bardzo zły miks- ostrzegam
detale
raporty widze muzyke
bardzo zły miks- ostrzegam
podobne
To, co chciałabym tutaj opisać jest ostrzeżeniem dla lekkomyślnych osób uważających, że narkotyki to świetna, luźna zabawa. Tak będziecie myśleć do pierwszego swojego wypadku. Potem zmądrzejecie... albo i nie.
Zacznę od krótkiego "prologu".
Ten rok był od początku tragiczny. Rozstanie z facetem po 3 letnim związku, przeprowadzka, strata dotychczasowej pracy... oraz jeszcze jeden zawód miłosny. Wtedy właśnie zaczęłam szaleć. Całonocne imprezy z niezliczoną ilością alkoholu, budzenie się w obcym mieszkaniu z obymi ludźmi, pierwsze wciąganie fety (z moim byłym!)... teraz z perspektywy czasu wiem, że wynikało to z chęci odreagowania stresu i odsunięcia od siebie zbliżającej się wielkimi krokami depresji.
Pracę znalazłam dość szybko, jako że jestem młoda i w ówczesnej "swojej" branży gastronomicznej miałam jako-takie doświadczenie. Tyle że praca wymagała ogromnego wysiłku. 10 h pracy i to takiej, że jak 2 razy wyjdziesz na fajka to jest sukses. Do tego dochodziła szkoła - studia dzienne. Także w tygodniu miałam takie dni, że potrafiłam spać w ciągu kilku dób po 15 minut. Nie bez pomocy, oczywiście. Pomagałam sobie amfetaminą...
Ten pamiętny dzień był końcem mojego 4-dniowego maratonu praca-szkoła. Nareszcie miałam odpocząć... Niestety, przed końcem pracy niesamowicie pokłóciłam się z współpracownikiem. Myślałam, że już dłużej nie wytrzymam, niedość że zapierdalam jak głupia i flaki z wysiłku wypruwam, to jeszcze jakiś samozwańczy menadżer będzie mi rozkazywał, nazywał gówniarą i mieszał z błotem. O nie, co to, to nie.
Do domu wróciłam o 8 rano, amfę zażyłam ostatni raz ok 10 godzin temu... nie działała już, bo czułam wręcz ZNUŻENIE i początek zjazdu a po następne sztunie miałam iść za parę godzin. Miałam natomiast zachwalane przez różne fora pFPP! Przeczytałam sobie dawkowanie - no spoko, ponoć jak się weźmie więcej to nasilają się działania niepożądanie, typu: zawroty głowy, nudności, no i bodyload jest nieprzyjemny. Ale co tam, zła do granic możliwości przechyliłam sobie torebeczkę nad połową szklanki wody i sru! - sypnęłam. W dawkowaniu napisałam że ok 200mg, ale możliwe, że poszło więcej. Zamieszałam łyżeczką i wzięłam pierwszego łyka. CÓŻ ZA PADKUDSTWO! okropny, okropny, gorzki smak, po którym od razu miałam odruch wymiotny. Tak więc by jakoś to przeżyć bez zwracania, postanowiłam popić wodą jabłkową. Zatykając nos, wzniosłam "toast" za kolegę który mnie tak bardzo zdenerwował i duszkiem wypiłam, zapijając ogromną ilością wody.
Zaczęło się po 30 sekundach...
Najpierw zaczęło mi piszczeć w uszach jednocześnie jakby je zatykając. Później poczułam coś, tak jakby mi miały oczy zaraz wybuchnąć. Straszna sprawa, bo w mózgu nastała od razu panika - coś jest nie tak, o kurwa, jest bardzo źle, o Boże, co mam robić... Zaczęłam się trząść. Spojrzałam na swoje ręce - O SHIT, kostki, paznokcie, palce - SINE. Normalnie fioletowe jak u topielca... Szczękając zębami postanowiłam zajrzeć do lustra. Nigdy tak nie przestraszyłam się własnego odbicia. Usta - fioletowe, skóra blada i mokra a oczy... nie chcijcie widzieć swoich oczu w takim stanie. Źrenice były takie, że słowo "poszerzone" to za mało. Ja nie miałam tęczówek. Oczy były czarne. Oj, wtedy bardzo spanikowałam.
