znów widzę kolory - jak mikrodawka zmienia życie
detale
MDMA - raz w życiu
LSD - co 4 dni mikrodawka
znów widzę kolory - jak mikrodawka zmienia życie
podobne
Chciałabym się podzielić z wami moją osobistą rewolucją, nowym życiem.
Z natury nostalgiczny ze mnie człowiek, wycofany i może trochę za ostrożny w stosunku do ludzi.
Dla kontekstu sprawy warto byłoby wspomnieć, że moje życie śmiało mogę nazwać testem przetrwania - alkoholizm w domu, zaniedbanie za dzieciaka, znęcanie się w szkole, pierwsze myśli samobójcze w wieku 13 lat. Zmęczona, smutna, wycofana i wymięta psychicznie dziewczyna z dobrego domu. Nigdy nie nauczona higieny osobistej, utemperowana do tego stopnia, że wszyscy robili ze mną co chcą. Nawet nauczyciele wykorzystywali mój lęk przed słowem "nie". W moim życiu za słowo ''nie'' dostawałeś solidny wp*erdol i jazdę na emocje przez wele dni. 15 lat życia w terrorze zmusiły mnie do wypracowania mechanizmu obronnego, skuteczny okazał się pancerz emocjonalny i nieustanna gotowość na atak. Działało, przebrnęłam piekielną szkołę, wyprowadziłam się od toksycznych, wysoko funkcjonujących alkoholików starych i w wielkim skrócie zrzuciłam bombę na moje poprzednie życie, przerobiłam lęki i traumy we własnym zakresie, usiadłam ze swoim ja, wyniosłam z tego horroru wszystko co konstruktywne, reszcie pozwoliłam się uleczyć i po za bliznami na rękach i tą w sercu nic już więcej nie zostało.
Oprócz tego mechanizmu, który niegdyś ratował mi życie. Teraz sprawia mi tylko stres i ból. Nie potrafiłam pozbyć się poczucia baczności, ciągłej czerwonej lampki z tyłu głowy, zamkniętego serca. Nie umiałam się relaksować, ciągle się martwiłam i właściwie nigdy nie odpoczywałam. Po prostu nie potrafiłam, nie rozumiałam jak się to robi.
Leki, terapie, jedna po drugiej. Tysiące złotych na leki i ''speców''. Też odnosicie wrażenie, że terapeuci mają was za debili? Mówią: "spróbuj medytacji'', ''a uprawiasz sport?", "musisz więcej się uśmiechać". Poddałam się po chyba trzecim razie, rzuciłam zamulające mnie, cholernie drogie leki i pozwoliłam sobie powoli upadać na kolana.
W bezsilności obserwowałam tylko, jak mój stan zdrowia się pogarsza, jak moje włosy wypadają gęstymi kołtunami. Nabawiłam się refluksu i permanentnie podwyższonego tętna. Moje życie, choć już naprostowane i w miarę oblane sukcesem, wciąż było straszne i szare. Moja kreatywność się zapadła, a jako człowiek zarabiający na chleb swoją kreatywnością odczułam to intensywnie.
Ciągły stan lęku przewiązanego bezzasadnym stresem powoli ewoluował w apatię, nadmierną senność, stany depresyjne i fantazje o śmierci. Nie miałam już wtedy nic do stracenia. Chciałam tylko pozwolić sobie w końcu czerpać z życia to co najpiękniejsze, dla mnie najpiękniejszy był wtedy sen. Byłam gotowa zakończyć ten cyrk, nikt nie mówił, że życie jest sprawiedliwe, ale nie wiedziałam, że trzeba walczyć ze sobą o każdy kolejny dzień.
Terapia lsd była planem dość spontanicznym, najpierw gdzieś przewinął mi się filmik na YT o grzybach, później o microdosingu. Chyba wtedy pierwszy raz od zarania czasu poczułam coś na kształt... nadziei? Jakbym wchodziła w nowe, jakbym znalazła ratunek, pokarm dla duszy.
Ostatecznie zdecydowałam się działać szybko acz rozważnie - w końcu to nie są cukierki. Sprawdzony karton z pewnego źródła. Szary, bez śmiesznych obrazków, dla mnie zaś najpiękniejszy widok. Nie miałam pewności, że zadziała tak jak się spodziewałam, ale alternatywą była przygotowana kupka leków wykradzionych mojej teściowej pielęgniarce i ostatnie pożegnanie na złotym papierze, przygotowanym za wczasu.
