Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

[4-aco-dmt]nowe spojrzenie na codzienność

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
25mg
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Nastawienie raczej pozytywne, ogromna ciekawość i chęć przeżycia czegoś nowego. Podmiejski las w chłodny, kwietniowy dzień.
Wiek:
23 lat
Doświadczenie:
alkohol, THC,MDMA, LSD, efedryna, amfetamina, 3mmc, benzydamina

[4-aco-dmt]nowe spojrzenie na codzienność

 Obudziłem się rano, wiedząc, że wreszcie spróbuje tryptaminy która czeka w moim pokoju już od miesiąca. Wczoraj umówiłem się z kumplem (nazwijmy go Jaś), że widzimy się po południu na jego osiedlu i wyruszamy w tripa. Nie byłem pewien czy się nie rozmyśli, w ostatnim czasie był dość labilny. Tak czy siak, ja byłem zdecydowany nawet na samotną podróż ;)

 

T~18.00

Jesteśmy w mieszkaniu Jasia. Odmierzyłem strzykawką 40cm3 wody i rozpuściłem w tym zawartość samarki z napisem 50mg 4-aco-dmt. Biały proszek rozpuszczał się bardzo dobrze, był bezwonny i bardzo drobny, właściwie to był raczej puder niż proszek. Następnie, również strzykawką podzieliłem roztwór na 2 równe części.  Jaś włączył swoją muzykę, trochę pogadaliśmy, po dłuższej chwili zwróciłem uwagę na 2 szklanki na biurku- nadal z przezroczystą zawartością. Toast i zaczęliśmy pić. Smak był w porządku, trochę gorzki, może odrobinę chemiczny?

 

T+ 15min

Wyszliśmy z mieszkania, był początek kwietnia ale pogoda nie powalała. Chłodne, bezwietrzne popołudnie. W drodze do lasu wstąpiliśmy do sklepu gdzie kupiłem butelkę wody. Po zakupach Jaś zorientował się, że zapomniał z domu papierosów, uznał, że są mu niezbędne więc wróciliśmy do mieszkania.

Ponownie idziemy w stronę lasu, tym razem wyposażeni w paczkę czerwonych Vicków, przeszliśmy przez osiedle bezpośrednio do szczeliny między garażami. Mniej więcej w tym momencie poczułem, że jestem jakby zmęczony, mój oddech był przyspieszony, odruchowo złapałem za przegub dłoni, puls też miałem nieco szybszy, ale nie mierzyłem go. Jaś czuł to samo, zwolniliśmy, miałem ochotę usiąść. Szybko zapomniałem o tych dolegliwościach bo z naprzeciwka szedł starszy mężczyzna ze szczeniakiem. Psina podbiegła do nas merdając ogonem, zaczął skakać wycierając swoje ubłocone łapki w spodnie Jasia. Mega mnie to rozbawiło, nie mogłem przestać się śmiać. Gość zagadał, że wyszedł z pieskiem i zapomniał ognia, odpaliłem mu fajkę i zaczęliśmy rozmawiać. Trwało to dłuższą chwilę, cała nasza trójka miała uśmiechy na twarzach a piesek biegał między nami. Rozmawiało się bardzo przyjemnie. Ta sytuacja była dla mnie dziwna, bo jestem osobą która raczej ciężko łapie kontakt, szczególnie z nieznajomymi. Niemniej jednak, bardzo mi się to podobało, humor dopisywał.

 

T+40min

Pożegnaliśmy się ze spacerowiczem i wtedy zaczęła się właściwa część fazy. To był ostatni raz kiedy spojrzałem na zegarek, ale nie pamiętam jaką godzinę pokazywał, nie wiem czy w ogóle zwróciłem na to uwagę, patrzyłem dla zasady. Spojrzałem przed siebie, było inaczej niż zwykle, wszystko się rozmywało, a ostro widziałem na odległość około 5 metrów. Obraz mimo, że nie był ostry, był wyraźny, po prostu był inny. Zmiana percepcji obrazu była bardzo gwałtowna, nie wiedziałem kiedy nastąpiła. Szliśmy między drzewami rozglądając się na boki i głośno komentując. W pewnym miejscu drzewa były zaznaczone za pomocą farby w sprayu- czerwone punkty na wysokości oczu. Widziałem te kropki nawet na najdalszych drzewach, kropki były jedynymi ostrymi elementami w tym obrazie. Otaczały mnie ze wszystkich stron, prawie świeciły.

