przećpany urlop olimpijski
detale
Oxazepam - 30mg.
Tamazepam - 100 mg.
raporty slepy02
przećpany urlop olimpijski
podobne
Chodzę do pierwszej klasy liceum. Interesuję się światem. W przyszłości chciałbym reżyserować filmy fabularne. Substancje ,,psychoaktywne,, traktuję po części jako środek poszerzający moje poznanie a po części jako zwyczajną rozrywkę. Po prostu to lubię.
W zeszłym tygodniu w piątek poszedłem na przysługujący mi urlop olimpijski (przygotowuję się do rejonowego etapu olimpiady z wiedzy o filmie i komunikacji społecznej). Już gdy oddawałem wniosek o urlop wiedziałem, że chcę coś wtedy chlupnąć. Myślałem, że jak zazwyczaj w piątek walne z kumplem po 300mg kody i na tym się skończy...
Przed tripem:
Wstaję rano w dobrym nastroju. Jest godzina 12. Umówiłem się z ziomkiem, że odbiorę go ze szkoły o 14:30. Mam więc jeszcze sporo czasu. Łykam antydepresanty i jakieś tam suplementy. Wpiepszam dwa lody na patyku i idę do pokoju mamy w poszukiwaniu Efferalganu. Mamcia dostaje go od lekarza na migreny, więc często podpiepszam parę rolek. Przetrzepuję torebki ale nic w nich nie znajduję.. Trudno - myślę - będę musiał samemu skołować kodę. Zrezygnowany przeglądam jeszcze parę skrytek w pokoju i ku mojemu sporemu zdziwieniu nagle natykam się na blister Oxazepamu GSK. Jest on prawie pusty - zostały jedynie trzy tabletki. Napalony czytam o nim troszkę na H. i słucham muzyki. Mija jakaś godzina. Muszę już zawijać po kumpla. Ładuje do kieszeni: oxazepam, fajki, pieniądze. Schodzę na dół. Ubieram buty i widzę, że wycieraczka jest pusta. Co tam - mówię - sprawdzę jeszcze apteczkę moich dziadków. Wpadam do ich mieszkania - przybudówki. Widzę szafę. Otwieram trzecią szufladę od góry - dobrze wiem gdzie trzymają leki. Szukam, szukam a tam piękne, lśniące, nieodpląpowane jeszcze opakowanie Signopamu (Tamazepam). Podjarany wychodzę z domu i idę na autobus. Muszę potem jeszcze przesiąść się w tramwaj. Mija jakieś 50 minut i jestem pod szkołą ziomeczka. Witamy się i idziemy do parku na szluga. Dzielę się z nim nowinami poranka i łykam 30 mg. Oxazepamu - tak na dobry początek. Mówię kumplowi, że Tamazepam podobno mocno podbija działanie opio więc zmieniamy plany i zamiast po 300 zamierzamy wziąść dziś tylko po 225mg. kodeiny. Postanawiamy kupić trzy opakowania Antidolu 15 i idziemy na apteki. Na szczęście jesteśmy w centrum i jest ich tu od groma. Po piętnastu minutach mamy ,,towar,, :). Idziemy coś ojebać do MC i wracamy do domu. Oxazepam jakoś tam wchodzi ale to dopiero preludium tego co ma się dziś wydarzyć. Trochę mnie zmuliło i jest mi, że tak powiem ,,wygodnie,,. Wracamy na nasze osiedle około godziny 16:30 i umawiamy się na 18 u mnie. Siedzę na hyperrealu, słucham muzy a czas szybko mija. Nagle słyszę dzwonek do mych drzwi. Schodzę i otwieram - to ziomeczek. Bierzemy z kuchni moździerz, szklanki i trochę lodowatej wody. Idziemy na strych i zaczynamy ekstrakcję. Jako filtru urzywamy mojej skarpetki - wypranej :). Wkurwiają mnie filtry z ręczników papierowych bo się rozdzierają - mniejsza z tym. Produkt jest gotowy.
