Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

mef + rozpuszczalnik - czyli konkretne wyrzucenie z orbity.

detale

Substancja wiodąca:
Chemia:
Dawkowanie:
Resztki mefedronu, które zostały mi po ostatnim tripie, który był miesiąc temu (mała ilość), kilka/kilkanaście porządnych sztachnięć rozpuszczalnika ze szmaty + jeszcze dodatkowo 1l Tigera.
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Wakacyjna noc, ok. godziny 1, przygnębienie, które wynika z tego, że straciłam wszystko na czym mi zależało właśnie przez mefa, pustka, bezradność, wręcz załamanie, po prostu chciałam zapomnieć o wszystkim złym, o cierpieniu, zresztą jak w 90% przypadków, gdy sięgałam po kryształ.. Noc 27.08.2015.
Wiek:
18 lat
Doświadczenie:
Acodin - 2 razy w życiu, mefedron - ciężko dokładnie policzyć, alfa-pvp - 2 razy w życiu, rozpuszczalniki - często w przeszłości, marihuana - kiedyś bardzo często, teraz to raz na kilka miesięcy jeden bat, Kodeina - często, różne dopy palone(nie pamiętam dokładnych nazw ale te co ja paliłam nazywane były herbatą i grudą) - kiedyś często i w dużych ilościach. Kokaina - 2 razy w ciągu jednego dnia raz w życiu.

mef + rozpuszczalnik - czyli konkretne wyrzucenie z orbity.

Jako, że są wakacje to mój rytm dobowy jest trochę zaburzony, a mianowicie, chodzę spać 3/4 w nocy a budzę się koło południa, tej nocy też nie spałam lecz była wiele ciekawsza od innych, wręcz niezwykła.

1:00

Zaczęłam oglądać jakiś film, nie był zbyt ciekawy no ale uszedł w tłumie, od miesiąca nie dawała mi spokoju myśl, że w moim pokoju jest jeszcze trochę mefedronu, który specjalnie schowałam tam przed samą sobą jeszcze wmawiając sobie "nie złamie się" i nie wezme więc może tam sobie spokojnie leżeć, bo przecież już na dobre skończyłam z dragami. Lecz przez ten miesięczny detoks non stop myślałam o mefie, wręcz za nim tęskniłam, bo gdy mnie upierdalał to było tak bosko, czułam się jak Bóg, mogę wszystko, jebać wszystkie problemy teraz nic mnie nie dręczy, po prostu niech ta chwila trwa. A potem był zjazd, prawdziwe piekło..

1:05

Dobra trudno, zaryzykuje, poszłam po 4mmc, który był dobrze schowany, wydawało mi się, że było go wcześniej więcej ale przecież niemożliwe, z samary sam nie spierdolił, nikt go nie mógł znaleźć a ja też nie sypałam więc po prostu tyle zostało. Nie ukrywam, że byłam trochę zawiedziona bo zdałam sobie sprawę, że nie jebnie mnie tak jakbym tego chciała.

1:10

Już jestem w łazience, sypię kryształ na blat, skruszam i poprzez zwijke wprowadzam do nosa. Tradycyjnie - od razu łzy w oczach, nos zaczął kurewsko boleć no ale to uczucie nie jest mi obce.

