Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

koszmarna historia z tramadolem – jak osiągnąłem totalne dno

detale

Substancja wiodąca:
Apteka:
Dawkowanie:
różne, było kilka ciągów, szczegóły są w tekście, ale zazwyczaj od 800 do 2200 mg dziennie
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
próbowałem się zapierdolić, tyle mogę powiedzieć, to historia około 25 tripów, więc nie da się detalami
Wiek:
23 lat
Doświadczenie:
większość narkotyków, a głównie codziennie koda, trampek, alko, baka, deks czy inne sudafedy i piguły

koszmarna historia z tramadolem – jak osiągnąłem totalne dno

Cofamy się odrobinę w czasie, kiedy to kilka lat temu mieszkałem u kogoś, ja i dwójka innych ludzi, a właściciela przez miesiąc nie było. Zupełnie przypadkiem ponownie znalazłem kilka paczek tramadolu retard 200 mg x 10 szt. oraz jedną 30 szt., bez paracetamolu i innych dodatków. Wpadłem w to głęboko, a opis np. jednej padaczki po tym środku znajdziecie w moich poprzednich raportach.

Dzisiaj opowiem Wam o zaledwie fragmencie mojego opioidowego nałogu, który po 3-4 latach udało mi się w końcu przerwać wyjeżdżając do Niderlandów na początku grudnia. Uczcie się na moich błędach.

Tramadol poznałem dzięki preparatowi Skudexa, o którym też mam raport na koncie (zawierał on 75 mg tramadolu i 25 mg deksketoprofenu i uszkadzałem sobie tym drugim żołądek waląc po 3-5 sztuk). Potem kilkukrotnie dorzucałem do kodeiny po 2-4 sztuki jakiegoś rozpuszczalnego środka z 37.25 mg chyba tramadolu i 200 albo więcej paracetamolu.

Gdy już przestałem znajdować na ulicy te paczki, od razu zacząłem znajdować właśnie wyżej wspomniane po 200 mg.

Były może trzy, może cztery ciągi od pięciu do siedmiu dni. Codziennie brałem od 800 do 1500, a w porywach do 2200 mg tramadolu, czasami doprawiając kodeiną, zazwyczaj alkoholem lub raz czy dwa DXM. Przypominam, to był dopiero mój pierwszy i drugi miesiąc z tramadolem.

Cóż, niektóre padaczki i akcje już opisałem w poprzednich TR. Co jeszcze? Podczas ciągów przez kilka dni prawie nie wstawałem z łóżka. Jedyną aktywność do jakiej miałem siłę, a także miałem ogromną ochotę to to, co ciągle robię, czyli aktywizm, czytanie publikacji naukowych, tworzenie stron internetowych, zdobywanie wiedzy – po prostu chłonięcie informacji online. Niestety, było to niemożliwe...

Oczopląs przez praktycznie całe tripy, może poza pierwszymi kilkoma godzinami skutecznie uniemożliwiał czytanie czegokolwiek na telefonie czy komputerze. Musiałem co chwilę zmieniać kąt patrzenia i na przemian zamykać któreś oko, żeby może przez 3-4 sekundy być w stanie cokolwiek rozczytać.

Oddawanie moczu to była rzecz, łagodnie ujmując, ciężka. Wydalenie około 200 ml zajmowało mi nawet do kwadransu, podczas którego ledwo stałem na nogach, prawie mdlejąc i niejednokrotnie musząc się położyć na ziemi obok kibla. Oczywiście leżąc na ziemi nadal parłem na pęcherz, bo przynajmniej kilka minut musiałem to robić, aby poleciała kropelka...

I nawet byłoby nienajgorzej na tym dnie, w tej pierdolonej wegetacji, nie wstając z łóżka i nie mogąc nie zrobić ani nawet poprawnie widzieć, ale nie. Kurwa, nie!

Nie mogłem jeść. Raz nawet zdarzyło się, że przez ponad 70 godzin nic nie zjadłem. Wszystko, co w siebie wrzuciłem wracało do kibla kwadrans później. Kurwa mać, woda mineralna, kranowa czy przegotowana wychodziła w formie rzygów pięć minut później!