Trip:
(19:00) Łykam 225 mg. kodeiny w roztworze na raz. Smak gorzkawy z lekką nutką skarpety. Kumpel mówi, że obrzydliwe, ja już jestem przyzwyczajony. Dorzucamy do tego po 30 mg. Tamazepamu i czekamy na pierwsze efekty.
(19:15) Zaczyna wchodzić. Bardzo dobrze mi się rozmawia. Chce się dzielić swoimi myślami, chcę być wysłuchany. Czuję że jestem w idealnym miejscu i czasie - że właśnie tu powinienem teraz być. Jest mi dobrze. Słuchamy muzyki i rozmawiamy.
(19:30) Świat wydaje mi się dobry - jest przede mną jeszcze tyle do zrobienia, tyle do poznania, tyle pięknych chwil do przeżycia. Głowę mam pustą od problemów. Nie ma tam na nie miejsca. Całą przestrzeń zajmuje dobro. Moje ciało emanuje spokojem. Chciał bym by ten moment trwał wiecznie. Łykamy jeszcze po 20 mg. T i postanawiamy wyjść na szluga. Wychodząc spotykamy moich rodziców. Jesteśmy jeszcze w miarę ogarnięci i udaje nam się zachować pozory.
(19:45) Na dworze spotykamy moją drugą mordeczkę. Okazuje się, że właśnie do mnie zmierzarza. Teraz jest nas już trzech. Dla ułatwienia czytelnikom poruszania się po tym raporcie pozwolę sobie nazwać moich koleżków. Ten którego odbierałem ze szkoły nazwę ,,kolarz,, a ten który dołączył do nas przed chwilą ,,adorator,,.
Tutaj film zaczyna mi się nieco rwać - nie do końca wszystko pamiętam ale postaram się dokończyć najdokładniej jak mogę.
(ok. 20:00) Ruszamy na spacer. Idziemy przez kampus uniwersytetu na zajezdnie autobusową. Po drodze palimy fajka i gadamy. Mam zamułę - trochę jak po bace. Nie potrafię się wysłowić - jedno zdanie składam przysłowiowe dziesięć minut. Czuję się jakbym był z jednej strony zjarany a z drugiej najebany tylko bez efektów wizualnych - ani obraz mi się nie trzęsie, ani nie występują jego zniekształcenia czy przybliżenia jak po zielsku.
(ok. 20:30) Dochodzimy na pętlę. Widzimy zieloną hulajnogę elektryczną - jedną z tych zielonych hulajnóg które można sobie wypożyczyć w większych miastach. Kolarz jak to kolarz dosiada swej drugiej połówki. Jedzie na hulajnodze elektrycznej nie urzywając silnika, odpycha się nogami. Adorator zamartwia się, że będzie za to trzeba zapłacić a ja mam wyjebane.
(ok. 21:00) Wpadam na genialny pomysł skoczenia do kolejnej apteki po thiocodin. Akurat przechodzimy obok całodobówki - wchodzę. W aptece: Dzień dobry - mówię - poproszę Antidol 15. Babka mi podaje. Myślę - kurwa na chuj mi teraz Antidol - nie zrobię przecież ekstrakcji na trawniku. Przepraszam - mówię - poproszę jednak thiocodin. Pani się uśmiecha, patrzy na mnie przez chwilę i w końcu podaje thiocodin. Wychodze rozjebany - śmieje się sam z siebie.
(ok. 21:20) Gryzę pięć tabletek thio (75mg.) i daję resztę kolarzowi - odstawił już swą durną hulajnoge. Nawet nie pogryzł tabletek. Nie tyle chce mi się spać co wydaje mi się jakbym już spał - na stojąco. Zmierzamy w stronę domu. Po drodzde dzielimy się resztą Signopamu - a co ma się zmarnować?!
