kaszlodynowo-grejpfrutowa rewolucja
detale
raporty sarkie
kaszlodynowo-grejpfrutowa rewolucja
podobne
Zanim przejdę do właściwego TR, chciałbym napisać czemu w ogóle go piszę. Po pierwsze na pewno nie po to, byś dowiedział się, drogi czytelniku, jak działa dxm. Takich raportów jest na tej stronie od ch*ja i jeszcze trochę, spójrzmy prawdzie w oczy - czytając ten konkretny, nie dowiesz się prawdopodobnie niczego nowego. Mimo to, ostatnimi czasy dane mi było zaobserwować pewien spór: niektórzy twierdzą, iż grejpfrut zupełnie im nie pomógł, inni zachwalą jego działanie. Po pierwszej próbie z tym cytrusem zdecydowanie mogę zaliczyć się do tych drugich. Po drugie, sam dobrze znam to podekscytowanie, gdy pod napisem "najnowsze raporty" widnieje nowy tytuł. Czemu więc nie dostarczyć Ci trochę rozrywki, ewentualnie pretekstu do psychopatycznego śmiechu podczas krytykowania moich wypocin.
Godzina 5:00 - Nieco ospały, ale wciąż podekscytowany nieuchronnie zbliżającym się tripem sączę z kartonu sok grejpfrutowy po czym idę z powrotem spać.
Godzina 7:00 (T+0)- Zjadam 30 tabletek gorzkiej, białej przeciwkaszlowości, po czym wychodzę na dwór by zapalić papierosa. Wracam, idę się odlać, po czym kładę się do łóżka i puszczam muzykę.
(T+30min) - Zaczyna boleć brzucho (zdarza mi się to w mniej więcej co drugiej próbie z dxm).
(T+1h) - Ból staje się nie do zniesienia, w głowie mam tylko "Nikomu nie życzę, by tak się czuł. Nawet najgorszym wrogom. Chociaż może...". Nerwowo trzęsę nogami czekając na załadowanie się dxm.
(T+???) - Kłucie w żołądku ustało, sam nie wiem kiedy. Od tej pory zupełnie straciłem poczucie czasu, pamiętam tylko, że czuć już było wyraźną różnicę w odbieraniu bodźców czuciowych - byłem jakby znieczulony, próbowałem machać rękami i nogami - wydawały się nadzwyczaj lekkie. Nie potrafię przypomnieć sobie kolejności "wizji" ani konkretnych wydarzeń, wymienię je więc w takiej kolejności, w jakiej je sobie przypominam. Po pierwsze, zacząłem rozkminiać nad sensem życia, doszedłem do wniosku, że nic nie ma tak naprawdę sensu. Że nie ma dobrych rozwiązań, że wszystko tak naprawdę jest błędne. Idąc drogą liberalizmu, pewnego dnia obudzimy się w świecie w którym pedofile będą popierani przez społeczeństwo w swej walce o równouprawnienie, a kilkadziesiąt lat później zupełnie zrezygnujemy z cielesnych form życia, gdyż to, że jedni rodzą się brzydcy a inni piękni jest niesprawiedliwe, człowiek w chwili urodzenia podłączy swój umysł do internetowej formy wszechświata w której każdy wygląda tak samo, a życie będzie opierało się na nieistniejących uciechach, a my będziemy karmieni dożylnie przez roboty, których obowiązkiem jest zabierać spod nas miski do których niekontrolowanie sramy i szczamy, a także pracować - zdobywać dla nas pożywienie. Wszystko w imię równouprawnienia i postępu. Drugi biegun? Ludzie próbowali już iść drogą konserwatyzmu. Średniowiecze - na nic lepszego nas nie stać. Ludzie już próbowali tej drugiej opcji, teraz prędzej czy później czeka ich ta pierwsza. Sam nie wiem kiedy zmienił się to z klasycznej rozkminy w wizję powstania wszechświata. Widziałem klasę w szkole, taką samą jak w amerykańskich filmach, a w niej różnych kosmitów. Na ławkach trzymali różne szklane pojemniki/pudełka z unoszącymi się w powietrzu galaktykami". Wiedziałem że jeden z nich, upośledzony sadysta, zrobił właśnie nasz wszechświat, ale dostał słabą ocenę. Że jego projekt jest bezsensowny, niedopracowany, nauczycielka wyśmiała go i postawiła mu 2-. Po prostu wiedziałem, że stąd właśnie się wzięliśmy, że jesteśmy tylko wytworem wyobraźni jakiegoś przygłupiego psychopaty. To jest właśnie urok deksa, włączają się schizy o których dopiero po jakimś czasie sobie przypominasz i jesteś w szoku, że jeszcze niedawno wierzyłeś w nie, traktowałeś jak coś zupełnie oczywistego, tak jak to, że kwadrat ma równe boki.
