Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

znów widzę kolory vol.2 - jak mikrodawka zmienia życie

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
Raz na tydzień i rzadziej, 12-14ug.
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Spożycie podczas śniadania
Doświadczenie:
Marihuana - ostatnio częściej, ze trzy razy w miesiącu
MDMA - raz w życiu
LSD - microdosing
Alkohol - rzucam.

znów widzę kolory vol.2 - jak mikrodawka zmienia życie

 

Kontynuacja spowiedzi z mojej terapii LSD. Po szerszy kontekst zapraszam do części pierwszej :)

Biorę głęboki oddech i czuję, jak mroźne powietrze zamraża mi smarki. Siedzę na zimnym moście i oglądam, jak tory wiją się w stronę horyzontu, migoczący szron zwraca na siebie uwagę i nawet czasem jakiś brudny pociąg leniwie śmignie mi pod butami. Żegnam słońce, które znika mi z oczu, obserwuję ostatnie rysy pomarańczowego błysku by w końcu ostatni raz olśniło złote wstęgi torów.

Mija już 10 tydzień mojej przygody z kartonem. Myślę, że to dobry czas na podsumowanie mojego progressu.

Wyobraźcie sobie, że w ciągu swojego życia kolekcjonujecie kamienie. Każdy kamień na waszych plecach to jakaś negatywna energia, kłótnia, trauma, uzależnienie, problem natury psychicznej. Wyobraźcie sobie, że musicie iść, górami i dolinami przez życie z tym ciężarem nierozwiązanych spraw nawarstwiających się rok za rokiem już od czasów, gdy jeszcze nie umieliście dobrze się podpisać czy zawiązać butów. Wrzucają wam je za kołnierz i bóg wie ile ich jest.

Wyobraźcie sobie, że jest ich już tyle, że nie potraficie iść dalej, nie możecie funkcjonować, nie da się odetchnąć, każdy nawet mały kamyczek gniecie was w płuca, rysuje się po czaszce. Nie ma już szans, żeby wstać.

Tak wyglądało moje życie, zmęczone, ciężkie i bez perspektywy poprawy.

Dziś mogę z ręką na sercu powiedzieć, że nie cierpię, nie walczę z kamieniami i w żadnym wypadku nie chcę już zakończyć życia. Chcę je chłonąć, chcę doświadczać, robić rzeczy, słuchać deszczu i cieszyć się z pierwszego śniegu.

Pierwsze doświadczenia były niezwykle kojące, pierwszy raz w życiu udało mi się ODPOCZĄĆ, poczuć te zadowolenie jak po dobrze spędzonym dniu. Miałam wrażenie, że do mojej szarej, zmarzniętej duszy dosiada się barwny, pełen czułości i spokoju starzec, przykrywa mnie kocem utkanym z jego kolorowych włosów i pozwala na sen.

Każdy kolejny dzień dawał mi coś nowego, uważnie korzystałam z nowej świadomości i wyciągałam lekcje. Samo LSD nie jest magicznym serum na złamanego człowieka. Jest za to świetnym narzędziem, które pozwala powoli, swobodnie poruszać po kolei każdy kamień na duszy i zrzucać go bezpowrotnie. Trzeba być aktywnym w jego działaniu i nie opierać się niewygodnym myślom. Moje osobiste doświadczenia przychodziły do mnie czasem nawet w najmniej oczekiwanych momentach.

Wyobraźcie sobie obierać ziemniaki i nagle dostajecie niezwykle bolesnych dreszczy, bo umysł właśnie dokopał się do źródła dlaczego nienawidzicie obierać ziemniaków, kojarzy wam się to strasznie i chcecie przy tym płakać. Otóż moja rodzicielka zmuszała mnie do tego od kiedy skończyłam 5 lat. Ale nie w tym rzecz. Jednego dnia, gdy uczyła mnie wyrzucać śmieci (jakoś w tym okresie 5 roku życia) weszłyśmy do windy, którą zjeżdżały już jakies dwie osoby. Moja matka zaczęła w tej windzie wyciągać z kosza moje obierki z ziemniaków i krzyczeć po mnie, że jestem nieudolna, bo obieram je tak grubo, że ona mogłaby jeszcze z tego połowę wyskrobać na obiad. Chyba pierwszy raz w życiu wtedy posłużyła się wzbudzeniem we mnie wstydu i linczu publicznego. Miałam 5 lat, nie miałam pojęcia, że to ona robi z siebie potwora, zależało jej tylko na moim poczuciu wstydu, które okazało się być skutecznym sposobem na ''wychowanie'' i system został utrzymany. To była jedna z wielu sytuacji, której na pozór nawet nie pamiętałam. Po przerobieniu tego ze sobą i poradzeniu sobie z traumą ziemniakową po prostu przestałam je obierać. W mundurkach są znacznie smaczniejsze i nie marnuje się tyle jedzenia. Brzmi śmiesznie, ale wyobraźcie sobie ile cierpienia w sobie można zlikwidować, jeśli potrafiłam nawet przestać stresować się przy obieraniu ziemniaków.

