Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

thc: uwięzienie we własnym umyśle (bad trip)

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
Od 2 do 5 gram na grupę.
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Uwięzienie we własnym umyśle, szybkie bicie serca, gorąco, dezorientacja, zmiana postrzegania świata
Wiek:
19 lat
Doświadczenie:
THC okazjonalnie. Pierwsze palenie w wieku 16 lat.

thc: uwięzienie we własnym umyśle (bad trip)

Swój raport rozpocznę od krótkiego przedstawienia się i opisania swoich doświadczeń. Jestem małym 19 letnim człowieczkiem. Niekoniecznie doświadczonym. Niespecjalnie znam się na staffie, na szczęście mam od tego bardziej doświadczonych ludzi. ;) Paliłam trawkę kilka razy w życiu. Na różne sposoby: od pierwszej loty, przez blanty, butle i bonga. Zazwyczaj mój stan mogłam opisać jako maksymalne rozluźnienie i przyjemny stan błogości. Przy pierwszym paleniu loty odczuć mogłam delikatne zaburzenia związane z odczuwaniem smaku i poruszaniem się. (Nogi jak z waty a na twarzy ciągły uśmiech) :) Nigdy nie miałam gastrofazy. Generalnie same miłe przeżycia, które utwierdzały mnie w przekonaniu, że MJ od czasu do czasu jest całkiem fajnym sposobem na spędzenie czasu w gronie znajomych. Będąc na festiwalu muzycznym wypaliłam niezliczoną ilość blantów bez żadnych nieprzyjemnych konsekwencji.

Wszystko zmieniło się, gdy pewnego dnia pojechałam do znajomych na palenie. Postanowiliśmy zorganizować butle. Spaliłam 2/3 pierwszej a po 15 minutach niecałe pół następnej. (W przeszłości zdarzyło mi się spalić w podobny sposób 2 butle w dodatku w towarzystwie wódeczki bez nieprzyjemności.) Wszystko było w porządku. Zrelaksowałam się słuchgając przy tym rozmowy moich kompanów, którzy coraz weselej dyskutowali na rozmaite tematy. Było okej. Wszystko pod kontrolą. Nagle w pewnym momencie coś strzeliło mnie jak piorun. Serce zaczęło bić jak szalone a twarz nabiegła rumieńcem. Obraz zaczął migać na dwie strony. Śmiechy znajomych wydawały się coraz głośniejsze i dudniły mi w głowie. Mimo tego zachowałam spokój. Miałam nadzieję, że zaraz mi przejdzie - jak tylko się wyciszę. Ale było jeszcze gorzej. Zaczęłam widzieć świat w urywkach. Jakby w slajdach. Obraz nie był płynny lecz wydawał się być jedynie zdjęciami sytuacji które widzę. Postanowiłam wyjść z pokoju żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Usiadłam przy oknie. Wtedy się zaczęło.
Totalnie się wyłączyłam. Miałam przed oczami pulsujący obraz na czarnym tle. Układający się w różne kształty. Miałam wrażenie, że moje serce zaraz wybuchnie a wraz z nim cały świat ulegnie zniszczeniu. Widziałam jakieś obrazy z przeszłości. Wszystko w mojej głowie układało się w jakąś chorą teorie o stworzeniu świata. Pamiętam ten straszny ból jaki odczuwałam - czułam że składam się z mikrocząsteczek, atomów. Czułam każdy z nich. Towarzyszyło mi niesamowite uczucie lęku i derealizacji. Gdy znów powróciłam do rzeczywistości i zobaczyłam pomieszczenie w którym się znajduje miałam wrażenie, że też rozpada się na kawałeczki i że cały świat składa się z tego obrazu. Naprawdę ciężko mi to wyjaśnić w rcjonalny sposób. Postanowiłam skontaktować się z chłopakiem. Obraz zmieniał się w słowa które pisałam mu w SMSach. O dziwo jedynie teleon pozostawał w normalności. Był jedyną rzeczą która utwierdzała mnie w przekonaniu, że jeszcze istnieje. Że to tylko zła faza, która w końcu przjdzie. Zadzwonił do mnie. Rozmawialiśmy. To mi bardzo pomogło. Choć miałam wrażenie, że cały świat jest mistyfikacją a narkotyki pozwalają poznać prawdę o jego sztuczności. Płakałam i śmiałam się do słuchawki patrząc na miasto nocą, które składało się ze światełek tworzących te pseudo rzeczywistość. Po rozmowie miałam wrażenie że gram w jakąś dziwną grę. Układałam kawałki przestrzeni. Kompletowałąm ją żeby nie zniknęła. Ogarnęło mnie przeświadczenie, że jeśli tego nie zrobię, to świat wybuchnie i znów wkręci mi się ta dziwna faza. Obracanie w dłoniach telefonu było napradę niesamowitym uczuciem. Dziwnym. Sama nie potrafię stwierdzić czy przyjemnym czy nie.