Wiecie, jaka była pierwsza rzecz którą zrobiłam po pierwszej dawce? Wślizgnęłam się pod kołdrę, przytuliłam mocno głowę do piersi mojego drzemiącego wybranka i pierwszy raz w życiu zrozumiałam jak to jest czuć błogi spokój. Kilogramy kamieni spadły z mojej głowy, słoń zsiadł mi z piersi, mój oddech stał się głębszy niż kiedykolwiek. Bicie serca mojego chłopca stało się moim, wchłaniałam jego ciepło jakby nigdy nie dane mi było przytulić człowieka. Wzruszam się teraz gdy o tym piszę. Odrobina chemii, tyle wystarczyło by uwolnić się z chorej, obsesyjnej kontroli nad emocjami. Już nigdy później moja czerwona lampka nigdy nie wróciła. Trwam w moim sekretnym ''leczeniu'' relatywnie krótko, bo miesiąc, ale rezultaty przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Moje życie jest jasne, widzę życie ostrzej niż kiedykolwiek, kolory mienią się i przeplatają, moje lęki wyłożyły mi się jak na tacy i już teraz wiem jak z nimi rozmawiać. Jestem tym samym człowiekiem, ale lepszym o dwa stopnie samoświadomości. Jeszcze długa droga mnie czeka do pojednania się ze sobą ostatecznie, teraz już jednak nie wzbudza we mnie lęku tylko nadzieję i spokój, o który walczyłam tak zaciekle przez całe życie. Uratowały mnie narkotyki.
- 15242 odsłony
Odpowiedzi
Też odnosicie wrażenie, że
Też odnosicie wrażenie, że terapeuci mają was za debili? Mówią: "spróbuj medytacji'', ''a uprawiasz sport?", "musisz więcej się uśmiechać"
Sama z siebie robisz. Sport to genialny sposób na rozładowanie napięcia, medytacja tak samo, a siła sugestii przy uśmiechaniu się bez powodu jest na tyle silna, że poprawia humor. Może zamiast gadać kocopoły warto się zacząć stosować do tego, co mówi terapeuta. A nie się mądrzyć, gadać że coś nie działa, a potem liczyć na efekty XD
A właśnie, że te porady są bez sensu!
Nie wiem jaką masz wiedzę o medytacji, ale nie powinno się jej zaczynać będac w depresji, a aby osiągnąć jakieś sensowne efekty trzeba trochę czasu i pracy. Odnośnie sportu to tu jest podobny problem. Trzeba czasu i wysiłku, aby osiągnąć taki poziom gdzie czerpiemy przyjemność z treningu, a wiele osób z rożnych powodów, może nigdy tego poziomu nie osiągnąć.
Ogólnie sport i medytacja nie są złe, ale tylko jakiś konował mógł swtwierdzić, że będą to doskonałe sposoby terapii dla kogoś z traumami z dzieciństwa ciągnącymi się latami. Bardzo mnie teraz zaskoczyłeś, bo po Tobie można by się spodziewać, troszkę więcej zrozumienia. Sam twierdzisz, że leczyłeś się ze swoich traum przy pomocy grzybków, a tutaj bredzisz, że sport, medytacja i śmianie się bez powodu to dobre metody na traumy?!
Myślę, że nie dokońca
Myślę, że nie dokońca rozumiesz. Jestem aktywna fizycznie od wielu lat, roznoszę żelastwo po siłowni. Taki jeden mądry mówi mi ''zacznij uprawiać sport'' a ja mu na to, że ćwiczę po 2h trzy razy w tygodniu. No i zgłupiał, bo nie wiedział co mi teraz powiedzieć.
A no i zazdroszczę Ci jeśli umiesz rozładować stres medytacją XDXD w szczególności taki, który nie ma źródła i nigdy nie znika. To Ty się nie mądrz bo wyciągasz pochopne wnioski.
nie bierz rad tymkadymka na powaznie
Nie bierz rad tymkadymka na powaznie. Typ jest odklejony od rzeczywistosci i uznaje sie za boga
zgrabnie napisana rozkminka
przyjemnie się czytało ten krótki wpis, odczuwając przy okazji pełne zrozumienie, gdyż miałem podobnie, przed pierwszym zażyciem psychodelików, z tą różnicą, że były to grzyby, duże dawki w samotności w ciemnym pokoju. Pozostaje życzyć by owy stan się utrzymywał jak najdłużej :)
wariaci wpadają tam, gdzie aniołowie boją się wejść
Też chcę
Też będę chciał spróbować lsd ale nie mikrodawkowanie tylko jakieś 100-150ug może dzieki temu będę mógł głębiej zajrzeć w siebie. Myślę że trochę cie rozumiem bo sam miałem chujowo w domu i mam zaburzenie osobowości z okresami depresji i myśli samobójczych. Na terapię chodzę już ponad dwa lata i nie powiem bo mi pomogło ale nie lubiłem też takich rad z ćwiczeniem i medytacją bo to się łatwo mówi ale gdy mnie złapał dół to nie chciało mi się żyć a co dopiero ćwiczenia jakieś robić no ale próbowałem. Najbardziej pomagała mi rozmowa i zwykle zrozumienie bez doradzania.
Mężczyzna 23 lata