Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

podwórkowy acodinowy trip.

detale

Apteka:

raporty anarchyguru

podwórkowy acodinowy trip.

Set & Setting - weekend, ciepły dzień roku 2009. Nastrój bardzo dobry ze względu na to, że w plenerze wypiłem sobie ze znajomymi po 3 zimne piwka. Wracając do domu spotkałem starego przyjaciela, który powiedział, że ma pieniądze, fajki i ochotę do picia. Jako, że moja matka poinformowała mnie, że wychodzi na noc postanowiłem przyłączyć się do przyjaciela i jego kolegów ze szkoły.

Doświadczenie - MJ, dopalacze, alkohol.

Dawkowanie - 30 tabsów. 5 co 2-3 minuty zapijane piwem.

Czas - mniej wiecej spożycie o godzinie 20.

19:00 - 20:00

Zaczęło się niewinnie. Od 3 piw ze znajomymi, a skończyło się na spotkaniu z przyjacielem znanym od urodzenia. Jego kolega (nazwijmy go "Z") chciał się "zajebać" jak najtańszym kosztem. Jako, że słyszałem już nieco na temat Acodinu rzuciłem zupełnie od niechcenia : "Może Acodin?". Ta z pozoru nic nie znacząca myśl przerodziła się w plan, który po zaledwie 20 minutach został zrealizowany.

Szybko załadowaliśmy tabletki. Nie powiem....byłem podekscytowany i myślałem, że jeśli nie zadziała to w sumie nie będę rozpaczał bo sam do końca nie byłem przekonany co do tego, ale kolejne, po wcześniejszych 3, 2 piwka wystarczyły bym dłużej się nad niczym nie zastanawiał.

20:30

W sumie nic nie czułem...zaczynałem zapominać, że brałem i zabieram się za wino kupione w tym czasie przez kolegę.

21:10

Czuję się jakbym wypił kolejne 3 piwa. Mógłbym sobie to tłumaczyć winkiem kolegi, ale wypiłem go za mało żeby mogło mnie tak uderzyć. Coraz mniej też mówiłem, ale słuchałem uważnie rozmowy wszystkich zgromadzonych na placu (betonowy dzwiękochron, boisko, ławeczka i stół do tenisa stołowego).

21:45

Złapało mnie...trochę się wystraszyłem, ale po kilku minutach gdy trip się rozkręcił nastąpił u mnie wybuch euforii. Niebo było takie piękne. Złocisto-fioletowe kolory przeplatały się z brązowymi chmurami, a gdzieniegdzie występowały białe przebłyski. Dotychczasowe otoczenie przestało mnie interesować. Czułem obecność znajomych, ale nie obchodziło mnie co robili i mówili. Spoglądając na bloki, które tańczyły zmieniając kolory świetnie się bawiłem. Próbowałem nawet powiedzieć niektórym co widzę, ale Ci mnie nie rozumieli. Rozumiał mnie tylko Z, który widział podobne rzeczy.

23:00 - 24:20

Do 23 zdążyło odejść parę osób. Zostałem, ja, Z i 2 znajomych. Ciągle myliłem jednego kumpla z tym, który już poszedł i zdawało mi się wciąż, że jest nas o połowę więcej.

W pewnym momencie, ktoś zaproponował wyprawę do sklepu. Nie wiedziałem po co, ale skoro wszyscy ruszyli to powlokłem się za nimi. W czasie wyprawy, latarnia zdawała mi się być słońcem, które mocno grzało mnie w klatkę piersiową. Gdy o tym powiadomiłem najbliższą mnie osobę, Z oświadczył, że jest kosmonautą. Od razu wszystko zrozumiałem. Dlatego to słońce było takie dziwne, dlatego roślinność deptana podeszwami moich butów wydawała się być dziwnie świecąca i połyskująca....w jednej chwili olśniło mnie! Byłem na innej planecie! To odkrycie bardzo mnie uszczęśliwiło, ale 5 minut później o nim zupełnie zapomniałem bo zainteresowałem się powietrzem, które, przedstawione w postaci małych, przeźroczystych kuleczek, mogłem rozgarniać i układać. W pewnej chwili, widzialne powietrze zniknęło mi sprzed oczu i zostało za mną, odgrodzone tajemniczą barierą. Zrozumiałem, że była to dziwna ciepła strefa w której rozgrzane powietrze stawało się widoczne. Chętnie bym do niego wrócił, ale moi towarzysze nadawali tępo i jeśli nie chciałem zostać sam musiałem iść za nimi.

