zabawkowa tryptaminka? chyba nie...
detale
zabawkowa tryptaminka? chyba nie...
podobne
Wiek i waga : 17, ~60kg
Doświadczenie : kofeina, alkohol, THC, gałka, DXM, powój, 4-HO-MET, Salvia divinorum, różne zioła etnobotaniczne, które bez sensu wymieniać ;)
S&s : piątek, swój pokój, łóżko, noc, reszta domowników śpi w najlepsze, nastawienie - bez obaw, wyzbyłem się podczas pierwszego razu
Dawkowanie : ~25mg
TR powstał z myślą o użytkownikach utrzymujących, że ta trypt to zabawkowe kolorki, bez wpływu na psychikę :P
Nabyłem jakiś czas temu drogą kupna 150mg tryptaminki 4-HO-MET. Część sprzedałem dla kumpli. Jeden mówił że było cienko, drugiego nie wzięło wcale, więc pewnego razu a był to piątek postanowiłem spróbować tego specyfiku jeszcze raz celem sprawdzenia czy nie przeleżał i nie zwietrzał
Godzina 1.00 - odmierzam mniej więcej 25mg wsypuje pod język i trzymam, potem popijam
Zaczęło się drżeniem mięśni ale nie wiem czy to tryptamina, zdenerwowanie czy temperatura -dość zimno w pokoju ;P
Włączyłem film - „Tajemnice rajskiego wzgórza”, no i zaczęło się powoli wkręcać. Najpierw jakby ktoś kontrast podkręcił, zajebiście można się było wczuć w film, czytać emocje z twarzy aktorów. Po godzinie włączył się "nadwzrok", jeszcze bez zniekształceń Widziałem więcej, wszystkie najmniejsze szczegóły razem, tak jakbym patrzył i skupiał się na każdym z osobna. Zdziwiłem się, że mogłem oglądać bez okularów [-1,25 wystarczy żeby nie móc czytać napisów z odległości 1,5m ;)]. Po ~1,5h obraz często się zmieniał, jakby ktoś nakładał na film różne filtry z PS'a :) Pod koniec zdarzało się, ze obraz przyśpieszał lub zwalniał, pewne rzeczy umykały mi i czasami gubiłem wątek, bo się za bardzo skupiałem na obrazie.
W międzyczasie wzorki na tapecie zaczęły tańczyć a ściana falować, po ciele przebiegły zajebiste dreszcze, jakby przeczuwające co się ma zdarzyć, przeczuwające nadchodzącą przyjemność :D
Jak film się skończył, a trwało to jakieś 2h, poszedłem do kibla i przy pełnym oświetleniu zobaczyłem dopiero to co homet może mi dać wizualnie. Do tej pory półmrok, więc OEVy były znacznie uboższe. Cała normalnie biała łazienka pokryła się jaskrawymi, kolorowymi wzorkami, to na co skupiałem wzrok było mocno plastyczne i ciągle zmieniało kształt. Włączyły się także przemyślenia. Od tego czasu mottem dla całego przeżycia jest "rozumiem".
Jak czasami widzisz jakieś abstrakcyjne dzieło, rzeźbę, obraz, to myślisz "ja nie wiem skąd się takie rzeczy biorą". Ja już wiem. Rozumiem co to za stan umysłu w którym rodzą się tak abstrakcyjne i surrealistyczne formy. I tak oto w kiblu zrozumiałem sztukę :P Stwierdziłem, że wiem skąd się wzięła. Jest to forma wyrażania myśli i emocji, których nie oddałyby słowa, jedynie telepatia. Ale niestety jest dla większości ludzi niemożliwa. Tak powstała sztuka. Wyraża myśl i emocje. Jak się to czyta to zdaje się to takie oczywiste i banalne, jednak w podróży ma to zdecydowanie większą wagę. Nie sposób wyrazić tego słowami, są zbyt niedoskonałe. Zrozumienie tego co napisałem odbywa się w znacznie szerszy sposób.
Póki się tego nie przeżyje można mówić o pustych frazesach:
"Tak, wiem o co chodzi w tym obrazie."
Ale jak przychodzi coś takiego jak wtedy, myślisz:
"O kurde, jak ja bardzo się myliłem. TERAZ dopiero rozumiem PEŁNY przekaz, W PEŁNI rozumiem emocje które artysta chce przekazać"
Zjednoczyć się z artystą, poznać jego myśli i emocje. Nie widać kawałka kamienia ozdobionego dłutem. Tworzy się mentalną jedność z artystą, CAŁKOWICIE odbiera się to co przekazuje, nic nie ucieka.
