Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

dwa dni testów pseudo-efki

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
6 x 60mg (360mg) pierwszego dnia, oraz taka sama dawka kolejnego dnia testu
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Chęć przetestowania nowej substancji, ale bez przesadnej ekscytacji.
Dzień jak co dzień - całkowita norma.
Wiek:
18 lat

dwa dni testów pseudo-efki

Na wstępie zaznaczę że lubię się rozpisywać. Baaaardzo rozpisywać, co widać po wielkości tekstu :) Czytasz na własną odpowiedzialność!

Przeglądając Hyperreal'a oraz Neurogroove natchnąłem się na substancje zwaną pseudo-efedryna. Nie znalazłem o niej zbyt dużo informacji, a gdy jakieś już znajdywałem były bardzo mieszane - od kompletnie żadnych efektów działa po naprawdę zachwalające działanie "pseudo-efki". Stwierdziłem - "trzeba spróbować tego shit'u". No i spróbowałem :)

Czwartkowy zimowy poranek. Noc średnio przespana, zresztą jak większość nocek ostatnimi czasy. Sypiam kiepsko o ile w ogóle zasypiam. Ostatnimi czasy masa rzeczy na głowie, bezsenność i sporo problemów.

Wybiła godzina 7:30, a do moich uszu dotarł jeden z najbardziej znienawidzonych dźwięków w ciągu dnia. Budzik w telefonie skutecznie zakłucił mi błogi stan jakim jest sen... Sprawnym jębnięciem wyłączam głośny aż uszy krwawią alarm po czym po upływie nie więcej jak 5min staczam się z łóżka. Porządne pierdolnięcie o zimną jak skurwysyn podłogę obudziło na tyle by doczłapać się do łazienki. OOOOHH! BOOOOŻEEEE! Każdy facet chyba uwielbia poranne szczanie. W każdym razie szybki i zimny prysznic oraz czarna jak odbyt szatana kawa bez cukru obudziła mnie na tyle by wyjść nie spóźniony z domu.

Miałem trochę do załatwienia na mieście, co za tym idzie spoooro latania z buta. Po jakiejś godzinie wróciłem do domu na nie więcej jak pół godziny. Zdążyłem jedynie zjeść coś małego i charat spowrotem - tym razem na zajęcia. Po drodzę zrodził się w mej głowie (o ile coś tam jeszcze jest, w co powątpiewam) pomysł na wyprubowanie dzisiaj wreszcie pseudo-efki. Jak pomyślałem tak też zrobiłem i zachaczyłem do pierwszej napotkanej apteki. Przy ladzie rzuciłem szybkie "Sudafen w tabletkach". Na liczniku 11,99zł. Wyciągnąłem z kieszeniu dwie dychy. Oczywiście reszta 8zł, bo grosika ni ma. No cóż... "Dziękuje" i jazda dalej.

Oczywiście na zajęcia spóźniony przynajmniej 5min - klasyka. Płaszcz na oparcie, torba na podłogę, a dupa wygodnie na krzesło. Minęło jakieś 10min zajęć, a mój umysł oświeciło: "Debilu... miałeś sprawdzać pseudo-efedrynę...". Sprawnym ruchem sięgnąłem do torby i wycisnąłem w miarę dyskretnie 4 tabletki każda po 60mg co daje w prostym rachunku 240mg pseudo-efedryny. Tabsy do ryja i zapiłem sokiem który akurat miałem w torbie. Po upływie kilkunastu minut doszedłem do wniosku że dorzucę jeszcze 2 tabletki (co daje łącznie 360mg).

W miarę wyczuwalne efekty poczułem jeszcze pod koniec pierwszych zajęć. Nie pierdolnęło mną co prawda o ścianę, albo mój umysł nagle nie otworzył się na nowe wymiary, ale poczułem "coś". Senność która towarzyszyła mi codziennie przez większość dnia zaczynała ulegać. Pierwsze zajęcia dobiegły końca. Przerwa. Senność i poranna ospałość coraz bardziej dają o sobie zapomnieć. Wszyscy wokół jeszcze śpią, natomiast ja coraz bardziej jestem gotowy do działania i uporania się z kolejnym dniem.

Po upływie jakiś 7min wszedłem z powrotem na zajęcia. Czułem się jakbym ktoś przed chwilą wylał na mnie wiadro cholernie zimnej wody. Po prostu byłem bardzo obudzony, ale wbrew pozorom nie pobudzony. Poranny brak koncentraji zastąpiło skupienie. Efekty pseudo-efedryny były już znacznie wyczuwalne, ale to dalej nie był poziom "NAAAAPIERDAAALAM!!!!". Zagadałem z ciekawości do kumpla który jest trochę w temacie o źrenice. Dostałem komunikat: "coś niby, ale dupy nie urywają... luzik". No to w sumie całkiem spoko, bo z tego co czytałem to niektórzy po pseudo-efce narzekali na źrenice jak pierdolone pincio złocisze.

