totalna psychoza, czyli jak św. piotr skoczył przez okno (rupert_the_peanut)
detale
raporty hennessy
- Zgrzybieni leśni ludzie (gringo)
- Psilocibe Semilanceata - miły, domowy trip (golden afternoon)
- Ludzki Suwak - miejsce oderwania ze znanej rzeczywistości... (WladcaMalp)
- Kuchnia Bogów (heru)
- Szałwia nitki daje (pilleater)
- Na pełnym wdechu (Gwynnbleid)
- THC po raz pierwszy (kozax)
- Krzywa wycieczka do cyfrowego piekła (core)
- 1575mg (Qbkinss)
- Zawieszony w czasie i przestrzeni... (rupert_the_peanut)
totalna psychoza, czyli jak św. piotr skoczył przez okno (rupert_the_peanut)
podobne
06.05.2008
Zaczynamy. Znajomy polecił bym wziął to w mniejszych dawkach na przeciągu dnia, gdyż 1050 może być zbyt wszechogarniające. Kłócę się z nim, że jak będe tak dorzucał, to faza się uszkodzi i będą wypełniać mnie negatywnie nasączone wibracje. Ponoć mam mu zaufać. Ufam.
Postanawiam spożyć pierwsze 360 mg o godzinie 8 rano.
O 9 faza już rozkręcona. Idę do pokoju posłuchać muzykę. Leciutki robowalk jest aktywny. Błędnik rozważa które lewo jest na lewo, tudzież które prawo jest na prawo. Żołądek oznajmia mi, że zapomniałem zjeść cytrynkę po zaaplikowaniu dożołądkowo dekstrometorfanu, gdyż gazy jakie się pojawiły były wręcz tak żwawe i energiczne, że naszła mnie myśl, że z dupy zrobił mi się kosmodrom. Gazy były tak przenikliwe i wszechogarniająco bassowe, że gdyby jakiś subwoofer to uslyszał, to poszedł by na emeryturę z przyczyny jaką jest depresja. Obudziłem pół osiedla. Zafrasowany spocząłem na łóżku. Kontemplowałem nad tym, czy istnieje jakaś odwrotność depersonalizacji, jakaś konsolidacja czy coś w ten deseń. Doszedłem do konkluzji, że jednak nie ma takiego czegość. Możesz się nasiurać, przekształcić następnie przystanek autobusowy w taką postać, by zmieściła się w słoiku, możesz zrobić super konto na fotce, pokazać swój brzuch, zaszpanować golfem czwórką kolegi, ale nigdy będziesz skonsolidowanym człowiekiem. Będziesz imoł bądź kozakiem.
Łoja, zagolopowałem się tymi rozważaniami.
Po paru godzinach dorzuciłem dawkę 225 mg do żołądka, umieściłem też tam dwie soczyste cytryny. Teraz żołądek wytworzył uczucie afirmacji. Poczułem się ukontentowany, że moje osiedle może już spokojnie ciąć chrapickiego. Nieważne, że jest 1 po południu. Zapomniałem dodać, że wciąż mi się wydawało, że jest środek nocy, taka wkrętowa impresja. Koło 1:50 czułem kolejne synergistyczne efekty deixemu. Objawiło się to wzmożoną aktywnością jelitową. Mimo że we krwi krążyło już koło 580mg wspomnianego preparatu, nijak miało się do efektów 450.
O 16:45 spałaszowałem ostatnią dawkę 465 miligramów.
Pomiędzy trzecią, a drugą dawką nie działo się nic nadzwyczajnego. Błędnik dalej zbijał bąki, co przysparzało mi pasztetu, gdy chciałem się przetransportować po schodach.
17:00
Wtronżalanie ostatecznej dawki owego rudymentu zostało zakończone. Cytryna spożyta.
18:30
Nie czuję już nic, problemy z chodzeniem powoli maleją. CEV’y ulegają atrofii.
