Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

mroczna energia

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
Marihuana: kilka buchów każdy.
Changa: każdy po 2-3 buchy, łącznie poszło około 220 mg na trzy osoby.
Set&Setting:
Słoneczny, letni dzień. Opuszczony dom na odludziu, wakacje, kilka litrów wody, trochę zioła i changi, a do tego zjawiskowe bongo.
Wiek:
18 lat
Doświadczenie:
Ja: marihuana, LSD, haszysz, amfetamina, metafedron, MDMA, 6-APB, nbome, 4-HO-MET, kodeina, DXM, klefedron, 4-FMA, 2C-B, N2O.
K: marihuana, LSD, haszysz, MDMA, 4-HO-MET, DXM, kodeina, 2C-B.
Johnny: marihuana, LSD, amfetamina, MDMA, klefedron, 4-FMA.

mroczna energia

Dzień zapowiadał się wspaniale. Miał być to mój, K i Johnny’ego pierwszy raz z DMT i byliśmy wszyscy nieźle zestresowani. Było to w godzinach popołudniowych, około 16.-18. Pogoda dopisywała, było niesamowicie gorąco. W drodze do naszej sekretnej placówki wymienialiśmy się jeszcze nadziejami i obawami wobec tego, czego mieliśmy doświadczyć. Gdy już dotarliśmy na miejsce, szybko odpalone zostało bongo. Zioło miało zlikwidować lęki i wzmocnić doświadczenie i w tym raczej się sprawdziło. Każdy wziął parę głębszych buchów, atmosfera zrobiła się luźna i prawie już nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, co ma się wydarzyć. Po około godzinie beztroskiej zabawy wzięliśmy się wreszcie za changę. Jeśli kogoś ciekawi zapach changi, to pachnie jak połączenie zapachu DMT (plastik) z lekkimi nutami ziemistymi.

Wracając do tripu, starannie nabiłem cybuch i dałem bongo Johnny’emu. Szybko powtórzyłem mu któryś raz z kolei to, jak ma palić, jak się zaciągać itd. Chwila relaksu. Odpaliłem zapalniczkę, J. zaciągnął się głęboko i zobaczyłem, jak jego czerwone oczy zaszkliły się. Zgodnie z moimi wytycznymi, utrzymał dym długo i głęboko. Gdy wypuścił go z siebie, spojrzał się jak zastygły w jeden punkt i odpłynął na łóżku. Mówiłem do niego trochę, za co później mi dziękował. Jako jedyny doświadczył NDE, choć odpłynął na krótko i wcale dużo nie wypalił, to chyba doświadczył tego najmocniej (choć trudno mi to ocenić). Opowiadał mi później, że zobaczył jasne światło, poczuł jak traci oddech, że DMT zajmuje jego płuca, widział jak pokrywa je czarnymi, węglistymi punktami. Czuł i widział, że umiera. Później przeniósł się do białego, rozświetlonego korytarza. Widział ludzi, którzy wieźli go do czegoś w rodzaju sali operacyjnej, widział wszystkich bliskich przy sobie. Wtedy też pomogłem mu swoim odzywaniem się, pytaniem się jak się czuje, przypominaniem o tripie.

Druga w kolejności była moja dziewczyna. Jej trip stanowi kontrast do tripu J. Zaciągnęła się ona około cztery razy, choć za każdym niezbyt głęboko. Cały czas wyglądała na spokojną i szczęśliwą, nawet nie byłem pewien czy czuje cokolwiek, lecz sama twierdziła, że uderzyło. Jej trip był łagodny, mistyczny, widziała siebie unoszącą się nad budynkiem, w którym byliśmy, dostrzegała też różne zmiany w otoczeniu (pływanie, animizacje drzew itd.) typowe dla klasycznych psychodelików.

Na koniec, odczekując około pół godziny, by reszta była w miarę trzeźwa, paliłem ja. Tutaj opis będzie na pewno dłuższy. W tle leciała moja rockowa play lista, o ile się nie mylę kawałek „Baker Street”. Załadowałem w cybuch około 100 mg changi i poprosiłem J. o pomoc przy zapaleniu. Gdy płomień z zapalniczki żarowej zapalił susz w fajce, wziąłem jeden, niesamowicie głęboki buch. Trzymając dym w plecach, czułem jak moje ciało się rozmywa. Nie mogłem już utrzymać fajki. Wydech, potem kolejny buch i kolejny, pamiętam tylko drugi. Chwilę po tym już nie wiedziałem co robię. To był szok, garnek wody na głowę. W jeden chwili byłem w innym świecie, nie wiedziałem dlaczego świat się zmienia, morfuje jak po niesamowicie dużej ilości LSD. Po prawdzie, zapomniałem że tripuję. Zapomniałem kim jestem. Siedziałem z zamkniętymi oczami jeszcze chwilę, wszystko zaczęło mnie przerastać i gubiłem się już całkowicie. Po niewiadomym odstępie czasu poczułem ciepłe uczucie pulsujące w kroczu.