1:15

Leże i oglądam film. Spływy - okropność. Czuje delikatne działanie mefa, nie można tego nazwać bombą bo było go za mało żeby moglo porządnie jebnąć więc kminiłam jak tu sobie jeszcze coś dojebać i przypomniałam sobie o rozpuszczalnikach. Wstaje i nagle ugięły mi się nogi i czuje jakby mrówki chodziły mi pod skórą oraz mam lekkie przewidzenia a dokładniej to ściana wyglądała jakby była oświetlana przez lustrzaną kulę. Czułam się dobrze, nastrój mi się poprawił, byłam w lekkiej euforii. W między czasie wypiłam 1 litr Tigera praktycznie na raz. Lecz to było za mało, chciałam więcej więc postanowiłam iść do piwnicy sztachnąć rozpuszczalnik ale idąc do piwnicy mijałam lustro, spojrzałam w nim na swoje źrenice, potem przyświeciłam w nie latarką i powiedziałam tylko "o kurwa", były ogromne i nie zwężały się gdy świeciłam w nie latarką. Zeszłam do piwnicy, znalazłam rozpuszczalnik, odkręciłam (już nie mam problemów z odkręcaniem tych jebanych zakrętek - wprawa mi została :v) wylewam sporą ilość na szmatę i przykładam szmate tak aby obejmowała jednocześnie nos i usta. Pierwsze sztachnięcie - poczułam takie zadowolenie, tak dawno tego nie robiłam lecz gdy sztachnęłam się już drugi raz to poczułam ból w drogach oddechowych, niby normalka ale lekko mnie to zaniepokoiło lecz nie przestałam się sztachać, sztachałam tak długo aż szmata stała się sucha, nie mogę dokładnie określić ile to było sztachnięć ale gdy sztachnęłam się któryś tam raz z kolei wtedy POCZUŁAM NAPRAWDĘ KONKRETNĄ BOMBE. Czułam, jakbym została wyjebana z orbity, pomieszczenie wyglądało zupełnie inaczej niż na trzeźwo, stało się takie przytulne mimo, że byłam w piwnicy gdzie nawet ściany nie są pomalowane, chciałam wejść po schodach ale gdy się do nich zbliżałam to zaczynały się coraz bardziej ruszać a gdy robiłam krok do tyłu to ruszały się mniej i tak w kółko krok do tyłu i krok do przodu jednocześnie śmiałam się sama do siebie, w końcu weszłam na te schody i wydawały się takie miekkie, jakby były z puchu a w rzeczywistości położone są na nich zwykłe płytki. Dobra, weszłam na górę, energia mnie wręcz rozpierdalała od środka, położyłam się i czułam się jak w raju, idealnie, błogo, jak najszczęśliwsza osoba na świecie, taka wolna i wiele wiele określeń bym tu jeszcze mogła wypisać ale to nie ma sensu. Leżałam tak i oglądałam ten film około godziny, jednocześnie w ogóle nie mogłam skupić się na treści filmu ale wszystko z niego rozumiałam, ogarnęłam ten film bez skupienia się na treści. Miałam ochotę sobie wyjść i pobiegać lecz nie potrawiłam podjąć żadnej decyzji bo z jednej strony pobiegałabym a z drugiej poszłabym zapalić i w końcu wyszłam na balkon na fajke. Odpalam, już jestem w połowie fajki i nagle stało się coś dziwnego, znowu te światła, patrzyłam prosto i na tle ciemności nagle widziałam takie żółte, jaskrawe smugi, które leciały jak wstążki ku górze i zakręcały kółeczka. W tym momencie lekko się zaczęłam bać, poorałam się, bałam się wejść do domu ale jednocześnie nie chciałam zostać na tym balkonie, nie wiedziałam co zrobić, serce o mało mi nie wyskoczyło z klatki, w jednej chwili cała się spociłam, pot miałam dosłownie wszędzie, zaczęłam szybciej oddychać i ciągle patrzyłam w inne miejsce, nie mogłam skupić wzroku na jednym pukncie. Po kilku dłuższych chwilach robienia z siebie gówniarza z ADHD i schizofrenią weszłam do domu, położyłam się lecz nadal byłam cała spocona i przerażona, bałam się tego co siedzi w mojej głowie i to właśnie było oznaką tego, że zaczął się zjazd czyli w przypadku mefa prawdziwe piekło.. Zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, że znów zrobiłam to, przez co straciłam osobę, na której mi zależało, bo gdy miesiąc temu przyjebałam to po prostu on urwał ze mną kontakt. Zaczęłam sobie wyobrażać jak dobrze by mi z nim było ale jak zwykle musiałam wszystko spierdolić, wyrzuty sumienia gryzły mnie tak, że zaczęłam się ciągnąć za włosy i zaciskać zęby. W tym momencie poleciała mi krew z nosa, co mi się niestety często przytrawiało gdy waliłam kryształ, przechiliłam lekko głowe do przodu, przyłożyłam chustke i na szczęście krwawienie w miarę szybko ustało, jeden problem z głowy ale nadal byłam załamana, powód, przez który sięgnęłam po mefa teraz był dużo bardziej wyraźniejszy i dużo bardziej bolało. Doszły do tego różne przewidzenia, widziałam takie lekko przezroczyste smugi, które przemieszczały się po pokoju, przypominało to duchy co jeszcze bardziej zoorało mi banie bo zastanawiałam się co ten duchy ode mnie chcą i zaczęłam się bać jeszcze bardziej. Starałam się nie zwracać na to uwagi, skupiałam się na TV, włączyłam "Świat według Kiepskich" i oglądałam lecz na tym też nie mogłam się skupić, ciągle miałam w głowie myśli jak wiele trace i czy ja czasem nie wjebałam się w to już za bardzo, wręcz bałam się, że wjebałam się w to za bardzo i czy dam radę się sama z tego wygrzebać bo uświadomiłam sobie, ze odstawiam to na miesiać ale potem wracam, wale na przykład 2 dni pod rząd a potem przez miesiąc znowu nic. Byłam tak przerażona tym, że ćpając tak naprawdę igram ze śmiercią i albo to ja rzuce to albo to mnie zabije. Różne myśli krążyły mi po głowie typu; moje życie nie ma sensu, że nie mam po co przestawać ćpać, że nikomu na mnie nie zależy, że jestem nic nie wartym ćpunem i śmieciem, że znowu się złamałam, po miesiącu. Ten zjazd był ostry, zawsze na zjeździe po mefie powtarzam sobie cały czas w myślach, że to mi w końcu przejdzie jak zawsze, oczywiście wjazd na serce był i to niezły, napierdalało jak opętane, ciągle się pociłam, w ręce raz było mi ciepło, raz zimno a źrenice nadal rozjebane na całą tęczówke. Męczyły mnie te myśli, poczucie winy i poczucie braku wartości, czułam się pusta. Jak trup.