Podsumowując. Czułam się jak w pułapce. Początkowa faza jeszcze była do zniesienia bo po prostu czułam się jak w więzieniu z którego nie mogę się wydostać. Późniejsze etapy były gorsze bo bardzo wpłynęły na moją psychikę. Doprowadziły do lekkiej depresji i nieznośnych przemyśleń egzystencjalnych. Brr.

Bad Trip. Nie wiedziałam, że można go doświadczyć po marihuanie. Wydawało mi się to absurdalne. Pomyślałam, że to może przez stres, którego miałam ostatnio dużo. Ale nie poddałam się. Mimo, że na fazie postanowiłam, że nigdy więcej nie zapalę, to następnego dnia zrobiłam to. Tym razem delikatniej - ze średniej wielkości bonga. Niewielka ilość. Tym razem nie poczułam rozluźnienia. W sumie na dobrą sprawę nie poczułam nic. Po pół godziny jednak obraz znów zaczał migać na dwie strony tak jak to było w poprzednim przypadku. Wyszłam więc szybko z pokoju i poszłam do łazienki. Umyłam rece i twarz zimną wodą po czym udałam się do kuchni i wciągnełam pierwszą lepszą zupkę z paczki. Zrobiło mi się trochę lepiej. Towarzyszyło mi tylko to lekkie otępienie i latający obraz. Wzięłam do ręki telefon i zaczęłam oglądać świat przez kamerkę w aparacie. Był zupełnie normalny. Odpoczęłam jeszcze chwilkę ale nie wróciłam do znajomych. Przesiedziałam kilka godzin w kuchni. 

Tamta przygoda była dziwna. Po niej zdarzyło mi się kilka razy zapalić jointa, ale zawsze na pół z drugą osobą. Raz było lepiej raz gorzej. Czasami nie czułam nic a czasami wkręcały mi się złe nastroje i dziwne przemyślenia. 

Ostatnio po przerwie postanowiłam zapalić lotkę. Malusią. Zaciągnęłam się soczyście. Nie poczułam rozluźnienia. Nic nie poczułam. Po około pół godzinie znów czułam że wkręca się coś złego. Znów to migotanie obrazu. Poprosiłam chłopaka, żeby odszedł ze mną na chwilkę od stołu. Poszliśmy w odosobnione miejsce. Powiedziałam mu, że źle się czuję, że muszę z nim porozmawiać. Chciałam chodzić, podczas chodzenia było mi lepiej. Poprosiłam go, żeby mnie rozśmieszył. Zaczynałam racić koncentracje. Po rozmowie z nim zrobiło mi się lepiej. Wróciliśmy. Na dworze patrzeiśmy w gwiazdy. Nagle znów bum! Świat zaczał się od światła! Było światło - ono nas stworzyło i nas zniszczy. Wszystko to dwa kolory czarny i biały. Świat z cząteczek. Moje życie ma przeznaczenie i w zależności od tego jakich wyborów dokonam będzie od tego zależeć przyszłość świata. No fazy z kosmosu po prostu. Nawet przyszła mi na myśl teoria związana z biblią (gdzie jestem osobą niewierzącą, jestem agnostykiem), że owocem zakazanym w raju było mięso i ludzi wygnano z raju własnie dlatego, że zakosztowali jego smaku. (Jestem weganką, ale nastawioną pokojowo do świata, nie bojkotuję mięsożerców) ;) No masakra. 

Nie wiem co mam robić. Te tripy są niezwykle interesujące, ale też bardzo męczące i bolesne. Robią dużą krzywdę na psychice. Chciałabym, żeby było jak wcześniej - zwykły chillout. Nie wiem co mam zrobić. Mam nadzieję, że mi to przejdzie, bo póki co mój stosunek do MJ zmienił się diametralnie i każde palenie wywołuje u mnie uczucie lęku i obawę przed kolejnym bad tripem. 

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
19 lat
Set and setting: 
Uwięzienie we własnym umyśle, szybkie bicie serca, gorąco, dezorientacja, zmiana postrzegania świata
Ocena: 
Doświadczenie: 
THC okazjonalnie. Pierwsze palenie w wieku 16 lat.
Dawkowanie: 
Od 2 do 5 gram na grupę.