(ok. 22:00) Stajemy na chwilę i odgrywamy tak zwaną scenkę ćwiczebną - Adorator jest moją mamą a Kolarz ma za zadanie przekonać ją, że nie jest totalnie nafurany. Po chwili zawiechy, Kolarz łapie co ma zrobić i mówi do koleszki - Dzień dobry, wyrzuciliśmy śmieci i zjedliśmy pożywny obiad, wszystko jest w porządku. Kurwa - mówię - przypał murowany. No trudno ruszamy.
(ok. 22:20) Jesteśmy już na naszym osiedlu. Adorator musi się zmywać. Żegnamy go i idziemy do mojej chaty. Na wejściu dzwonię - nie dałbym rady otworzyć drzwi kluczem, nie ma opcji. Wita nas mama, albo tata, albo mój brat - nie pamiętam kto to dokładnie był - w każdym razie wchodzimy. Idziemy do kuchni po coś do picia. Na powitanie słyszę - synu ty jakoś dziwnie chodzisz. Mamo - mówię - ja? Chyba oszalałaś. Po wymianie paru ,,argumentów,, stanęło na naszym.
Tutaj pamiętam już tylko tyle, że jak już byliśmy u góry nagle zacząłem płakać i żalić się nad sobą. To chyba przez Tamazepam - zadziałał na mnie bardzo rozczulająco. Potem kojarzy mi się jeszcze taka scena, że zszczedłem na chwilę do kuchni i wyciągnąłem z zamrażalki loda - kaktusa po czym przyniosłem go leżącemu na łóżku, półśpiącemu kolarzowi na co on powiedział zdziwionym głosem coś w stylu - yyy, haha. Czemu przyniosleś mi loda w zimę? Co tu się właśnie odwaliło?! Jakoś o 23:30 pożegnaliśmy się i Kolarz poszedł do siebie a ja rzuciłem się na łoże i spałem jakoś do godziny 12 dnia następnego.
Przeżycie i sam miks oceniam jako pozytywny. Jednak uważam, że dawka Tamazepamu była Stanowczo za dłuża. Wywołało to zbyt mocną zamułę i urywany film. Mimo to było bardzo miło. Opiaty i antydepresanty zaczynają mi się coraz bardziej podobać. Pozwalają nam zakceptować świat i nas samych takich jakimi jesteśmy, a to bardzo ważne.
- 18308 odsłon
Odpowiedzi
Współczuję wjebania się w
Współczuję wjebania się w jedno z najgorszych gówien w tak młodym wieku.
To tylko sen samoświadomości.
Będę mieć czas to dojebię
Będę mieć czas to dojebię tutaj piękny komentarz otrzeźwiający. O kurwa dojebie aż miło ;3
Dobra, a więc Panie Autorze.
Dobra, a więc Panie Autorze.
"Opiaty i antydepresanty zaczynają mi się coraz bardziej podobać. Pozwalają nam zakceptować świat i nas samych takich jakimi jesteśmy, a to bardzo ważne."
O ile antydepresanty rzeczywiście pomagają, o tyle opiaty NIE i nie wiem czy zdajesz sobie sprawę ale jesteś na równi pochyłej w same piekło i nie ważne czy kurwa teraz jesteś najlepszym uczniem, czy najgorszym.
Jeżeli rzeczywiście w przyszłości "chciałbyś reżyserować filmy fabularne" to polecam Ci ogarnąć twój nałóg bo jesteś wjebany w uzależnienie po uszy i to już w 1 liceum... 18 lat...
Nie będzie filmów, reżyserowania, olimpiad, nie będzie akceptacji świata, ani tego kim jesteś. Będzie sranie, płacz rodziny, płacz matki obwiniającej siebie i odebrane marzenia.
Twój raport wręcz kipi Twoim rychłym końcem i tym jak bardzo jesteś uzależniony, więc szczerze Ci radzę zastanów się co się odpierdala.
"Po prostu to lubię." - a kto kurwa nie, toż to ćpanie
No a mówię tylko o opio a ty jeszcze dorzucasz benzodiazepiny, które w pewnym sensie są jeszcze większym gównem.