3:00

Faza mnie już praktycznie puściła, zaczęłam wracać do normalnego stanu ale nadal byłam przygnębiona, oczywiście nie było opcji nawet takiej opcji, że usne więc snułam się z komputera na TV i tak w kółko przez całą jebaną noc. Nie usnęłam nawet na chwile. Na jedzenie też nie mogłam nawet patrzeć. 

 

 

Podsumuwując, mef dał mi to czego nie dał mi żaden inny drag, ani alfa ani koks. Ale uważajcie na niego, jak już spróbujesz raz to pewnie jak większość weźmiesz też drugi raz, 4mmc daje Ci raj jednocześnie zabierając Ci wszystko, niszczy Cię, zmieni Twój charakter szybciej niż myślisz, może się to stać już gdy weźmiesz raz, a może stanie się to dopiero za 3-4 razem, ale zmieni Cię, może nawet nie będziesz tego świadomy, że staczasz się na dno a gdy się obudzisz może być już za późno bo albo zniszczysz sobie tym zdrowie fizyczne, albo skończysz ze schizą paranoidalną, albo żeby było mało jedno i drugie. Odradzam, naprawdę odradzam, nawet tego nie próbujcie a jeżeli bierzecie to się obudźcie póki nie jest jeszcze za późno. Mef tak kurewsko szybko i mocno uzależnia, że nim się obejrzysz nie będziesz mógł bez niego wytrzymać. On nie daje spokoju, nawet gdy nie bierzesz miesiąc, dwa to i tak będziesz o nim myśleć, tak łatwo nie da Ci spokoju. Mam mocne postanowienie, po tej nocy. DEFINITYWNY KONIEC Z DRAGAMI, może blancik raz na jakiś czas ale nigdy więcej białego. Trzymajcie za mnie kciuki mordy :)

