Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

25i-nbome

detale

Substancja wiodąca:
Chemia:
Dawkowanie:
Na jednym kartoniku 1mg+HPBCD dla zwiększenia biodostępności
Rodzaj przeżycia:
Wiek:
20 lat
Doświadczenie:
MJ, amfetamina, acodin, efedryna, pseudofedryna, ethcat, etylofenidat

raporty beagle

25i-nbome

Jak ktoś chce tych najciekawszych wrażeń, niech zacznie czytać od T+1:30

Osoby towarzyszące: Słoń(Nie ten z forum) i Karzeł
Czekam na kumpla u niego w domu, zaraz ma wrócić z pracy, coś się przedłuża, przedłuża, więc wypijamy piwko.
Wrócił. Poddenerwowani, podekscytowani przed nieznajomym.
Wyciągam 2 połączone blottery i dzielę je na pół z chirurgiczną precyzją. Częstuję Słonia niczym opłatkiem.
T:+00
Biorę na palec i delikatnie wsuwam go między policzek a dziąsło. Trzymamy jakieś 20 minut. Cały czas czułem, że mam go buzi, jakie było zdziwienie, gdy gdzieś wyparował ;O
Wkładam z przerażeniem palce do ust, szukając nachalnie przy każdym dziąśle. Gdzie on się podział, Gdzie on wyparował? :(
Szukam, szukam i nie ma. No trudno, myślę, że już wszystko się wchłonęło. Czuję jakąś euforię i radość, nie wiem czy to stan spowodowany przyjęciem substancji, czy to podekscytowanie przybrało na sile.
T:+30
Decyzja, że wychodzimy z domu, w stronę lasu. Dreptamy, dreptamy, w sumie nic nie czuje. Myślałem, że to szybciej zacznie działać, może lampy jakoś ładniej wyglądają, ale jest przyjemnie i fajnie się idzie.
T:+40
Jesteśmy już przed lasem, jednak przyleciał za nami pies kolegi, niestety trzeba go odprowadzić do domu, idziemy w takim razie przed siebie, na miasto. Dochodzimy do domu trzeźwego kumpla, skoczył do domu coś zjeść, ja ze Słoniem siadam na piaskownicy, na widonookręgu mam kościoły, choinkę w centrum owiniętą mnóstwem kolorowych lampek. Tutaj po raz pierwszy coś zaczęło "iskrzyć". Obraz zaczął delikatnie falować, myślenie się zmieniło. Słoniu nic nie czuje, mówię, że to jeszcze się nie załadowało do końca, tak czuję. Siedzę i rozmawiam z własną psychiką, norma, tylko intensywniej niż zawsze.
T+1:20
Karzełek wraca z domu, najedzony, ja mam ochotę iść do domu, w ciepłe miejsce, pierdolę te spacery, jak coś ma się rozwinąć, to tylko w ciepłym domku :) Mówię o moim planie. Jest okej. W sumie nie wiem czy jestem trzeźwy czy nie. Odczuwam to jako trzeźwość ciała, a wyostrzoną i zmienioną percepcję. Robi się coraz ciekawiej. Chce mi się śmiać. Nie wiem czemu, od tak. Już prawie jesteśmy w domu, zatrzymujemy się, bo Słoniu odpala fajkę. A ja na ziemi znajduję martwego gołębia. Dokładniej była to synagorlica turecka, ale mniejsza z tym. Łączę się z nią w bólu i biorę ją w ręce, jest sztywna jak mrożonka jarzynowa z hortexa, czuję wielką empatię do tego gołębia chociaż jest martwy :D
Oddaje go koledze, twierdzi, że on może jeszcze poleci... No i poleciał, nie ma to jak spotkanie z martwymi zwierzętami, które rozmawiają z naszą psychiką, nieprawdaż?
T:+1:30Weszliśmy do mojego domu, ciemno, a raczej półmrok, czuję poddenerwowanie, z salonu słyszę fascynującą muzykę, mama z bratem oglądali chyba władcę pierścieni, masakra jak ta muzyka na mnie zadziałała. Decyzja- ewakuacja do mojego pokoju do góry.
Odpalamy kompa, puszczamy muzykę:

Dokładnie to:

http://www.youtube.com/watch?v=eeGsOrzbHAg&feature=player_embedded&nored...