Odpowiedzi

Bardzo zbliżone przeżycie do mojego odpału po DXM- też miałem takie myśli, że zwariowałem, no i czułem "klatkowanie" z tym, że nie obrazu, a własnej pamięci. Bałem się, że zwariowałem i podobnie jak Ty, miałem wrażenie, że jest to stan "normalny" a trzeźwość jest kłamstwem. Bałem się, że nie da się wyjść z tak mocnej schizy. Była to moja pierwsza przygoda z DXM, ale niestety nie miałem na niej specjalnych rozkmin- wszystko wydawało mi się "niekompletne" i jakby zbyt sprzeczne z sobą, aby było prawdziwe. Czułem, że świat jest po prostu nienormalny. Na szczęście kolejne fazy przyniosły zrozumienie- cały ten chaos ułożył się w porządek ;) I tego też życzę Tobie- aby "chore" rozkminy doprowadziły Cię do głębi poznania, a nie do szaleństwa ;) Uwierz, wiem jak to jest, kiedy wszystko staje się myśową anarchią. Straszne. Ale jedno jest piękne- prędzej czy później i tak wszystko zaczynasz rozumieć i kończy się strach. Im więcej poznajesz, tym więcej "kropek" łączy się w całość. Świat jest zbiorem kropek, a umysł łączy je liniami. 

Po drugie, mnie też kiedyś zaskoczyła MJ i to mocno- miałem po niej, lekko mówiąc najbardziej typowe psychodeliczne wizje, jakie można sobie wyobrazić ;D Do tego wszystko było ze sobą tak mocno powiązane, że aż płakałem ze szczęścia, że to "odkryłem" jednocześnie bojąc się, co będzie "dalej". Każdy obraz jaki mi się ukazywał był kostką rubika- składającą się z setek zrozumiałych elementów i jednocześnie tworzącą setki innych. Wspaniałe, ale też mocno porąbane. Wiem więc, że marihuana to nie tylko roślinka do odprężenia się. Tak jak Tobie, ukazała mi swoją obłędnie mocną stronę. I mimo iż było to straszne, czego Ci współczuję, jestem pewien, że to doświadczenie wieeeele Ci dało i stanowiło naukę ;)

 

I po trzecie- też jestem weganinem :3 Konkretnie od 9ciu miesięcy. Więc pozdrawiam serdecznie mały człowieczku o podobnym stylu żywienia ;D Tak się składa, że niecałe 3 dni temu miałem rozkminę, że intsnsywność faz może być związana ze stylem życia- im człowiek zdrowszy, tym lepiej go klepie i tym więcej może doświadczyć. To by się w sumie zgadzało, bo ja zawsze po MJ mam "mistyczne" banie, a mój najlepszy przyjaciel wegetarianin dość często także.  Może to czysty przypadek, może nagroda za wytrwałość :D Nie wiem, ale bycie weganinem mi pasuje ;) I tak jak Ty nie narzucam swojego stylu nikomu- tym sposobem jeszcze bardziej bym zniechęcał. Każdy robi, co uważa za słuszne i idzie swoją drogą. 

 

Okey, to tyle ode mnie, życzę miłego dnia i daję 5 gwiazdek za krótki, acz bardzo dobry raport!

 

Witaj przyjacielu weganinie! ^^
Święte słowa. W końcu każdy ma swój umysł i własne sumienie. Nie można nikomu nic narzucić, bo w skutkach daje to zupełnie odwrotny efekt. :) Być może jesteśmy na tyle niekonformistyczni, że przyjmowanie prawdy płynącej z wszelkiej maści specyfików wchodzi nam dużo łatwiej. Stąd te przeżycia.  Cytując "płakałem ze szczęścia, że to "odkryłem" jednocześnie bojąc się, co będzie "dalej"" <-- idealnie to opisałeś.  Jestem ciekawa co będzie dalej. Mimo strachu mam nadzieję pozanć jeszcze odrobinę ten jakże dziwny świat. Kto wie co tym razem ujrzę? :)
Moje małe wegańskie serduszko pozdrawia również i dziękuje za gwiazdki! hehe <3 

Cześć.

