las my i kwas
detale
raporty borsuk
las my i kwas
podobne
A więc zaczęło się, piękna kwietniowa pogoda, wypożyczony pokój w akademiku służącym do kwaterunku studentów odbywających zajęcia terenowe. Nas kilku, zebranych by móc celebrować przejście przeze mnie 23 roku życia. Od dawna marzyłem o kwasie. Był on dla mnie mistyczną niewiadomą, substancją, która jako jedyna ciągnęła mnie do Siebie z mocą tysiąca uzależnień, niczym zakazany owoc Ewę. Jednakże nie chciałem przechodzić przez to sam. Zaprosiłem przyjaciół, trójka z nas zamierzała się oddać tej przyjemności. Dwóch trip-sitterów zostało ściągniętych tak do obchodzenia mojego wielkiego dnia, jak i w celu pilnowania naszych baranich umysłów podczas przeżycia.
t 0:00 (15:00)- Słońce zbliża się do koloru złota, przebłyski promieni leniwie prześlizgają się przez przerwy w kopule liści (dęby późno wypuszczają liście, dzięki czemu przebłyski przechodzą w dużej ilości) rozsiadając się na potężnym konarze przyjęliśmy odmierzoną wcześniej dawkę, Rozmowy schodzą nam na uczelni, śmiania się z mojej starości, smaku piwa, życie.
t +0:30 (15:30) Pozbywamy się blotterów, aktualnie bez zmian, każdy z nas oczekuje z mieszanką stresu i podekscytowania na nadejście nowej, potężnej masy odczuć, rozmowy schodzą na nasze przypuszczenia względem substancji. B(wesoły blondynek, który jest najszczęśliwszą osobą na świecie) uważa, że nie ma co spodziewać się niespodziewanego, gdyż niespodziewane samo z siebie nie może być opisane do momentu jego nadejścia. Napawa nas to zadumą, ja natomiast spodziewam się czegoś, co spowoduje zmianę mojego podejścia do świata, samego Siebie, otworzy mnie na zupełnie nowe spektrum uczuć (nie pomyliłem się). M (przyjaciel, z którym mieszkam od lat) uważa znowu, że to co nadejdzie zdecydowanie będziewarte zapamiętania. Przypominamy trójkę rekrutów na dzień przed wyjazdem na front, gdzie nie ma już możliwości odwrotu, pociąg już czeka, a my napawamy się niedaleką przyszłością, pełną przygód, braterstwa i bohaterstwa.
t +1:30 (17:00) Pierwsze efekty zauważamy mniej więcej w podobnym momencie, dla mnie były to sosny, które zaczęły przypominać Drzewka bonzai, wyginając się we wszystkie strony. M patrzył na młodnik, który zaczął objawiać podobne syndromy, B zaczął się śmiać, mówiąc tylko "ja pierdole". Wstaje, moja skóra zaczyna inaczej odczuwać każdy ruch powietrza, mech podrażniając moje nerwy zupełnie inaczej wpływał na sposób postrzegania jego struktury, cały świat przestał być tym, do czego byłem przyzwyczajony. M poszedł w las zadziwiając się jego wspaniałością. B Został z Trip-sitterami. Tutaj też warto ich Przedstawić, J. Był jedną z osób, o których pomyślałem jako pierwszych w przyjęcu tego stanowiska, odpowiednio stanowczy by wybić nam głupie pomysły, a jednocześnie inteligentny, który rozumiał nasze "specyficzne" podejście do rzeczywistości, dał nam na tyle luzu, by nacieszyć się fazą a jednocześnie na tyle mało, byśmy nie rozbiegli się jak stado baranów w swoim kierunku. Drugi był K, stary przyjaciel ze studiów, Który mógł zrozumieć naszą kwasową fascynację miejscem, w którym się znaleźliśmy, a jednocześnie z na tyle rozwiniętą empatią, by z każdym z nas zamienić kilka słów, tak dla pokrzepienia. Doskonale się zgrywali.
t+ 2:00 (17:30) Kwasowy wonderland trwa, a każda z alicji na swój sposób przechodzi peak. Ja oglądając młode dąbki rosnące w miejscu występowania powalonego już kolosa próbuję interpretować to do zachowań ludzkich, w którym każdy odchodzący starzec jednocześnie zostawia po sobie ogromną mądrość i sumę doświadczeń, z której mogą korzystać młodzi tak, jak te młode drzewka skorzystały z wolności i dostępu do zasobów, pozostawionych przez starca. W ekologii istnieje stwierdzenie "w każdym ekosystemie odbywa się przepływ energii i obieg materii" Czy to nie pasuje do naszego społeczeństwa? Mówię o tym dla K a on razem ze mną rozwija ten wątek, mówiąc o przepływie materii w postaci pozostałych po nas dóbr materialnych i o wiele ważniejszym przepływie energii w postaci przekazywanych ideałów i wiedzy, dzięki której pniemy się do góry jako cała cywilizacja. Wracamy do grupy. M wpatrzony jest w tunele wytworzone przez owady na jednym ze stojących drzew, B razem z J rozmawiają o czymś, ciężko powiedzieć mi o czym.
