Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

zakrzywienia, tunele, spirale, policjanci z miami, antychrystianizm

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
300 mg DXM/60 kg żywej masy chudego byka
Nieduża ilość mocnej marihuany
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Wolny weekend, niepohamowana ochota na przyćpanie
Wiek:
19 lat
Doświadczenie:
marihuana
mdma
dxm
szamańskie kompozycje
kanna (sceletium tortuosum)
pseudoefedryna

zakrzywienia, tunele, spirale, policjanci z miami, antychrystianizm

Trochę za póżno ogarnąłem że nie wszystkie apteki są całodobowe, więc zamiast podejść sobie do najbliższej, 100 metrów od domu musiałem przejść się trochę miastem ale ruch to ponoć zdrowie a w tej branży zdrowie chyba jest w cenie, także nie ma co narzekać.

Witam serdecznie panią alchemiczke, paka kaszlaka i wracam do siebie. W drodze do domu przechodzę przez nieduży skate park gdzie jakieś gimbusy puszczają z głośników chujowy rap. Plaga XXI wieku, najgorzej. Przez głowę przechodzi mi myśl czy nie podbić do nich i nie spróbować sprzedać kosmicznego środka za dwa razy tyle a potem wrócić do apteki po dwie paczki. Czysty profit ale przyzwoitość wzięła górę i kieruję się prosto do bloku.

W pokoju wszystko ładnie przygotowane; woda, miska na wypadek nagłego rzygania, słuchawki i inne artefakty. Zjadam kawałek imbiru, za jakiś czas połykam po 5 tabletek co 5 minut i popijam wodą. Wcześniej tego dnia jadłem czosnek jako dodatek do pieczonego chleba z tradycyjnego polskiego grilla. 19:37 zjadam pierwsze 5, chwilę przed 20:00 dokonałem ostatniej dorzutki i w oczekiwaniu na nadejście Tego Co Miało Nadejść przeglądałem hajpa, czytałem jakieś głupoty i dałem kotom jeść. Piętnaście po dwudziestej odczuwam pierwsze efekty - duże ale reagujące na światło źrenice, spowolnione ruchy, ciężkość ciała, polepszony odbiór muzyki. Od tego momentu czas zaczyna płynąć pooooooowoli. Jestem bardzo ciężki i spowolniony ale myślami trzeźwy, trochę jak po spaleniu mocnej indyjki ale inaczej, mocniej, chaotyczniej. Trochę mnie mdli. Postanawiam siedzieć bez ruchu i słuchać muzyki, "a nuż przejdzie" pomyślałem ale raczej nie przeszło, bo następną rzeczą jaką pamiętam jest kucanie przy kiblu z uśmiechem na twarzy i wpatrywanie się w subtelną, odbijającą światło, niebieską piankę na wodzie w sedesie, wzory na kafelkach i próby wymuszenia bełta. Jako że znany i doceniany od pokoleń sposób z dwoma palcami nie zadziałał postanowiłem nie próbować więcej. Skoro teraz się nie wyrzygałem, potem tym bardziej nie powinienem. Zanim jednak wyszedłem z toalety i wróciłem do ciemnego pokoju przypadkowo uderzyłem się głową w ścianę oraz postanowiłem nagrać się w dyktafonie i pooglądać trochę w lustrze.

"Test... Raz dwa trzy, jestem ciepławoda i wziąłem 300mg Dekstro... Yyy, Bromowodorku Dekstrometrofanu. Mhm... No i mi weszło, tak. Jestem yyy... Znarkotyzowany. Hm, jak mówię czuje wibracje swoich ust, bardzo ciekawa rzecz. Czuję dźwięki jak przechodzą przeze mnie. Aha, jak zamykam oczy to piękne rzeczy. Kurwa... Żeby to się dało nagrać" - zapis fonetyczny nagrania, 20:56

Koślawym i chwiejnym, robotycznym krokiem ale bez żadnego problemu wracam do pokoju i siadam na krzesło. W tle leci Brygada Kryzys. Zamykam oczy i słucham starych dźwięków. Według zapiska z notatnika który sporządzałem na bieżąco "latałem w krainie fraktali i zwiedzałem jakieś pola, orałem je". Jak się okazało na następny dzień postanowiłem uwiecznić swoją zdekszoną twarz nagrywając telefonem film. Mrużąc lewe oko i zagryzając wargę spoglądam w kamere, głośno wzdycham wyglądając przy tym jakbym przeżywał najgorszy koszmar swojego życia mimo że całkiem dobrze się bawiłem. "Miami Vice kurwa... Miami Vice" (xD) - mówię głosem 80 letniego dziadka po udarze i paralitycznym ruchem zakładam na nos okulary przeciwsłoneczne ale nie trafiam i spadają mi z twarzy na ziemię. Wydaję z siebie jedynie krótkie "Och..." po czym wykręcam twarz w smutnym grymasie i wyłączam nagrywanie. W międzyczasie nawet nie zauważyłem kiedy zrobiłem się bardzo senny. Postanawiam zgasić ekran komputera, przerzucić się z kina domowego na słuchawki i położyć w łóżku. Przeskakuje z krzesła pod kołdrę i włączam jakąś muzykę. Nie pamiętam dokładnie jaką, wiem tylko że cyniczno-prześmiewczy przekaz Dead Kennedys trochę mnie wystraszył i szybko zmieniłem na coś innego.

