Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

czasem wielka chętka

czasem wielka chętka

Substancja: cannabis (1/3grama pachnącej, naturalnej marihuany).

W&N (Wystrój I Nastrój): początki jesiennej chandry gdzieś na bezdrożach.

Doświadczenie: cannabis, łysiczka lancetowata, chloroform, salvia i kilka innych dziwnych substancji.

Podobno "Polacy są tak agresywni, dlatego, że nie ma słońca" - coś w tym jest bo ilekroć przychodzi jesień nachodzi mnie wielka chandra. Co roku coraz mocniej czuję, że kolejnej zimy w naszym klimacie nie przetrzymam.

Szwendałem się zmulony od kilku dni, klecąc plany na przyszłość kiedy nadeszła mnie wielka chętka żeby umówić się na randkę z moją ukochaną o imieniu Maria. Chwila namysłu: standardowa procedura "załatwiania" która wiąże się z dwudziestokilometrową wycieczką po dobry towar i już za godzinę będę mógł się podłączyć.

Tak też zrobiłem i dwie godziny później z rozpiętą kurtką mimo chłodu pędziłem na ulubione wzgórze. Uwielbiam samotne fazy na odludziu. Można bez zbędnych towarzyskich ograniczeń oddać się nieskrępowanemu doświadczeniu.

Kiedy oddaliłem się już poza cywilizację nie ociągając się zbytnio wypaliłem rurkę świeżutkiego ziółka. [17:30] Jak zwykle po dłuższym oczyszczeniu pierwsze zaciągnięcia działają euforycznie. Posiedziałem chwilę w ambonie myśliwskiej upajając się zachodem słońca, ale moim celem było wzgórze. Kiedy wdrapałem się na szczyt, znowu wyprzedziłem słońce więc miałem jeszcze trochę czasu nacieszyć się ciepłymi promieniami. Miejsce to samo w sobie jest piękne, ale oświetlone łuną zachodzącego słońca wydaje się magiczne i jest takim w istocie. Znam tu dokładnie każde drzewo, ścieżkę czy łąkę. Czuję się bezpiecznie więc teraz już absolutnie zanurzam się w ogarniającym mnie szaleństwie.

Pierwsza fala wyrzuca mnie z dala od zwykłej myślowej gonitwy - uświadamiam sobie, że jestem sam na sam z duchem natury - wystarczająco daleko od cywilizacji żeby poczuć się samotny - samotny ale Wolny! Zamknąłem oczy, ale zamiast czerni zastałem pod powiekami tętniące barwnymi szczegółami wizje. Przeniosłem się na koło podbiegunowe do miejsca gdzie słońce nie zachodzi przez wiele miesięcy tylko krąży przyprawiając o zawrót głowy. Przez następną nieskończoną chwilę w moim umyśle rodziło się i umierało wiele ekstatycznych wizji. W pewnym momencie poczułem, że dalej nie mogę pójść - jestem w ślepym zaułku. Otwierając oczy zobaczyłem siebie z lotu ptaka - szarą postać na blaknącym pustkowiu wśród mgieł. Przytłoczyła mnie samotność... Ruszyłem więc przed siebie.

Po pewnym czasie otrząsnąwszy się ze stuporu postanowiłem pogłębić podróż. Załadowałem następną lufę i strzeliłem sobie pod drzewem. W oczekiwaniu na akcję napawałem się energią stuletniego dębu pod którym stałem. Czułem jak oczyszczająca moc przewala się przez moje udręczone ciało. Z każdym oddechem ogarniała mnie coraz bardziej mroźna zapaść. Wyjąłem z plecaka mandarynkę i termos z gorącą wodą. Kiedy powróciłem do równowagi poczułem, że jestem cholernie daleko od "znanego". Czułem strach pomieszany z podnieceniem - zaczęło się niewypowiedziane.

Przez mój umysł przelatywały już nie wizje, ale wszechogarniające uczucia. Nagle poczułem, że po policzkach spływają mi łzy. Z początku nie uświadamiałem sobie co je wywołało - ale gdy zrozumiałem miałem ochotę paść na kolana. Wniknąłem w głąb swoich relacji z ojcem: staruszek zawsze wydawał się silnym gościem ale dopiero teraz dostrzegłem coś co wcześniej mi umykało. Lęk przed starością - jeszcze nie śmiercią, ale niedołężnym schyłkiem życia. Współczucie sprawiło, że znowu wybuchnąłem płaczem ( chodź zdarza mi się to rzadko). Czułem, że dzieje się w tej chwili coś ważnego - przebaczyłem sobie i ojcu. Moją duszą targały podmuchy pierwotnych uczuć -w nikałem w nie z ciekawością a każde napełniało mnie ekstazą.

Nie zauważyłem nawet kiedy się ściemniło. Spojrzałem na zegarek [18:30] - minęła dopiero godzina. Ach ten czas! Prócz tego zrobiło się zimno. Postanowiłem zejść ze wzgórza. Miarowe kroki wprawiły mnie w trans. Zacząłem szamański taniec. Podrygiwałem jak rażony prądem i znowu czułem jak popadam w szaleństwo. Poruszając się używałem mięśni których nawet nie podejrzewałem o istnienie. Cofnęło mnie w czasy dzieciństwa. Stałem się na powrót ośmioletnim chłopcem. Płynąłem teraz w dół z dziecinną zwinnością. Beztroski. Nagle ogarnął mnie niepokój. Coś mnie obserwowało. Wyczułem strach. Zrobiłem krok na przód płosząc śpiącego bażanta. Ciekawe kto się bardziej przeląkł ja czy on? krzyknąłem tylko gdy odlatywał.

Tego wieczoru wałęsałem się jeszcze długo przepełniony energią i radością. Doświadczenie traciło na mocy do godziny [22:00] kiedy to skierowałem się do domu gdzie zjadłem ogromna kolację i zupełnie już "trzeźwy" zapadłem w zdrowy sen.

Ocena: 
natura: 

Odpowiedzi

Bardzo przyjemnie napisany TR. Szczególnie spodobąło mi się stwierdzenie : "Miarowe kroki wprawiły mnie w trans. Zacząłem szamański taniec. Podrygiwałem jak rażony prądem i znowu czułem jak popadam w szaleństwo."
Sam od pewnego czasu wykorzystuję efekty przeróżnych ziół (MJ, Damiana, African Dream Root) do poznania nieistniejącego już świata magii, szamanów....
Mam nadzieję, że będzie więcej Twoich TR, w podobnym klimacie!

Wiele tego...

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media