eksplozja serca
detale
Mefedron
Grzyby halucynogenne (sezonowo)
Amfetamina
raporty cassual
eksplozja serca
podobne
Na wstępie chciałem zaznaczyć, że jestem świadomy ogromu raportów na temat marihuany, jednak, to czym chciałem się podzielić nurtuje mnie od długiego czasu (wydarzyło się to ponad rok temu).
Dzień jak codzień..od sześciu lat marihuana była najbliższą towarzyszką mojego życia. Paliłem codziennie, w miarę upływu czasu z większą intensywnością z powodu dużej tolerancji. Od samego początku moim ulubionym narzędziem było bongo, standardowe, ok. 40 cm. Zadawalającą mój organizm porcją była ważąca 0.30 gram dawka suszu z malutką dozą tytoniu. Jednym buchem opróżniałem do cna tak przygotowane bongo momentalnie znajdując ukojenie, oraz ciesząc się fantastycznym, beztroskim samopoczuciem.
Pewnego czwartku, wróciłem z uczelni do pustego domu, z niezmierną ochotą zapalenia. Z powodu braku pieniędzy tego dnia jeszcze nic nie paliłem, ochota była więc bardzo duża, jednak perspektywa zdobycia kasy na ten dzień - znikoma. Pogodzony z myślą, że dziś nie zapalę przeglądałem notatki na jutrzejszy dzień, gdy ok. godziny 23 z pracy wrócił mój brat P. wraz z naszym dobrym kolegą. Widząc mój niewyraźny wyraz twarzy od razu zorientował się, że pewnie nic dziś nie paliłem (P. jest również ogromnym entuzjastą suszu). Z radością oznajmił mi, że "coś tam ma" i poczęstuje mnie. Źródło było mi doskonale znane i wielokrotnie z niego korzystałem zarówno ja, co P. więc o tzw. "ścierwie" nie było mowy. Zadowolony poszedłem do pokoju, włączyłem ulubioną muzykę i ceremonialnie przygotowywałem się do wieczornej przyjemności. Zapaliłem..ciśnienie zeszło jest pięknie. Ale zaraz.. serce zaczyna mi walić jak młot, staram się wmówić sobie, że wszystko ok, przecież czasem tak się dzieje. Poszedłem do kuchni po coś słodkiego, serce wali mi już okropnie, ledwo widzę obraz przed sobą, pojawiają się ciemne plamy, zimny pot, strach. Zdążyłem jedynie pójść do pokoju brata i powiedzieć, że mega źle się czuję po czym...zemdlałem.
Kiedy się ocknąłem, leżałem na łóżku, minęło może z 10 minut, nadal oblewał mnie zimny pot, miałem drgawki i jak przez mgłe widziałem brata, który siedział przy mnie z telefonem w ręku, chcąc zadzwonić po karetkę. Odwlekałem, chciałem poczekać. Poprosiłem go o ciśnieniomierz, wtedy na prawdę się wystraszyłem - wskazywał tętno 211 i ciśnienie 190/70. Brat podał mi tablętkę, którą w razie kryzysowych sytuacji zażywa nasz ojciec, opartą chyba na nitroglicerynie, która wsadzona pod język momentalnie się rozpuszcza i zaczyna działać.
Po około 5 minutach, zupełnie mi przeszło. Zasnąłem wykończony. Na drugi dzień udałem się do kardiologa i opowiedziałem mu o wszystkim. Dokładnie pamiętam, jak stwierdził, że osoba w tak młodym wieku, przy takim tętnie i ciśnieniu zazwyczaj kończy z wylewem krwi do mózgu, co za tym idzie z paraliżem i wózkiem inwalidzkim. Nie powiedział jednak, że przyczyną była marihuana, powiedział, że nie sposób jednoznacznie to określić. Nigdy już nie zapaliłem, minęło półtora roku.
- 9750 odsłon