Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

pierwszy raz z kodeiną i mój pierwszy trip raport.

pierwszy raz z kodeiną i mój pierwszy trip raport.

Mój pierwszy „trip raport” i pierwszy raz z kodeina.

Dotyczy moich przeżyć po zażyciu 300mg kodeiny w formie 20 tabletek Thiocodinu. Jest to mój pierwszy tego rodzaju opis wiec potraktujcie go w miarę luźno. No i oczywiście pierwszy raz z koda.

Trochę poczytałem w necie o tej substancji wiec przygotowanie było dobre. Nie jadłem nic od 2,5-3 godzin przed przyjęciem. O 20.50 wysypałem tabletki na talerz, obok postawiłem puszkę coli i jogurt naturalny.( W necie pisali żeby tym popić i zagryźć, podobno mniej podrażnia żołądek)

Jestem wyluzowany i mam dobry humor. Czuje tez ekscytacje. Nie bardzo wiem czego mogę się spodziewać. Jestem sam w swoim mieszkaniu. Jest mi tu przyjemnie i czuje się bezpiecznie.

Tak wiec zjadłem „kolacje” a teraz czekam.

Jest godzina 21.13 nie wiem czy tylko mi się wydaje ale czuje delikatne wirowanie w głowie i ciepło. Trochę tez jest mi ciężko na żołądku, jak wtedy gdy za bardzo się najesz. To pewnie przez polaczenie coli+jogurt.

No ale dobra czekam dalej.

Jest już 21.46 czuje delikatne otępienie i ciężkość powiek. Mam delikatne motylki w brzuchu. Zastanawiam się czy to już działa czy co. Spodziewałem się naprawdę dobrej fazy a puki co jest słabo. Ale czekam dalej może dopiero się rozkręca.

Dodam jeszcze ze po zażyciu siedzę na kanapie z lapkiem i czytam neuroogrove słuchając dobrych rapsów.

22.01

Kręcę fajka i idę na balkon zapalić. Przy okazji pisze do ziomka jak jest bo jest moim kompanem do ćpania i tez chętnie by spróbował. Wracam do pisania. Jest 22.11, czuje ciepło w calyn ciele zwłaszcza na twarzy. Gdybym miał porównać do czego stan w jakim jestem to było by to uczucie kiedy leżysz na łóżku tuz przed zaśnięciem i nie myślisz absolutnie o niczym. Tak jak by cały świat i problemy zniknęły. Jak by całe twoje życie było tu i teraz. Faza delikatnie się nasila, mam coraz cięższe powieki i coraz więcej motylków w brzuchu. Czuje szczęście i podekscytowanie, jak bym szykował się na spotkanie z laska 10/10 z która w dodatku świetnie się gada.

Jednym słowem „euforia”

22.24

Leże słuchając nutek i nic nie robię. W miedzy czasie dzwoni ziomek bo chce numer do ziomka, bo chce baty.Powiedziałem mu czym sie uraczyłem, wybuchnoł śmiechem. Zapytał czy mnie swędzi, a jeśli tak to żebym się nie drapał. Nic mnie nie swędziało ale po tym zaczęło. Zwłaszcza mój stary tatuaż.

22.35

Do mieszkania wróciła moja siostra i jej chłopak. Mam straszna ochotę powiedzieć im ze zażyłem kodeinę ale wiem ze to kiepski pomysł. Zapomniałem tez dodać ze cały czas czuje suchość w gardle i jamie ustnej. Mam mało śliny, zupełnie jak po fecie albo emce. Ale nie miele morda jak zawsze po nich.

22.55

Wstaje z kanapy żeby zapalić szluga. Jestem delikatnie oszołomiony. Czuje ze faza delikatnie zanika. Ale to nic, nadal czuje się fenomenalnie. Nie chce kończyć pisania ale czuje ze musze. I tak strasznie się rozpisałem.

Podsumowując: kodeina, choć spodziewałem się mocniejszych doznań zdecydowanie mi siadła i polecił bym ja każdemu. Było przyjemnie, i na pewno sięgne po nią jeszcze raz choćby z ciekawości czy doznania będą większe (słyszałem ze receptory musza się wyrobić czy cos takiego, możecie dać znać w komentarzach).

