amfetamina w samotnosci?
detale
raporty publius-enigma
amfetamina w samotnosci?
podobne
O sobie: 19 lat, waga: 79 kg, wzrost: 183 cm
S&S: Mój pokój, okazało się że dostałem od kumpla jedynke fety i jako że nastrój od paru dni mi nie dopisuje zabijam sie czym mogę. Z resztą mam wrodzony sentyment do narkotyków i ciężko mi powiedzieć samemu sobie "nie".
Doświadczenie: kokaina, amfetamina, marihuana, kodeina.
Substancja: Amfetamina 0.5g, Kodeina(choć nie brałem jej akurat w ten dzień TR zawiera również moje wnioski z efektów zażywania tej substancji).
Nie planowałem na dzisiaj żadnego ćpania ponieważ podjąłem dezyzję że muszę ograniczyć wszelkie używki. Z marią rozstaję się definitywnie na dłuższy czas, z kodą nie jest wcale tak łatwo szczególnie jeśli ma się dostęp do laboratoryjnie czystej ale widzę skutki uboczne i ograniczam. Na amfetaminę nabrałem ostatnio jednak ochoty i nawet wziąłem 3 dni temu ale bez rewelacji. Towar słaby i za mało jak na coś większego. Więc ogólnie było to z 3 godzinki pobudzenia i koniec. Dzisiaj trafiła się sztuka za darmo, ja słaby człowiek, ćpun raczej, więc do dzieła.
20.00 - ogarniam sobie taką średnią kreseczkę i wciągam, towar dobry. Biały proszek, początkowo wręcz grudy, w smaku okropność że szkoda opisywać. Spływ miałem umiarkowanie spokojny jak zwykle pomogła Coca-Cola.
20.10 - Pierwsze objawy nadzwyczajnie szybko. Dreszcze na czubku głowy, później reszcie ciała. Zaczyna się też pobudzenie. Zwykle po nic nie chce mi się nawet wstać z łóżka, tym razem biegam to tu, to tam. Coś przynoszę, wynoszę, zanoszę itp. Do tego ciągle rozmawiam z dziewczyną na GG. Chyba już doszcętnie oszaleje na moim punkcie gdyż wena w prawieniu jej komplementów przerosła moje najśmielsze oczekiwania.
20.50 - No i czuje się już rewelacyjnie. Mimo że jest lekki ból głowy to mógłbym przenosić góry. Milion myśli i pomysłów na sekundę. Rozmowa z ukochaną najlepsza od miesięcy gdyż słabo się ostatnio dogadujemy(ironicznie, przez moje ćpanie). Jest problem bo nie mam już papierosów, lecę na górę do znajomych.--------- Udało się. Mam całą ramkę;]
21.00 - Speed pierwsza klasa, jedna kreska i jestem Bogiem. Zwykle unikałem stymulantów, szukałem czegoś innego. Zioło jarałem pół roku non-stop. Mało nie zniszczyło to mojego związku. Byłem odcięty od reczywistości. Zawieszony gdzieś w martwym punkcie codziennego jarania po pracy, w weekendy. Zero kreatywności, po prostu znieczulenie. Zmieniłem się przez to na gorsze. Miałem dwa miesiące prawdziwej przerwy. Nic. Wtedy odkryłem kodeine. Był to już okres mojej fascynacji dragami. Codzienne czytanie TR-ow, analizowanie przeżyć i uczuć innych. Działanie kodeiny spodobało mi sie bardzo. Poczułem że to musi być coś podobnego do heroiny, która otwiera bramę do innego świata. Ja ją tylko uchyliłem. Spodobało się na tyle że zaglądam tam coraz częściej. A jak wracam tutaj do rzeczywistości to nic nie jest już takie jak było. Wszystko jest gorsze, nudne, przygnębiające. Poczatkowo nie miałem najmniejszego zamiaru bawić się w zjadnie dwóch paczek leków na kaszel czy jakieś pseudo-ekstrakcje. Lecz przyszedł moment kiedy moja praca stała się "zbawieniem"(klątwą?). Na co dzień zajmuję się obsługą maszyny tłoczącej różnorakie lekarstwa i pewnego dnia pośród dziesiątek produktów które przemykają przez mój pokój pojawiła się substancja o nazwie po prostu: Codeine. Bardzo malutkie tabletki zawierające 30 mg substancji czynnej każda.
Pierwsza próba: 5 razy 30 plus butelka Whisky i caly pokoj przyjaciół. Byłem cholernie ciekaw efektów lecz przyszły po czasie. W pewnym momencie odpłynąłem od reszty towarzystwa, udałem się do swojego świata gdzie szczęście i spełnienie przynosiła mi... Nie uwierzycie, malutka czerwona dioda mrugająca pod ekranem telewizora. Pamiętam doskonale że właśnie tak po raz pierwszy zadziałała na mnie kodeina. Skupiłem sie na pięknie i doskonałości głupiego małego światełka. Gapiłem się tak w to z 3 godziny i nie potrafiłem wrócić do rozmowy i towarzystwa. W końcu salon opróżnił się i zostałem w nim sam, skazany na spędzenie nocy na kanapie. Zapadła cisza lecz... No właśnie, wszelkie dźwięki były rozkoszą dla ucha i gdy zamknąłem oczy potrafiłem je zobaczyć! Uczucie nieporównywalne z niczym innym. Za każdym razem mam to samo. Widzę je.