19:15
Efekty zniknęły totalnie prócz lekkiego barachła we łbie i błędniku. Chwilkę po zanotowaniu tego to dzienniczka usłyszałem, że na górze ktoś mi wybił okno. Zbulwersowałem się tym wydarzeniem, gdyż w ciągu 7 miesięcy już dwa razy wstawialem tam szybę. W pośpiechu dreptam na górę, by zobaczyć które tym razem okno mi stluczono. Zastanawiam się, czy nie zastosować na synie sąsiada terapii szokowej posługując się kijem golfowym dziadka. Wiem, że IRON no. 7 zadziałałby tu doskonale, lecz rezygnuję z tej opcji na rzecz ludzkiej interlokucji pomiędzy Greg’iem a mną. Eksploruję piętro, lecz śladu zbitej szyby nie ma. Przez mózg przepływa mi impuls mówiący, że synek Grega sam wyjebał [musiałem] sobie okno. Teraz doszło do mnie, że ich od połowy tygodnia nie ma z faktu, że pojechali na Azory. Odwracam się i widzę, że z pokoju na końcu korytarza dobiega mocny blask. Głośno wykrzykuję zbitkę słów o treści: „łojapierdolę, pali się!” Wbiegłem do pokoju, a tam stoi jakiś pacjent w białych ciuszkach i tak światłem od niego bije, że oczy same od jego wizerunku uciekają. Koleżka posiada białą skórę, włosy, wszystko. Dotarło do mnie, że ja nie żyję. Jestem tylko pustym obłokiem nicnieznaczącej energii.
W głowie usłyszalem:
- Przyszedłem.
Myślę:
- Łohoho, sam św. Piotr się zjawił.
- Wedle Twego życzenia...
- W.Y.P.I.E.R.D.A.L.A.J!! – krzyknąłęm, skofundowany niezmiernie. Pan Piotr odwrócił się i skoczył przez okno - Dobrze Ci tak.
Nie wiedziałem co się dzieje. Czułem się jak chory psychicznie. Bez wątpienia nie był to efekt DXM’u. Powoli przemieściłem się do kuchni, gdzie zacząłem wyglądać. Widziałem „energię” cyrkulującą w ogrodzie. Pojawiła mi się myśl, że ta duża dawka uszkodziła mi mózg, że to zostanie na zawsze, że umieszczą mnie w ośrodku dla ludzi z ciężką schizofrenią paranoidalną z wyrokiem niezdolności życia społecznego wynikające z ogromnej dysocjacji i bycia niesamowitym abderytą. Rozmyslałem o tym chyba jakieś pół godziny. Ocknąłem się z toku kontemplacji. Spojrzałem na niebo. Dostrzegłem metaliczny obiekt powoli obniżający się nad mym ogrodem. Stałem jak wryty. Chciałem krzyknąć coś, ale tak mnie ściskało w gardle, że nie mogłem wydusić nic tylko: yyyyg...
Obiekt wylądował. Wyłonily się z niego dwie postacie o srebrnej skórze. Mieli oczy wielkie jak niejeden bawół. Holy shit – powiedziałem. Poczułem jak mnie coś tam ciągnie. Słyszałem jakieś głosy, setki głosów, byłem przerażony. Trach, byłem w... nie wiem dokładnie. Doszło do jakiejś interakcji, ale nie mam pojęcia co dokladnie się stało. Koło 21 ocknąłem się siedząc ukryty w szafie. Nie posiadam informacji co się wydarzyło w tym czasie. Było to dla mnie wstrząsające przeżycie. Do dziś nie wiem co się stało ze mną. Boję się tykać wszystkiego włącznie z alkoholem, mam uczucie że mózg jest na skraju śmierci, że jedna dawka dzieli od pokoju bez okien i klamek. Zwracam się też z pytaniem – co to było?
Dzięki za uwagę, to mój pierwszy post, więc w razie czego proszę o ograniczenie się wyżywania na mnie.
- 14451 odsłon
Odpowiedzi
:))
Nie wiem, jaki klimat dokladnie miales jak Ci zaskoczylo ale ja na sucho czytajac to zalalem sie lzami... :D XD
cudne :) zdemotywowałeś mnie
cudne :) zdemotywowałeś mnie do brania DXM, chociaż ja jeszcze bad tripa po deksie nie miałem...
Zarzucam kwas, opuszczam was... Idę przez park, Nie to kurwa las ! ;p
To chyba była Sigma.
To chyba była Sigma.