Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

zdekszony jak za dawnych lat

zdekszony jak za dawnych lat

Rzecz dzieje się już długo po utracie magii. Ostatnie 10-15 "tripów" z dawkami, które kiedyś powodowały mi znane z poprzednich raportów akcje z kosmitami, nie wywoływały żadnych efektów (oprócz ogłupienia i strucia).

Jakiś czas temu głupota znowu wzięła górę i uznałem, że zażyję 300 mg oraz 2 sztuki Aviomarinu, żeby sprawdzić jego cudowne właściwości przeciw nudnościom. Po dwóch godzinach byłem już pewien, że i tym razem nie zadziała ,bowiem czułem już to samo, co ostatnie kilkanaście razy — wrażenie bycia strutym i ogłupienie.

Jakoś po 200 min od spożycia, wyszedłem do monopolowego po bletki. Całą drogę nie czułem nadal nic więcej niż to, co zwykle ostatnio czułem po dekszeniu. Wychodząc z monopolowego zostałem zaczepiony przez jakiegoś gościa. Z początku myślę, normalna sytuacja. Standardowa gadka, nie mam szmalu, mogę Ci skręcić szluga i się zwijam. Gościu jednak uznał, że będzie szedł za mną. I tu zaczynają się jaja.

Typ rusza za mną, a ja z sekundy na sekundę coraz mocniej czuję typowe dla mojego III Plateau wrażenie ugniatania mózgu jak ciasta oraz bodyload w postaci zmiany grawitacji i dreszczy. Wchodzi ostra psychodelia i w sumie bym się cieszył, gdyby nie ten koleżka obok.

Otóż mówił on do mnie przesadnie miłym, aż strasznym głosem, że "zaraz pójdziemy w krzaki i nikt nie będzie nas widział". Nie wiem, czy chodziło mu o to, że napijemy się piwa, ale wziął mnie za swojego przyjaciela. Ciągle mówię mu, że nigdzie z nim nie idę, a on ciągle swoje. W ogóle wydawał się mocno zdekszony i upośledzony jednocześnie. Mówił, że nie jadł żadnego Acodinu i jak już to on tylko "amfetamima", ale było naprawdę widać zdekszenie po nim xD

W każdym razie szedł za mną dość długo i ciągle wymyślał, co będziemy robić. Miał głos i ton jednocześnie jakby był upośledzony, obłąkany, przesadnie miły oraz jakby zwracał się do małego dziecka, oferując tony darmowych cukierków. Za każdym razem, gdy mówiłem, że nie idę z nim tam czy tam, odpowiadał coś w stylu: "okej, rozumiem, pójdziemy gdzie indziej i tam będziemy bezpieczni". Powtarzał mi, żebym się nie bał. Nie bałem się, choć w sumie powinienem.

Podróż z nim trwała raptem kilka minut, ale to wystarczyło, aby bania mi w pełni wjechała. Rozstałem się z nim siłą, do samego końca był przekonany, że jestem jego przyjacielem i będę za nim podążać. Odchodząc kilkanaście metrów, usłyszałem jego płacz. Wróciłem się kawałek i zobaczyłem, jak leży w trawie twarzą w dół i szlocha. To było zdecydowanie za dużo na mój zdekszony umysł, więc szybko się oddaliłem.

Byłem już niedaleko domu, gdy jakby ze ściany wyłonił się... szamanożul! Po krótkim spotkaniu z nim byłem pewien, iż sobie go uroiłem. Jak się okazało dzień później, moi znajomi uwiecznili na zdjęciach identycznego gościa, z tą różnicą, że "mój" miał brodę do kolan.

Wyglądał identycznie jak na zdjęciach, ale broda była jeszcze dłuższa i równo przycięta. Bardzo zadbana, choć jednocześnie bardzo brudna, co do siebie nie pasowało. Nie wiem czy był bardziej w stylu jakiegoś magika, czy po prostu żula, ale nazwałem go "szamanożulem". Wyłonił się jakby ze ściany, gdyż patrzyłem na ulicę i fasadę budynku (bez żadnych drzwi) i nikogo tam nie było, a po mrugnięciu nagle on idzie w moją stronę. Wykrzykuje do mnie: "gdzie tu są tramwaje?!".