Nie, to nie jest najgorsze XD

Każdorazowo wymiotując po każdej próbie wypicia choćby kilku łyżek wody, rwało mnie na rzyganie dalsze co najmniej pół godziny.

WYRZYGIWAŁEM Z SIEBIE NAJPIERW TREŚĆ ŻOŁĄDKA, POTEM JAKIEŚ ŻÓŁTE GORZKIE COŚ, POTEM COŚ PALĄCEGO Z KRWIĄ, A POTEM PIERDOLONĄ KREW PRZEZ PÓŁ GODZINY. I NIE MOGŁEM ODDYCHAĆ, DUSIŁEM SIĘ, ŁZAWIŁEM I TAK ŚLĘCZAŁEM NAD KIBLEM.

Aha, nie, przepraszam. W tym całym stanie tramadol dorzucałem normalnie i działał poprawnie. Heh. Dziesiąta edycja postu, brawo ja, ciekawe jakie jeszcze prawie wyparte fragmenty tego okresu mi się przypomną...

Co więcej? Zawiodłem te dwie osoby, z którymi mieszkałem, a jedna z nich była najbliższą w moim życiu. Odpierdolenie takiej akcji było jedną z wielu, wielu chujni, które odjebałem temu człowiekowi. Dziś już nie mamy kontaktu, w większości z mojej winy. I tak, musiałem w tym fragmencie dużo przeklinać, bo to właśnie moje piekło, które do dziś sprawia, że nie umiem żyć trzeźwo.

Trwałem tak około miesiąca, podczas którego takie dawki wrzucałem przynajmniej 20-22 dni. Zapewne bym się spierdolił na samo dno, gdyby nie fakt, iż skończyło mi się siano i zostałem przy okazji z tego domu wyjebany. Nie, przepraszam, wróć. Rozpuściłem całe siano i nie zrobiłem przez ten czas prawie nic, żeby ogarnąć sobie pieniądze i wynająć mieszkanie.

Nawet nie wiem jak udało mi się wtedy coś jeść, rozmawiać z domownikami, spotykać się z jedną osobą, która mnie kilka razy odwiedziła... Chuj wie i chyba tak naprawdę nie chcę wiedzieć, bo nie pytałem. Tramadol rozjebał mi w życiu wiele... Nie, to ja rozjebałem sobie wiele biorąc tramadol. A potem goniąc smoka zapędziłem się w tej dupie tak daleko, że wyszedłem mordą szatana i hedonistycznie przejebałem kolejny okres próbując upierdolić się czymkolwiek równie mocno. Właściwie to tylko MDMA czy pierwsze razy z miksem kodeina + DXM miały do tego jakiekolwiek podbicie... Nie licząc psychodelików.

Raz dostałem jakiegoś stanu trochę jakby zespół serotoninowy, trochę jakby zapaść, ale bardziej chyba to drugie. Leżałem po około 1600 mg z 480 mg kodeiny i nie mogłem się ruszać. Każdy ruch, nawet obróbenie głowy o pół centymetra był taki, jakbym się w sobie zapadał. Podejrzewam, że miałem strasznie mało tlenu, niski puls i ciśnienie, a także zajebany mogłem nie pamiętać o oddechu... Tak naprawdę to bałem się, że umrę i po pół godziny lub godzinie straciłem przytomność. Nie prosiłem o wezwanie karetki tylko po to, żeby nie straszyć bliskiej mi osoby, która słysząc w jakim jestem stanie się najpierw przestraszyła, a pięć minut później usnęła. Wiem, chujowe zachowanie, ale z pewnych, prywatnych względów nie mam jej tego za złe.

