Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

mózg wywrócony na lewą stronę i ugnieciony jak ciasto

mózg wywrócony na lewą stronę i ugnieciony jak ciasto

Jest to raport nietypowy, ale obiecuję, że już ostatni - na temat DXM/DXO.

Tym razem o moim rekordzie. Jak można przeczytać w poprzednich raportach, 450mg dawało mi delirium i halucynacje kosmitów, a 600mg posyłało na IV Plateau. Jednak jeszcze zanim się o tym przekonałem, moją pierwszą dawką powyżej 330, było... 810mg. Rozłożone w czasie na 3 dawki, więc "funkcjonowałem" w świecie rzeczywistym 😆 to był najbardziej pojebany trip w moim życiu, a żadnej z 3 paczek Acodinu nie kupiłem sam.

Zaczęło się od tego, że spotkałem się z X, którą poprosiłem o kupno jednej paczki Acodinu przez telefon, bo miała po drodze do miejsca spotkania najtańszą aptekę. Po spotkaniu z X, wróciłem do domu - mieszkałem wtedy u Y. Okazało się, że ma on w domu 14 sztuk Acodinu, którego stosował "poprawnie". Jakoś tak wyszło, że zarzuciłem 300 dość odklejony. Cały dzień byłem dość mocno odklejony, jakbym to nie ja planował tego tripa. Wyparcie i te sprawy - kto przeżył, ten zrozumie. Zjadłem tabletki po 10 sztuk z przerwą 20-25min, gdyż łudziłem się, a raczej okłamywałem, że może po dziesięciu się skończy. Następnie zadzwoniłem do Z, żeby wpadła jako "tripsitter". Pisaliśmy trochę i zanim wpadła, zdążyłem powoli, po 1szt, mocno nieobecny, zjeść jeszcze 210mg z paczki Y.

Gdy przyszła Z, ja siedziałem mocno odklejony, nie pamiętam o czym rozmawialiśmy. Przytuliłem ją, a wtedy jej głowa wydawała się większa od pomieszczenia, w którym przebywaliśmy. Generalnie, to mówiła mi, że wyglądam jak upośledzony pijak. Bardzo dziwi mnie to, że podobno nie wyczuła, jak bardzo porobiony jestem. Ja sam zaś mówiłem, że nic mi nie jest.

Jakoś tutaj zaczyna się przekonanie, że jestem trzeźwy. To znaczy - nie pamiętam, żebym jadł jakiś Acodin. Miałem to dość często później przy kolejnych tripach. Czasami pamiętałem, że spożywałem BARDZO DOBRY NARKOTYK, ZDROWY I NIESZKODLIWY, KOJARZĄCY SIĘ ZE SŁODYCZAMI, KTÓREGO GENERALNIE POWINNO SIĘ SPOŻYWAĆ.

Jakieś durne przeświadczenie, przez które potem, ogromnym fartem, udało mi się ograniczyć dekszenie, w które to w przyszłości mocno się wpierdoliłem. Nie myślałem wtedy za pomocą słów, nie odwoływałem się do wspomnień. Spożycie takiego środka opisanego zdaniami-kluczami powyżej po prostu mi towarzyszyło podczas podróży. Coś w rodzaju informacji w tle, którą przyjąłem jako dogmat. Istnienie takiego narkotyku było wtedy na tyle oczywiste, że w ogóle się nad nim nie pochylałem i przypominałem sobie to poczucie dopiero na zejściu.

Wracamy do spotkania z Z. Siedzieliśmy długo, a ja pamiętam tylko, że namawiałem ją na kupno trzeciej paczki dla mnie. Oponowała, ale ostatecznie dała się namówić. Wyszliśmy więc do apteki całodobowej w Szczecinie. Schodząc po schodach, czułem/widziałem (i strasznie się podjarałem tym efektem), że idę tylko jedno piętro w dół, a nie sześć. Cały Szczecin był zrobiony ze styropianu oblanego czekoladą, którego następnie tylko pomalowano na widziane przeze mnie kolory. Byłem tego pewien. 