Bardzo mnie to zdziwiło, bo przyjmując wersję z żulem, to musiał być miejscowy i wiedzieć, gdzie jest przystanek. Zresztą byliśmy dosłownie minutę drogi od przystanku, a poza tym tramwaje o północy już nie kursują. Tak czy siak, wskazałem mu kierunek, a on oddalił się bez słowa. Obserwowałem go jeszcze przez chwilę, jakby pewny, że zaraz rozpłynie się w powietrzu, a do mnie dotrze, iż odpierdalam. Nic z tych rzeczy, choć bania nadal była gigantyczna. Szamanożul dotarł na przystanek, a ja wróciłem na chwilę do domu.

Pomału odnajdywałem się w tym mentalnym rozpierdolu, choć nie było łatwo. Postanowiłem jednak ruszać czym prędzej na miasto, aby przeżyć kolejne chore przygody. Przypomniałem sobie, że mój dobry znajomy zaraz kończy pracę. Umówiliśmy się w połowie drogi.

Aby podkreślić, jak grubo ze mną było, starczy wspomnieć, iż idąc już do niego, zadzwoniłem ponownie. Zapytałem się, czy na pewno się umówiliśmy i czy na pewno jest prawdziwy. Byłem bowiem nadal przekonany, że szamanożul, a może i nawet poprzedni napotkany człowiek byli moimi urojeniami. Na szczęście okazało się, że naprawdę umówiłem się z kumplem xD

Spotkaliśmy się w ciemnym parku, a kumpel mimo nie przyjmowania żadnych substancji, czuł się równie dziwnie, co ja. Nieustannie czuliśmy, jakby ktoś nas obserwował. Wjechało bardzo dziwnie, więc postanowiłem zrobić mały eksperyment. Usiedliśmy pośrodku małej polanki i mieliśmy się przez chwilę skupić na tej dziwnej energii, którą oboje wyczuwaliśmy. Potem "na trzy, czte-ry!" wskazać kierunek, z której dochodzi. Oboje wskazaliśmy ten sam kierunek, co już naprawdę dodało atmosfery grozy.

Zaproponowałem, że włączymy Randonauticę. Wybrało nam miejsce dokładnie w kierunku, który wskazaliśmy. Na miejscu był zepsuty domofon, który wydawał dziwne dźwięki, a adres miał numer 33, dokładnie, jak suma cyfr w mojej dacie urodzenia.

Zszokowany jakością fazy i zadowolony z tego, że znowu doświadczam dziwnych zjawisk na deksie, wróciłem do domu około 2h po tym, jak się spotkaliśmy. Okazuje się, że nawet po 15 "tripach" bez magii, jest coś, co może ją przywrócić.

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
28 lat
Set and setting: 
Żadne
Ocena: 
Doświadczenie: 
Wszystko
Dawkowanie: 
300 DXM + 2szt Aviomarinu

Odpowiedzi

Po pierwsze- kurwa, mi też się dzieją dziwne rzeczy po deksie xD Ciągle wypierdala internet, raz moja babka zaczęła gadać jak obłąkana. Inntm razem jakaś losowa baba zaczęła mi zupełnie od czapy nawijać o tym, że narkotyki są złe xD teraz nie pamiętam więcej takich mini-dziwnosci, ale wiem, że na deksie było ich mnóstwo. Począwszy od kurewsko psychodelicznych reklam na YT, których nigdy wcześniej ani później nie widziałem, przez szokujące zbiegi okoliczności (np. Myślę o tym, że chcę znak od wszechświata i znowu poczuć z nim łączność i nagle zaczyna lecieć piosenka (pierwszy raz ją słyszałem), której tekst zaczyna się od "calling from a distance, I hear Your voice again".), na nagłych wypadkach wśród znajomych, które zmuszają mnie do wyjścia z domu i pomocy im, kiedy jestem na totalnej kurwie xD

 

Deks ma w sobie nieeesamowitą dziwność 

 

 

Miłość ma tyle form, a tak trudno je rozwinąć.
Umierała stokroć, wciąż nie może zginąć.

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media