Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

gałka i deks, nieoczekiwane wyniki

gałka i deks, nieoczekiwane wyniki

Wiek: 20 lat

Substancja: Trzy, własnoręcznie starte gałki marki kotanyi, dodam że były w środku prawie całe białe czyli dość świeże. Po trzech godzinach od zarzucenia gałki idzie 150mg DXM na "raz". To wszystko na moje skromne 65Kg. Jest to pierwszy tego typu miks, osobno z każdą substancją mam dość duże doświadczenie.

Doświadczenie: Alkohol, Amfetamina, Benzydamina, Dekstrometorfan, Gałka muszkatołowa, Kodeina, Konopie, Mieszanki "ziołowe", Szałwia wieszcza, oraz jako dodatki: Difenhydramina, Dimenhydrynat, Hydroksyzyna.

S&S: Piątek 30 lipca br. Start około 10:00, gałka zarzucona w domu, potem centrum miasta i powrót do domu na doprawienie się dekstrometorfanem, łóżko, działka kumpla, pizzeria i znów powrót do domu, łóżko. Dom wolny do wieczora więc brak napięcia związanego z możliwością "przypału". Ogólnie nastrój bardzo pozytywny, wszystkie sprawy pozałatwiane i w końcu zaczęły się moje wakacje :)

Ogólnie moim najważniejszym celem było wzmocnienie gałkowych, skromnych cev'ów przy użyciu DXM jednak jak się potem okaże, nie tylko cevy się wzmocniły. Do tego przez cały tydzień poprzedzający trip przestrzegałam diety wysokobiałkowej. Muszę też zaznaczyć że jestem alergikiem, więc dzień w dzień biorę Claritine.

Trzy gałki to nie jest mój rekord ale ograniczam się do takiej ilości ze względu na połączenie z DXM, nigdy nic nie wiadomo, słyszałem też wiele negatywnych opinii o mieszaniu g. Muszkatołowej i Dekstrometorfanu więc wolę być ostrożny przy nowych miksturach.

Początkowo mój plan przewidywał że wszystko zacznie się o godzinie 8:00 jednak wrodzona leniwość i ospałość trochę zamieszała no ale do rzeczy.

9:00 Pobudka, no i standardowe poranne czynności typu: mycie się, ścielenie i małe porządki, potem śniadanie (jajecznica) i szykowanie się do wyjścia.

10:00 Za około 10 min mam autobus do centrum, zanim jednak pójdę na przystanek to szybko mieszam z zimną wodą wcześniej (2 dni temu) starte gałki, trzy łyki i po krzyku, lecę na przystanek.

10:40 Właśnie wychodzę z autobusu i kieruję się do urzędu w celu oddania ostatnich papierów, sama myśl że w końcu wszystko pozałatwiam i będę mieć wolne przyprawia mnie o wielką euforię jednak na razie gałki w ogóle nie czuję.

11:00 Dochodzę do urzędu i sobie zdaję sprawę że gałka zaczyna się rozkręcać, wzmocnienie kolorów i lekka stymulacja ale na razie nie są to mocarne efekty.

11:15 Już po wszystkim, mam w końcu wakacje a efekty gałki są z każdą chwilą coraz wyraźniejsze, pochodzę trochę po centrum, kupię energy-drinka i idę na dworzec.

12:00 Jestem już na dworcu ale autobus dopiero za 20 minut będzie więc siadam na ławce i czekam popijając sobie napój. Strasznie szybko ten czas minął, nawet nie wiem kiedy, gałka już mocno daje się we znaki ale jeszcze nie załadowała do końca.

12:20-12:55 Cały czas siedząc na tylnym siedzeniu autobusu rozkminiałem na przeróżne tematy przez co w ogóle nie zauważyłem czasu który mi tak szybko zleciał gdy wracałem do domu.