Resztę zajęć przesiedziało mi się wyjątkowo dobrze. Normalnie po prostu układam się na ławce/biurku i zasypiam. Tego dnia na wszystkich zajęciach byłem w miarę skupiony, może poza momentami gdzie rozkojarzałem się na dłuższą chwilę. I mówiąc dłuższą chwilę mam na myśli 5-10min. Zdarzyło mi się może tak z 2-3 razy. Coś w stylu zwiechy mózgu. Przestawałem się skupiać na tym co dzieje się wokół mnie, ale nie było to po prostu zamyślenie o czymś innym bo w tym czasie w głowie miałem totalny rozpierdol myśli (tysiące wątków na raz). Pomimo tego polepszone przyswajanie wiedzy, koncentracja, brak senności, większe skupienie, większa aktywność były zauważalne w przyjemnym i że tak powiem dobrym stopniu. Ale dupy nie urywało...

Po powrocie z zajęć, coś koło godziny 17 pierdolnąłem sobie jak zawsze kawkę 50/50 (pół mleka, pół dosyć mocnej kawy). Efekty pseudo-efedryny nadal były wyczuwalne i zauważalne w takim samym stopniu. Zapuściłem na głośniki płytę Cinemon "Perfect Ocean" (POLECAM!) i zabrałem się do nauki/pracy na kompie. Z wszystkim uporałem się całkiem szybko bo dużo tego jakoś nie było. Nie zauważyłem bym zrobił to jednak szybciej, ale może łatwiej. Nie pomyślałem nawet o przerwie. Kończyłem jedną rzecz, zaczynałem następną.

Po nauce i pracy którą skończyłem gdzieś ledwo po 18 stwierdziłem że czas popracować fizycznie a nie umysłowo :) Zabrałem się więc za porządki które również szły mi dość sprawnie. Tu muszę przyznać że sam dobrze wiem że po takim dniu nie miałbym raczej sił na posprzątanie pokoju, a tego dnia skończyło się na ogarnięciu połowy domu. Pozytywnie zaskoczony, koło godziny 20 pomyślałem o chwili odpoczynku. Doszedłem do wniosku że przejdę się na spacer z piesełkiem. Rocky (bo tak wabi się ta długowłosa i gruba bestia ^^) równie ochoczo i radośnie zareagował na pomysł gdy tylko usłyszał dźwięk smyczy.

Wyszedłem z domu po godzinie 20 i udałem się w bliżej nieokreślonym kierunku. W słuchawkach moje uszy pieścił Alice in Chains. Przeszedłem spory kawał drogi i stwierdziłem że mój pies też dzisiaj musiał coś brać, bo srał/szczał/ruchał wszystko jak leci i nie męczył się zbyt szybko jak zwykle. Kiedy zaszedłem na całkiem fajną miejscówkę z dooobrym widokiem stwierdziłem że na chwilę przycupniemy i Rocky'm. Usiadłem na kamieniu, pies położył się opierając łebek o moje nogi.

Wyciągnąwszy z paczki papierosa odpaliłem go i wtedy uświadomiłem sobie dwie rzeczy. Po pierwsze był to pierwszy papieros dzisiaj co było bardzo dziwne z racji tego że była już prawie godzina 21:00, a zwykle do tej pory wypalił bym parę fajek. Po drugie: dzisiaj praktycznie nic nie jadłem oprócz dwóch kanapek. Pomimo tego papieros smakował jak zwykle dobrze, a głodny nie byłem. Po chwili odpoczynku na kamieniu ruszyliśmy wreszcie dupę z Rocky'm w stronę domu. Po powrocie do domu posłuchałem trochę muzyki, obejrzałem film. Przed godziną 00:00 stwierdziłem że w sumie jestem już trochę zmęczony i położę się już. Co dziwne nie miałem żadnych problemów z zaśnięciem, a spałem mocnym i dobrym snem.

Niektórzy w swoich TR z pseudo-efedryny pisali o zjeździe na następny dzień. Ja kompletnie nic takiego nie doświadczyłem. Wstałem jak zwykle, efektów już kompletnie żadnych nie czułem. Jak co dzień towarzyszyła mi poranna senność i zmęczenie. Dzień jak co dzień. Zwykły piątek.