Jest nieźle. Czuję jak dźwięki grają na strunach mojego mózgu, drażniąc neurony, wlatując jednym i wylatując drugim uchem pozostawiając dreszczyk. Czuję podniecające mrowienie w okolicach kości ogonowej i mrowienie na plecach, to chyba emocje ;p
No może odpalimy jakieś fraktale z muzyczką na YT. Spoko, gasimy światło, patrzymy w monitor. Jak to wszystko ładnie się komponuje i wygląda, spoko, ale jakieś nudne. :(

T:+2;00
Jako, że subiektywne odczucie tej "fazy" nie jest mega mocne wchodzę na torga i piszę posta, że prawie nic nie czuję.

Przyjęliśmy tak jak trzeba. T:+2godziny.
Przed chwilą chciałem napisać, że bez jakichś rewelacji w odczuwaniu otaczającego świata, ale monitor lata jak skrzydlata włochata świnka, trochę jak motyl. Subiektywne odczuwanie zmienia się szybko, no chyba, że dopiero zaczyna działać jak powinno ;p
Jak coś to jestem na bieżąco i pytajcie i mówcie.Pozdrawiam.Jest nas dwóch tak w ogóle. :)

Pisząc słowa NIC NIE CZUJĘ monitor zaczyna odpierdalać jakiś dziki oczopląsający taniec. Backspace i zmieniam napisane już zdanie. Zapierdala jak motylek i mruga do mnie okiem :D
YES! YES! Doszliśmy do wniosku, że nie będziemy mieć żadnych halucynacji, że musimy szukać załamań świadomości gdzieś wokół, szukać i węszyć. Aż je znajdziemy. I nagle spojrzałem na łózko na którym leżał koc. Tak mimowolnie przeciągam wzrokiem i wróciłem wzrokiem na ten koc. Patrzę, patrzę. A on je***y faluję. O ku**a, fajnie :P
Pytam trzeźwego kolegi.
-Ty ruszasz tym kocem?
-Nie, a dlaczego.
-Bo czuję, że faluję niczym trawa na łące.
Coś jak to, dodajcie do tego delikatny wiatr i umieśccie to na puchatym kocu :P

Można by to tak zwizualizować:

http://bielawa.net.pl/lan%20zboza.jpg

No to ładnie zaczęło się. Patrzę na ścianę, pojawiają się symetryczne współgrające wzorki wzoru strukturalnego benzenu... ;d
Opieram się o fotel spuszczam głowę dół na panele. Widzę coś takiego

http://www.centrum-podlog.net/3540-3797-medium/panele-podlogowe-kronopol...

Mówię:
-Kto wylał tą wodę na podłogę i czemu ta kałuża się kręci.

W rzeczywistości żadna woda nie była tam wylana, każdy wzorek zapierdalał własnym życiem tworząc dla mnie fascynujące układy obrazów.

-Idź po kompot?
-Co?
-Dalej chodź na fajkę
-Ty jesteś pojebany, nie mów mu, żeby teraz schodził na dół, bo się zgubi pośród słoików i zacznie z nimi gadać.
-No najwyżej wezmę je ze sobą i porozmawiamy razem.
Podejmuję misję dostania się do spiżarni po kompoty :D