Gdy tak byliśmy już niedaleko jedynego otwartego sklepu, o tej porze, na osiedlu zauważyłem, że dołączyły do nas 3 dziewczyny. Niestety, jak szybko sie pojawiły, tak też szybko zniknęły. Słyszałem tylko ich chichot przez kilka chwil.

Gdy około 23:45 dotarliśmy do sklepu, strasznie zrobiło mi się nie dobrze. Wyrzuciłem przez jamę ustną, zalegający mi balast i popędziłem za moimi towarzyszami, wracającymi do miejsca z którego przyszliśmy.

24:30

Gdy dotarliśmy na miejsce. Stąpając po trawie z Z uświadomiłem sobie, że teraz jestem w świecie Indiany Jonesa i mój zaćpany kumpel właśnie jest tym bohaterem. W trawie poruszył sie aligator i czym prędzej pobiegliśmy do stołu i ławeczki.

Gdy tak tam siedziałem patrząc się na mur, mający chronić mieszkańców blokowiska przed hałasem od strony ulicy, wydawało mi się, że jest on odległy ode mnie jakieś 20 metrów. W rzeczywistości oczywiście mur był jakiś metr przede mną.

1:12

Zacząłem nawiązywać kontakt z towarzyszami tamtejszego wieczoru. Doszedłem do wniosku, że pora wracać do domu. Kumpel odprowadził mnie na przystanek autobusowy. Bus przyjechał dość szybko i w mgnieniu oka wracałem do domu.

Wtedy ogarnęła mnie wszechobecna świadomość, że jestem sam. Nie pamiętam dokładnie czy jadąc, siedziałem na krześle czy gdzieś indziej, ale dostrzegłem na moim przystanku policje. Gdy tylko wysiadłem, wyimaginowani funkcjonariusze zniknęli, ale świadomość czyhającego zagrożenia pozostała. Idąc przejściem podziemnym myślałem, że tunel nigdy sie nie skończy...wydłużał się tylko, az wreszcie udało mi się z niego wydostać.

1:30

Wróciłem do domu. Wchodząc po schodach, szedłem schylony tak aby sąsiedzi mnie nie widzieli. Wiedziałem, że te podstępne skubańce stoją pod drzwiami i gapią sie przez wizjerek kto im zapala światło na klatce o 1 w nocy.

Gdy byłem w domu, trochę sie uspokoiłem. Włączyłem komputer i...i mój spokój szlag wziął. Złapałem potwornego stracha. Serce zaczęło mi walić, a ekran monitora migał i skakał jak szalony. Wystraszyłem sie nie na żarty...nie chciałem już tej fazy. Po alkoholu mogłem się zawsze skupić i opanować, a teraz ta metoda nie działała. Próbowałem się jakoś uspokoić, ale to było na nic. Zacząłem się potwornie pocić i biegałem od kibla do komputera (pisząc z kimś na gg, że mam przesrane i nie wiem co zrobić) aby próbować zwymiotować zażyte tabletki. Oczywiście miałem zupełnie pusty brzuch po poprzednim hafcie i nawet gdybym włożył sobie całą rękę w przełyk nic by to nie dało. Poddałem się...stwierdziłem, że mam zawał i nie chce już umierać. Posiedziałem chwile i w końcu wstałem nieco spokojniejszy. Chciałem poczytać gazetę, ale literki przeskakiwały ze stronę na stronę śmiejąc się piskliwym głosikiem.

W końcu doszedłem do wniosku, że powinienem iść spać i tak tez zrobiłem. Miałem pewne obawy przed wymiotami podczas snu (było mi niedobrze), ale w końcu uspokoiłem sie na tyle aby zasnąć.

Ocena: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media