Nastała sobota. Po przespaniu jakiś 3h obudziłem się gdzieś przed 8:00. Mimo zmęczenia postanowiłem wstać z racji tego że sen bardziej mnie męczył niż dawał odpoczynek. Nie mogłem zasnąć, wierciłem się z boku na bok, wszędzie nie wygodnie... klasyka, często tak mam. Zwłaszcza jeśli pomyśle o piątkowym wieczorze. Zaspany, śmierdzący jak ogromne gówno i wyglądający jak ogromne gówno dotoczyłem się do łazienki. Wziąłem prysznic, ogoliłem się, ogarnąłem moje długie kudły... jednym słowem doprowadziłem się do stanu pozwalającego się komukolwiek pokazać. Odpaliłem płytę Led Zeppelin i zabrałem się za śniadanie. Po wszmaniu dość konkretnego posiłku przyszła kolej na poranną kawkę. Kiedy robiłem sobie kawę przypomniałem sobie o tabletkach pseudo-efedryny które miałem gdzieś w torbie. Pomyślałem czy połączenie kawy i pseudo-efedryny będzie na pewno dobrym pomysłem i po chwili doszedłem do wniosku że ostatnim razem nie wystąpiły żadne negatywne skutki pseudo-efki (jak np. kołatanie serca), a kawa nie była zbyt mocna. Zdecydowałem zarzucić od razu 6 tabletek które mi zostały które zapiłem sokiem. Następnie wyszedłem przed dom z kawą zapalić. Tego dnia było słonecznie i całkiem całkiem ciepło by wytrzymać w bluzie na zewnątrz.

Efekty miksu kofeiny i pseudo-efedryny zauważyłem przed godziną 10. Byłem wtedy na mieście na zakupach. Było to przyjemne odczuwalne rozbudzanie się. Nie było to nagłe rozbudzenie się. Raczej stopniowo odpuszczające zmęczenie i rozbudzanie się. Szybko zrobiłem zakupy po czym wróciłem do domu. Dalsze godziny zleciały mi na porządkach, pracy, gotowaniu i załatwianiu pierduł tu i ówdzie. Nic ciekawego w sumie. Co jednak chce zaznaczyć to to że przez cały ten czas nie dopadało mnie zbytnio zmęczenie, niektóre czynności które zwykle mnie męczyły potrafiły mnie nawet cieszyć lub przynajmniej nie męczyły i denerwowały mnie w takim stopniu jak zwykle. Tego dnia zrobiłem sporo (przynajmniej jak na mnie - magistra odpierdalania się i nic nie robienia). Wieczorem wyszedłem ze znajomymi na małe co nieco. W sumie sobota jak każda inna, nic specjalnego. Mimo to nie wiem czemu większość czynności tego dnia męczyła mnie mniej, a przyjemności cieszyły bardziej. Tak po prostu. Nie chodzi mi tu oczywiście o wybuch radości i o eksplozję energii. Tego dnia również nie jebło mną o ścianę, ale było... miło i przyjemnie. Tak wiem to mało co mówi ale działanie pseudo-efedryny jest bardzo subtelne aczkowiek miłe. Tego dnia podobnie jak w czwartek mało co paliłem i mało co zjadłem. Podczas wieczornego spotkania ze znajomymi również nie miałem kompletnie ochoty na alkohol, zadowoliłem się w zupełności dłuuugo sączonym browarem.

 

Sam nie wiem jak podsumować pseudo-efedryne. Na pewno jest subtelna. Jeśli ktoś spodziewa się fajerwerków to to nie jest to czego szuka. Czy jest mocnym stymulantem? Nope. Czy jest euforyczna? Raczej nie. Mimo tego ma coś w sobie. Nie jest to na pewno coś w czym można się zakochać i coś mega fajnego, ale osobiście muszę przyznać że moja znajomość z pseudo-efką nie skończy się na tych dwóch razach, bo to całkiem fajna sprawa raz na jakiś dłuuugi czas. Trzeba również zaznaczyć że działanie tej substancji na każdego na pewno będzie inne. Jedyni polubią jej działanie, inni nie, a jeszcze inni w ogóle nic nie poczują. Coś co zuwarzyłem w jednym z TR-ów i u siebie samego to brak apetytu przez praktycznie cały czas. Nie jest to wstręt do jedzenia, bo osobiście bez problemowo byłem w stanie coś zejść ale po prostu nie chce się jeść :) Również zgodzę się z użytym stwierdzeniem że pseudo-efedryna jest całkiem ciekawym zamiennikiem raz na jakiś czas dla kofeiny i że na pewno przewaga pseudo-efki nad kofeiną jest że łatwiej łyknąć parę tabletek niż wypić litr kawy (i później jeszcze to szczanie co chwile...). Czy polecam pseudo-efedrynę? Sam nie wiem... co kto lubi :)

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
18 lat
Set and setting: 
Chęć przetestowania nowej substancji, ale bez przesadnej ekscytacji. Dzień jak co dzień - całkowita norma.
Ocena: 
Dawkowanie: 
6 x 60mg (360mg) pierwszego dnia, oraz taka sama dawka kolejnego dnia testu

Odpowiedzi

:)

:)

know your source, know your subtance, know your mind

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media