Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

jak odnaleźć samego siebie przy okazji niszcząc sobie psychikę dzięki psychodelikom.

detale

Substancja wiodąca:
Chemia:
Dawkowanie:
100ug-250ug
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Głównie we własnym mieszkaniu z bliską osobą.
Wiek:
21 lat
Doświadczenie:
LSD-25 od 1.5 roku, z częstotliwością raz co 2-3 tygodnie, poźniej z przerwami, teraz głównie grzyby halucynogenne z częstotliwością raz na miesiąc

jak odnaleźć samego siebie przy okazji niszcząc sobie psychikę dzięki psychodelikom.

Jest to kilka raportów, a raczej historia doświadczeń z całą grupą substancji, dlatego wstępne informacje o dawce itd. różnią się . 

Jest to mój pierwszy trip report, dlatego na pewno nie będzie idealnie. Chciałbym się podzielić moimi doświadczeniami głównie z LSD oraz to jak bardzo negatywnie na mnie wpłynęły, oraz czemu je dalej doceniam. Jest to dość długi elaborat, ale może najdzie się ktoś, kto byłby w stanie to wszystko przeczytać i może mi nawet pomóc. Dodałem też dość obszerne tło mojej przygody z psychodelikami, dlatego właściwe opisy tripów oznaczyłem symbolami “***” przed danymi akapitami. Miłem lektury. 

Do psychodelików ciągnęło mnie od czasów gimnazjum. Spowodowane to było poznaniem w tym okresie słowa “psychonauta” i wgłębieniem się dość mocno w ten temat. Fascynacja innymi stanami świadomości od tak wczesnego wieku dała mi możliwość wykonania dużej ilości researchu dotyczącego substancji, testowania ich, efektów i co mogą one zaoferować. 

 
Myślę, że jak u większości moim pierwszym “narkotykiem” nie było LSD-25, grzyby halucynogenne czy chociażby potencjalnie pozytywne MDMA, a amfetamina. Nie wziąłem jej jednak na imprezie w brudnym kiblu, a siedząc w mieszkaniu rodziców, z czystej ciekawości świata odmiennego stanu świadomości.  Nie długo zajęło mi wpasowanie się w grupę ludzi wciągających różne proszki i kryształy w ten bardziej hedonistyczny i bezmyślny sposób, przed czym też nie uchroniłem się ja. Okres bezmyślnego ćpania trwał u mnie ok 2 lata, ale zawsze z tyłu głowy miałem to, co mnie do tego punktu doprowadziło. Byłem osobą, która potrafiła przestrzec czy opisać “kolegom” jakich efektów możemy się spodziewać po danej substancji, bo zawsze chociaż trochę o niej czytałem, czy tym gościem który zawsze bierze mniejsze ilości lub testuje wszystko w ramach prewencji. 

 

Po dość długim (i może zbędnym) wstępie przejdźmy do powodu dla którego piszę tego posta. Po właśnie tych 2 latach oraz po przerwie od narkotyków spowodowanej świadomością głupoty tego co robiłem, dobry znajomy napisał do mnie, że udało mu się zdobyć LSD i z racji, że wiedział o moich marzeniach o psychodelikach zaproponował wspólnego tripa.  

 
***Moje pierwsze spotkanie z kwasem wspominam dość pozytywnie. Był to (podobno) blotter o mocy 200ug, z grafiką kreskówkowej czaszki. Wzięliśmy go w grupie 5 osób (jedną z nich można nazwać tripsiterem), każdy po pół kartonika na głowę. Z racji, że LSD było przetrzymywane w dość słabych warunkach przed naszym zebraniem się do skonsumowania go chyba stracił na mocy (co mogę stwierdzić dopiero teraz, po późniejszych doświadczeniach z innymi dawkami), co nie zmieniło naszej fascynacji tym, że zmieniła nam się wizja, mieliśmy lepszy humor i  zauważaliśmy rzeczy na które wcześniej nie zwracaliśmy uwagi. To co wtedy widziałem nie jest na tyle istotne, co mi zostało z tego doświadczenia w głowie. Wiedziałem, że nie będzie to moje ostatnie doświadczenie z psychodelikami i moje “marzenia” o zostaniu psychonautą odrodziły się na nowo.  