 

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
18 lat
Set and setting: 
Wakacyjna noc, ok. godziny 1, przygnębienie, które wynika z tego, że straciłam wszystko na czym mi zależało właśnie przez mefa, pustka, bezradność, wręcz załamanie, po prostu chciałam zapomnieć o wszystkim złym, o cierpieniu, zresztą jak w 90% przypadków, gdy sięgałam po kryształ.. Noc 27.08.2015.
Ocena: 
Doświadczenie: 
Acodin - 2 razy w życiu, mefedron - ciężko dokładnie policzyć, alfa-pvp - 2 razy w życiu, rozpuszczalniki - często w przeszłości, marihuana - kiedyś bardzo często, teraz to raz na kilka miesięcy jeden bat, Kodeina - często, różne dopy palone(nie pamiętam dokładnych nazw ale te co ja paliłam nazywane były herbatą i grudą) - kiedyś często i w dużych ilościach. Kokaina - 2 razy w ciągu jednego dnia raz w życiu.
Dawkowanie: 
Resztki mefedronu, które zostały mi po ostatnim tripie, który był miesiąc temu (mała ilość), kilka/kilkanaście porządnych sztachnięć rozpuszczalnika ze szmaty + jeszcze dodatkowo 1l Tigera.

Odpowiedzi

Brałem mefa 3 razy w zyciu w sporych odstępach czasowych ale ciągle mnie kusi ciagle o nim mysle ogólnie czuje się taki inny niż wcześniej gdy jeszcze tego skurywyństwa nie sprobowałem w nocy jak śpie to podobno mam takie drgawki ten skurwiel mni zmnienil nie tykajciee tego bo wejdzieesz w to rraz a bedziesz wychodzic dziesieeec. Zycze Ci mała powodzenia, niee tykaj juz tego, wierzee w Ciebiiee :)

Dzięki mordo i powodzenia również ;)

Nie ma za co :) A RAPORT ŚWIETNY :) nigdy nie mieszałem mefa z rozpuszczalnikiem i obym tak trzymał

Niestety,(a może stety?) ale to dosłownie niszczy mózg.Więkrzość użytkowników tego odradza! Miałem jedną przygode z inhalantami... przez bite pół roku na niebie widziałem pieprzone plamy(przymglono-neonowe zawijasy które sie przemieszczały) a gdy kładłem sie spać, białe rozbłyski. Może wydawać się to ciekawe ale to nic przyjemnego

Inhalanty to też niezły syf.

"Mam mocne postanowienie, po tej nocy. DEFINITYWNY KONIEC Z DRAGAMI, może blancik raz na jakiś czas ale nigdy więcej białego."

hehehehe. Głupia jesteś wiesz ?

Lepiej trzymaj za mnie kciuki ;)

Też kiedyś powiedzieliśmy sobie z ziomkami po ostrym przegięciu z dragami, że to koniec. Nawet parę razy tak zrobiliśmy, ale po ostatnim razie - nie było już ,,nigdy więcej" tylko ,,znacznie ograniczamy".
W praktyce nie tykam sie prawie niczego od 9 miesięcy nie licząc MJ ( i ostatnio 1x powoju) ale nie zakładam już też, że nigdy nic już nie zarzucę ^ ^  

Optymista wierzy, że żyjemy w najlepszym ze światów. Pesymista obawia się, że to może być prawdą.

Coś świerzego niż fazy na kodzie, dexie i psychodeliczne bomby.Mef i rozpuch ? Lepiej działałby z gieblem. Pozytywne Popierdolenie.

London5

No bomba niezła, nie powiem, że nie ale jednak już trochę przesadziłam

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media