Schodzę powoli, krok po kroku, słyszę muzykę filmową, ciagle myślę, że to władca pierścieni, masakrycznie się wkręciłem. Przemykam niczym frodo bagins z SHIRE do kuchni. Serio, czułem się jak hobbit. ;p
Chcę się czegoś napić, odwracam się i nagle widzę jak zbliża się do mnie coś różowego, i to do mnie mówi. Zastanawiam się co to może być, widzę twarz. O to moja mama. Fascynujące odkrycie, w myślach śmieję się z tego odkrycia, równolegle do tej myśli chcę zachować powagę, jednak ta powaga mnie rozśmiesza. Dzikie rozkminy, czas jakoś inaczej płynie, nie wiem ile tam stoje. Ale to trwało tylko 2 sekundy. Wszystko jest okej. Tylko widzę jak moja mama ma na sobie zajebiście puchaty różowy szlafrok, który faluje przezajebiście i przecudownie. ;D
-A co wy tutaj sobie za imprezki urządzacie?
-A tak przyszliśmy sobie pogadać, napić się soku, a co mamy wódę walić? No przestań.
-Jakiego soku.
-Kompototowego
-Jakiego?
-Nooooo, idę po sok.
Poleciałem ;D
Czułem, że już muszę spierdalać bo będzie grubo. Cieszę się jak dziecko gdy znajduję pyszne śliweczki!
Cuuuuuuudo. Zadowolony zabieram 2 słoiki i idę do góry. Przemykam już niepostrzeżenie.
Wchodze do pokoju i mówię jednym słowem:
-Ja już nic nie powiem, bo tutaj się dzieją grube jajca.

Rozmawiamy i doszliśmy do wniosku, że dźwięk i obraz tak wyostrza i zmienia nasze zmysły. Daje jakąś wkręte. To zaiste ciekawe odkrycia, sprawiały taką radość w odkrywaniu tego jak co działa.
Przypomniałem sobie, że mam soundtrack z avatara.
Słoniu:
-E tam przestań, to do dupy było, to nawet takie kosmiczne nie było, nic to nie zmieni.
Odpalam
Ten robi oczy.
-EEEE, jednak nie. To jest zajebiste.

Muzyka naprawdę drażniła każdy receptor, czułem się już jak w kosmosie, jakbym latał, zamykam oczy i odchylam głowę, Łoooł. Nie próbuję tego nawet opisać, karuzela emocji połączonych z obrazami i dźwiękami komponujących się z tym co leci w głośnikach.

-Ej no kurwa, nie będziemy odpływać przy takiej muzyce, bo się zaraz mama zczai jak będzie szła. Ja mam avatara, wgram go na pena i spadamy do salonu.
T:+2:30
Szukam, szukam, przeszukuje, obraz mi lata. Jeleń na moim pulpicie odpierdala ładne harce. A to cwaniaczek. Zgrałem ładnie. Schodzimy na dół, po drodze mijamy moją mamę, myślę, że idzie już spać, ładnie się usiedliśmy, już chcę podłączać pena, a mama wraca:
-Eeee, ale ja tutaj film oglądam.
No to się wjebaliśmy, wszystko się załączyło. Fraktale na dużym oddalonym telewizorze nabrały mocy i tempa. Nie wiecie co leciało... KULT... W tym momencie totalna psychodela. Obrazy takie jak.

http://bi.gazeta.pl/im/2/3751/z3751592Z.jpg

http://media.teleman.pl/photos/470x265/Kult.jpeg

http://www.fightbait.com/wp-content/uploads/2010/01/cage-wicker-man1.jpg

https://encrypted-tbn1.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcTgsysYCF1hylgFycrc...

-Ej mama, co Ty za bajki oglądasz, jakiś koleś biega z dziewczynką po lesie z krzywymi drzewami, zobacz. No i zobacz jakie oni mają twarze powykrzywiane i kolorowe, no to jest charakteryzacja. W tym momencie oglądając zdałem sobie sprawę, że to nie charakteryzacja, tylko było JUŻ GRUBO, obraz mi falował, twarze zmieniały kształt, tak jakby się zwężały o połowę na wysokości oczu. Śmiesznie to wygląda. Już chciałem się pytać mamy po co oni mają takie dziwne głowy, ale się powstrzymałem, bo kapnąłem się, że przecież COŚ braliśmy.
Słoń się wtraca:
-Przepraszam, a gdzie jest kosz?