Pozdrawiam wszystkich amatorów ćpania i resztę czytelników.

Substancja wiodąca: 
Wiek: 
19 lat
Set and setting: 
Wyluzowany, dobry humor, ciekawy zażytej substancji. Sam w swoim mieszkaniu, ciepłym i przytulnym.
Ocena: 
Doświadczenie: 
Marihuana, haszysz, ecstazy, mdma w krysztale, amfetamina, mefedron, kryształ nieznanego pochodzenia, 4 ho-mita (czy coś takiego), dużo alko i nikotyny.
Dawkowanie: 
300 mg

Odpowiedzi

https://hyperreal.info/talk/psychodeliki-uzaleznienie-t42231-10.html
Poczytaj wypowiedzi w tym temacie, tych "nie uzależnionych" i np. blueberry która wyśmienicie kontruje

 

Hehehe i gratuluję, właśnie wkroczyłeś na świeżkę troche bardziej świadomego brania. Spójrz ile pisania i przekonywania, ile rozkmin... teraz masz te pojecie i może ciut minimalnie będziesz bardziej to wszystko kontrolować. A spójrz na kogoś kto tej wiedzy nie ma i weźmie opiat, albo zacznie bawić się w amfe.

Kompletny brak kontroli... bo skąd ma wiedzieć kiedy nawet takiej elementarnej wiedzy jaką tutaj poruszamy nie ma.

To wszystko co piszemy to bez ściemy ułamek całości, jak by ktoś chciał to w pełni świadomie robić to by życie musiał na to tracić... dlatego nigdy nie można być gotowym, a samo uzależnienie może zaskoczyć.

I to bardzo rzadko jest świadomy wybór... bo kto uzależniony myślał o tym że się uzależni? Może jacyś psychole. Wyobrażasz sobie... wiesz to wszystko co napisaliśmy a i tak po roku ciulasz kodeinę codziennie, bo raz spróbowałeś? Tak właśnie to wygląda... kompletny brak kontroli mimo wiedzy.

"To wszystko co piszemy to bez ściemy ułamek całości, jak by ktoś chciał to w pełni świadomie robić to by życie musiał na to tracić... dlatego nigdy nie można być gotowym, a samo uzależnienie może zaskoczyć.

I to bardzo rzadko jest świadomy wybór... bo kto uzależniony myślał o tym że się uzależni? Może jacyś psychole. Wyobrażasz sobie... wiesz to wszystko co napisaliśmy a i tak po roku ciulasz kodeinę codziennie, bo raz spróbowałeś? Tak właśnie to wygląda... kompletny brak kontroli mimo wiedzy."

Zgodnie z tym co napisałeś można powiedzieć, że ja jestem psycholem. Przy pierwszym ćpaniu już przewidywałem swoje życie w nałogu i stwierdziłem, że może to i lepiej bym cierpiał i niech przyszłość zadecyduje.

"Zbyteczność: był to jedyny związek jaki mógłbym ustalić pomiędzy tymi drzewami, ogrodzeniem, kamieniami (...) A ja wiotki, osłabiony sprośny, trawiący, chwiejący się od ponurych myśli - ja także byłem zbyteczny."

J.P Sartre "Mdłości"

DMT zabawowy psychedelik? Serio? Psychedeliki są, jak bilety w inne wymiary. Naukę można wyciągnąć z każdego doświadczenia (niekoniecznie psychedelicznego). Co do tej mitologicznej sugestii, to może mi wytłumaczysz dlaczego owoce zawsze tak pięknie wyglądają i smakują na tripach, a truchło odwrotnie? Sugestia? Zawsze ta sama? Albo wiek duszy człowieka - dlaczego niektórzy zawsze wyglądają na młode duszyczki, a inni na stare? Widać to nawet u dzieci. Czy może człowiek nie ma duszy, co? Są dwie szkoły - jedna, mówiąca, że to tylko bania i druga, która jednak dostrzega w tym coś więcej.

To tylko sen samoświadomości.