Miałem też wizję początku polityki - małpoluda który otrzymuje od przybyszy ze statku kosmicznego karabin, a następnie stoi przed grupą innych małpoludów machając swoją bronią. Wygłasza przemówienie. Zjednuje sobie ludzi. Może polityka jest tak naprawdę nierozerwalnie połączona z przemocą i agresją. Może to "dar z niebios" który tak naprawdę rozpierdala nas od środka, może to środek do zaspokojenia własnych ambicji który tak naprawdę zadowala jedną osobę, a hamuję sto innych na ich drodze do osiągnięcia szczęścia? Może szczęście to nic innego jak nieświadomość. Może jedynym sposobem na osiągnięcie szczęścia i dobrobytu jest oszukiwanie się. Kobiety są w tym mistrzyniami. Nie ważne co mężczyzna mówi, ważne JAK mówi. Idealnym tego przykładem jest film Kontakt, w którym naukowiec-ateistka zakochuje się w człowieku związanym z Kościołem. Tak naprawdę dla połowy ludzkości jest zupełnie obojętne, czy romansuje z ultrakatolickim nacjonalistą, czy też z opętanym wizją pokojowej współegzystencji pacyfistą-lewakiem, ważne by gadał z pasją. To idealnie pokazuje ich podejście do życia, z jednej strony je okalecza, ale z drugiej - daje im szansę na czerpanie przyjemności. Nasz mały psychopata wynagradza im ich ignorancję wielokrotnym orgazmem.
Kolejna wizja, spowodowana pewnie szaleńczym biciem serca, to wyraźnie przeze mnie widziany układ krwionośny. Widziałem jak zapierdalają we mnie te drobinki krwi, widziałem że za chwilę nadciśnienie mnie wykończy. Że serce w końcu się zatrzyma, a ja umrę. Dominowało jednak we mnie uczucie bezsensu, pogodziłem się zupełnie z tym że niedługo wszystko się skończy.
Jeszcze inna, to biało-różowa, niekończąca się przestrzeń z ludźmi, głównie w moim wieku, z którymi stałem w kręgu trzymając się za ręce. Później otwierały się złote wrota świecące oślepiającym blaskiem, a my wkraczaliśmy do innego świata. Niewiele pamiętam z tego co było potem, ale wizja ta była bardzo jasna i orzeźwiająca. Czułem się bardzo beztrosko, byłem zupełnie zrelaksowany. To uczucie powracało do mnie kilka razy w ciągu całego tripa, zdarzało mi się nawet rozmawiać w myślach z obecnymi tam ludźmi.
"-Sorry że mnie nie było, ale musiałem zmienić piosenkę w playliście" i znowu wracałem do kręgu, łapiąc za ręce dwie kobiety. Wiedziałem, że to ludzie z całego świata którzy również coś brali, że istnieją naprawdę. Zastanawiałem się tylko czy to możliwe, by wszyscy brali dxm, czy też jest ich za dużo - może to po prostu amatorzy jakichkolwiek innych środków.