Właśnie, w późniejszym czasie brania już kodeiny łączonej z alko kilka razy traciłem oddech usypiając. Oddychałem i kontrolowałem oddech i próbowałem około stu razy zmusić się do snu (nie spałem z 48 godzin lub więcej), ale w momencie zasypiania świadome oddychanie się urywało, a ja po chwili budziłem się w strachu i uczuciu gorąca. Powodowało to u mnie ogromne wkurwienie, ale nie mogłem się nawet wyżyć. Nie dość, że spałem u kogoś, to nie byłem w stanie za bardzo wstać, bo wtedy chciało mi się mdleć.

Okropne uczucie, ponad osiem godzin panicznych prób uśnięcia, dusząc się co chwilę, jednocześnie tracąc przytomność i będąc stymulowanym przez wkurwienie, że jestem w takim stanie i czekam aż minie już tak długo. Prawie jak podczas padaczek, heh, kiedy to ledwo mam świadomość i nie mogę nic zrobić, nie mam kontroli, tylko kurwa się telepię i cierpię. Tutaj było może w połowie aż tak "hardkorowo". W końcu albo przeszło albo nie wiem co się stało, możliwe, że straciłem przytomność albo w końcu usnąłem z wycieńczenia. Oczywiście próby nie spania, medytowania, oglądania sufitu czy Twittera były okropną mordęgą. Teraz mi się przypomina, że nie spałem przynajmniej 60 godzin, przepraszam. Toteż zmuszałem się co minutę lub dwie do próby uśnięcia wiedząc w stu procentach, że nie wyjdzie i wybudzę się w strachu.

Padaczki miałem dwie lub trzy po ilościach 1500-1800 mg. Raz po 2200 mg nie miałem, ale to był chyba jeden z dwóch razy, gdy mieszałem z pregabaliną (ok. 1000 mg) i kroplami walerianowymi (dwie butelki). Za to fazy też nie było fajnej.

Kiedy skończył się tramadol, to oczywiście została kodeina, która jeszcze przez dwa lata była obecna przez 3/4 dni w roku, zazwyczaj w ilościach 480-600 mg, czasami 720-900, a raz przez 11 dni w ciągu czternastu było to każdorazowo 1500 mg lub więcej, rozłożone np. na dwanaście godzin w połączeniu z alkoholem, np. cztery piwka i dwusetka.

Nie próbujcie tramadolu, jeśli nie próbowaliście, chyba, że macie silną wolę i to ktoś, a nie Wy, będzie miał dostęp. Jak ktoś bliski wydzieli, to może i warto raz spróbować. Ale tutaj fale są wysokie, a woda przesolona, więc się płynie samo. Tylko więcej i więcej, bo to jak MDMA ale bez szczękościsku i pobudzenia mięśni, przynajmniej dla mnie. Cóż, jak najbardziej należy mi się Order Debila, tytuł Mistrza Gonienia Smoka i chuj na czole, bowiem tylko przez 1/5 tego ciągu miałem dobre stany po tym tramadolu. Reszta to przedawkowania albo brak satysfakcji narkotycznej i w konsekwencji strategiczny plan ostatecznego rozpierdolenia się etanolem i kodeiną.

Jebać. Kiedyś sobie pierdyknę z 500 mg w połączeniu z 100 mg morfiny doustnie, ale to za kilka lat, kiedy wypełnię kilka planów. W ogóle nie mam tej substancji już w głowie i od dwóch lat z hakiem mnie do niej nie ciągnie. Opisałem oczywiście tylko część negatywnych stron tego wielkiego ciągu, a części oczywiście nie pamiętam. Jak mi się coś przypomni to pomęczę moderatora DelicSajko, albowiem dzięki niemu w końcu moje TR mogą być publiczne i chce mi się pisać.

Nie bierzcie narkotyków i nie słuchajcie się nikogo XD

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
23 lat
Set and setting: 
próbowałem się zapierdolić, tyle mogę powiedzieć, to historia około 25 tripów, więc nie da się detalami
Ocena: 
Doświadczenie: 
większość narkotyków, a głównie codziennie koda, trampek, alko, baka, deks czy inne sudafedy i piguły
apteka: 
Dawkowanie: 
różne, było kilka ciągów, szczegóły są w tekście, ale zazwyczaj od 800 do 2200 mg dziennie
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media