Na wstępie chcialbym powiedzieć, że już od ponad dekady pale mariuhuanę i okazyjnie próbuje innych środków psychoaktywnych. Przez długi czas zioło było dla mnie tylko "rozweselaczem" czy "umilaczem" czasu wypełnionego pustką i brakiem głębszego sensu. Nie chciałbym przez to powiedzieć, że nie mam żadnej pasji bo realizuje się na wielu płaszczyznach jednak czasmi gdy zostajesz sam ze sobą, lubiłem sobie zapalić żeby zagłębić się wewnatrz siebie.

Musisz wiedzieć, że THC jest substancją psychoaktywną która oddziałuje na układ endokanabinoidowy w naszym ciele co prowadzi do szeregu przemian chemicznych i innych zjawisk zachodzących na poziomie monekularnych. Jak sam opis tego procederu wskazuje w chwili zaciągania niewinnej chmury do ciała które niby z zewnątrz sie nie zmienia w środku rusza cały proces który angazuje mnóstwo mikroelementów Twojego ciała. To, że to wszystko działa zdaje sie sugerować, że zostało przez coś przewidziane i nie jest w naszych ciałach przez przypadek.

Przeżyłem wiele bad tripów po paleniu, ale najgorsze po dopalaczach - nie polecam nikomu. Ale bad tripem nazwałbym coś zupełnie innego.Bad trip w moim rozumieniu jest bardziej podobny do stanu po wypiciu litra wódki w samotności kiedy nie da sie zapanować nad ciałem a świat do okola kręci się na karuzeli. To jest bad bo świadomość nie jest w stanie sie wydostać na zewnątrz, tworzyć i kreować.

To co opisałaś w swoim poście, w moich oczach nie jest bad tripem w żadnym stopniu. To jest zachętą. Według mnie zostało Ci pokazane światełko w tunelu za którym możesz podążyć żeby dowiedzieć się więcej o istocie swojego istnienia. Marihuana pomaga na tym początkowym etapie uświadamiania. MJ pokazała Ci, że dookoła Ciebie jest coś więcej niż budynki, ulice i samochody. Jest świat który stoi przed Tobą otworem i rzeczywistość którą możesz kreować na własne życzenie. 

Bardzo chciałbym żeby te doświadczenia nie odstraszyły cię od tego typu substancji tylko zachęciły do spróbowania innych psychoaktywnych substancji, oczywiście naturalnych. Może to być dla Ciebie początek fascynującej drogi poprzez życie które  oferuje niezliczone ilości doświadczeń. Jeżeli mnie posłuchasz, odstąpisz od pędu w którym zyją ludzie, zdasz sobie sprawę z falszu w jakim jestesmy wychowani to odkryjesz co tak na prawde jest istotne. Odkryjesz siebie, piękno życia, pokochasz je, poczujesz się jego częścią, przestaniesz utożsamiać z ciałem w którym jesteś. Wszystko przed Tobą :)

 Całe szczęscie dzisiaj jest internet, który otwiera morze możliwości oraz pozwala zgłębiać wiedze. Trenuj uważność, żyj życiem jakim chcesz żyć a nie jakie jest modne. Będzie dobrze.

A jak kiedyś dotrzesz do punktu w którym zrozumiesz co chciałem Ci przekazać, napisz.
Pozdrawiam i powodzenia :) 

Masz rację. Pisząc ten raport dużo myślałam nad tym jakie właściwie to były przeżycia. Naprawdę ciężko je zakwalifikować. Na pewno odczuwałam silny strach i kołatanie serca, ale czy nie było to spowodowane nową, tajemniczą sytuacją? W gruncie rzeczy wszystko co się zdarzyło dało mi sporo do myślenia.  "(...)odstąpisz od pędu w którym zyją ludzie, zdasz sobie sprawę z falszu w jakim jestesmy wychowani to odkryjesz co tak na prawde jest istotne. Odkryjesz siebie, piękno życia, pokochasz je, poczujesz się jego częścią, przestaniesz utożsamiać z ciałem w którym jesteś." Bardzo mi się spodobały Twoje słowa. Z natury jestem człowiekiem wrażliwym ale też bardzo ciekawym świata. Stąd moje podejście do rzeczy - spróbuj, przekonaj się, poznawaj. Strachu nie zwalczę, ale mam nadzieję, że poradzę sobie z kontrolą nad nim. Na pewno napiszę. Pozdrawiam również i dziękuję! :)

Zacznijmy od tego jak postrzegasz pojęcie "bad trip". Najprościej rzecz ujmując jest to nieprzyjemny stan wywołany przez substancje psychoaktywną, stan odmienny od oczekiwanego. 