Zatapiając się w dźwiękach i zamykając oczy moje ciało kręciło się wokół własnej osi lub unosiło nad ziemią a ja oglądałem geometryczne spirale i hipnagogiczne tunele, abstrakcyjne formy i realne krajobrazy które generował mój ućpany mózg. Latając tak pomyślałem sobie o naszych kochanych chrześcijańskich odklejach z hajpa. By uchronić swoją psychikę przed krzywdą która ich spotkała, pojawiły się pode mną krzyże które pewny siebie przewracałem i deptałem manifestując że nie spotka mnie podobny los xD. Co jakiś czas otwierałem oczy i dokonywałem analizy pomieszczenia w którym się znajduję. Wyglądało obco. Mimo że była noc, zdawało mi się że zza zasłony bije światło. Nagle zadzwonił do mnie kolega co skwitowałem wybełkotanym niewyraźnie przekleństwem, bo nie byłem w psychofizycznym nastroju do prowadzenia rozmów. Koniec końców odebrałem telefon i okazało się że on najebany snuje się w tą sobotnią noc przez jakieś chaszcze i pola i dzwoni do mnie, dlatego że ja wcześniej dzowniłem do niego. No tak, rzeczywiście. W jakimś celu dzwoniłem ale już tego nie pamiętałem. Coś tam chwilę pogadaliśmy, ponoć nawet z sensem odpowiadałem chociaż brzmiałem nietrzeźwo. Polatałem jeszcze chwilę ale bałem się trochę żeby nie zasnąć więc postanowiłem wrócić do komputera. W momencie w którym otwierałem oczy tunel którym poruszałem się w halucynacjach rozdzielał się powoli znikając a ja wracałem do rzeczywistości w której czas zdawał się zatrzymać w tym samym momencie w którym ją opuściłem. Nagle przypomniałem sobie o piciu wody którą miałem naszykowaną w szklance. Potem już piłem regularnie i dużo, na tyle że często chodziłem do łazienki. Standardowo byłem dwa razy wyższy i widziałem sikając dwa strumienie. 

Czas mijał powoli. Ogólnie to pare razy zapominałem że coś brałem albo że coś robiłem. Dałem kotom znowu jeść ale jeden z nich jest patentowanym oszustem i zachowywał się jakby nadal był głodny. Coś do niego mówiłem ale nie rozumiał. Sam zjadłem kawałek chleb który mi nie smakował jakoś bardzo. Wciągałem raz na jakiś czas tabakę i poszedłem na balkon na papierosa, mimo że normalnie nie palę. Całkiem był dobry ale długo go paliłem, nie spieszyło mi się. Przed 00:00 znów zachciało mi się kontaktu z bliźnim więc zadzowniłem do innego kolegi. Jak się okazało był on w trakcie konsumpcji marihuany z dwoma innymi znajomkami. Jeden z nich słysząc moją historię też przyznał się do dekszenia i w miarę moich możliwości powymienialiśmy się doświadczeniami. Koło północy byłem już zmęczony i postanowiłem się położyć. Słuchałem troche muzyki i pisałem na hyperreal. Wzrok poprawił się i byłem już w stanie pisać w miarę czytelnie, myśli również były trzeźwe. Po 1:00 podłączyłem telefon do ładownia i przed zaśnięciem chciałem iść do łazienki. Myślałem że już jestem trzeźwy ale gdy zapaliłem lampkę przy łóżku okazało się że jednak nie. Z motoryką i postrzeganiem nadal było słabo. W nocy spałem dosyć płytko, ciężko mi odróżnić co było naćpaną jawą a co snem. Kilka razy wstawałem sikać. Pamiętam że słyszałem jakieś wewnętrzne głosy z którymi próbowałem prowadzić dialogi typu:

- Patrzcie na niego, coście mu dali?

- To wy mu to zrobiliście!

- Jacy oni? Sam to wziąłem xD

Nie wiem, albo to kawałek senno-narkotycznej alter rzeczywistości albo zalążek schizofrenii xD

Obudziłem się po 8:00. Myślowo trzeźwy, wzrok standardowo jeszcze nie do końca poprawny, tak samo jak motoryka. Źrenice duże. Nie miałem apetytu ale wcisnąłem w siebie jakieś marne jadło żeby nie zamęczyć żołądka. Cały dzień w sumie był taki rozlazły i leniwy. Już nie naćpany, jeszcze nie do końca trzeźwy. Na afterglow, mimo wyglądania jak menel, w środku jednak czułem się bardzo milusio. Na szczęście nie musiałem się nikomu pokazywać. Koło 15:00 zapaliłem trochę marihuany żeby położyć się spać bo inaczej nie potrafiłem a czułem że sen dobrze mi zrobi. Trzy małe buchy i resztkami sił wszedłem pod koc. Dawno się tak nie zjarałem taką małą ilością. Szybko zasnąłem i obudziłem się o 19:00 już prawie całkiem trzeźwy, jedynie wzrok lekko mi się rozmazywał.

Ogólnie całe doświadczenie było raczej chaotyczne z chwilowymi przebłyskami świadomości. Zdaje mi się że wbiłem się na ten słynny poziom pomiędzy dwójką a trójką ale nie jestem pewien, może mnie ktoś skorygować. Pozdro.

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
19 lat
Set and setting: 
Wolny weekend, niepohamowana ochota na przyćpanie
Ocena: 
Doświadczenie: 
marihuana mdma dxm szamańskie kompozycje kanna (sceletium tortuosum) pseudoefedryna
Dawkowanie: 
300 mg DXM/60 kg żywej masy chudego byka Nieduża ilość mocnej marihuany
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media