Las wydawał się bardzo gęsty, tak gęsty, że zejście ze ścieżki było niemożliwe. Delikatne wzniesienia zamieniły się w potężne pagóry, ścieżka wiła się między drzewami, a światło z trudem przedzierało się między bezlistnymi gałęziami.  Na co dzień nudny, podmiejski, wczesnowiosenny las zamienił się w puszczę fantasy. Z każdym krokiem otoczenie nabierało więcej magii, przechodziliśmy przez baśniową krainę, towarzyszył nam śpiew ptaków i świst wiatru. Dźwięki przeplatały się tworząc spójną, niesamowicie wciągającą ścieżkę dźwiękową na miarę Zimmer’a. Od ogółu przeszedłem do kontemplacji szczegółów. Staliśmy z Jasiem w pełnym słońcu a ściółka na ścieżce falowała w górę i w dół. Myślę, że to mieli na myśli ludzie opisujący „oddychającą podłogę”.

T+??

Naszą ścieżkę przecinały linie wysokiego napięcia, las w tym miejscu był wycięty, usiadłem na chwile aby odpocząć. Postanowiliśmy znaleźć miejsce gdzie zatrzymamy się na dłużej. Jaś zasugerował mi, że mam prowadzić ale niestety nie miałem pojęcia w którą stronę iść, każda ścieżka wydawała się tak samo interesująca. Zagapiłem się na falującą trawę i kątem oka zauważyłem Jasia który wspinał się na stary nasyp kolejowy. Ściana błota wydawała się nie do zdobycia, ale zanim się obejrzałem byłem już na szczycie.

Drzewa przybrały postać olbrzymich, wielokrotnie rozgałęzionych rogów jelenia, które synchronicznie obracały się wokół kilku osi jednocześnie, wszystkie razem i każdy z osobna. Tworzyły coś na wzór młyńskich kół, a ich obracaniu towarzyszyło klimatyczne trzeszczenie i stukanie. Tak było ;) Ten widok był idealny, mógłbym na to patrzeć bez końca, każdy kolejny obrót zsyłał na mnie falę błogości i relaksu.

W mieszaninie jelenich rogów i traw moją uwagę przykuła polana pokryta żółtą, zeszłoroczną trawą. Wymiana spojrzeń i wiedziałem, że Jaś myśli o tym samym.

Leżymy wpatrując się w niebo, a raczej w jeden olbrzymi fraktal który zwyczajowo nazywamy niebem. Światło biegało ponad nami, a obrazy z chmur zmieniały się bardzo dynamicznie. Zamknąłem oczy, ale nie zrobiło się ciemno, obraz był taki sam jak przy otwartych. Mnóstwo wzorów przelatywało mi przed oczyma, niektóre po prostu leciały, inne wracały albo kręciły się w kółko. Poczułem się zdezorientowany, miałem wrażenie jakbym odlatywał. Po kilku mrugnięciach chcąc upewnić się czy mam otwarte czy zamknięte oczy spojrzałem w miejsce gdzie powinien być Jaś- leżał bez ruchu więc zagadałem ;p
Opowiadał mi o twarzy tygrysa a ja znowu patrzyłem w chmury. Wszystko kręciło się w kółko, obracało wokół mnie. Kontem oka zauważyłem, że mój kolega jest po innej stronie niż wcześniej. Skupiłem się na kolorowych fraktalach, odniosłem wrażenie, że unoszę się nad Jasiem, następnie jego ciało przeleciało mi przed oczami- byłem pod nim! Nie wiedziałem, gdzie jest dół a gdzie góra. Postanowiłem więc wstać- udało się bez większych problemów. Dopiero teraz zauważyłem, że leżymy na suchej trawie i błocie pod liniami energetycznymi, a obok, na nasypie jest parkowa ścieżka. Przestało mi się tutaj podobać, wymusiłem zmianę miejscówki.

Jaś był wyraźnie poirytowany, dziwiłem się, że w tym stanie jest zdolny do takich negatywnych emocji. Jego foch nie był w stanie zepsuć mojego szampańskiego nastroju, śmiałem się z tego i wymyśliłem mu nowe, idealne przezwisko. Niestety nie pamiętam jak brzmiało.

Szeroka ścieżka była jak korytarz z którego można dostać się do różnych krain, na lewo był jasny, brzozowy las, na prawo mroczne iglaki. Każde odgałęzienie dróżki było swoistym portalem do innej krainy. Weszliśmy do tej mrocznej.

Śpiew ptaków został zastąpiony przez świst wiatru, drzewa skrzypiały. Było niesamowicie. Szedłem tą drogą dziesiątki razy, ale nigdy nie widziałem jej w ten sposób.