Tutaj mnie rozjebał totalnie, mówię:
-Mama weź mnie z tąd, bo ja ich już dzisiaj nie ogarniam :D
-A co im jest?
-Nie no nic, za dużo się naoglądali

Nie wiem czy mama nie chciała widzieć tego, czy co, ale to było chyba widać, w każdym bądź razie zajebiście.
Komentuję ten film jak pojebany, jak go otaczają i chcą zabić, jak jego córka go podpala w tej wielkiej kukle, że to jakiś koleś zaćpany musiał wymyślić. Słoń mnie w międzyczasie puka i pyta. Ej to się dzieje na serio, bo te postacie w jebanych maskach są w 3d.
No i rzeczywiście tak było, muzyka odbijała się od ścian, powodowała lęk, fascynację, było MEGA. A postacie w maskach, strojach, takich pogańskich byli szaleni, czułem się jak w jakimś rytuale, byłem tym pochłonięty. Wciągali mnie, tańczyli, śpiewali i krzyczeli. Wolałi mnie a ich wykrzywione mordy aż przerażały. Ale się nie bałem.

http://www.hotflick.net/flicks/2006_The_Wicker_Man/006TWM_Erika-Shaye_Ga...

Jakieś mordy jeleni w tym filmie, jakieś ludzio niedźwiedzie, wszystko psychodelicznie skrzywione. A obok mama, wkręciła się razem z nami. Pytam sie jej, jak oni go zabijają, że filmy przecież się tak nie kończą, że ktoś ginie, że jak tak można. Czułem ogień tego palącego się człowieka, to jak krzyczy, czułem jego ból, ale był przyjemny.
-I to jest dopiero aktor, jak umie grać trupa i się palić :D
-Wy napewno nic dzisiaj nie braliście?
- Nieee
-No to idę spać.

T:+3:30
C.D.
Okej, patrzę się po kumplach, o tym co tu się działo. Wszystko trwało jakieś 20 min, ale nam wydawało się jak conajmniej godzina. Próbuję podłączyć pendrive z avatarem. No i coś nie odpala, albo źle coś włączam, no to trudno, mówię, że idziemy do góry na kompa to obejrzeć. Kładziemy się na łóżku, odpalam. Film był normalny, ale wydawał się jak 3d, głośniki 5.1 też robiły swoje, każdy dźwięk powodował dreszcze na pośladkach, serio. ;D
Jak jest scena, że po raz pierwszy Jake wchodzi do swojego avatara, to się tak kładę, patrzę z przymróżonymi oczyma i odlatuję ;P
Rozprasza mnie zasłonka w ognie, bo się rusza, lata jak oszalała. Tak naprawdę się nie ruszała, o czym uświadomił mnie kumpel. Efekty wizualne zaczynają z nas schodzić, faza zaczyna się zmieniać w głowie, zaczyna się jeszcze inne myślenie. Po wczucie się w film super się go ogląda, po prostu lepiej niż w kinie 3d.
Dochodzę do wniosku, że takie filmy powstają tylko i wyłącznie po to, żeby je oglądać na psychodelikach.
I tutaj taki dialog filmowy jaki zmieniałem na bieżąco dla kumpla ;d
Nieźle się wkręciłem.

-Chciał mnie Pan widzieć, półkowniku??
-Grawitacja jest tutaj słabsza...
-Jeśli wymiękniesz...
-Czytałem Twoje akta...
-Grube jaranie blantów ... było coś poważnego.
-To nie jest porównywalne z tym, co mamy dziś tutaj
-Miałeś niezły tupet by to wziąć pod język
-Myślałem, że to tylko kolejne naćpanie
-Brałem udział w misjach rozpoznawczych.
-Kilka razy przed Tobą.
-Może więcej niż kilka.
-Acodin, grzyby nie mogą się z tym równać!
Chodź tu.