To napisz mi szamanie, jakąkolwiek lekcję DMT. Coś czego nie widziałeś wcześniej po np. kwasie albo po niczym. Bo żaden twój raport żadnej lekcji niemopisywal, tylko jebanie mózgownicy potężnym narkotykiem.

Ja tripując mogę zjeść wszystko, nie ma znaczenia smak czy zapach więc tak - sugestie. Kumpel jedząc cukierka ma wybuch kolorów i ekstaza wręcz go rozrywa - ja mogę wypić wódkę bez skrzywienia, wywar z san pedro, gówno bym zjadł nawet. I się oblizał. 

Piszesz o wieku duszy człowieka - mówisz, że widać to nawet u dzieci, ale sam wcześniej pisałeś jaki byłeś zjebany zanim zacząłeś szamanować, a to jest oznaką młodej duszy z tego co wiem. Znowu innym razem piszesz, że już jesteś dziadzia, narkotyki postarzają co?

I nie wiem czy człowiek ma duszę - nigdy żadnej nie znalazłem. 

Opiszę niedługo moje eksperymenty psychodeliczne to może i moja postawa się wyjaśni.

Tak, narkotyki postarzają człowieka. Każde silne doświadczenie postarza. To tak, jak złamane serce sprawia, że dojrzewasz, tak jak śmierć bliskiej osoby może sprawić, że osiwiejesz w momencie. Wiadomo, że doświadczenie zdobywa się z czasem i to ono sprawia, że jesteśmy mądrzejsi. Miłość może sprawić, że dusza odmłodnieje, bo wiek duszy nie jest skorelowany z wiekiem ciała. To ziemski wymiar. Jednak wszyscy bez wyjątku podlegamy tym samym prawom. Inteligencja, czy mentalność mogą być pewnym wyznacznikiem wieku duszy w takim wymiarze. Powiadasz, że nie znalazłeś duszy. Nie wiem nawet, czy jej szukałeś, ale dam Ci tipa: oczy są jej zwierciadłem. Powiem tak: jak widzę dziecko, to bez trudu mogę określić jego przyszłość (o ile oczywiście nie zmieni kierunku swego przeznaczenia, o co bardzo nietrudno). Widać to. Można to określić jako predyspozycje. Moje błędy młodości były tylko czynnikiem (jednym z wielu), który sprawił, że jestem tu, gdzie jestem. Wykorzystywałem moc w niewłaściwy sposób, ale dzięki temu dokonałem obserwacji jej możliwości. Obrazek jest większy, niż go widać z Ziemii, więc im wyżej się wzniesiesz, tym większy wycinek zobaczysz. Uprawiam świadome śnienie gdzieś od siódmego roku życia, a wielu nie może tego dokonać. Znam ludzi, którzy pomimo przyjmowania różnych substancji nie są w stanie przeskoczyć plastykowego pojmowania świata. Mentalne dzieci w ciele czterdziestolatka. Ale znam i nadwyraz bogate i dojrzałe osoby w ciałach nastolatków.

 

Tu jest też zawarta ta nauka z DMT, które tak daleko/wysoko ponosi. Dzięki dimetylotryptaminie zobaczyłem istotę rzeczy - samoświadomość energii. 

 

Co do Twojego smaku, to współczuję Ci otępienia tego zmysłu, jeśli możesz zjeść gówno, oblizując się przy tym. Staraj się nie jeść ostrego i używaj mało przypraw - smak powinien powoli wracać.

To tylko sen samoświadomości.

Ja nie mam upośledzonego smaku, po prostu po psychodelikach mogę zjeść wszystko. Jak na trzeźwo nie zjem gówna, trufle uważam za niesmaczne, a wywar z kaktusa wywołuje torsje - tak po psychodelikach nie ma to dla mnie znaczenia. Wkładam/wlewam, przełykam. Nigdy nie miałem wyostrzenia zmysłu smaku czy węchu, raczej całkowitą nad nimi kontrolę.

I wiesz, ja nawet nie gotuję, wpierdalam warzywa, owoce. 

Co do wieku duszy - byłem pewien, że chodzi Ci o reinkarnację numer 2791929 w twoim przypadku, a kogoś innego np. 2000. W kontekście, o którym napisałeś całkowicie się zgadzam. Z dziećmi w ciele dorosłych i odwrotnie też. 