Moje myśli uczucia i emocje przybierały kubistyczne kształty
Wróciłem do łóżka i zobaczyłem ze homet nie daje żadnych wizji, żadnych CEVów. Nic nie tworzy, tylko przetwarza to co już jest. Włączyłem więc muzykę (Village collectiv :P) i leżałem z otwartymi oczami.
Wszytko dalej kręciło się wokół motta. Stwierdziłem, że jakby każdy choć raz przeżył to co ja, to świat byłby lepszy, poczucie że wszystko jest piękne i zajebiste. Na podobieństwo rzeźb antycznych pełne majestatu i wdzięku.
Wiedziałem że jakby każdy coś takiego przeżył to byłoby więcej zrozumienia na świecie.
Bo komu szkodzę że przeżywam coś takiego? Ale i tak są ludzie którzy przypną mi metkę groźnego, pojebanego ćpuna. A trochę zrozumienia, wolności, zaufania, miłości i wyrozumiałości!
Zrozumiałem co to znaczy przeżyć muzykę, wczuć się w nią, dać się jej ponieść. Nie chodzi o kolejny wymiar muzyki jak na DXMie. Byłem jak puch niesiony wiatrem muzyki. Kolorowym wiatrem.
Niestety, załączył się mniej przyjemny kawałek. A może to nie wina kawałka. Zacząłem odczuwać paniczny, irracjonalny, paraliżujący strach. Ale bez konkretnego powodu. Jednocześnie powoli zaczęło napływać uczucie, że faza mnie przerasta. Zdecydowanie nie byłem przygotowany na to co miało mnie czekać.
Myślałem o tym, że zwariowałem. Albo "CZY ja zwariowałem?" "A tak w ogóle, co to znaczy zwariować?" Wszystko przewróciło się do góry nogami. Nowe definicje, nowy świat. Wrogi i obcy.
Aż w końcu "Co się kurwa ze mną dzieje?!" "Czy to ma tak być?!" "A jeśli zostanie tak na zawsze?" "Były takie przypadki ze się komuś faza zawiesiła" „Nie będe mógł funkcjonować normalnie wśród ludzi...”
W mojej głowie zaczęły toczyć bitwę 2 osoby - spanikowana i racjonalna. Starałem się uspokoić. "Spoko, to tylko ok. 6h" "Nie ja pierwszy biorę" "Nawet cała książka napisana jest, przez doświadczonych chemików"
Nagle wkrętka - usnę to umrę. Bałem się śmierci. Nie śmierci z zaćpania hometem, bo wiedziałem, że to niemożliwe. I nie tylko w tym momencie, tylko ogólnie. Obawa, że się nie obudzę była po prostu dodatkowa. Był to peak – 4.30-5.00. Najdłuższe 0,5h mojego życia. Autopsychoanaliza podpowiedziała mi że to przez Death Note, który ostatnio intensywnie czytałem...
Potem zauważyłem i sformułowałem 2 sinusoidy:
1) poczucie szczęścia i bezpieczeństwa \ dół i irracjonalny strach przed śmiercią
2) pełna trzeźwość \ "kurwa! WTF?!"
Jak już doszedłem do tego, to jakoś dałem rade to przeżyć np. leże sobie w pełni szczęśliwy i nagle myślę "kurde, znowu zaczyna się robić niefajnie...". W momentach gdy strach i przerażenie mijały próbowałem usnąć, bo wiedziałem że jak się znowu zacznie to wkrętka o śmierci mi na to nie pozwoli ;)
Wiem jedno - na pewno wzmocniło mnie to psychicznie, nie poddałem się, wygrałem sam ze sobą, nie poszedłem płakać do rodziców. Nie dzwoniłem po karetkę mówiąc, mówiąc że nie wiem co się ze mną dzieje.
Na tyle na ile pozwoliła mi ta tryptamina zrozumiałem co znaczy termin „psychodeliczny”. Cały mój pokój żył, oddychał, falował, przemieszczał się (obrazki 2D).
Straciłem poczucie czasu, myśląc i analizując wszystko na trzeźwo doszedłem do wniosku, że ilość przeżyć jest znacznie większa niż czasu który byłby potrzeby na ich przeżycie. Ale kto to wie, tylko raz spojrzałem na zegarek.