Tak sobie chwilę jeszcze gadaliśmy, trzeźwy kolega zasnął obok, niepokoił mnie, patrzyłem na niego kątem oka, a on czarny zwinięty w kłębek wyglądał groźnie niczym wilk, który zaraz na mnie skoczy, na dodatek warczał tak jak ta dzika bestia. Chyba chrapał.
Cały czas trwania filmu głos byl tak intensywny, że ciągle go przyciszałem, w końcu była noc, a ja nie chciałem nikogo denerwować. Chociaż patrząc po ustawieniu regulacji głośności było to ledwo słyszalne ;p

Postanowiliśmy powoli rozchodzić się do domów, zapaliliśmy jeszcze jednego papieroska na dworze, wydawało mi się, że trwa to z 20 minut, czas coraz bardziej zwalniał. Kolory nadal były jaskrawe i intensywne.
Pożegnaliśmy się, umówiliśmy na kolejne ekscecy narkotyczne i papa.
Pognałem do swojego pokoju, wskoczyłem w piżamę, pod kołdrę, wziąłem laptopa i słuchawki. Odpaliłem muzykę, zamknąłem oczy.

Miałem świetne wizualizacje przy zamkniętych oczach, obrazy zmieniały się jeden w drugi, płynnie przechodząc. Świetnie czułem sens każdej piosenki i słów w nich zawartych. Było fajnie, ale stwierdziłem, że starczy tej muzyki. Wyłączyłem wszystko, wygodnie się ułożyłem i zamknąłem oczy. Teraz to już CEV'y były mega. Nie były spontaniczne i psychodeliczne, teraz po prostu widziałem to co chcę widzieć. Niestety wszystko było widziane przezemnie 3 osobowo i nie mogłem zmienić kąta patrzenia na te obrazy, nie mogłem 'wejść' do środka moich wizualizacji.
Co mnie dziwiło, cały czas słyszałem nieznaną mi muzykę z jakiegoś radia w mojej głowie, zaczynało mnie to denerwować, mocno skupiając się na tym czasem na chwilę udało mi się to wyłączać, mój mózg płatał mi figle, odwróciłem się plecami do ściany zamknąłem oczy, próbowałem niby zasnąć, aż w końcu usłyszałem trzeszczenie paneli, jakby ktoś wchodził do pokoju i się skradał patrząc na mnie. Nieźle się wtedy osrałem, ale ze spokojem się odwróciłem i było pusto XD

Poszedłem się odlać, spojrzałem w lustro, dziwnie wyglądałem, jakoś tak nieswojo. Zadałem sobie pytanie, czy to naprawdę ja, czy tylko śpię, gdyż tak czasem widzę siebie w OOBE.
Udałem się spowrotem do łóżka, ciągle ta muzyka w głowie, jak mnie to już wkurzało. Próbowałem zasnąć, nie wiem kiedy, nie wiem jak i o której, ale nie czułem że w ogóle spałem, obudziłem się o 9, choć wcale tego obudzenia nie czułem. Nic po mnie nie było widać, żadnego zjazdu, czy złego samopoczucia, może trochę chciało mi się pić. To wszytko.

Podsumowanie.
U mnie pierwsze ciekawsze efekty odczułem po jakiejś godzinie. Najmocniejsze zaczęły się po 2h. Śliwki z kompotu smakowały przecudnie, dobierałem się do nich jak miś puchatek do miodu. Nie ma się co bać tej używki, daje nam zaznać rąbka psychodeliczności. Denerwująca ta niemoc zaśnięcia po całej fazie. Przydałoby się jakieś benzo. Fajnie było ;d

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
20 lat
Ocena: 
Doświadczenie: 
MJ, amfetamina, acodin, efedryna, pseudofedryna, ethcat, etylofenidat
chemia: 
Dawkowanie: 
Na jednym kartoniku 1mg+HPBCD dla zwiększenia biodostępności
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media