziąłem telefon, aby zorientować się ile czasu już jej nie ma – godzina. Poszedłem na balkon, w nadziei, że tam też będę słyszał ich rozmowę – wtedy miałbym pewność, że są one wytworem zatrutego mózgu. Tak też się stało, rozmowy ludzi pod balkonem w mgnieniu oka zamieniały się w głosy, które wcześniej dobiegały z sąsiedniego pokoju. Powinno mi ulżyć, jednak panika wcale nie malała, wręcz przeciwnie, pojawiły się myśli o skakaniu z balkonu, pakowaniu się i uciekaniu z tego domu, zanim zostanę do tego zmuszony gazem łzawiącym itp. Znów położyłem się na łóżku, wizualizacje powoli wracały, rozmowy powoli nikły, jednak od czasu do czasu słyszałem jak otwierają się drzwi do ciemnego pokoju, potem jak ktoś przez niego idzie, a po dziesięciu sekundach ciszy podrzucał mnie pod sufit trzask tuż przy mojej głowie, lub jakiś kurewski warkot spod łóżka. Kiedy znowu usłyszałem otwierające się drzwi i już gotowałem się na odgłos szczekania, albo ryk z prozy Lovecrafta, który ostatecznie przyprawi mnie o zawał, doszedłem do wniosku, że z nowym dźwiękiem coś było nie tak. Co? Był prawdziwy. Wstałem, wszedłem do pokoju w ciemnościach i zobaczyłem moją dziewczynę, idąc do niej powtarzałem sobie tylko 'niech tylko to nie będzie halucynacja'. Dziękuję! Ona jest prawdziwa, wróciła do mnie po 2 godzinach rozmów z ojcem. Spytałem:

Gdzie byłaś?
U ojca. Rozmawialiśmy.
O czym?
O życiu, o wszystkim i o niczym – uśmiechnęła się.
Powiedziałaś mu że jesteśmy naćpani?

