Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

za wielka inicjacja - pierwszy raz z marihuaną.

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
Dwa gacki (ilościowo dwa dobre nabicia bonga) w przeciągu 3 minut. Pół na pół z tytoniem z lekką przewagą marihuany.
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Nastawienie dobre, lekka głowa, bez problemów dnia codziennego, godziny po południowe. Ławeczki na boisku do koszykówki obok szkoły. Na początku dwie osoby, później samotnie.
Wiek:
18 lat
Doświadczenie:
W trakcie tego trip raportu był to też mój pierwszy związek z jakimikolwiek substancjami.

za wielka inicjacja - pierwszy raz z marihuaną.

Na wstępie chciałbym się przywitać, jako że jest to mój pierwszy trip raport na tym portalu. Może to być dla wielu osób raport lekko chaotyczny – opracowałem sobie taki styl pisania że piszę tylko gdy palę, pozwalając płynąć myślom i od razu je zapisując, bez używania „backspac’a” – dlatego jest to raport na temat palenia, na temat którego można by napisać osoby raport „Jak pisałem raport, będąc kompletnie zjaranym” – Pozdrawiam serdecznie i miłego czytania (mam nadzieję.)

Płyniemy! 

         Około godzin popołudniowych (po szkole - bo przecież "najlepszym" czasem na próbowaniu narkotyków jest gimbaza, głupi wtedy nie myśli o konsekwencjach.) Razem z 2 [słownie: dwoma] zaprawionymi juz w temacie znajomymi postanowiłem sobie zapalić i zobaczyć o co jest ten cały no, hype. Dałem im cale 20 złotych, i mam wrażenie ze zostałem konkretnie wychujany na ilości - tacy koledzy.

Za młodość sie płaci (albo za głupotę, albo za jedno i drugie, albo za wszystko - tak, za wszystko sie płaci.) Siedząc sobie na zalanej słońcem (i piwem, wódka, ślina, i chuj wie czym jeszcze - ja nie wiem, a ludzie mówią że jestem chujem, dziwne) ławce czekałem na kumpli którzy pojechali "ogarnąć" - przyjechali juz zjarani - tez bym tak teraz zrobił.

I zrobili mi najgorsza rzecz jaka można zrobić osobie która nigdy nie paliła (a ja, jak już wiemy, nigdy nie paliłem) - zrobili gacka - dla osób niewiedzących - nie chodzi o podwieszanie za nogi albo na hakach, przebieranie sie za nietoperza też nie chodzi w grę (znaczy wchodzi ale może zostać dziwnie odebrane - serio, kiedyś sie przebrałem), chodzi o wzięcie górnej części plastikowej butelki, taśmy klejącej (w przyborniku każdego gimnazjalisty jest razem z zapalniczką i folią aluminiową - a co!) oraz siatki (zwyklej takiej ze sklepu, co szeleści), i teraz trzeba sie skupić, bo do dolnej części, górnej części butelki, od całości butelki (to zdanie naprawdę ma sens). Przyklejamy szczelnie taśmą klejącą (zwykła taśmą - na przykład z biedronki) siatkę ze sklepu, u góry tam w tym co sie pije z tego, dajemy sreberko w którym cyrklem robimy dziurki (a więc z folii robimy sitko) - reszta juz chyba wiadoma - podpalamy, ciągniemy za siatkę aż napełni sie dymem, potem ściągamy sreberko i całość wciągamy.

Według moich kumpli na początek dwa takie gacki w zupełności mi wystarczą - pies ich jebał znawców, zamiast dąć mi lufkę albo słabego jointa spalić to nieeeeee, zapal sobie tak, i to jeszcze 2 pod rząd... super kurwa.

Parę minut później pamiętam tylko ze jest mi strasznie gorąco, tak jak bym siedział za szyba w którą napieprza słonce (a siedziałem za przezroczysta pleksi w która napieprzało słonce - wiec coś było na rzeczy), i gapie się w czerwoną paczkę po marlboro. O tym ze gapie się tak od 5 [słownie: pięciu] minut przypomniał mi jeden kumpel, a ja gdy podniosłem głowę i popatrzyłem się na niego znowu sie zawiesiłem, tym razem na tagu ponad jego ramieniem - ekstra zabawa (zwłaszcza że tag był mój), polecam psia jego mac, czułem sie jakbym był upośledzony…

I co zrobiłem... no wpadłem w panikę, ze mi tak zostanie, ze rodzice sie zczają, ze teraz będę upośledzony a marihuanen zniszczył mi życie (dziękuje szkole za taka naukę o marihuanie, jesteście świetni), jeden z kumpli widząc moją nieopisaną chęć by zemdleć i to jak biały jestem na twarzy, złapał mnie za głowę (chyba za głowę, albo za ramię, albo za oba "ramienia") i skierował wzrok na słonce z tekstem "zawieś się kurwa na tym", i to była jedyna dobra rzecz która dla mnie zrobił, jedyna.