 

Teraz przewińmy trochę czas do przodu, a dokładniej do pierwszego roku studiów, czyli ok pół roku później. W między czasie zdarzyło mi się wziąć raz czy dwa MDMA, ale już miałem dość stymulantów i euforyków przez przekonanie, że nie są one warte tego czego doświadcza się dzień po... Mieszkając bez rodziców, w innym mieście, w wynajętym mieszkaniu czułem się komfortowo z zamówieniem czegoś poprzez markety na “deep webie”. W tamtym momencie nie miałem żadnych kontaktów z osobami, które potencjalnie mogłyby załatwić jakiekolwiek dragi, to też było to moim jedynym rozwiązaniem.  

***Pierwszym zamówieniem było 25 kartonów LSD-25, przetestowanych przeze mnie od dobrego vendora. Trochę z nich oddałem dla znajomej którą poznałem później, ale cała reszta została skonsumowana przeze mnie i moją dziewczynę w odstępach 2-3 tygodniowych.Uważam, że doświadczenia po zażywaniu tego kwasu były czymś co ukształtowało to kim obecnie jestem. Nie będę opisywać ich tutaj, bo było to dość dawno, dlatego nie pamiętam ich dokładnie, ale też nie odbiegały od standardowych tripów, o których jest na pewno masa postów tutaj. Dopiero późniejsze “bad tripy” okazały się czymś, z czym borykam się do dzisiaj i na nich chciałbym się skupić. 

***Piękny czerwcowy dzień, była to końcówka naszego pierwszego roku akademickiego. W tym okresie miałem już pracę, kilku dobrych znajomych oraz mieszkanie dalej opłacane przez rodziców. Uznaliśmy z dziewczyną, że jest to dobry moment na skończenie naszego zapasu LSD. Miałem wtedy też kilka kanistrów tlenku dizaotu, bo chciałem pierwszy raz zmieszać kwas z czymś innym. Dość głupia decyzja i na pewno jej szybko nie powtórzę. Zaczęło się jak nasz każdy standardowy trip, dlatego po comeupie czuliśmy się wystarczająco komfortowo żeby wciągnąć N20. Pierwszy balon- diametralnie zmieniona wizja: żywsze kolory, fraktale pojawiające się znikąd, poczucie jeszcze większej jedności z sobą i otaczającym nas światem. Przy patrzeniu się na siebie nawzajem byliśmy aż za symetryczni, co mi przeszkadzało aż na tyle, że musiałem złapać partnerkę za ręce i jedną podnieść w górę, a drugą w dół, żeby zaburzyć do odbicie lustrzane. Działało to dłużej niż normalne zaciągnięcie się gazem co było dla nas czymś nowym i po chwili uznaliśmy, że spróbujemy wciągnąć drugi balon. Drugi balon- Podobnie jak wcześniej: fraktale pojawiające się znikąd. Tym razem jednak były one czarne i po chwili czułem się, jakby jeden z nich wciągnął mnie do środka jak czarna dziura w której się po chwili znalazłem. Zostałem całkowicie pochłonięty czernią oraz nie czułem swojego ciała. Nagle w tej wszechobecnej czerni pojawiła się jasna kropka, przy zauważeniu której poczułem się jakbym doznał jakiegoś rodzaju “mentalnego orgazmu”. Kropka zmieniła się z linię, a linia w obraz. W tym obrazie widziałem moją dziewczynę siedzącą, opartą o scianę oraz mnie który upada przed nią. Widziałem również, jak ona zdezorientowana nie wiedząc co się dzieje próbuje coś do mnie powiedzieć ale ja z jakiegoś powodu zacząłem płakać i użalać się nad sobą, że jestem niesamowicie brzydki. Od chwili pojawienia się jej słyszałem damski śpiew, który jednym zdaniem wytłumaczył mi, że właśnie umarłem i tak wygląda “życie po śmierci”. Obraz który widziałem zaczął się oddalać i znów przeobrażać się w prostą linię światła. Oczywiście wszystko co opisałem od zostania “wciągniętym przez widziany przeze mnie fraktal” było dziwną i surrealistyczną halucynacją, trwającą pewnie kilka sekund, ale ja czułem to jakby minęło co najmniej kilka minut. Potem otworzyłem oczy wstałem i zacząłem biegać po mieszkaniu powtarzając jedynie słowo “nie” słysząc w głowie cały czas tą “piosenkę” oraz przypominając sobie cały czas co mnie właśnie spotkało. Było to swojego rodzaju zapętlenie myśli trwające kilkadziesiąt minut. Po nim w końcu się ocknąłem i resztę dnia przeleżałem w łóżku zdruzgotany tym co mnie właśnie spotkało pozostawiony z myślą, że chyba przeżyłem ego death. Dzień później uznałem, że czas zrobić sobie przerwę od psychodelików. 