Najczęściej jednak pojęcie bad trip stosuje się między innymi w przypadku psychodelików którymi są między innymi kannaboidy czyli właśnie trawa. Więc osiągnięcie bad tripa w przypadku palenie zielonego jest jak najbardziej możliwe. Według mnie wbrew powszechnej opini w przypadku marihuany również potrzebne jest odpowiednie S&S.

Odniosę się do tego co napisał @styp wyżej:
"Bardzo chciałbym żeby te doświadczenia nie odstraszyły cię od tego typu substancji tylko zachęciły do spróbowania innych psychoaktywnych substancji[...]" 

Zacznijmy od tego że nie ma używek idealnych i KAŻDA używka ma swoje wady. Oczywiste jest że nie można do tego samego worka wrzucić fety i kwasu, albo helupy i zielonego. Wiadomo jest (przez szereg badań) że trawa jest jedną z najmniej szkodliwych używek, w dodatku naturalną. Zmierzam do tego że sama musisz podjąć decyzje o tym czy nadal chcesz palić.
Jak to napisał mi kiedyś @Żelazny_aksamit : do trawy trzeba mieć szacunek. Duuuży szacunek. Marihuana jest rośliną która ma coś co sam nazywam duszą. Ta dusza potrafi wyczuć brak szacunku. Kiedy ktoś pali od tak, żeby się "upierdolić" dusza marihuany nie daje całej siebie. 

Według mnie, zrób sobie przerwe. Pomyśl czego tak naprawdę oczekujesz od tej rośliny. Co chcesz żeby Ci dała. Zapal trochę bardziej na spokojnie. Może nie na imprezie, a w plenerze może z swoim facetem, może z paroma bliskimi znajomymi. Sama wiesz jakie S&S będzie dla Ciebie najlepsze.

Nie wykluczaj też możliwości że takie jazdy spowodują że będziesz musiała pożeganać się z zielskiem... musisz mieć też taką możliwość w głowie.

 

W każdym razie życzę Ci podjęcia odpowiedniej decyzji, a jeśli chodzi o sam trip report to jeśli chodzi o te osatatnie nowe TR to ten jest jednym z lepszych :) W sumie zauważyłem że sporo ostatnich trip reportów piszą kobity ^^

PS: Ogólnie to jestem troooszeczkę zgrzany kodą więć ten komenatarz może być trochę nie trzymający się kupy :D

...to oznaka, że człowiek ma coś do "przepracowania", że jest jakiś aspekt "siebie", który wypieramy ze swej świadomości, bo nam się "nie podoba", bo "jest brzydki". Każda substancja psychedeliczna jest Przewodnikiem i prowadzi tam, gdzie najpilniej potrzebne jest działanie. Innymi słowy to dla Waszego "dobra" mimo, iż wydaje się być "złem".

Kobiety się budzą, bo obecny świat, w jakim żyjemy prowadzi wojnę z Boginią. A ona ma powoli tego dość i zamiast opiekuńczej Durgi przeistacza się w mściwą Kali (Kali to aspekt Bogini Durgi, niszczący demony - w skrócie). Obecnie zaczyna się manifestować. I w końcu objawi się w pełni.

Jest tylko jedna Bogini - Prawda, której warto służyć. A wszystkie inne to różne imiona tej samej Siły. "Mity" to metafory opowiadające jak działa Wszechświat.

No i to co nas otacza a co mamy za "rzeczywistość" jest tylko projekcją. Poczytajcie sobie o fizyce kwantowej ;)

Już nie przesadzajmy z aspektem psychologicznym przy substancjach psychodelicznych. Zgodzę się S&S odgrywa ogromną rolę przy tych substancjach, ale nie zapominajmy że to jednak dragi. Czy to kwas czy palenie - wszystko są to substancje które mniej lub bardziej oddziałują na nasz organizm.
Na każdą substancje każdy człowiek może zareagować inaczej. Na przykład są osoby uczulone na konopie siewne. Takowe uczulenie może się objawić dopiero po jakimś czasie palenia trawy. Nie zrzucajmy odrazu winę na kwestie S&S i pscyhologie. Może to po prostu wina organizmu. Albo swego rodzaju somatyzacja.

Jeśli chodzi o płeć piękną na neuro. W sumie zawsze kobity stanowiły sporą część społeczności. Czasami większą, czasami mniejszą ale zawsze były. To że teraz częściej się udzielają jest kwestią przypadku. Albo po prostu takie już (w sumie moje) pokolenie.

A w kwestii projekcji, Bogini, sił, mitów i cholera wie co się nie wypowiem. 