Zaburzenia czasu - jak nigdy. To wtedy powiedziała mi, że wyglądam jakbym chorował na wszystkie możliwe choroby psychiczne i ciągle się dziwił wszystkim. Żebym nie wybałuszał tak tej gęby, bo zaraz ktoś zadzwoni na 112. Próbowałem więc iść normalnie. Skupiałem się na ruchach - pamiętam, że gdy mijałem jakąś parę, to na przestrzeni 3 metrów / 2 sekund mijania się, zdążyłem obmyśleć i przetestować cztery różne metody poruszania się, aby nikt się nie połapał, iż coś brałem. Oczywiście nadal, mimo, iż szedłem po Acodin, czułem, że idę po BARDZO DOBRY NARKOTYK, ZDROWY I... No, znacie resztę.

Gdy była w aptece, czekałem około dwóch minut. Dla mnie były to miesiące. Zdążyłem złapać kilka schiz, przerobić je i zrozumieć, a także przeżyć kilka teorii, jakoby ktoś gdzieś tam widziany miał być policjantem albo agentem szpitala psychiatrycznego, który chce mnie zamknąć, bo zjadłem... Acodin. Tak, jeden raz przez chwilę wiedziałem, co brałem.

No nic, po dwóch miesiącach stania pod apteką, przyszla po mnie i odprowadzila mnie do domu. Znowu, 10 minut drogi jak kilka lat. Myślałem, że idę całkowicie innym miastem, nie poznawałem tych miejsc. Pożegnaliśmy się pod klatką i poszedłem na górę - znów sześć pięter jak jedno.

Zadzwoniła do mnie i powiedziała, że skoro nie może mi towarzyszyć, zaopiekuje się mną przez telefon i porozmawia. Mówiła mi, abym nie dorzucał tych 300mg - początkowo się zgodziłem, ale i tak im uległem. Zjadłem je w trakcie czterogodzinnej rozmowy przez telefon, z której pamiętam tylko ostatni kwadrans, podczas którego namawiam ją do czytania raportów o bieluniu na NG. Telefon odczuwałem jakby miał kilka metrów. Ściany były bliżej niż mój nos. Wszystko pojebane z popierdoleniem, na maksa.

I tutaj właśnie zaczyna się mózg wywrócony na lewą stronę i ugnieciony jak ciasto.

W pewnym momencie, po rozłączeniu się, zrozumiałem, że Y (u którego mieszkałem) to ja! To było takie oczywiste! Znowu nie wiedziałem, że jadłem Acodin, że jestem nietrzeźwy. A więc oglądałem zdjęcia Y i jego dziewczyny na meblościance - o, to ja! W lustrze widziałem Y... Ba, poszedłem do jego domowej siłowni i zacząłem ćwiczyć! Wyszedłem na zewnątrz, ale szybko spierdoliłem na górę, bo Szczecin wyginał się na boki i wszystko fruwało. Oczywiście nic nie brałem XD I nie wiem co to Acodin XD Przez pięć godzin byłem przekonany, że on to ja. W końcu i mieszkanie jego, hehe. 

Nie pamiętam co dokładnie robiłem, bo od tego czasu minął już prawie rok. W każdym razie, wydawało mi się dwukrotnie, że "wróciłem" już do "siebie" po kilku godzinach. Pisałem z ludźmi, mówiłem Z, że nie jestem na nią zły, że mi to kupiła i spoko.

Potem znowu dołączyło mi kilka(set) (tysięcy) neuronów, bo miałem coraz więcej wspomnień i tożsamości. Ale w końcu "wróciłem" w pełni i zrobiłem Z gigantyczną jazdę, że mi to kupiła. I przede wszystkim sobie, że pozwoliłem doprowadzić się do stanu, w którym ją nakłaniam i męczę o to. Że jadłem ten jebany Acodin, wmawiając sobie, że jem ten cudowny specyfik, haha.