Tak btw. Psychodeliczny zew się do mnie odezwał i szykuje się solidny trip. Aż się nie mogę doczekać tak dawno nie tripowałem :o ale najpierw chyba muszę plantację grzybów założyć, bo nikt tutaj nie ma :/ tylko 2cb 

Rozumiem o co Ci chodzi ze smakiem, ale kontrola to też wyostrzenie zmysłów. Przecież owoce tak świetnie smakują, że ja na tripach czuję wszystkie te boskie cząsteczki (nawet ich kształt), które przepływają po języku, a jak coś jest niedobre, to wtedy "usypiam" ten zmysł. Tylko po co jeść niedobre rzeczy? (Nie mówię o kaktusach). To tak, jak z wielkością - początkowo, jak się zmniejszysz do świata owadów, to ciężko z tego nagle urosnąć, ale doświadczony triper, jak chce, to może z łatwością "urosnąć" tak, że Tygrys jest tylko malutkim kotkiem. To jest kontrola. To wszystko jest siłą umysłu. Najlepsze, że ten tygrys widzi Twoją wielkość i czuje się przy Tobie malutki. Co do smaku jeszcze, to lody na kwasie smakują bosko:-) 

 

Z tripem poczekaj, aż się przyroda obudzi. Po długiej przerwie wiosenny trip to jest to:-)

To tylko sen samoświadomości.

Zdecydowanie kontrola. Sam uwielbiam owoce na tripach (jeść, oglądać, wąchać, głaskać itp.), ale lubię doświadczać z każdej strony więc i niedobre próbowałem. A jeden z ciekawszych doświadczeń z pożywieniem miałem pijąc popularny napój "Aloe vera" z kawałkami aloesu - czułem, że piję światło, kurewnie boskie.

Trip z przyrodą jak najbardziej. Ale taki w czasie kiedy następują zmiany ma swój niepowtarzalny klimat - wiosną kiedy "ziemia się budzi" i jesienią kiedy "ziemia zasypia". Lubię te "momenty", bo dodatkowo stymulują zmiany we mnie. Analogicznie - wiosna = nowy start, jesień = koniec czegoś. No i mam takie uczucie, że "teraz jest ten czas". Pożyjemy, zobaczymy. Grzyby muszą urosnąć zdrowe i silne. Nie kaktus, nie powój, nie dmt, nie quas, grzyby. 

Wiadomo, że Grybki najlepsze:-) (chociaż jeszcze nie przywitałem się z panem Mescalito - to już niebawem, kiedy przyjdzie czas). Dobrym czasem jest pełnia księżyca (jeśli chodzi o nocne tripy) na wszelkie podróże - najwięcej energii wtedy przepływa.

To tylko sen samoświadomości.

Większość nocnych tripów przy pełni zaliczyłem. A meske polecam - dla mnie o wiele bardziej wizyjne niż grzyby czy kwas - nawet niewielkie dawki sprawiały, że po zamknięciu oczu byłem w innym świecie. Dosłownie 

Kaktusy mnie wołają od września. Wiesz, jak jest - wszystko ma swój czas i miejsce. Dawka nie ma znaczenia. Czasami znaczne ilości nie pokażą tego, co mniejsze w odpowiednim czasie i warunkach. Wizyjnie Grybki potrafią niemalże dorównać Chandze. Kaktusy potrafią być bardziej wizyjne od Changi?

To tylko sen samoświadomości.

Wizyjne inaczej. Dla mnie przynajmniej. Changa wypierdala z butów, rosną rośliny, kosmity chujwieco, ale to się dzieje szybko i jest dosyć przytłaczjąca. Przy kaktusach otwarte oczy - energetyczny trip, baaaardzo, jeśli po grzybach mam ochotę chodzić, to po mesce mam ochotę biec i krzyczeć i skakać i lecieć i wszystkoinne. Jak zamykam to puffff i jestem gdzieś, dosłownie. Namacalne miejsca, mogę jechać na wielbłądzie przez pustynię, surfować na ogromnych falach, lecieć na pterodaktylu, być kroplą lub rybą w górskim strumieniu, cokolwiek. I jak zamykam oczy to od razu znika świadomość tego, że żyję i coś brałem, jest tylko ta lub te rzeczywistości za zamkniętymi oczami. I za każdym razem jak otwieram oczy to kończy się dany trip i jak zamykam zaczyna nowy. I wszystko bardzo "gładko", nie miałem ani razu ciężko czy, że nie wiedziałem czy będzie ok. Piękna substancja