13:00 Jestem w domu, gotowy do zarzucania małych białych tabletek zwanych Acodin, na początku martwiłem się że dawka 150mg będzie za mała ponieważ sama w sobie nie robi wrażenia za bardzo, jak się potem okaże, niepotrzebnie się zamartwiałem tym.

13:30 Między czasie zainstalowałem KotOR'a ponieważ lubię grać w takie gry na gałkowym tripie jednak coś jest inaczej niż zwykle, tracę całkowitą chęć na cokolwiek, nawet słuchać muzyki nie mam ochoty co na zwykłym gałkowym tripie jest nieodłącznym elementem. Kładę się więc do łóżka i zamykam oczy, czuję dość duży bodyload, jakieś mieszanie w żołądku, duża senność, pisk w uszach, żałuję że dorzucałem dexa.

14:25-16:10 Patrzę na zegarek i uświadamiam sobie że chyba spałem, czuję się dość dziwnie, inaczej niż na gałce lub dxm, jednak wszystko dookoła znajomo mi wiruje, znak że kiedy spałem(?) to gałka się rozkręciła. Wyostrzenie kolorów i ciągła niechęć do robienia czegokolwiek obecne nadal, więc dalej leżę i zamykam oczy, w tym momencie uświadomiłem sobie że to będzie ciężki trip.

Widzę jakąś szarą, niewyraźną plamę, więc coraz bardziej się w nią wpatruję, pogrążam. Nagle, jest wyraźniej lecz nadal lekki blur i czarno-biało, widzę to co widziałem wracając do domu z centrum, autobus, rurki, okna, ludzie!, ale wszystko jakieś nieruchome, szare i nijakie. Mam wrażenie że gałkowe introspekcje przeszłości przy pomocy dxm mogłem zobaczyć jako wizja a nie tylko odtwarzanie w myślach. Porzucam tę wizję i otwieram oczy (nie o takie cev'y mi chodziło, nie przepadam za dexowymi wizjami, wolę geometrie), wszystko coraz bardziej wiruje i pojawia się mindfuck, bardzo nieprzyjemny.

Leżąc tak na łóżku zaczynam się zastanawiać czy to jest teraz sen czy jawa, wszystko takie dziwne jest. Czas strasznie się ciągnie, chcę aby już się to wszystko skończyło ale jak na złość, jest coraz mocniej. Pojawiają się halucynacje dźwiękowe jednak nie są na tyle intensywne aby jakoś przeszkadzały. O dziwo senność przechodzi i cały bodyload za to narasta ciągle mindfuck. Nagle w pewnym momencie dał bym sobie głowę odciąć że ktoś wszedł do domu (trzask drzwi) i po chwili słyszę mamę jak woła z dołu że już wróciła, wszystko było by ok gdyby nie to że pies leżący obok mego łóżka się nie zerwał aby powitać mamę. Postanowiłem zejść i sprawdzić co się dzieje, nikogo nie ma się okazało, wracam do łóżka chwiejąc się trochę.

I znów zamykam oczy, jednak nic nie widzę, chwilowo bo pojawiają się na przeciw mnie jakieś kółka które zaczynają się zwężać robiąc się coraz jaśniejsze aż w końcu tworzą gwiazdy! Czuję że latam w przestrzeni kosmicznej i mogę lecieć w którą tylko stronę zapragnę. Mijam jakieś mgławice kolorowe, etc etc. Jest bardzo przyjemnie więc nie otwieram oczu i nie zaczynam myśleć bo popadam w paranoję. Nie wiem ile to trwało ale skończyło się nagle i bez ostrzeżenia, mama wróciła wcześniej i teraz byłem bardziej pewny niż przedtem (pies się zerwał) jednak cały czas czułem że to może być wkręt, mindfuck nie dawał mi spokoju, schodzę więc i patrzę, torebka jest, zakupy jakieś, czyli to prawda. Witam się z rodzicielką, czuje jak skanuje mnie wzrokiem i wykrywa że jest coś nie tak. Mówię więc że się źle czuję i idę się położyć, cały czas czuję że to może być jakaś masakryczna halucynacja ale dowody wskazują że tak nie jest. Trudno opisać sposób myślenia jaki mi się wtedy "włączył" myślę jednak że powiedzenie "czy to jest na serio czy nie do cholery!?" odda całkowicie to co czułem :)