t+ 2:30 (18:00) Chcąc dołączyć się do rozmowy zaczynamy rozmawiać o pierdołach, o mojej koszulce, w której starszy pan jest mocno wzorowany na Piłsudzkim, M w tym czasie robi zdjęcie, w którym uchwyca przebijające się promienie słońca przez listowie a w środku stoi pień, Razem z B wydaje im się, że ta fotografia jest "bramą"dzięki której mogą przejść do tego świata, "wszystko się tak zajebiście rusza, jakby tam był inny świat". Ja wchodzę w polemikę z J, niestety moje żarty z miejsca jego pochodzenia zostały odwrócone przeciwko mnie i schodzę pokonany z placu boju.
t+ 3:00 (18:30) Pokonany wracam do moich drzewek, tym razem zastanawiając się, a właściwie próbując przypomnieć sobie skąd wiedzą one gdzie jest światło, oraz jak mają się rozwijać, dociera do mnie reszta ekipy, która podjeła jednoznaczną decyzję o powolnym marszu w stronę jedynego sklepu w okolicy, dla tripsiterów skończył się alkohol a i my zmienilibyśmy miejsce. Zebrani, nie zostawiając po sobie śladu kierujemy się powoli w stronę sklepu.
t+ 3:30 (19:00) Gubie się wśród trelu ptaków, znikam wśród paproci łaskoczących moje łydki, zieleń lasu wciąga mnie, nie pozostawiając miejsca na opór. Czuje się jednością, malutkim, nic nie znaczącym trybikiem wśród wielkości i kompleksowości lasu, jego wszechogarniającej inności względem "antropogenicznego" świata. Tylko ja, ptaki, drzewa, nie ma świata, nie ma mnie, jest natura. Niestety okrzyki reszty ekipy sprowadzają mnie na ziemię, wracam do nich a w drodze do punktu docelowego zaszliśmy do jednego miejsca. B z J komplementowali moją inteligencję, uważam że na wyrost.
Pomnik trwalszy niż ze spiżu
Pewnego razu, razem z M w ramach zajęć sadziliśmy las, młode drzewka dębowe, niesamowite jest patrzenie na to, jak praca naszych rąk bardzo powoli zamienia się w coś, co spokojnie nas przetrwa, zostanie żywym pomnikiem naszej pracy. Nie mogliśmy nie odwiedzić tego miejsca. Jest w nim coś niesamowitego. Nie wiem jak czują się położne patrząc na pociechy, którym właśnie pomogły przyjść na ten świat, ale mam wrażenie, że ja właśnie tak się czułem, to dzięki nam udało się się z tego pola niczego stworzyć las na nowo, staliśmy się ogniwem łączącym stare z nowym.
t+ 4:30 (20:00) Dotarliśmy do sklepu, panowie wdarli się do niego, łącznie ze mną, mała dziewczynka (około 6 lat) oraz starsza pani patrząca na nas niezbyt łaskawym okiem obsługiwały ekipę kiedy ja, wolałem oglądać dziejącą się nieopodal orgię. Koło sklepu rosła ogromna, stara lipa, którą ukochały chrabąszcze majowe. Mają one niezwykły cykl życia, przez dwa lata znajdują się jako pędraki pod ziemią, pożywiajac się korzonkami, nigdy nie widzą słońca, nie czują wiatru, aż nagle na przełomie kwietnia i maja przeobrażają się i urządzają orgię. Tysiącami zajmują wielkie drzewa gdzie walczą, kochają i giną. Wracają panowie, są piwa, są lizaki więc można ruszać dalej. Wpadam z J w kłótnie dotyczącą dania dziecku lizaka, wydaje mi sie, że może przerwać to ciąg nienawiści w rodzinie tej młodej dziewczynki, J natomiast uważa, że lizak powinien być nagrodą za zachowanie, a nie czynnikiem do zmiany, Godzi nas B opierając się na naszym "innym" stanie, który zaczyna powoli znikać.
t+ 5:00 (20:30) Księżyc ma niezwykle biały, wręcz neonowy kolor. Palimy MJ i pijemy piwa, śpiewamy tenacious D i eldokę. Biesiadujemy, tańczymy i cieszymy własnym towarzystwem, jest wspaniale, pomimo odchodzenia kwasu. Było warto.
Dalszy czas nie jest istotny, zegarek przestał mieć dla mnie znaczenie. Przy dzwiękach muzyki puszczanej przez B marszem przedefilowaliśmy przez całą wieś, piliśmy piwo na stacji kolejowej przy turkocie przejeżdzających pociągów. oglądaliśmy księżyc przy braku jakiegokolwiek źródła światła, byliśmy pijani, spaleni i szczęśliwi.
- 7387 odsłon