Na jednym kaktusie (taka dawka do 500mg meski) można zaliczyć mnóstwo tripów podczas jednego. Obok grzybów najlepsze co próbowałem. Mógłbym pokusić się o stwierdzenie, że nalepsze, ale jednak po inne bardzo od grzybów, dlatego obok.

Psychoamfetaminy, brzmi zachęcająco.

Marek Edelman "że macie takie spojrzenie na tą sprawę" - ogólnie to nie jest moje spojrzenie tylko spojrzenie tysięcy terapeutów z całego świata, a wiedzę o tym uzyskałem na kilku terapiach i pewnie setkach indywidualnych spotkań z terapeutą.

Napisałem w poście poniżej trochę o uzależnieniu od psychodelików... a pozatym zauwarz że napisałeś "prawie niemożliwe" DOKŁADNIE. Nigdzie nie twierdzę że psychodeliki uzalezniają na poziomie jakiejkolwiek innej substancji. Wręcz sama faza potrafi pomóc i to jest fakt. Ale własnie bywaja jednostki które przesadzają. Zazwyczaj "ofiara" nie wie sama że dzieje się źle.

To czy jesteś uzależniony to tylko ty sam możesz sobie odpowiedzieć.... jesteś?

Jak uznasz że tak to jest problem... jak uznasz że nie to nie ma problemu... a jakie będą skutki to się dowiesz w przyszłości.

Inni ludzie mogą tylko "zauważać symptomy", możemy rozmawiać o tym czy jesteś czy nie, ale sam fakt musi przejść przez twoje serce i odpowiedzieć czy jesteś szczęśliwy... jak odpowiedź jest twierdząca to raczej nie ma szans na bycie uzależnionym (nie ważne czy ciulniesz kode czy amfe)... jeżeli negatywna... to niezależne czy bierzesz narkotyki czy nie... gdzieś ten smutek będziesz musiał wyładować... np. w CS'a i od niego się uzależnisz przez wewnętrzny smutek.

Tylko trzeba pamiętać że nie zawsze człowiek czuje się szczęśliwie, i wtedy wkracza magiczny "pierwszy raz"... jeżeli mózg sobie w smutku przypomni o tym jak to fajnie po dragach jest to uzależnienie murowane... jeżeli nie to tak jak wyżej... będziesz sobie radzić w innyc sposób do czasu powrotu szczęścia.

Tak to jest na początku, gdy człowiek w smutku poleci, zaczyna się cały mechanizm uzależnienia i słynny trójkąt uzależnienia który kiedyś już wrzucałem.

Uspokoiłeś mnie troszkę, ale tylko troszkę. Bo faktem jest, że nigdy nie użyłem psychodelików w momentach gorszych w swoim życiu. Nie było tak, że mam doła i nie wiem co zrobić, to walnę grzyby. Jednak ostatnim razem, chciałem po zadawać sobie parę pytań i na nie odpowiedzieć. Nie było to w momencie doła właśnie, ale sam fakt pracy nad sobą oznacza, że uważam, że coś jest nie tak. Eh galimatias normalnie. Nie wiem jak to, wyjaśnić. Pracowałem nad sobą, jednak nie dlatego, że byłem nie szczęśliwy.

W dniu dzisiejszym zostałem mega zaskoczony, to jest fakt.

Marek Edelman

KakaowySzatan69 Jak Ci siadła to witam w klubie wjabanych, jeszcze o tym nie wiesz, ale dowiesz się w najbliższe lata ;)
Zapisuję se nowych ćpunów, bo potem można porozkminiać jak już wylądują na terapii.