Starałam się jednak tłumaczyć sobie, że to chwilowe, zaraz przejdzie. Próbowałam sprowokować wymioty, ale nie udawało mi się, więc walcząc z nadchodzącą utratą przytomności rozebrałam się ignorując siność ciała, weszłam do wanny i zaczęłam się oblewać chłodną wodą. Nie czułam, by mi to pomagało. Przebrawszy się w piżamę, poszłam do swojego pokoju z zamiarem przeczekania najgorszego. Niestety, jak tylko zamykałam oczy, to wkręcała mi się faza, że już ich nie otworzę. Bałam się, że umieram. Czułam, że umieram. W pewnym momencie stwierdziłam że pierdolę, co kto o mnie pomyśli i obudziłam współlokatorki. Dziewczyny nie na żarty się przestraszyły i wezwały karetkę. Kiedy czekałyśmy na przyjazd erki, traciłam już przytomność i odpływałam... Na szczęcie nie minęło 10 minut, jak pogotowie przyjechało. Bez słowa wynieśli mnie do karetki, podłączyli urządzenie rejestrujące prace serca i mówili do mnie, bym nie straciła przytomności.
W szpitalu naturalnie przyznałam się, co wzięłam, jednak pFPP to research-chemicals, a lekarze nie mają za bardzo o tym pojęcia. Spędziłam pod kroplówkami ok 12 godzin. W badaniu toksykologicznym wykryto tylko dużą ilość amfetaminy...
Przeżyłam horror zarówno w sensie fizycznym, jak i psychicznym gdy słyszałam lekarzy gadających między sobą "patrz, jaka nafetowana jest..." "źrenice nie reagują na światło, co za głupia ćpunka..." masakra.
Dlatego chciałabym przestrzec przed takim nierozsądnym mieszaniem. Amfetamina może już nie działała, ale w organizmie dalej była. Jeżeli już bawić się takimi rzeczami, to z umiarem. Ja dostałam nauczkę - przez ok pół roku nie tykałam nic, a teraz jak mi się zdarzy, to sporadycznie i do zabawy jak mam dobry humor. Życie ma się tylko jedno, szkoda byłoby go zmarnować przez nieodpowiedzialność i lamusiarstwo, jak w moim przypadku.
- 46511 odsłon
Odpowiedzi
I takich raportów też nam
I takich raportów też nam trzeba! Co za dużo to nie zdrowo - opis Twojego wyglądu kubek w kubek jak kiedy przesadziłem z makumbą.
hmm...
Na neurogroove jest za mało opisów prawdziwie złych jazd. Ja miałem kiedyś podobną jazdę i chyba też napiszę TRa by inni byli ostrzerzeni. Narkotyki to zabawki, ale trzeba umieć się nimi bawić.
Dziękuję, to mój pierwszy
Dziękuję, to mój pierwszy wpis tutaj, cała akcja działa się w czerwcu tego roku i musiało minąć bardzo dużo czasu, żebym mogła oddać wszystko to, co wtedy czułam. Pozdro.
fu
Amfetamina działa na organizm ok. 24 godzin, to że po 8 "schodzi" jeszcze nic nie oznacza, można np. wziąć o 17-18 o 5 już na zjazdach doczekać wschodu, położyć się na 2-3 h nie zasnąć a cały kolejny dzień chodzić nasterowanym(sam tak miałem kilkukrotnie przy dobrym towarze). Nie polecam mieszać - chyba że z ziołem, trzyma krótko, może do godziny, ale komponuje się wybornie.
Miałam podobnie
Ja 23.11.13 r czyli dwa dni temu przeżyłam swój pierwszy raz z amfą. Miałam podobnie do Ciebie. Wzięłam o wiele za dużo, nie znam dokładnej ilości. Może ok. 1g. Nie spałam 40h i nie jadłam prawie dwa dni. Dziwie się ,że nie straciłam przytomności. Do teraz czuje się słabo ale powoli już wraca apetyt.
Hrrr...
N / Kato / 97