21.45 - Działanie tej jednej ścieżki zdecydowanie osłabło. Nie wiem czy walić drugą bo rano trzeba przecież wstać do pracy. Ale w sumie mam na 5.30 kończe o 14 i wtedy będzie czas na sen. Decyzja: biorę. Making off-------------,snaff i replay z godziny 20.00.
22.00 - Nowy napływ pozytywnych emocji, energii i tysiąca myśli. Wracam do opowieści z romansu z panią K.
Po pierwszym razie jako oczytany i mający głowę na karku ćpun ustaliłem swoją dawkę na 210mg i częstotliwość zażywania na co tydzień. W każdą sobotę wkraczałem do świata który bardziej niż zwykle był mi przyjazny, ciepły. Odryłem moc kodeinowych snów. Kiedy to będąc świadomy, śniłem na jawie. Pojawiały się sytuacje kiedy nie odróżniałem już ćpuńskich urojeń od rzeczywistości. W pracy zaserwowano mi nowość. Dihydro-Codeine 30mg. Byłem już raczej doświadczony i wiedziałem czego się spodziewać ale Dihydro okazała się czymś innym. Jak zwykle po kodeinie uwielbiałem być sam, słuchać muzyki, oglądać film czy po prostu leżeć, tak tutaj byłem żywszy. Miło było pożartować, porozmawiać z kumplami, problemy codzienne znikały w mgnieniu oka. Teraz już wiem że życie bez tego jest dla mnie zbyt ciężkie. To co kiedyś nie stanowiło dla mnie żadnej przeszkody teraz jest kłopotem. Muszę połknąć te kilka tabletek i mam siłę na wszystko. Zaczęły się ciągi, branie w pracy po to tylko by wytrzymać 8 godzin. Wiem że jest jeszcze czas. Że teraz muszę tym pierdolnąć i zostawić to w chuj. Bo później nie będzie łatwiej.
22.30 - Głowa mnie boli. Po następnej ścieżce jeszcze bardziej. Ale mimo to samopoczucie elegancko:D poszedłem do kuchni na fajkę spotkałem kumpla pogadaliśmy, powiedziałem mu że towar ma zajebisty i na pewno pójdzie jak świeże bułeczki. W tym czasie obudził się mój współlokator, zamieniłem z nim pare słów i poszedł dalej spać a ja wróciłem przed komputer. Muszę zająć się czymś wciągającym bo szlag mnie trafia podczas chwil bezczynności. Wiem. Tak działa speed i nie powinno się brać samemu w domu bo to marnowanie fazy. Ble, ble, ble... Dla mnie ważne że czuję się jak młody Bóg i nudny, smutny wieczór zamienił się w coś innego.
22.50 - Eee, pogram sobie w jakąś gierkę bo czuję że zaczyna mnie dopadać nuda. Mam plan żeby w sumie za godzinkę, dwie spróbować się przespać a trzecią ścieżkę przywalić nad ranem przed pracą;) a później jeszcze w trakcie i dzień zleci. Kurwa, czy ja się kiedyś rozstanę z tymi dragami? Jak nie jeden syf to drugi i tak brnę w to ciągle. To straszne że człowiek wie doskonale jakie są konsekwencje a mimo wszystko nie może się temu oprzeć. Dobrze że już za miesiąc zamieszka ze mną moja ukochana. Wtedy wybije mi to wszystko z głowy. I wiem że pomoże mi też przetrwać te ciężkie pierwsze tygodnie "na czysto".
23.30 - W sumie to koniec TR. Nic godnego uwagi już się nie wydarzy. Trochę pogram w gierki, poczytam jakieś pierdoły w internecie i nie bez problemów zasnę na 3 godzinki by rano zacząć dzień na biało.
Podsumowanie: Miałbyć TR o amfetaminie w samotności i wyszedł. Tyle że wplecione zostały przemyślenia z brania kodeiny. Ogólnie mogę powiedzieć że wieczór miałem fajny. Zrobiłem więcej niż normalnie i humor także dopisywał. Choć ilość była znikoma i fajerwerków nie było to chciałem przedstawić właśnie taki mój sposób na amfetaminę.
Dziękuję. Dobranoc.
- 40555 odsłon
Odpowiedzi
"Szczęście i spełnienie przynosiła mi malutka, czerwona dioda"
Właśnie to uwielbiam w kodeinie. To ciepło, które się budzi w każdym punkcie, na który spojrzysz. Ta pełna harmonia, która rodzi się w umyśle. To ciepło rozchodzące się nerw po nerwie. Pomimo mojego uwielbienia do kody traktuje ją jako bardzo bliską bramę do sięgnięcia po helenę w igle. A przysięgłem sobie na mój ćpuński żywot, że igła mojej żyły nie tknie. Kodeina praktycznie zawsze da ci to, czego ci brakuje. W każdy tego dobrego chce coraz więcej. A TR perfekcyjnie napisany. Oby takich więcej :)
I tak zamknięty w błędnym kole - czułem się źle, bo brałem i brałem, by nie czuć się źle.