A nuż moje gadanie kogoś przekona ale raczej narazie nikomu nie pomogło... :P Gdyby pomagało nie było by ćpunów na świecie. A gdyby ludzie wiedzieli co ten "pierwszy raz" oznacza to może by zmienili kierunek... ale żeby naprawdę wiedzieć jak to jest z tym pierwszym razem... trzeba najpierw w to polecieć.

Jakoś to się tak mówi odnośnie różnych sytuacji życiowych... że każdy musi przeżyć swoje żeby zrozumieć o co chodzi starszym... z ćpaniem jest to samo... nie zrozumie się tego czym jest ten "pierwszy raz" dopóki się nie przejdzie wieloletniej lekcji życiowej... u jednych to trwa krótko... innym wjebanie się zajmuje kilkadziesiąt lat... ale nie znam NIKOGO, komu udało by się od tego pierwszego razu nie wjebać.... oczywiście nie mówię tutaj o ludziach bioracych inne narkotyki... ale tutaj już w rolę wchodzi kolejne pojęcie jakim jest uzależnienie mieszane... nie bedę tutaj wielostronnicowej lekcji dawać, główny tok rozumowania jakim posługują się terapeuci na całym świecie napisałem.

To nie jest mój wymysł, to są podstawowe zagadnienia z dziedziny uzależnienia, w sumie fajnie że o nich piszę wcześniej i ktos przeczyta... bo ja o tym dowiedziałem się dopiero po 8 latach uzależnienia i 3 miesiącach terapii na oddziale.

Bez wątpienia pierwszy raz z takimi substancjami jak mdma albo amfetamina sprawiły ze w jakims stopniu jestem od nich uzalezniony. A zwłaszcza piersze razy z nimi bo jak wiadomo te są najlepsze. Ale nie powiedział bym ze z kodeiną poczułem to co z em i krajową. Owszem było fajnie, nawet bardzo ale nie mam takiego cisnienia żeby zaraz zapodac sobie jeszcze raz. Szczerze mowiac puki co nie planuje nawet nastepnej sesji z kodą.

Magistrawtemaciewariacie

Hehe no właśnie cała "magia" tego gówna w tym siedzi że nie czuć tego. Po mefie emce, czuć takie pierdolone parcie na dorzutkę. Przy kodzie tego nie ma, ona tak miesza Ci w głowie że każdy "kolejny raz" odczuwany jest dobrowolny wybór.... a nie coś narzucone z góry. Dlatego też wielu ludzi potrafi ciulać to nonstop i niewidzieć problemu. Ja też nie czuję ciśnienia a zarzucam 3x dziennie :P

Oczywiście nie wciskam Ci że masz problem i do ośrodka zamkniętego po jednym razie z kodą lol ale patrząc po wieku, "zainteresowaniach" i podsumowaniu tripraportu, wszystko o czym pisze poznasz.

Koda właśnie taką okrężną drogą pokazuje ciśnienie. Tj. "sięgnę z ciekawości", "zobaczę czy mocniej zadziała", "sprawdze czy mieli racje" i za każdym razem jest powód, ja takie znajduje 3x dziennie i nie czuję "wjebania". Nie czuć tego tak directly jak przy mefedronie czy amfie, bo tam rzeczywiście odczuwa się psychiczne krzyczenie DAJ MI WIĘCEJ, a tutaj tak jak pisałem jest to odczuwalne jako świadomy wybór. Dopiero jak to osobie człowiek uświadomi to czuć to krzyczenie umysłu w agoni smutku.

Pamiętam jak trochę później po swojej inicjacji znalazłem historię jakiś heroinistów. Ładowali oni wszystkie opiaty jakie mogli i potrafili przez kilka godzin dziennie szukać towaru w aptekach, a z każdej pracy byli wyrzucani po paru tygodniach i wydawało się to dla nich normalne. Najbardziej zdumiały mnie słowa jednego z nich: "...gdy próbuje sobie przypomnieć jak to się zaczęło to mam wrażenie, że OD PIERWSZYCH DNI ŻYCIA CHODZIŁEM NA GŁODZIE. Te wszystkie choroby, bóle brzucha w dzieciństwie to były skrętki..."