Poszedłem spać, uprzednio oglądając CEV w 3D, latając po dziwnych tunelach i grając w gry FPS, wymyślone i generowane na bieżąco przez mózg. Wow.

Godzinę później Y wrócił na chatę i obudził mnie kluczami.

- Ej stary, kurwa, musimy pogadać! Ja pierdole, znowu jadłem ten jebany Acodin!, 810mg, kurwa, przegiąłem. Ja pierdolę, co się ze mną dzieje?

- Idź kurwa spać, strzaskany jeszcze jesteś, porozmawiamy jak Ci będzie widać tęczówki.

No nie byłem już strzaskany. To znaczy byłem, ale to byłem z powrotem ja. Bałem się zostać sam, bałem się siebie, bałem się, że odklejony wkrótce kupię 4 paczki i zajebię na raz i coś się złego stanie. No trudno, zostałem sam. 

Mózg wywrócony na lewą stronę i ugnieciony jak ciasto. Specyficzne uczucie, które mam tylko po dekszeniu i żadna inna używka mi go nie daje. Bardzo nieprzyjemne i niepokojące, w ogóle fizycznie czuć mózg to rzecz dziwna, zazwyczaj jest po prostu bólem. To jest o wiele gorsze i już wolałbym bardzo mocny ból głowy.

PS. Jest to jeden z tripów, które wywołały u mnie dwa tygodnie psychozy: https://neurogroove.info/trip/truman-show-dwa-tygodnie-psychozy

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
26 lat
Set and setting: 
odklejenie, nawet nie do końca świadomość, że będę ćpać
Ocena: 
Doświadczenie: 
wówczas tylko deks, feta, MDMA i marihuana
Dawkowanie: 
300+210+300

Odpowiedzi

Miałem świadomy sen/oobe konkretnie o tobie. Pochodzisz może z Wałbrzycha?
Chappie

Nie

I co w tym śnie było? XD

Miłość ma tyle form, a tak trudno je rozwinąć.
Umierała stokroć, wciąż nie może zginąć.

Ciekawe, też doznałem pod deksie identycznego uczucia wywrócenia mózgu na lewą stronę i ugniecenia jak ciasto xd Zjadłem tylko 300mg (nie lubię generalnie tej używki ale widzę w niej potencjał) i robiłem medytację z Klaudią Pingot xD Byłem wtedy strasznie wkręcony w jej medytacje prowadzone, jednocześnie był to moment kiedy odrzucałem wszelki strach i nieprzyjemne emocje, myślałem że już niedługo będę prawie że oświecony ale życie to jednak rolerkoster.  Wjebałem wtedy te 300mg mimo obiecania sobie, że nigdy więcej tego nie wezmę (przy pierwszym razie miałem największego bad tripa w życiu, żadne wcześniejsze ani późniejsze zdarzenie po czymkolwiek się do tego nie zbliżyło), bo chciałem sobie udowodnić, że bad trip zależy tylko i wyłącznie od przygotowania umysłu. I miałem rację, jednak nie do tego że mój umysł był jakiś bardzo przygotowany xd Wracając, to była medytacja cofnięcia się przed narodziny. Był to mój peak na DXM, jednak drugie 150mg dorzuciłem po jakiś 40min więc nie wjechała mocna dysocjacja, lecz bardzo mocna stymulacja i uczucie uniesienia duchowego. Klaudia kazała mi zobaczyć oczami wyobraźni co robiłem 10 minut wcześniej, potem co robiłem godzinę wcześniej, co robiłem wczoraj, przypomnieć sobie jakieś zdarzenie sprzed 5 lat, potem 10, stymulacja narastała i zacząłem czuć energię w całym ciele. Wtedy powiedziała żebym przypomniał sobie stan sprzed narodzin, zobaczyłem bezgraniczną pustkę mieniącą się fotonami (to co zazwyczaj widzę przy zamkniętych oczach) i wtedy jeb. Dokładnie w tym momencie poczułem to co opisałeś. Wywrócenie mózgu na lewo i ugniecienie go do spodu. Pojebane xd 

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media