Pomogło na cale 30 sekund kiedy to dłużej nie mogłem patrzyć w słońce a głosy w głowie mówiły "oślepniesz synek, i nie dość że będziesz upośledzony to jeszcze ślepy, tak trzymaj" - wiec wróciłem do zawieszania sie na wszystkim co popadnie, a gdy przekręcałem głowę - miałem film HD puszczony w 12 klatka na sekundę, 12!

Moi "towarzysze" znudzili się chyba zajmowaniem się zjaranym kolegą (czyt. mną) i zostawili mnie wsiadając do autobusu i jadąc do domu... (palenie zabrali ze sobą, chyba uznali ze więcej mi nie potrzebne).

I tu zaczyna się dopiero jazda. A raczej zaczęła się, bo ten, nooooo... Jezu nie mogę sie wysłowić... przerwa techniczna. 

.
.
.
.
.

OK… zaczęła się, bo to było kiedyś, ale do sedna, zostawiony sam sobie, mający mętlik w głowie jak ten ziom co pokazał fucki w zielonej górze zaraz po tym jak na koszt pewnego osobnika go znokautowali, leżałem na ławce zastanawiając się kiedy ktoś mnie znajdzie, zawiadomi karetkę albo policje - nie polecam takich faz.

Po zamknięciu oczu było jeszcze gorzej - wiec ich nie zamykałem, mądry ja. Nie wiem ile tam leżałem, wydawało mi się że parę godzin (teraz wiem ze pewnie było to 15, może 20 minut, bo po paru godzinach juz by mi faza pewnie zeszła - pewnie, bo sam nie wiem co to za chemia była).

Wstałem, i gratulując sobie w duchu ze nie wylądowałem na twarzy ruszyłem do domu - mądre posuniecie myślałem, położysz się spać i przejdzie - taki chuj! Bo do domu jeszcze trzeba było dotrzeć, na szczęście musiałem przejść tylko jedną ulice, i bardzo dobrze pamiętam jak to wyglądało.

Ulica mało ruchliwa, zaraz przy komisariacie, stoję patrząc się jak wariat w lewo, w prawo, w lewo, w prawo, i tak dobre 40 sekund mimo że nic nie jechało, po czym wszedłem prosto pod kola samochodu - którym mimo ze prowadzony przez kobietę (a słyszałem ze te są gorszymi kierowcami - teraz wiem ze mogę to wsadzić miedzy teeee nooo, te dla dzieci co sie pisze je, czy jakoś tak) zatrzymał sie z piskiem, i babka się do mnie jeszcze śmieje, pewnie myślała ze smutny albo zamyślony gimnazjalista wraca ze szkoły po ciężkim dniu - ojjj gdyby tylko wiedziała... to pewnie bym miał przejebane.

Nie dotarłem do domu, a raczej dotarłem i zrobiłem zwrot przed drzwiami bo zobaczyłem auto ojca na podjeździe, było źle, sytuacja była zła, ze mną było jeszcze gorzej, a glosy w głowie gadały i gadały, bad trip po całości z którym teraz poradził bym sobie szybciej niż TeTris z KaeNem, ale wał,  bo to było kiedyś.

Magicznym (albo jakimś innym nadprzyrodzonym cudem – nie wiem, na magii sie nie znam, na rzeczach nadprzyrodzonych tez nie - a chciałbym) cudem udało mi się zadzwonić do przyjaciela i dowiedziawszy się ze siedzi sam w domu zapowiedzieć wizytę - co później dowiedziałem się brzmiało mniej więcej tak: "eeeeeee... oaaaa... hrrrr... o ja pierdolee... piętnaście minut staryyy"

Ważne ze zczaił o co biega - ja bym nie zczaił, niema opcji.

Anyway, w drodze do kumpla wydarzyła się rzecz dziwna, zastanawiająca i która sprawiła ze na parę minut otrzeźwiałem całkowicie, mianowicie, idąc sobie spokojnie ulica do kumpla, spokojnie to znaczy blady tak ze aż zielony, z zamglonym wzrokiem i szurając butami o asfalt, zawiesiłem się na własnych krokach, były tak powtarzalne że mimo że stanąłem w miejscu, widziałem dalej kroczące stopy... z zawieszenia wyrwał mnie beton który bardzo chętnie przytulił moja twarz (dzięki bogu nikt tego nie widział - a juz najlepiej że nie nagrał, byłbym najbardziej żałosna gwiazda youtuba ever). Jakoś jednak do kumpla dotarłem, jakoś.