Bierzesz antydepresanty więc pewnie coś złego się dzieje, ale to nie ćpaj do tego, tylko pozwól im działać.... bo jak potem przyjdzie do odstawiania opio, benzo i antydepresantów jednocześnie to nic tylko ciąć żyły :P
lekarstwo na cierpienie
Choroba, depresja, nienawiść do świata i zażenowanie ludźmi.
Dopiero niedawno zaczęło do mnie dochodzić, że to te właśnie czynniki sprowadziły mnie na drogę kodeiniarza. To nie chęć poszerzania poznania, tak sobie to tylko usprawiedliwiałem. Przestałem się bać śmierci, dużych dawek bez ekstrakcji, ataku serotoninowego. Hamulce poszły się jebać. Najdosadniej poczółem swój nałóg kiedy spotkałem się z kolegą w jeden z piątków a on powiedział, że nie chce mu się dziś ćpać i ja też nie powinienem. Strasznie się wkurwiłem i chciałem zostać sam - przygrzać. Nie potrafiłem już z nim rozmawiać na trzeźwo, potrzebowałem kody. Całe plecy mam w strupach. Wczoraj gdy ściągnąłem bluzę w szkole koleżanka zapytała mnie czy się tne - wie o mojej depresji. Patrzyła na moje rany na ręce - krwawe zadrapania powodowane wyrzutem histaminy. Od dwóch tygodni jestem czysty. Czasem spale gibona. Unikam alkoholu, wszelkich substancji spowalniających, przytłumiających. Czekam na kolejną wizyte u psychiatry - poproszę o zwiększenie anty i może odmówie uspokajających, może. Najmocniejszym a zarazem najboleśniejszym narkotykiem jest samo życie. Mnie ta substancja przerosła.
Trzeba przyznać że to co
Trzeba przyznać że to co napisałeś może się wydawać bardzo żałosne i śmieszne dla osoby, która jest nieco bardziej doświadczona (bierze kodeinę parę lat). Łatwo się samemu oszukiwać, usprawiedliwiać tylko po to żeby lepiej się poczuć. Tak na prawdę nie ma tutaj żadnych mądrych rad typu "bierz tylko w weekendy a wszystko będzie dobrze". Możesz tylko próbować kontrolować swój nałóg ... z różnymi skutkami. Myślę że Twoje zbyt lekkoduszne podejście do tematu używek wzięło się z iluzorycznego poczucia własnej wyjątkowości. Możesz się uważać za osobę oświeconą, która zasługuje na to by doświadczać czegoś więcej. Możesz być nawet wielkim, niespełnionym artystą, który duma w obłokach ale w żadnym stopniu nie uchroni Cię to przed skutkami uzależnienia. U mnie zaczęło się to np. gdy przestałem pić alkohol z pobudek ideowych. Po prostu uznałem że jest to dla głupich ludzi, którzy dają w ten sposób kontrolować się przez żydów. Za bardzo uwierzyłem w swoją inteligencję i indywidualizm. Serce mi się kraje jak piszeszjeszcze do tego o jakichś benzodwuazepinach. Trochę tak jest jak piszą że jest to syf gorszy od samej kodeiny bo tak, a trochę mogą się co po niektórzy pocieszać że skoro nie biorą tego tylko same opio to nie jest z nimi tak źle. Wiesz o co mi chodzi... mam po prostu na myśli to że jesteś młodym, zajebiście wspaniałym gościem i możesz sobie spokojnie dawać radę bez tego całego gówna. Zobacz jaka miłość jest wspaniała i seks, który jest jej częścią także. Jak wsadzisz jakiejś cudownej dziewczynie rękę pod bluzkę albo ... no już może skończę. Zapominasz wtedy o bożym świecie i o innych pokusach bo Twój mózg naradza Cię za to że zrobiłeś coś zajebistego. Pozdro600 na rejonie