—Serio?! – pomyślałem.

Uczucie było niesamowicie realistyczne. Czułem, że muszę iść się odlać, nawet że już to zrobiłem przez DMT. Uczucie mokrych spodni było ZBYT prawdziwe. Szybko wstałem i krzywo poszedłem za potrzebą. Spróbowałem, nic z tego. Dobiegająca z pokoju muzyka zaczęła do mnie mówić po polsku jakieś głupoty, zacząłem je śpiewać razem z nią, co było dla współtripujących dosyć śmieszne. Wróciłem, położyłem się i w tym momencie dostałem głupawki. Głęboko bezsensowne rozkminy, z których większości nie pamiętam, oraz meta-rozkminy (rozkminy na temat rozkmin) opanowały mnie, co nie było złe, tylko raczej spodziewałem się czegoś bardziej mistycznego. Później trip już słabł, zacząłem skupiać się na wizualach, które były naprawdę piękne, geometryczne i kolorowe. Najbardziej urzekły mnie halucynacje dźwiękowe oraz synestezja mojego myślenia z muzyką, która leciała.

Gdy DMT przestało działać, działała jeszcze marihuana. To połączenie uważam za idealne, ponieważ pozwala uspokoić się przed i po. Po około godzinie lub więcej zrobiłem z J. drugie podejście – tym razem dawka była niższa, była to reszta changi która została. Wziąłem jednego bucha i przekazałem J. fajkę. DMT uderzyło szybciej i pamiętam z tego wszystko. Położyłem się na łóżku i czułem, że moje ciało się powoli rozpływa. Wszystko zaczęło robić się fioletowe, ciemność zamieniała się w taki demoniczny mrok. Moje ręce zmieniły się w szpony, czułem ciepło uderzające z wszystkich stron. Bardzo mi się to podobało. Dźwiękowo słyszałem coś w rodzaju buczenia, które dobiegało znad domu. Brzmiało to jak statek kosmiczny unoszący się bezpośrednio nad naszymi głowami.

Po mnie zapalił J. i on także, choć nic się o tym nie odzywałem, poczuł tę ciemną energię.

—Czuję zło. – wyszeptał, siedząc i patrząc się na nas.

 Zgodnie z jego późniejszą opowieścią, poczuł całe zło świata, to jak DMT go z nim łączy. Ale, podobnie jak ja, nie traktował tego negatywnie. Był raczej obserwatorem, nie uczestnikiem.

Po wszystkim rozeszliśmy się do domów, po drodze jeszcze wymieniając się przeżyciami.

DMT pomaga odkryć i poznać to, co niedostępne dla ludzkiego oka. Chociaż ten trip nie był idealny, baliśmy się przez pewien czas, to jednak polecam spróbowanie DMT każdemu psychonaucie chociaż raz.

Normal
0

21

false
false
false

PL
X-NONE
X-NONE

/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:8.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:107%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:"Calibri","sans-serif";
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:"Times New Roman";
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:"Times New Roman";
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;}

Substancja wiodąca: 
Wiek: 
18 lat
Set and setting: 
Słoneczny, letni dzień. Opuszczony dom na odludziu, wakacje, kilka litrów wody, trochę zioła i changi, a do tego zjawiskowe bongo.
Ocena: 
Doświadczenie: 
Ja: marihuana, LSD, haszysz, amfetamina, metafedron, MDMA, 6-APB, nbome, 4-HO-MET, kodeina, DXM, klefedron, 4-FMA, 2C-B, N2O. K: marihuana, LSD, haszysz, MDMA, 4-HO-MET, DXM, kodeina, 2C-B. Johnny: marihuana, LSD, amfetamina, MDMA, klefedron, 4-FMA.
Dawkowanie: 
Marihuana: kilka buchów każdy. Changa: każdy po 2-3 buchy, łącznie poszło około 220 mg na trzy osoby.

Odpowiedzi

Smaczny raport!

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media