Wszystko zaczęło nabierać różowych kolorów, okazało się, że wszystko co słyszałem, nie istniało naprawdę, że nie miałem prawa słyszeć choćby jednego słowa z tamtego pokoju. Na początku nie wierzyłem, myślałem, że ona tak mówi, żebym mógł spokojnie spędzić noc, przed poranną przymusową wyprowadzką, jednak w końcu stało się – zalała mnie ulga. Ulga tak wielka, jak nigdy dotychczas, coś niesamowitego. Może się wam wydać dziwne, dlaczego tak bardzo bałem się przypału ze środkiem do irygacji pochwy (komiczne, czyż nie?), jednak ewentualny taki właśnie przypał, miałby w mojej sytuacji, o której pisać nie będę, straszliwe konsekwencje. Panika zniknęła, fala ulgi też. Nadszedł czas na psychofizyczny terror.
Dziewczyna opowiadała mi o swoich fazach podczas rozmów z ojcem, jednak ciężko było mi się skupić na tym co mówi. Czułem się fatalnie, fale nudności wstrząsały mną bez przerwy, każdy widmowy kształt sprawiał, że chciało mi się wymiotować. Psychicznie czułem się zupełnie wypalony, pozbawiony w sumie pamięci krótkotrwałej, po ogromnym stresie, sponiewierany i zmielony, zdruzgotany. Czas mijał, odwiedziłem kibel, wracając słyszałem za sobą ciężkie kroki, wiedziałem, że to halucynacja, ale uczucie do przyjemnych nie należało. Pcham drzwi do pokoju – zamknięte. Ja pierdolę, moja luba zamknęła za mną drzwi, a za mną stoi jej ojciec z kijem w ręku. Panika wróciła, nogi się pode mną ugięły, niech te jebane drzwi się otworzą. Pociągnąłem klamkę – otwarte. Kiedy powiedziałem, o krokach za plecami mojej dziewczynie, ta stwierdziła, że sama nie idzie do łazienki, musiałem więc z nią chodzić kilka razy, co wcale nie było przyjemne, ani dla niej, ani dla mnie, korytarz ział czernią i dudnił echem ciężkich kroków. Czułem się coraz gorzej, suchość w ustach była wręcz nieznośna, zacząłem jęczeć, że dłużej tego nie zniosę, że to za dużo. W końcu wyszliśmy z magazynka, pościeliliśmy łóżko w ciemnym pokoju, który już nie był ciemny i postanowiliśmy iść spać. Szkoda, że benzydamina wypalająca nasze mózgi, postanowiła zupełnie co innego. Przez całą noc i ranek nie zmrużyliśmy oka. Wizualizacje narastały i słabły, powidoki wciąż przyprawiały o mdłości. Dziewczyna nagle wtuliła się we mnie, mówiąc, żebym 'zabrał tego psa'. Halucynacje, tak, to jest to co tygryski z przepalonymi mózgami lubią najbardziej. Po chwili wyjaśnień, rzuciłem koc na leżącą na fotelu koszulkę, a pies zniknął. Leżąc i próbując zasnąć, obydwoje popadaliśmy w stan straszliwie realnych półsnów. Leżąc przytulony do mojej ukochanej, rozmawiałem jednocześnie z jej sennym odpowiednikiem, który siedział kilka metrów dalej, na fotelu, bądź znajdował się w innym pokoju, którego tak naprawdę w ogóle w mieszkaniu nie ma. Takich snów, miałem dziesiątki, w ciągu następnego dnia przypominałem je sobie i zapominałem, niestety pisząc te słowa, pamiętam jedynie motyw z rozmową z klonem mojej lubej. Ona miała chyba dużo barwniejsze wizje – jak np. uśmiechnięta od ucha do ucha owca na zielonej łące, choć mówiła też o motywach dosyć przerażających, jak np. dzieci bawiące się w jakimś mieszkaniu – chłopiec zakłada dziewczynce worek na głowę i wyrzuca ją przez okno.
W ciągu następnego dnia wizualizacje dawały o sobie znać w różnym natężeniu, dziewczyna po powrocie z pracy powiedziała, że miała mocny flashback. W tym momencie mija jakieś 28 godzin, od zaaplikowania kapsułek z tym kurestwem. Podczas pisania tego teera, miałem bardzo mocnego flesza, który siłą i częstotliwością wizualizacji przewyższył nawet niektóre momenty z właściwej fazy, na szczęście nie był okraszony nudnościami, więc było nawet w porządku. Rano, po tamtej nocy dowiedziałem się co było prawdopodobnym powodem mojego badtripu – nic innego niż wykluwająca się w szybkim tempie infekcja górnych dróg oddechowych, która zwala mnie obecnie z nóg. Już jako małe dziecko, podczas przechodzenia chorób miewałem naprawdę koszmarne sny. Benzydamina zafundowała mi teraz jeden na żywo. W nocy, leżąc w łóżku, byłem pewny, że zostanie mi po tym jakiś ślad w psychice, teraz już wiem, że tak się nie stanie, negatywne uczucia całkowicie poszły w odstawkę. Fizycznie też czuje się dobrze (mówię tu o ewentualnych efektach działania benzy), teraz trzeba przeboleć infekcję i można pomyśleć o następnym środku do wrzucenia, ale to za jakiś czas, coś czuję, że będzie to stara dobra koda, która na pewno nie uraczy mnie żadnym złym wkrętem ; ) Co do samopoczucia mojej kochanej po tripie – teraz, trzymając laptopa na kolanach i pisząc, cały czas mam na nią widok. Śpi, ale rzuca się przez sen, mówi, czasami krzyczy. Mam nadzieję, że jej też to szybko przejdzie.
Jakieś podsumowanie? Wpierdalajcie benzydaminę na zdrowie – ot, żarcik, na zakończenie zbyt ponuro napisanego tekstu.

Pozdrawiam, trzymajcie się i uważajcie przy zabawie z tym specyfikiem – cipacz potrafi być naprawdę bardzo chujowy.

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
19 lat
Set and setting: 
wieczór w dniu ostatniego meczu Polaków na euro, mieszkanie ojca dziewczyny z właścicielem w środku, położone w centrum ruchliwej dzielnicy metropolii, nastawienie dosyć pozytywne, samopoczucie również niczego sobie.
Ocena: 
Doświadczenie: 
Wśród środków, które przynajmniej teoretycznie powinny wywoływać halucynacje, wpływać znacząco na odbierany obraz rzeczywistości oraz powodować brak możliwości logicznego wytłumaczenia własnej sytuacji, próbowałem LSD, DOC, DOB, DOI, DXM, oraz 2 razy przed opisywanym tripem benzydaminy (1g i 2g, rok i pół roku temu)
apteka: 
Dawkowanie: 
1,5 g

Comments

No No zRobilo to na mie wRazenie :)

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media