W końcu zamknąłem oczy. Myśli zaczęły przybierać wyraźniejsze formy i kształty, już nie kubistyczne. Nie były to CEVy. Były to myśli. Myślałem o chemii i budowie cząsteczek, biologii, komórkach i DNA, matematyce, funkcjach itd. Ale homet mi sam w sobie nic nie pokazał. Uwydatnił tylko i wyostrzył to co już wiedziałem i to jak już myślałem. Np. wyobrażenie DNA było takie same, tylko wyraźniejsze i pełniejsze. Stwierdziłem, że homet nie pozwala rozwinąć się duchowo ale na pewno intelektualnie. Pozwala poszerzyć horyzonty, obejść ograniczenia w wyobraźni, które człowiek sam sobie nakłada.
Były momenty, że zarzekałem się że już nie będę ćpał, że to nie ma sensu, jednak jak przechodziły najgorsze momenty, to nachodziła myśl:
"To było pouczające. Kolejna lekcja pokory, jakbym mógł, pewnie bym to powtórzył."
Bo wbrew temu że czułem się momentami naprawdę źle, to była piękna podróż wgłąb umysłu. Ta skrajność emocji - człowiek wie, że żyje. Nie wiem czy lepiej jest umieć kontrolować emocje. Z jednej strony to znacznie bezpieczniej, z drugiej, nie tak intensywnie. Ostudzić podniecenie, rozwiać lęk, emocja jest jak przyprawa.
Oczywiście im dalej chce się iść tym lepiej jak się jednak te emocje trzyma na wodzy. Jednak jeśli idziesz dalej to po to, by DOWIEDZIEĆ się czegoś, dążysz do WIEDZY, a nie do PRZEŻYCIA, CZUCIA, POCZUCIA – a to dają właśnie psychodeliki stosowane bez przygotowania. Uważaj jednak, podróżniku, bo mogą zabrać Cię na krawędź zdrowia psychicznego, a w skrajnym przypadku nawet pchnąć w otchłań szaleństwa.
Ale to tylko moje filozofowanie, nie bierzcie go do siebie i nie przekonujcie mnie że nie mam racji. Sam się kiedyś przekonam :)
- 29232 odsłony
Odpowiedzi
Sustancja ta
ma potencjał bardzo różnorodny. Można w kilka obytych osób przeżyć wspaniałe chwile, które niebawem sam zamieszczę. Można również stosować psychodelik ten samemu, indywidualnie, w nieco innym miejscu, za dnia. Natura to nie bzdura. Można też nocą, bez muzyki, ale na razie sobie daruj takową zabawę. Strasznie się schizujesz, daj się ponieść kurwa :D
A i widzisz - jak się postarasz to i ładnie napiszesz :)
Salvinoria
Hehehe właśnie zdaje mi się,
Hehehe właśnie zdaje mi się, że tak się dałem ponieść, że schizów nałapałem ;P Ale takie doświadczenie też są potrzebne, trzeba pracować nad sobą ;)
No może i ładnie, tak to jest jak się trzeba uczyć, a się mocno, mocno nie chce ;D To i jakoś czas na wszystko się znajduje ;P
Nie rozumiesz
Nie czaisz co to znaczy dać się ponieść. Euforycznie chodzi, euforycznie. Ta substancja to imo MDMA tylko z kolorami. Sama przyjemność. Myślę tak sobie, że kilka trip'ów i zczaisz bazę, każdy na początku ma jakieś odchyły, hehe
Salvinoria
Euforycznie też było, pisałem
Euforycznie też było, pisałem :D Emocje przychodziły falami - raz własnie euforia, potem deprecha :D
Zresztą za pierwszym razem tak samo było - najpierw leżałem ze śmiechu na podłodze, a potem morze smutku :P
"Bo komu szkodzę że przeżywam
"Bo komu szkodzę że przeżywam coś takiego? Ale i tak są ludzie którzy przypną mi metkę groźnego, pojebanego ćpuna. A trochę zrozumienia, wolności, zaufania, miłości i wyrozumiałości!"
Nie mylisz się także co do sztuki, bracie. Spostrzegłem to samo, tylko pod nawałem innych wrażeń zwyczajnie o tym zapomniałem. Słowa są za słabe. Naprawdę, dobry TR.
Pokój.
Trzeba być pokornym z tego,
Trzeba być pokornym z tego, co widzę i nie dziwi mnie to. Mój pierwszy raz z mahometem jeszcze przede mną, ale już niedługo. :) Chcę być gotowy i udać, może także w te niebezpieczne, miejsca, by zdobyć wiedzę. Zresztą uważam, że prawdziwy badacz zawsze podejmuje świadome, mimo wszystko przemyślane ryzyko (choć może to dziwnie brzmi), aby zdobyć wiedzę.
Free yourself, from yourself...