***Lipiec, rok 2019, kolejne zamówienie, tym razem 50 kartonów, ten sam vendor, ten sam produkt, większość oddana znajomym. Jednak tu zaczyna się moja jeszcze mniej przyjemna historia. W tym okresie przeżywałem dużo stresu. Mój przyjaciel i wcześniejszy współlokator z nieznanego mi powodu się na mnie obraził i straciliśmy kontakt, znienacka przestałem być utrzymywany przez rodziców i musiałem sam się utrzymać finansowo, czekała mnie przeprowadzka oraz okazało się że nie zdałem pierwszego roku studiów i bałem się, że nie dostanę się na kolejne. Myślę, że cały ten stres i dalej siedząca we mnie trauma z poprzedniego doświadczenia spowodowała, że od tego momentu do dzisiaj nie doznałem sticte przyjemnego tripa. 

 

***Drugiego dnia po przeprowadzce uznaliśmy, że jest to dobry moment na powrót do “psychonautyzmu”. Mieliśmy zadowalające nas mieszkanie w centrum miasta w starej kamienicy (co było naszym marzeniem), sytuacja finansowa się ustabilizowała, dlatego nie obawiałem się tak bardzo o to co może się ze mną stać podczas zmienionego stanu świadomości. Po wzięciu ok 100ug LSD przez 3 godziny nie odczuliśmy żadnych efektów. Uznałem, że zawsze w tym momencie przeżywaliśmy peak, a tu nie mieliśmy nawet minimalnych efektów wizualnych. Planowaliśmy wyjazd do Ikei, to żeby nie marnować czasu na siedzenie z potencjalnie niedziałającym kwasem pojechaliśmy po wyposażenie wnętrza. W połowie drogi doznałem ataku paniki i musieliśmy wyjść z autobusu. Pomimo, że na trzeźwo drogę znałem na pamięć i ogólnie mam bardzo dobrą orientację w terenie, to nie miałem pojęcia gdzie jestem, która jest godzina, jak się tu znalazłem oraz czemu tu jestem. Czas stracił zupełnie znaczenie, a patrząc się na mapie w telefonie nie byłem w stanie pojąć czym jest Polska, koncept kraju oraz miasta, a tym bardziej nie pomogło mi to w zorientowaniu się gdzie jestem. Moja dziewczyna widząc co się ze mną dzieje przejęła kontrolę i prowadziła mnie za rękę do Ikei, podczas gdy ja trzymając ją kurczowo jedyne co byłem w stanie odpowiadać na jej pytania to “nie wiem” oraz co jakiś czas się jej pytałem czy coś wzięliśmy oraz czy jesteśmy nietrzeźwi. Tak nam minął dzień: ja panikowałem i byłem workiem kości i mięśni którego trzeba było wszędzie prowadzić za rękę, aż do momentu zejścia efektów. Nie pomogło mi to na pewno w kwestii poprzedniej traumy związanej ze śmiercią ego.  

Pomimo tych doświadczeń nie opuściła mnie chęć i fascynacja psychodelikami, to też nie miałem zamiaru z nimi kończyć. 