Jeszcze jedna, to kręcenie jakiegoś filmu, chyba o II wojnie światowej. Pamiętam że ta wizja była bardzo wyraźna, mogłem wpatrywać się w poszczególne elementy obrazu; widziałem ulice tak samo wyraźnie, jak teraz widzę klawiaturę. Plan filmowy był bardzo ciemny i mroczny, sam nie wiem czy byłem reżyserem czy też aktorem. Pamiętam też (teraz możecie zacząć się chichrać) Borysa Szyca odpalającego papierosa. Widziałem go z bliska, obserwowałem dziwne, nienaturalne cienie padające na niego i zniekształcające jego rysy twarzy.
Miałem też bardzo wiele innych, krótszych wizji (Widziałem mnóstwo rzeczy których nie potrafię określić słowami, różne formy życia, mieszaniny organiczno-mechaniczne, rysunki i notatki, a wszystko takie nieodwzorowane w rzeczywistości. Miałem wrażenie, że to wszystko jest zbyt realistyczne, jakbym oglądał jakieś nagranie z bardzo drogiej kamery, by stworzył to mój mózg. Musiałem stać się na jakiś czas "anteną" odbierającą różne sygnały z kosmosu). W mojej głowie przez te 3 godziny praktycznie cały czas leciał film, chociaż bardziej przypominało to jakąś składankę w stylu AMV, której soundtrackiem była moja playlista. Nawiasem mówiąc muzyki słuchało się bardzo przyjemnie, pierwszy raz odkąd zacząłem swą przygodę z substancjami psychoaktywnymi czułem "coś więcej" podczas słuchania muzyki, coś w rodzaju jednej dwudziestej orgazmu odczuwalnej w uszach
(T+3h) - Jeden z domowników prosi mnie o wyłączenie muzyki i włączenie innego kanału w TV, patrzę na zegarek, jest już dziesiąta rano. Patrzenie sprawa mi ogromną trudność, dalsze obiekty widzę podwójnie. Problemy z chodzeniem (słynny "chód robota"), próbując odezwać się sam jestem zaskoczony tym, co gadam. Paplanina pomieszana z bełkotem to za mało powiedziane. Chcę zmienić piosenkę, więc biorę pilota do ręki, ale ręka jakby sama wykonuje kilka ruchów palcami, jakby bez mojej ingerencji. Jestem zaskoczony. Nadal słucham muzyki gapiąc się w sufit, CEVy stają się coraz krótsze i coraz bardziej chaotyczne. Idę popatrzeć w lustro. Gały szaro-czerwone, "ćpuńskie oczka za mgłą" jak mawiała mamusia.
(T+4h) - Potrafię już mówić, odzyskuję czucie w kończynach ale nadal mam problemy z chodzeniem. Udaje się w stronę komputera, ale siedzę tylko kilkanaście minut - pisanie na klawiaturze sprawia mi fizyczną trudność, niełatwo jest mi trafiać w klawisze. Zaczynam czuć się trochę "przymulony".
(T+5h) - Efekty już prawie zupełnie ustały, jedyne co przypomina mi o niedawno przebytej podróży to ból w mięśniach i ogólna senność.
Podsumowując, ten trip był dla mnie zupełnie inny niż poprzednie próby z dxm: czytając raporty innych osób, które pisały o przenoszeniu się w inne światy pod wpływem deksa reagowałem mieszaniną niedowierzania i zazdrości. Teraz już wiem, że to możliwe i do tej pory jestem pod wrażeniem, jak realistyczne były te przeżycia. Ta podróż dała mi inne, świeże spojrzenie na takie zagadnienia jak sens życia i inne bzdury, chociaż czuję, że wiele jeszcze przede mną i jak znam samego siebie - zmienię swój światopogląd jeszcze pierdyliard razy. Do następnego razu. :)
- 13972 odsłony
Odpowiedzi
Zrobiłam odstępy między
Zrobiłam odstępy między akapitami, aby raport był nieco czytelniejszy. :)
Fragment o powstaniu
Fragment o powstaniu wszechświata przypomina mi motyw z książki Kinga - Pod kopułą.
Nie spodziewałem się
że jeszcze kiedyś przeczytam ciekawy raport z podróży na deksie i miło się zaskoczyłem :) Naprawdę dobry TR! :)