"Zbyteczność: był to jedyny związek jaki mógłbym ustalić pomiędzy tymi drzewami, ogrodzeniem, kamieniami (...) A ja wiotki, osłabiony sprośny, trawiący, chwiejący się od ponurych myśli - ja także byłem zbyteczny."

J.P Sartre "Mdłości"

Właśnie dlatego nie próbuję. Tzn. spróbowałem, oxy i trampka, ale bez rewelacji dla mnie, chociaż i dawki niewielkie

Btw. wyprzedziłem w aktywności GreenBoy'a, on był moim inicjatorem psychodelicznym :D
Szanuję.

Odpisuję tu na końcu Abli, bo na telefonie, to się robi pionowy słupek z komentarzy... Skaleń jest grupą minerałów, coś jak korund, kwarc, turmalin, beryl itd. Ja piszę o konkretnych minerałach. Skaleń w postaci pospolitej mnie nie interesuje - nie ma z czym pracować. Mam natomiast trzy jego szlachetniejsze odmiany: kamień księżycowy, labradoryt i amazonit. Każdy zupełnie inny. O wszystkich ich cechach nie będę się rozpisywał, bo to książkę napisać można. 

To tylko sen samoświadomości.

I co decyduje o jego użyteczności, szlachetność, a raczej półszlachetność, to, że mieni się ładnie dla oka, chemicznie w 99 % to dalej skaleń... Chodziło mi o zwykły glinokrzemian potasowy. Myślałem że ważna jest w pracy z kamieniami forma krystaliczna, w nim elegancko uwidoczniona.

Testowałeś kurkumę?

Forma krystalograficzna nie jest istotna. Jest zresztą tylko 7 układów, a najbogatsze w energie opale w ogóle mają postać amorficzną. Co to znaczy "zwykły glinokrzemian potasowy"? Przecież np. "zwykły" węgiel ma kilka postaci alotropowych i chyba dostrzegasz różnicę między węglem, grafitem, a diamentem. O szlachetności decyduje szereg czynników, jak chociażby barwa, połysk, rzadkość występowania, twardość (nie zawsze), przejrzystość itp. Dla mnie w pracy z kamieniami najważniejsza jest energia (wibracje, aura kamienia), ale liczy się również przejrzystość (cała materia jest w zasadzie przeźroczysta), dzięki której mogę "wejść" w kamień, oraz "dusza kamienia". Przez tą ostatnią rozumiem obraz zawarty w kamieniu. Mile widziana opalizacja/labradoryzacja. Diament ma w zasadzie te same cechy, co kryształ górski, jednak jego olbrzymią mocą jest to, że nie trzeba go rozładowywać/ładować tak, jak w przypadku kryształu górskiego. Osobiście dzielę kamienie na jasne i mroczne w zależności od barwy i energii. Najpiękniejszy obraz ze wszystkich kamyczków, jakie posiadam ma pietersyt. Jest tak niesamowicie abstrakcyjny, a w nim krokodyle, lwy, ptaki, wodospady, rzeki itp. Nie przeczytałem go jeszcze, choć spędziłem z nim kilkadziesiąt godzin. Mam okaz namibijski (z wyczerpanego już źródła) i przewyższa on okazy chińskie o kilka klas (kamień kamieniowi nierówny). Ze skaleni uwielbiam labradoryt, który uczy wyzbycia się dualizmu. Aktywowałem go kiedyś na kwasie i pięknie świeci.

 

Oczywiście, że próbowałem kurkumy. Tak samo imbir, czosnek, rumianek, szałwię itp. Jeśli jednak chodzi o rośliny, to moja wiedza jest jeszcze marna:-( Uważam, że rośliny to wyższa szkoła jazdy od kamieni. 

To tylko sen samoświadomości.

Świetnie, a testowałeś ją przed/do LSD?

Nie, a czego mógłbym się spodziewać? Zmienia chcrakter tripowania?

To tylko sen samoświadomości.

Nie mam pojęcia, możliwe, skoro grzebie przy dopie i sero. Chodzi mi po głowie eksperyment.

Zrób go więc i podziel się wnioskami.

To tylko sen samoświadomości.

Tyle że ma to być moje drugie podejście do legendy, więc marne miałbym porównanie. Stąd liczyłem na Ciebie.

Strony

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media