***Po jakimś czasie zdecydowałem się na kolejnego tripa, tym razem kompletnie samemu. Moja partnerka była w pracy, a ja zostałem sam w mieszkaniu. Uznałem, że żeby pogodzić się z psychodelikami muszę się poddać i oddać się w ręce substancji. Połowę dnia przeleżałem słuchając muzyki czekając na comeup. Trwało to na tyle długo, że moja dziewczyna zdążyła skończyć swoją zmianę. Podczas gdy wcześniej zaczynały już działać wizuale, tym razem nie było nic. Czułem się po prostu dziwnie, kolory nabrały ciemniejszych barw niż normalnie (zamiast typowo pastelowych zieleni, róży i błękitu, wszystko miało bordową, ciemnofiloetową i ogólnie nieprzyjemną barwę) Zamiast rozmazanych konturów i “wirujących” tekstur, wszystko było na tyle ostre i statyczne, że zacząłem panikować. Resztę tripa przeleżałem patrząc się na plastikową butelkę wody, czując jakby ściany zbliżały się do siebie próbując mnie zgnieść między sobą, lub oddalając się, a moje ciało raz było większe, a potem mniejsze niż powinno. Później dowiedziałem się, że można było to nazwać Syndromem Alicji w Krainie Czarów. Jeżeli chodzi o headspace, to czułem się w pewien sposób gwałcony przez wszechświat, co zdecydowanie nie było przyjemne. Po tym doświadczeniu zacząłem się godzić z tym, że chyba będzie to koniec mojej przygody z psychodelikami. Przez kolejny miesiąc miałem regularne napady paniki, halucynacje przed snem (które mam okazjonalnie do dzisiaj), oraz widziałem wszędzie sylwetki nieistniejących ludzi oraz sylwetki w “kącikach moich oczu”. Myślałem, że już nigdy nie wezmę LSD, zatem.... 

***Kolejny raz był dość spontaniczny. Nie chciałem odpuścić odkrywania świata psychodelików, dlatego się na niego zdecydowałem. Wziąłem 150ug razem z dziewczyną z myślą, że będzie lepiej. Żeby nie pisac tego samego, doświadczenie było niemalże identyczne do poprzedniego, z tą różnicą, że zamiast walcząc z “gwałtem” się mu poddałem, przez co reszta tripa była dość znośna (chociaż dalej nie do końca przyjemna) myślę, że to właśnie poddanie się dało mi pewnego rodzaju spokój i pogodzenie się ze sobą, dzięki czemu nie bałem się już tak bardzo kolejnych tripów. Moje schizy w pewnym stopniu trochę ustały i ogólnie czułem się dość dobrze. Uznałem to jako jeden z tych pozytywnych bad tripów, oraz że dużo się od niego nauczyłem, między innymi pogodzenia się z samym sobą. 

Przez pewien okres miałem już dość odmiennych stanów świadomości, ale po jakimś czasie uznałem, że może dzięki grzybom wrócę do dawnych czasów pozytywnych tripów. Niestety przez wszystkie poprzednie negatywne doświadczania, kolejne nie były aż tak pozytywne. Pomimo, że potrafię czerpać z nich pewnego rodzaju przyjemność, to opuściły mnie jakiekolwiek wizuale. Jedyne co “widzę” to delikatnie podwyższony kontrast i żywsze kolory. To samo tyczy się 2CB, które nie daje mi jakichkolwiek wizuali. Nie wiem czym jest to spowodowane, ponieważ nie spotkałem się z nikim kto miałby podobny problem, ani nie znalazłem żadnego trip reporta mówiącego o tym “problemie”. Głównie jestem ciekawy czym jest to spowodowane, oraz czy istnieje możliwość przywrócenia efektów wizualnych, czy po prostu od “ćpania” coś mi się zmieniło w głowie i nie ma powrotu do czasów pierwszych doświadczeń z psychodelikami, podczas których zachwycałem się pastelowymi kolorami i ruszającymi się obiektami.  

Oczywiście doceniam to co substancje psychoaktywne teraz dają mi obecnie mentalnie, ale takie tęsknię za tak prostymi rzeczami jak “fajne kolorki” 

 

 

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
21 lat
Set and setting: 
Głównie we własnym mieszkaniu z bliską osobą.
Ocena: 
Doświadczenie: 
LSD-25 od 1.5 roku, z częstotliwością raz co 2-3 tygodnie, poźniej z przerwami, teraz głównie grzyby halucynogenne z częstotliwością raz na miesiąc
Dawkowanie: 
100ug-250ug

Odpowiedzi

Czy mógłbyś dokładniej opisać to wrażenie bycia gwałconym przez wszechświat? Jak to się objawiało? 

Jak fajne kolorki to tryptaminki albo jakis flip ;), a na radzenie sobie z traumą jakieś sesje na emilly ze znajomymi, branie kwasa bez żadnej intencji na złym ss może nie pójśc dobrze o czym przekonałem się nie raz. No i nie wiem nie brzmi mi to na ego death, albo ja to źle interpretuje, polecam też wycieczke na jakiś mało wymagający szlak w naturze i tam konsumpcje, zupełnie inna faza.

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media