Zarejestrowałem się tylko po to żeby odpisać tu, ponieważ miałem identyczną sytuacje.
"Zaczęłam widzieć świat w urywkach. Jakby w slajdach. Obraz nie był płynny lecz wydawał się być jedynie zdjęciami sytuacji które widzę."
Przeżyłem dokładnie to samo, ja bym to określił jako oscylacje między dwoma światami - rzeczywistym i jakimś odległym gdzieś głęboko w sobie. Tak jakby momentami odbiór rzczywistości (obraz, głos) się wyłączał, pozostawiając uczucie że jest się gdzieś indziej. Wizualnie to wygląda właśnie jakby obraz się klatkował, jakby się grało w grę mając pół klatki na sekundę. Psychiatra określił to jako zaburzenia samoświadomości i powiedział mi że to się może zdarzyć każdemu po MJ. Tak naprawdę nie wiem czy przyjąłem MJ ani czy Ty przyjęłaś czystą ale biorąc pod uwagę ilość maczan na rynku można w skrócie powiedzieć że taka sytuacja może się zdarzyć każdemu. Tak jakby substancja ta niekiedy w mózgu spowodowała przejście w stan "pół-snu" i wyłączała jedną z półkul mózgowych odpowiedzialną za odbiór rzeczywistości "TU i TERAZ".

Komentarze skłaniające do zastanowienia. Ile to sygnałów ostrzegawczych przeoczyłem.

A dziś...

"Moje życie ma
przeznaczenie i w
zależności od tego jakich
wyborów dokonam
będzie od tego zależeć
przyszłość świata"

...nawet na trzeźwo zdarza się, że chodzi za mną przeświadczenie o tym, że jesteśmy w tej odnodze rzeczywistości w której w pewnym momęncie urzeczywistni się, "przyjdzie na świat" autentyczne Piekło. Jego przebłyski znamy już mniej czy bardziej. O wiele dosadniej poznały je np ofiary Hiroshimy, które opowiadały o tym, że przez tych kilka godzin znalazły się w nim. Przecież tam właśnie byli z ich perspektywy. I my wszyscy sukcesywnie krok po kroczku rozpychamy się na jego powitanie łokciami.

Tak, kończe z ćpaniem. Od lat.

Już tu mnie nie będzie. Perm log out.

Ja kiedyś przesadziłem z maryśką i od tego czasu mam wrażenie że żyję w ciągłym śnie... to było 5 lat temu, a stan snu wciąż nie przeszedł. Ogólnie podczas mojego niszczącego tripu mniejwięcej wszystko odgrywało się jak u ciebie.... i to wewnętrzne uczucie samoukładania się teorii o "stworzeniu świata".... problem w tym że te teorie tak bardzo osiadły w mojej psychice że wręcz zawiesiły się i do teraz się "zapętlają".

Jak dla mnie marihuana jest w chuj mocnym narkotykiem... i uważam że po maryśce łatwiej o psychoze niż po kwasie. Kwas wejdzie podziała zejdzie.... maryśka osiada w głowie na długi czas, powodując mętlik... z czasem pamięć zanika... leki przychodzą.... kurwa śmieszą mnie "obrońcy marihuany". Ciągle jarające ćpaki które na myśl o niepaleniu srają w gacie bo RZECZYWISTOŚĆ.

Z tymi sladami to identycznie. ,,Tak jakby momentami odbiór rzczywistości (obraz, głos) się wyłączał, pozostawiając uczucie że jest się gdzieś indziej." Dokładnie. Kiedy zakładałam spodnie to ich dotyk czułam dopiero po jakimś czasie. Robiłam coś, ale dotyk tego i ruchy spowalniały się trzykrotnie. Nie sądziłam, że można dostać czegoś takiego po maryśce. Miałam rozkminy, że świat jest tak ogromną iluzją i uczucia nie istnieją. Miałam jakieś rozkminy o dinozaurach, ale były takie przerażajace. "trzeźwość" jest tak naprawdę stanem, w którym nie jesteśmy świadomi. Glupio mi to pisać, ale myslalam jakbym była w jakiś sposób Bogiem, albo jego cześcią. Przez chwile towarzyszylo mi uczucie, ze swiat jest skupiony na mnie i nie ma nic więcej. Jakbym jako jedyna byla świadomą całego stworzenia swiata. Nie bylo to mile uczucie, bylo to jakby prawda mnie przerosła, że nigdy nie powinniśmy móc okazji doznac takiego uczucia, bo tak naprawdę nie ma sensu istnienia.

Szamanka

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media