Znaleźliśmy pochylone, wyrwane przez wiatr drzewo. Było na idealnej wysokości żeby położyć na nim nasze dupska. Siedzieliśmy, obserwując świat. Światło padając na cienkie pnie drzew nadawało im kolorów, mieniły się i skrzyły. Nie dało się nie odnieść wrażenia, że las żyje. Matka Ziemia patrzyła na nas ze wszystkich stron, była tajemnicza, ale przyjaźnie nastawiona. Podmiejski las i wiecznie zielone lasy Ameryki Południowej to przecież ta sama Ziemia, jej magia jest taka sama, tylko tutaj bardziej ukryta. Przecież indiańska Pachamama chowa się przed człowiekiem, który jest pasożytem, wyniszcza Ziemię, nie szanuje jej. Idealny ekosystem jest systematycznie przez nas rujnowany. Przez dłuższy czas dzieliliśmy się spostrzeżeniami tego typu.

Każda roślina wydawała się mieć swoją duszę, doszliśmy do wniosku, że całkiem możliwe jest aby rośliny wytwarzały substancję odurzające na własne potrzeby. Dajmy na to, taki Eukaliptus, żyje i rośnie nie ruszając się z miejsca. Umila sobie czas, wprowadzając się w haj własnymi toksynami. Od niedawna wiadomo, że misie koala także korzystają z dobrodziejstw Eukaliptusa. Człowiek bardzo mało wie o świecie, także wszystko jest możliwe ;p

W między czasie padał deszcz, tryb obserwatora pozwolił nam się nim nie przejmować. Szybko spadające krople rozbijały się o smugi światła, nadając specyficzny klimat. Wszystko było pokryte jakby dobrze przylegającą czarną chustą w geometryczne wzory. Ten efekt był tak realistyczny, że w pewnym momencie sięgnąłem ręką aby sprawdzić, czy na pewno na ziemi nie leży wielka, foliowa serwetka.

Rozmowę o różnych wcieleniach Boga przerwało nagle uczucie spadania, trwało to dłuższą chwilę zanim zorientowaliśmy się, że drzewo na którym siedzieliśmy przewróciło się. Jaś zaznaczył, że jakby coś to nie nasza wina i nie powinniśmy przypisywać sobie tej dewastacji. W oczy rzuciła nam się jama po próchnie w pniu, który leżał teraz na ziemi. Kolory przelewały się w niej, pełzając po nierównej frakturze drewna. Nie mogłem oderwać wzroku od spektaklu barw na zgniłym pniu. Zrobiliśmy zdjęcie, dla późniejszego porównania ;)

Gdy opuszczaliśmy naszą miejscówkę było już całkowicie ciemno. Weszliśmy na główną szeroką ścieżkę i szliśmy w stronę parku. To był prawdziwy spacer, kroki stawialiśmy powoli, doceniliśmy tę melancholię jaką oferowała nam owa tryptamina. Byłem bardzo ucieszony faktem, że odkryłem wreszcie klu spaceru, miałem odczucie, że pierwszy raz w życiu prawidłowo spaceruję.

Rozmawialiśmy o religiach, o głupocie fanatyków, świadomości ludzi, a raczej jej braku. Często Jaś dosłownie wyrywał mi z ust niektóre zdania, nasze poglądy były idealnie zgodne, a na pewno słuszne. Przypomniałem sobie wtedy, dlaczego właściwie przyjaźnie się z tym gościem. Przecież ostatnio nic nas nie łączy, właściwie to całkowicie przestaliśmy się widywać. Byłem wtedy pewien, że to tylko chwilowe i koleś też przypomni sobie, że jesteśmy duchowymi braćmi, że to co razem przeżyliśmy w dużej mierze określa nas jako ludzi, że mamy wspólne wspomnienia które wpływają na nas rzutując na to, jak poruszamy się w świecie. W rezultacie, że on jest częścią mnie, a ja częścią jego świadomości, czy tego chcemy czy nie. Szliśmy tak, na równi rozmawiając i rozkminiając świat wewnętrznie, a parkowe latarnie były cały czas tak samo daleko.

Nagle Jaś pokazał mi światła jednego z bloków który wyłonił się zza cienkiej ściany lasu. Mimo, że źródłem tego światła były zwykłe żarówki mieszkań w odległości około 150m to mogłem czuć ich ciepło całym ciałem. Barwa tych świateł dawała mi poczucie bezpieczeństwa, czułem się pewnie i wiedziałem, że to również moje osiedle i nic mi tutaj nie grozi. Jeszcze kilkanaście metrów i opuścimy las.

Przy samym wejściu do parku minęliśmy człowieka spacerującego z kijkami. Kiedy tylko zobaczyliśmy jego sylwetkę, rozmowa ucichła, a ja miałem dziwne uczucie, nie wiedziałem jak na nas zareaguje. Zachował się normalnie, nawet nie zwrócił na nas uwagi. Ten facet był moim pierwszym zderzeniem z realnym światem- wracałem do normy.