Jak mnie zobaczył to zastanawiał się czy wzywać karetkę czy karawan (nie dziwie sie ze nie wiedział, obydwa słowa na "ka", ale prędzej chodziło mu ze byłem zielony na twarzy) Przyjaciel, mający z medycyna wspólnego tyle co ja z rajdowym prowadzeniem samochodu po pustyni (czyli tyle co widziałem w telewizji) wykoncypował ze najlepszym rozwiązaniem będzie wlanie mi do mordy całej buteleczki takiego dziwnego syropu na ból brzucha który babcie (albo rodzicie, zależy ile macie lat - ja mam tyle ze babcia mi podawała - albo mama, jak sie od babci pożyczyła ten syrop, nie wiem czemu sama nie kupiła) miały w zwyczaju podawać nam na łyżeczce wypełnionej cukrem - wiecie o co chodzi.

Jak wymyślił, tak zrobił... debil, ale mądry debil, bo niemiałem wtedy czasu zawieszać się na niczym, rzygałem jak kot obściskując toaletę - o cukrze zapomniał, porostu otworzył buteleczkę i wlał mi ja do gardła. Miły koleś, zawsze go lubiłem.

Następna godzina (gdy wyrzygałem już wszystko co zjadłem, a wrażenie miąłem że też to czego nawet nie zjadłem, a pojawiło sie w brzuchu niewiadomo skąd) spędzona została leżąc na łóżku, wyobrażając sobie ruchoma statuetkę jezusa który ruszał rekami w pieprzonych 12 klatkach na sekundę.(Ale w HD był dalej.) Lekarstwo zadziałało, albo jezus pomógł, albo po prostu zeszła mi faza. W każdym razie około 17tej lub 18tej, przy zachodzącym słońcu, strasznie skołowany, ale szczęśliwy że umiem myśleć w miarę normalnie ruszyłem do domu.

         Od tego czasu nie tykałem palenia przez jakieś 3 lata... a sama myśl żeby zapalić włączało mi nad głowa lampkę ostrzegawcza z napisem "chyba cie poebalo koleś". Ale fajnieeee było, nie mogę narzekać, no bo na co, nawet się cieszę że wzięli sobie wtedy to palenie. A jak zapaliłem po 3 latach i dlaczego? To juz inny port i inna opowieść.

Do następnego, a ja ten, płynę sobie sam gdzieś dalej, jak zwykle zresztą.

Ahaaa, byłbym zapomniał, to tam w tym opisie jak się gacka robi, to tam jeszcze zanim podpalamy i ściągamy siatkę żeby dymem napełnić, to trzeba to, palenie włożyć, bo tak to nie będzie co zapalić, a jak nie będzie co zapalić, to dymu nie będzie - i cala zabawa pójdzie wpizdu. To tam sobie trzeba dopisać u góry.

Wiek musiałem lekko zawyżyć. Ale wiadomo oco biega nie? To ekstraaa.

W razie chęci przeczytania większej ilości tekstów mojego ujaranego pióra - zapraszam na statekopti.blogspot.com

 

Ahoj!

Rudobrody

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
18 lat
Set and setting: 
Nastawienie dobre, lekka głowa, bez problemów dnia codziennego, godziny po południowe. Ławeczki na boisku do koszykówki obok szkoły. Na początku dwie osoby, później samotnie.
Ocena: 
Doświadczenie: 
W trakcie tego trip raportu był to też mój pierwszy związek z jakimikolwiek substancjami.
Dawkowanie: 
Dwa gacki (ilościowo dwa dobre nabicia bonga) w przeciągu 3 minut. Pół na pół z tytoniem z lekką przewagą marihuany.

Odpowiedzi

Całkiem, całkiem. Następnym razem, rozważ jednak napisanie na trzeźwo, bo faktycznie chaotycznie napisane.

To był MOCARZ, a nie marihuana!

i pomysleć, że wystarczyłoby jakbyś wybrał inne miejsce, okolicznosci zażycia, innych "przewodników" i nie taka dawkę choć są i tacy co na 1 raz zadziwiają :)... czytając to miałam wrażenie, że przezyłeś turbo maraton a mogło być przyjemnie. w przypadkach padaki sprawdza się coś slodkiego np. czekolada

Pozdrawiam

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media