 

Moje straszne życie zaczęło się prostować, kroczek po kroczku, nie pośpieszam się, nie liczę na niezwykły cud. Nie ma co się nastawiać na nie wiadomo co. Starszy, kolorowy dziadek działa tak jak on uznaje to za słuszne i trzeba mu pozwolić na to.

A teraz ciekawostka, skąd wiem, że zmiany są permanentne? Otóż nie wiedziałam, że LSD ulega rozpadowi pod wpływem chloru w wodzie kranowej i raz zabrakło mi destylowanej. Uznałam, że chuj, przecież woda to woda. I jakieś dwa tygodnie sobie używałam lsd bez lsd. Odczułam subtelne zatrzymanie progressu, taki jakby stop. Uznałam, że to może już koniec moich możliwości z tą substancją, że wyciągnęło się co się dało i tyle. Pogodziłam się z tym, dozowałam jak zwykle, żeby skończyć karton i potem miałam zamiar przestać. Tak też zrobiłam. Moje samopoczucie, poczucie spokoju, szczęścia nigdy nie zniknęło. Wręcz usiadło na stałe w kolekcji emocji. Pozwoliłam sobie w końcu na złość, doszłam do wniosku, że czasem warto jest po prostu być złym, że to nic nienormalnego a złość nie oznacza agresji.

Tego, że kwasu się nie rozpuszcza w zwykłej wodzie dowiedziałam się niedawno i poczułam się jak debil, to raz. Dwa, że jest szansa być jeszcze ''wyżej'', że dam sobie na to szansę, choć juź teraz czuję się usatysfakcjonowana moim stanem.

Na ten moment zaprzestałam microdosingu, przygotowuję się do mojego pierwszego, pełnoprawnego, samotnego tripa. Wyjeżdżam sama w góry, wynajęłam dla siebie domek, wokół którego nie ma ŻADNEJ cywilizacji, są tylko góry, pola, śnieg, jelenie i pieski z wizytą ze wsi na dole. Na pewno zdam z niego relację.

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Set and setting: 
Spożycie podczas śniadania
Ocena: 
Doświadczenie: 
Marihuana - ostatnio częściej, ze trzy razy w miesiącu MDMA - raz w życiu LSD - microdosing Alkohol - rzucam.
Dawkowanie: 
Raz na tydzień i rzadziej, 12-14ug.

Odpowiedzi

Ciepło na serduszku się robi jak się czyta twoją przemianę. Pierwszy akapit pierwszej części to jakbyś o moim życiu pisała:) jestem właśnie na rozdrożu, demony przeszłości mnie ciągną w dół, a przez niepewną przyszłość nawet nie chce próbować się wspiąć z powrotem do teraźniejszości. Wyrwałem się z patologii zwanej "rodziną" ale nie umiem jej wyrwać z siebie. Powoli zaczynam akceptować swoje życie ale potrzebuje pomocy, od dawna myślę o microdosingu- zacząłem od pełnych tripów i pierwszy lsd myślę że uratował mnie od samobójstwa, próbowałem micro grzybów ale życie w mieście mi jeszcze bardziej po nich nie odpowiadało. Ciągnie mnie do natury, do tworzenia dzieł które zmienią ludzkość, ale mechanizm obronny który wykształciłem za dziecka wciąż działa, w obliczu wyzwania się wyłączam. Żadnej akcji, żadnych emocji- przeczekać ciężką chwilę i liczyć na cud. Ale już jestem dorosłym mężczyznom, muszę zacząć pracować na swoją przyszłość- niedługo zaczynam kwaśną terapię, trzymcie kciuki :) 

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media