cząstka boga, czyli jak zafundować sobie solidnego bad tripa
detale
raporty bartek96
cząstka boga, czyli jak zafundować sobie solidnego bad tripa
podobne
Prolog
Było to pod koniec lutego 2013 roku. Dzień tygodnia to niedziela. Jak to w niedzielę - pojechałem z rana do kościoła, gdy wróciłem zjadłem obiad, potem poszedłem do brata stryjecznego, który mieszka w sąsiedniej miejscowości. Było około godz. 14:00, gdy wyszedłem od brata i zadzwoniłem do kumpla, nazwę go P. Zadzwoniłem, zapytałem gdzie jest. Okazało się, że jest u kumpla, którego nazwę O. Powiedziałem P., że chciałbym zabakać i czy mógłby wziąć trochę towaru. Mogłem jechać do O. i jarać u niego razem z P., ale nie chciało mi się jechać 9 km w jedną stronę, tym bardziej że było mroźno, jak to w lutym. Zresztą i tak wtedy nie miałem roweru przy sobie, a nie chciałem wracać do domu. Ale wracając do tematu, P. nie miał nic przeciw, powiedział że weźmie towar. Umówiłem się z nim obok zagajnika w pobliżu ruin domu. Jest to jakiś kilometr od mojej chaty. Byłem nastawiony bardzo pozytywnie. Poczekałem na niego około godziny, ponieważ szedł piechotą. Wyszedłem kawałek po P., po czym wróciliśmy w miejsce gdzie mieliśmy jarać. P. pokazał mi towar. Okazało się, że było tego na 2 kory. Potem P. nabił lufkę, po czym rozpalił. Wzięliśmy po 2 buchy. Dym trzymałem w płucach dosyć długo. W pierwszej chwili nic się nie działo. Jednak za chwilę to czego nie chciałem przyszło i to nagle. Gdy zaczęło się wiedziałem, że będzie grubo. Cały trip trwał około półtorej godziny.
Koszmar czas zacząć
Zaczęło się około 16:10. W pierwszej chwili poczułem totalną dezorientację. Myślałem: "Kurwa, co się ze mną dzieje?". Nie poznawałem miejsca w którym byłem, a to miejsce było mi bardzo dobrze znane. Nie wiedziałem gdzie jestem, kim jestem, jak się nazywam, gdzie mieszkam itp. Totalnie zgłupiałem. Ale najgorsze było dopiero przede mną. Za chwilę pojawiły się halucynacje. Co prawda były niewyraźne, ale byłem tak naćpany, że myślałem, iż to wszystko dzieje się naprawdę. Na początek nawiedził mnie halun, jak byłem w kościele. Normalnie widziałem księdza, ludzi siedziących w ławkach, naprawdę wtedy myślałem, że jestem w kościele. Wtedy już wszystko posypało mi się w głowie, granice między prawdą a fikcją zatarły się całkowicie. Za chwilę pojawiłem się na torze wyścigowym (?), po czym na polu zobaczyłem zjawę! Widziałem jak idzie w moją stronę i chce mi zrobić coś złego. Panicznie się bałem, byłem bliski płaczu. P. usiłował nawiązać ze mną kontakt, ale byłem w swoim chorym świecie i nie dało się ze mną pogadać. Czułem się jakbym był zagubiony w wielkim mieście, miałem wrażenie, że moja dusza jest w ciele innej osoby. Nie byłem w stanie wykonać żadnego ruchu, traciłem równowagę. Za chwilę rzeczywiście się przewróciłem, jednak nie poczułem w ogóle zimna, mimo że na ziemi leżała kilkunastocentymetrowa warstwa śniegu. Udało mi się jakoś wstać, ale dalej mną chwiało. W okolicy chodzili ludzie(to nie był halun), P. starał sięmnie ogarnąć, na szczęście jakoś się udawało. Za chwilę leciałem nad łąkami, lasami, widziałem jakieś krzaki i stawy. Za chwilę, gdy to minęło, naszła mnie ochota na polowanie (?). Stałem i rozglądałem się dookoła wypatrując czegoś, sam nie wiedziałem czego. Po chwili widziałem krokodyla, który podchodził do mnie i zjadał mi nogi! Nie macie pojęcia jak się wtedy bałem. Do tego wszędzie widziałem parterowe domy, głównie gdy popatrzyłem na krzaki. Rozglądałem się po okolicy, ale nie byłem w stanie rozpoznać miejsca, w którym się znajdowałem. Czułem, że jestem w miejscu, w którym nigdy nie byłem. Po około godzinie było trochę normalniej. Zapytałem P. gdzie jestem i który jest dziś dzień tygodnia. Odpowiedział mi na moje pytanie, po czym uświadomiłem sobie, że jutro muszę iść do szkoły. Jednak szybko o tym zapomniałem. Myślałem, że tak już będzie na stałe, że nie wyjdę w tego pojebanego świata. Miałem ochotę sobie coś zrobić. Jednak wtedy naszło ukojenie. Około 17:40, pod koniec tego chorego tripu, zacząłem wymiotować. Rzygałem jakieś 10 minut. Przyniosło mi to ulgę. Gdy już było normalnie, poszedłem z P. na przystanek w odległości około pół kilometra od miejsca gdzie byliśmy. Cały czas widziałem jednak te domy, przeważnie gdy patrzyłem na krzaki. Na przystanku poczekaliśmy na brata P. Tam P. opowiedział bratu co przeżyłem. Pośmiali się chwilę, ja postanowiłem pójść do domu. Gdy już dotarłem, siadłem do stołu. Oczy mi się same zamykały, taki byłem zmordowany. Ojciec to zauważył. Zapytał mnie: "Co ty, ćpałeś? Oczy masz jakieś dziwne". Powiedziałem, że jestem zmęczony i chcę spać. Później zasnąłem. Z rana wształem normalnie. Nie czułem żadnych negatywnych skutków.
Podsumowanie
Nikomu nie polecam zażywania dopalaczy. Żadnych. Z tego co wiem, niektórzy po dopalaczach przez kilka dni źle się czuli. Ja na szczęście samopoczucie miałem dobre już na drugi dzień. Ogólnie nie lubię Tuska jako polityka. Ale w jednym z nim się zgodzę - dopalacze to zło i należy z nimi walczyć. Przecież część ludzi, która to zażyła, poszła do piachu. Niektórzy mówią, że bad tripy uczą. Zgodzę się z tym stwiedzeniem. Mnie to przeżycie nauczyło, że do narkotyków trzeba podchodzić z powagą. Narkotyki to nie zabawa. Bardzo proszę moderatorów o zaakceptowanie tego TR. Niech to będzie nauczka dla innych, że nie warto zaczynać z dopalaczami. Człowiek uczy się na błędach, jednak głównie na swoich. Lepiej uczyć się na błędach, ale na czyichś.
- 10411 odsłon