Kładę się znów na łózko i zamykam oczy jednak CEV'y się nie pojawiają, próbuje jakoś się stymulować poprzez pocieranie powiek aby je wywołać ale na nic te męczarnie. Po chwili dostałem sms od znajomego D. że mają trening na działce i abym wbił. Strasznie mi się nie chciało więc odpisałem że się źle czuję i nie chce mi się. Skończyło się to telefonem od innego znajomego, M. i jego silnych argumentów abym jednak przyszedł, wiedziałem że nie da mi spokoju więc się zgodziłem.

16:15 Nie pamiętam jak założyłem buty i w ogóle całej drogi na działkę prócz momentu przechodzenia przez główną jezdnię. Cały czas byłem zamyślony ale nie pamiętam o czym myślałem. Motorycznie nie jest źle, w miarę normalnie idę. Jestem już na działce, okazało się że jestem im potrzebny do mierzenia czasu. M. bije worek, D. trzyma go i na zmianę. W sumie mierzenie czasu nie sprawia mi trudności i koledzy nie poznali że jestem porobiony, widzieli tylko że jestem osłabiony lekko. Trening się ciągnie aż do 17:30, w tym czasie muszę przyznać że też waliłem wora mimo własnych początkowych sprzeciwów na prośbę aby tego dokonać, jak to określił D. "technika dobrze, bloki dobrze tylko czemu to robisz w zwolnionym tempie" powiem szczerze że w ogóle nie czułem zmęczenia i się nie pociłem, nie wiem czy to przez blokadę receptora nmda czy powolne zadawanie ciosów. Dodam też że byłem trochę jak by nieobecny, mierzyłem czas i informowałem ich ale mało co się poza tym odzywałem, sam nie wiem dlaczego.

17:30 Koniec treningu, odprowadzamy D. pod dom po czym M. proponuje mi pizzę, niechętnie się zgodziłem bo nie byłem za bardzo głodny, jednak uległem i jakoś znaleźliśmy się w pobliskiej pizzerii, znów nie pamiętam drogi. Pizza zamówiona, czekamy a mi się gadka uaktywnia i konwersujemy na różne tematy, nie pamiętam jakie. Pizza podana, nie czuję jej smaku ale jem aby nie wyszło na jaw że jestem porobiony (zazwyczaj wsuwam pizze w mgnieniu oka :-D) Zjedzone, pomału się zbieramy, M. chce abym go jeszcze na przystanek odprowadził ale nie pamiętam czy go odprowadziłem czy od razu do domu poszedłem. Teraz nic już nie pamiętam.

20:15 Nagle się orientuję że siedzę w mojej kuchni z mamą i gościem, znajomy mamy, dodam że bardzo rozgadany człowiek to jest. Mama nas informuje że musi na chwilę wyjść, znając tą "chwilę" to za godzinę wróci a ja muszę "zabawiać" gościa, nie podoba mi się za bardzo ta opcja ale jako że jestem trochę ospały to wkręcam że jestem zmęczony treningiem strasznie aby załagodzić moją "nieobecność". Mama wychodzi a gość zaczyna jakieś tematy poruszać, mówi mówi mówi a ja słucham ale myślami jestem gdzieś indziej więc w sumie, nie słucham, przytakuję tylko. Mindfuck trochę ustąpił, myśli się ułożyły trochę.

Słowa mówione do mnie zlewają mi się w jakąś jedną, nieokreślaną strukturę, senność narasta więc zamykam oczy mimo że to trochę niegrzecznie. JEB! takiej geometrii ślicznej to jeszcze nigdy nie widziałem, przeróżne, drobne figury geometryczne tworzące wspólną całość i idealnie przy tym przylegające do siebie, wesołe kolory typu: jasnoniebieski, różowy, żółty przeważają. Krążą one wokół siebie jednak dalej są ściśle spójne. Miałem wrażenie że ta struktura to obraz moich myśli i uczuć, jak wszystkie myśli są od siebie zależne i tworzą spólną całość, osobowość a kolory informują o uczuciu jakie danej myśli towarzyszy.