Krótki spacer po parku i znaleźliśmy się w suszarni w bloku Jaśka. Przyszedł jego brat z bongiem, chciał sobie zakopcić do snu. Położyłem się wygodnie na kocu i zacząłem szydzić z poschizowanego palacza. Ten co chwilę nas uciszał, bo ktoś może przyjść itp. Wtedy doskonale widziałem różnicę między upaleniem, a psychodelikiem który zjadłem. Byliśmy jak lustrzane odbicia, ja ośmielony, on wycofany, przestraszony. Pomyślałem, co ja widzę w tym paleniu? Czy ten stan na prawdę mi się podoba? Czy lubię się bać? Ile razy po zapaleniu na prawdę się wyluzowałem?

Szybko przestałem hejtować MJ, przecież bardzo ją lubię i nie chcę, żeby pierwsze spotkanie z 4-aco-dmt zmieniło moje spojrzenie na świat. Wyruszyłem w podróż ale chcę wrócić z niej taki jaki byłem, bez postanowień na przyszłość.

T+4h

Wróciłem do domu po 22. Czułem się bardzo dobrze, wizualizacje ustąpiły. Jedynie kafelki na podłodze w łazience falowały.  Poszedłem do pokoju, włączyłem muzykę. Nawet nie miałem ochoty siedzieć przed komputerem jak zwykle. W trójce leciała świetna audycja, położyłem się na łóżku i zgasiłem światło. Długo leżałem, usnąłem około 1 w nocy.

Następnego dnia czułem się bardzo dobrze. Byłem naładowany pozytywna energią, miałem ochotę na wiele rzeczy. Nadmiar energii towarzyszy mi do dzisiaj – 3 tygodnie po tripie. Zacząłem więcej ćwiczyć i przebywać na świeżym powietrzu. Komputer praktycznie ograniczyłem do minimum, nie tęsknię za nim ;P

Jaś z kolei skarżył się na „tragiczny ból głowy”, humor chyba tez miał nie najlepszy. On nie wiąże tego z wypaleniem 14 papierosów w czasie 3 godzin i siedzeniem z rozjebanymi źrenicami przed 30 calowym monitorem do późnych godzin nocnych. Niemniej jednak nie kwestionuję, że to po 4-aco-dmt bolała go głowa.

Gdyby ktoś zapytał mnie, czy ta podróż mnie zmieniła- powiem, że nie. Jestem takim samym człowiekiem, mam te same poglądy, zainteresowania i energię do życia. Po prostu przestałem czekać, wieczne czekanie na piątek, premierę filmu czy gry, czekanie na wakacje,  wyniki z kolosa, na wypłatę i na uwalenie się do nieprzytomności. Ja już tego nie robię. Każdy z nas na coś czeka, ja staram się żyć dniem.  Niestety czekania na autobusy nie mogę przeskoczyć ;)

 

Normal
0

21

false
false
false

PL
X-NONE
X-NONE

/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:"Table Normal";
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:"Calibri","sans-serif";
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-language:EN-US;}

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
23 lat
Set and setting: 
Nastawienie raczej pozytywne, ogromna ciekawość i chęć przeżycia czegoś nowego. Podmiejski las w chłodny, kwietniowy dzień.
Ocena: 
Doświadczenie: 
alkohol, THC,MDMA, LSD, efedryna, amfetamina, 3mmc, benzydamina
Dawkowanie: 
25mg

Odpowiedzi

Wreszcie doczekałam się Twojego TR! I nie rozczarowałam się, czytałam z przyjemnością. Podobały mi się te rozmyślania na temat natury, ostatnio nawet zaczęłam twierdzić, że podobne rozkminy to typowy objaw używania grzybów, sądząc po wielu TR tutaj, no i potwierdza się pokrewieństwo 4-AcO-DMT z grzybami. Zazdroszczę tripowania w towarzystwie, bo pewnie to było wspaniałe uczucie takiego doskonałego zrozumienia i podobieństwa spostrzeżeń. 

popraw błędy, bo oczy krwawią

poprawione,

po raz ostatni zaufałem sobie w kwestiach ortografii

Bardzo fajnie się czytało, ja jeszcze po lasku nie tripowałem -- > chyba czas najwyzszy,
pozdrawiam
Zielonyy 

Pisząc raporty dobrze by było podawać kolor 4-aco-dmt. Teraz dostępne jest tylko białe, ewentualnie lekko beżowe znacznie słabsze w moim odczuciu. Biorąc nawet dosć spore dawki nie ma tego czegoś co na ciemnym. Kilka lat temu był właśnie sort ciemniejszy brązowy. To było to o co chodzi :) A może i teraz można takie dostać?

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media