Słyszę w pewnym momencie słowa gościa ale nie skierowane do mnie tylko do kogoś "on strasznie zmęczony jest, normalnie usypia na stole" Wtedy zdałem sobie sprawę że mama wróciła i jest już 10 minut po 21,nie wiem kiedy ten czas przeleciał, więc idę się umyć i do łóżka, senność mocarna mi towarzyszy, zasypiam. Budzę się około 23:00 ale tylko na chwilę, CEV'y dalej mi towarzyszą, podobne jak wtedy w kuchni, jednak mocniejsze kolory, bardzo intensywne, znów zasypiam.

Nie wiem która była godzina ale grubo w nocy to było, najgorsza część tego tripa. Więc obudziłem się nagle z paraliżem przysennym który natychmiast ustąpił. Widziałem przez moment na ścianie mojego pokoju, chociaż bardziej to to wisiało w powietrzu, była to jakaś konstrukcja geometryczna której nie potrafię sobie przypomnieć, w kolorach niebiesko-fioletowych, bardzo psychodeliczna i czułem (może to dziwne) straszne przerażenie niewiadomego pochodzenia w odniesieniu do ów figury, moje myśli wtedy przypominały bełkot, coś a'la BYA-OIN-EDO-WAZ, wystraszyłem się że moja wczorajsza intoksykacja spowodowała jakieś zaburzenia w mózgu lub nawet chorobę psychiczną. Jednak myślenie nie trwało długo ponieważ usnąłem ponownie.

Do samego rana budziłem się co chwile aby odwrócić się na drugi bok, zazwyczaj mam tak po DXM. Wstałem około 11:00 wyspany, trochę zamulony i nieobecny, cały ten dzień dość słabo pamiętam, jednak nie odczuwałem zjazdów ani innych niechcianych efektów.

Podsumowanie

Sam nie wiem jak ocenić ten miks, CEV'y dostałem super, nawet po miksie DXM z DMH (Dimenhydrynatem) nie miałem takich kolorowych i żywych wizualizacji.

Wielkie dziury w pamięci dały się we znaki, gdyby nie to że na drugi dzień dostałem wiadomość od D. że śmiesznie biłem ten worek, to bym nie miał pewności czy owe wydarzenia na prawdę się zdarzyły. Klimat tego miksu jest też ciężki do określenia, nie ma typowych gałkowych rozkminek typu "jestem częścią wszechświata" ani dexowej euforii, mamy za to mindfuck i niepewność czy to jawa czy jakiś wkręt. Psychicznie ciężko z uwagi na te dziury w pamięci, odrealnienie i wydarzenie z nocy, na drugi dzień ciągle rozmyślałem o tej strukturze ale nic konkretnego nie wymyśliłem, w sumie już jest ok.

Poza tym zastanawiam się nad skrajnie długim działaniem DXM, myślę że wątroba była dość obciążona przez samą gałkę dlatego DXM dłużej niż zwykle był metabolizowany.

Czy trip mnie zmienił?

Nie, jednak będę bardziej w przyszłości uważać na nowe miksy

Czy spróbuje tego miksu ponownie?

Tak, ale w innych proporcjach, myślę nad: 1 gałka + 300mg DXM

Czy warto?

Sam musisz sobie odpowiedzieć na to pytanie, było ciężko ale niektórych to kręci

Chcę zaznaczyć że nie biorę odpowiedzialności za ten miks, każdy organizm jest wyjątkowy i różnie może zareagować na intoksykację więc trip może wyglądać inaczej bądź w ogóle może go nie być.

Pozdrawiam.

Ocena: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media